Na papierze ta bestia szczerzy kły tak, że można się przestraszyć. Już sam 24-rdzeniowy Intel Core i9-13900HX w parze z RTX 4080-em potrafi pobudzić wyobraźnię do działania w naprawdę wysokim klatkażu. A to ledwie dwa powody, którymi Dell Alienware m16 R1 chce przekonać graczy, że warto wydać na niego majątek. Jeżeli chcecie poznać więcej zalet, ale również wad tegoż mocarnego przybysza z planety bogaczy, zapraszam do przeczytania recenzji.
Zacznijmy od tego, że laptop jest dostępny w kilku różnych konfiguracjach. W momencie pisania tekstu, różnice między najdroższą i najtańszą wynoszą nawet 8 tysięcy (!) złotych. Jednostka, którą otrzymałem do recenzji, sytuuje się wśród tych „droższych z najdroższych”, przy czym nie łapie się nawet na podium.
W ofercie x-komu naliczyłem w tym momencie trzy konfiguracje kosztowniejsze – jedną z RTX-em 4090, jedną z RTX-em 4080, ale za to z 64 GB RAM-u i dyskiem 2 TB, i ostatnią, która też ma na pokładzie RTX-a 4080, ale w połączeniu z dwukrotnie „większym” dysk niż ten, który znalazł się w testowanym przeze mnie laptopie.
Różnorodność wariantów wydajnościowych i cenowych warto oczywiście odnotować w rubryce plusów. Wiadomo, im większy wybór, tym większa szansa na zakup konfiguracji, która idealnie wpasuje się w nasze potrzeby.
Tak czy inaczej specyfikacja testowanego laptopa Dell Alienware m16 R1 prezentuje się następująco:
Matowy, LED, WVA,
Przekątna ekranu: 16″,
Rozdzielczość ekranu: 1920 x 1200 (WUXGA),
Częstotliwość odświeżania ekranu: 480 Hz
USB 3.2 Gen. 1 – 2 szt.,
USB Typu-C (z Thunderbolt™ 4) – 2 szt.,
HDMI 2.1 – 1 szt.,
Czytnik kart pamięci SD – 1 szt.,
Mini Display Port – 1 szt.,
RJ-45 (LAN) – 1 szt.,
Wyjście słuchawkowe/wejście mikrofonowe – 1 szt.,
DC-in (wejście zasilania) – 1 szt.
LAN 2.5 Gb/s,
Wi-Fi 6E,
Moduł Bluetooth
Wysokość: 25,4 mm,
Szerokość: 369 mm,
Głębokość: 290 mm
3,25 kg (z baterią)
Wielodotykowy, intuicyjny touchpad,
NVIDIA G-Sync,
Matryca z pokryciem barw 100% DCI-P3,
Podświetlane logo na pokrywie,
Podświetlane elementy obudowy
Dell Alienware m16 R1 znajduje się na półce „premium”, do której, z wiadomych przyczyn, doskoczyć mogą nieliczni. I choćby dlatego można – a nawet trzeba – wymagać od niego czegoś ekstra. Nie tylko pod kątem mocy obliczeniowej oraz komfortu użytkowania, ale też pod względem wykonania czy jakości zastosowanych materiałów.
A zatem: jak na tej płaszczyźnie radzi sobie Alienware m16 R1?
Idźmy po kolei. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, biorąc go w dłonie, jest ciężar. Gdyby laptopy pojedynkowały się ze sobą na ringu, Alienware m16 R1 z pewnością występowałby w wadze ciężkiej. 3,25 kg, bo tyle dokładnie waży, to więcej niż sporo, zwłaszcza kiedy mówimy o sprzęcie, który z założenia ma być mobilny. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że jeszcze kilka lat temu na rynku można było znaleźć gamingowe laptopy ważące nawet 5 kilogramów.
Waga m16 R1, rzecz jasna, nie bierze się znikąd. Obudowa skrywa w swoich wnętrznościach topowe podzespoły, ale też chłodzenie, które ma zagwarantować, że ogień wirtualnych bitew nie wydostanie się poza ekran. Na pocieszenie mogę powiedzieć, iż rzekoma „nadwaga” 16-calowego Alienware’a wpływa pozytywnie na jego wizerunek laptopa solidnego, wytrzymałego, wykonanego z pieczołowitością, przy użyciu wysokiej klasy materiałów.
Konstrukcyjnie Alienware m16 R1 sprawia wrażenie czegoś, co jest w stanie przetrwać naprawdę wiele. Czy tak jest w rzeczywistości? Cóż, aby się dowiedzieć, musiałbym narazić go na rygorystyczne testy wytrzymałości albo oddać w ręce moich synów (trudno powiedzieć, co gorsze).
Dominującym materiałem jest tu anodyzowane aluminium, aczkolwiek wewnętrzną stronę podstawy pokrywa „gumiaste”, miękkie i przyjemne w dotyku tworzywo sztuczne, które niestety ma tendencję do „przyklejania” do siebie drobinek kurzu.
Ogólnie wszystko jest ze sobą idealnie spasowane; mimo nacisków (dosłownie) z mojej strony, nie udało mi się wywołać dłonią żadnego skrzypienia, trzasku ani innego dźwięku, który wzbudzałyby niepokój.
Zawias łączący podstawę z pokrywą działa perfekcyjnie – płynnie, a jednocześnie z przyjemnym oporem, który pozwala wykluczyć sytuację, kiedy w przyszłości pokrywa zaczyna „żyć swoim życiem”. Generalnie pod względem jakości wykonania Dell Alienware m16 R1 to naprawdę wysoka półka.
Jeśli natomiast chodzi o design i tzw. „efekciarstwo”, to tutaj już trudno o obiektywizm, ponieważ ocena polega tutaj na wybraniu konkretnego punktu na skali od „nie podoba mi się” do „podoba mi się”. Mnie na pewno przypadła do gustu równowaga między klasyką a dodatkami podkreślającymi gamingowy charakter urządzenia.
Wyłączony Alienware m16 R1 nie wyróżnia się specjalnie prezencją, natomiast po uruchomieniu dają o sobie znać elementy RGB, a więc logotyp serii na pokrywie, przycisk uruchamiania komputera oraz LED-owy pasek wyznaczający obrys tylnej części podstawy. Wygląda to efektownie, a jednocześnie nie przytłacza krzykliwością.
Miłym dla oka akcentem są również kratki wentylacyjne nad klawiaturą w formie sześcioboków, ułożonych według schematu „dwa plus jeden”. Znajdziemy je także na spodzie podstawy. Na wyróżnienie zasługują również cienkie ramki wokół wyświetlacza oraz kolor obudowy nazywany przez producenta „dark metallic”. Warto wspomnieć, że sama obudowa– w przeciwieństwie do większości laptopów dostępnych na rynku – nie pozostawia śladów po palcach już przy najlżejszym kontakcie ze skórą.
Zacznijmy od gładzika. Podejrzewam, że większość użytkowników będzie z niego korzystać jedynie w ostateczności, bo w grach żaden, nawet najlepszy gładzik nie zastąpi myszki. Niemniej i tak warto o nim wspomnieć. Mimo niewielkich rozmiarów pracuje się na nim naprawdę nieźle. Po pierwsze dlatego, że jest miły w dotyku, a po drugie – reaguje odpowiednio na gesty wykonywane palcami.
Jeśli akurat nie wykorzystujecie Alienware’a do anihilacji wirtualnych przeciwników, ale na przykład do pracy, touchpad jest Wam w stanie zaoferować komfort użytkowania porównywalny z laptopami biurowymi i biznesowymi. No, chyba, że macie duże palce… wtedy może być problematycznie, gdyż, tak jak wspomniałem, powierzchnia gładzika nie należy do największych.
Bardzo dobrze, moim zdaniem, wypada klawiatura. Zarówno pod kątem gamingu, jak i pisania (choć tutaj co niektórym może doskwierać brak klawiatury numerycznej). Klawisze mają optymalną wielkość i odstępy, przyjemną fakturę oraz niski skok.
Z poziomu ustawień AlienFX w Alienware Command Center możliwa jest personalizacja oświetlenia klawiatury, jak również innych podświetlanych elementów. Podoba mi się to, że możemy dodawać różne kolory oświetlenia do poszczególnych grup przycisków, na przykład „WASD” albo klawiszy funkcyjnych. A to tylko mały wycinek możliwości, jakie daje AlienFX.
Szału nie ma. Dźwięk jest wyraźny i klarowny, ale też niestety płaski i skoncentrowany w głównej mierze na tonach wysokich i średnich. Wydaje się, że sprzęt tej klasy zasługuje na nieco lepsze audio.
Choć jeśli zastanowić nad tym nieco dłużej, to może się okazać, że taka inwestycja byłaby bezsensowna. Wentylatory w laptopie szumią głośniej niż ocean podczas sztormu. Jedynym sposobem, żeby zagłuszyć ich pracę i skupić się warstwie audio gry, są słuchawki, które skutecznie izolują użytkownika od dźwięków otoczenia.
Kamera FHD 2,1 Mpix z czujnikiem podczerwieni generuje raczej przeciętny obraz, a przynajmniej ja nie zauważyłem znaczących różnic od tego, do czego przyzwyczaiły mnie notebooki tańsze i niekoniecznie gamingowe. Do rozmów wideo na komunikatorach będzie w sam raz.
Szkoda, że producent nie zdecydował się na dodanie fizycznej osłonki na kamerę, którą powoli staje się standardem w branży, skądinąd bardzo słusznie.
Laptop posiada całkiem sporo wejść i wyjść. Na uwagę zasługuje też ich różnorodność. Fajnie, że producent znalazł miejsce na slot kart SD. Z pewnością docenią to ci użytkownicy, którzy poza gamingiem, będą korzystać z Alienware’a do obróbki zdjęć, filmów i do wykonywania innych zadań, wymagających nieprzeciętnej mocy obliczeniowej oraz porządnej matrycy, która nie przekłamuje kolorów.
Tak czy inaczej lista dostępnych portów w Dell Alienware m16 R1 wygląda następująco:
Można powiedzieć, że wśród złączy mamy wszystko, czego potrzeba do gry i pracy. Oczywiście warto wspomnieć, że większość portów – co charakterystyczne dla gamingowych laptopów Della – znajduje się nie na bokach podstawy, ale z tyłu, niejako „wewnątrz” ramki tworzonej przez pasek LED.
Nie, nie przewidzieliście się. Testowana jednostka została wyposażona w ekran z częstotliwością odświeżania na poziomie 480 Hz. Moje oko co prawda nie jest w stanie wyłapać w pełni, co to właściwie oznacza w praktyce, w dodatku nie jestem entuzjastą gier online, natomiast taka wartość i wynikająca z niej płynność obrazu, niewątpliwie robią wrażenie.
Matowy ekran LEDD WVA o proporcjach 16:10 pracuje w rozdzielczości 1920 x 1200 (WUXGA). Z tego, co zdążyłem się zorientować, Dell nie przygotował konfiguracji z panelem 4K. Nie wiem, jaki jest tego powód, jedynie odnotowuję fakt. Co poza tym? Na przykład pokrycie palety barw DCI-P3 wynoszące soczyste 100 procent, co z pewnością docenią użytkownicy pracujący z grafiką i montażem filmów.
Subiektywne wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Być może nie zabrzmię profesjonalnie, ale ten ekran jest po prostu piękny. Niezależnie od tego, czy gracie, oglądacie serial czy edytujecie zdjęcia w postprodukcji. Piękne kolory, piękny kontrast (1000:1), piękne kąty widzenia – wszystko to pozwala wycisnąć maksimum z dobrodziejstw oferowanych przez RTX 4080.
Jasność maksymalna, według producenta, wynosi 300 cd/m². Wartość raczej przeciętna, aczkolwiek wątpię, żeby w praktyce ktokolwiek czuł z tego tytułu jakieś niedostatki. Praca na Dell Alienware m16 R1 przy oknie nie sprawia problemów, a nie spodziewam się, aby ktoś wyszedł z tym laptopem na ławeczkę przed blokiem i tam zagrał mecz lub dwa w Fortnite.
Topowe podzespoły same w sobie stanowią obietnicę topowej wydajności. Mamy tu przecież Intel Core i9-13900HX – Raptor Lake 13. generacji HX o konstrukcji hybrydowej. Procesor posiada 24 rdzenie (8 rdzeni Performance Cores i 16 Efficiency Cores), 32 wątki i taktowanie w przedziale 3,9–5,4 GHz. W benchmarku Cinebench R23 testowana konfiguracja osiągnęła 25013 punktów na wszystkich rdzeniach i 1942 w trybie jednordzeniowym.
Dalej wymienić należy oczywiście kartę graficzną GeForce RTX 4080, a więc GPU ulokowane tylko na jednej półce niżej niż obecny król – RTX 4090. Pamięć GPU wynosi 12 GB GDDR6, a maksymalna moc to aż 175 W. Prócz RTX-a 4080 mamy też oczywiście zintegrowaną kartę Intel UHD Graphics.
W testowanej jednostce znalazło się 32 GB RAM-u (DDR5, 4800 MHz). Jeżeli najdzie nas ochota lub potrzeba, możemy powiększyć tę wartość dwukrotnie.
Całość dopełnia szybka pamięć SSD M.2 PCIe o pojemności 1000 GB. I tutaj mocne zaskoczenie: Dell zostawił furtkę do upgrade’u. Chociaż to nie tyle „furtka”, co wręcz „brama”, bo mamy miejsce aż na cztery (!) nośniki SSD. Maksymalnie możemy „skompletować” 9 TB pamięci masowej. Robi wrażenie.
Za wydajnościową elastyczność laptopa Alienware m16 R1 odpowiada aplikacja Alienware Command Center. Oprogramowanie uruchamia się automatycznie dostosowując profil zasilania do aktualnie wykonywanych zadań. Powiadomienia o zmianach profili wyświetlają się za każdym razem w prawym dolnym rogu ekranu, na przykład wtedy, gdy uruchamiamy grę lub kiedy ją zamykamy.
Predefiniowanych profili łącznie jest sześć: bateria, cichy, zrównoważony, wydajność oraz podkręcony. Aplikacja w czytelny sposób wyjaśnia działanie każdego z nich, informując o tym, jak wpływa na moc procesora i karty graficznej, zużycie energii, hałas czy generowanie temperatur.
Dla tych, którzy lubią przekręcać suwaczki, ale przede wszystkim dla tych, którzy mają pojęcie, co robią, przygotowany został profil niestandardowy. Możemy tutaj na przykład ustawić konkretną wartość dla napięcia procesora czy limit temperatury karty graficznej.
Co ciekawe, zegary przedstawiające aktualne wykorzystanie komponentów oraz ich temperatury możemy wywołać podczas gry. Używając odpowiedniego skrótu na klawiaturze, pojawi nam się dyskretny widget.
Niestety z płynnym przełączaniem między profilami coś jest nie tak. Mam tu na myśli to, że w momencie przełączania system zdaje się zawieszać na kilka sekund. Obraz „zamarza”, nawet kursor myszy zastyga w bezruchu, a potem wszystko wraca do normy. Nie ukrywam, że jest to dość irytujące, aczkolwiek rzecz pewnie zostanie poprawiona przez Della w którejś z aktualizacji.
Nie ukrywam, że spędziłem z tym laptopem nieco więcej godzin, niż to było wymagane do zrecenzowania go, natomiast… trudno było mi się oprzeć, bo szansa na wypróbowanie tak potężnego laptopa nie nadarza się codziennie.
Poniżej przedstawiam, jak Dell Alienware m16 R1 poradził sobie w kilku tytułach przy różnych ustawieniach graficznych.
Subiektywne wrażenia mam… bardzo różne. Można powiedzieć, że były one definiowane przez gry, które uruchamiałem. Taki Cyberpunk 2077 na najwyższych ustawieniach działał zaskakująco dobrze (przypominam, że mówimy o trybie „Overdrive”), ale już fatalnie zoptymalizowany Elden Ring sprawiał masę problemów.
Przy wyłączonym ray tracingu i ustawieniach ultra gra od studia From Software wygenerowała średnią klatek na sekundę wynoszącą ledwie 53. Kiedy włączałem ray tracing, tytuł za każdym razem wyrzucał mnie do pulpitu w momencie ładowania rozgrywki. Biorąc pod uwagę, jak mocnym sprzętem jest Alienware m16 R1, czuję się lekko zdegustowany wersją Elden Ring na komputery osobiste, która jest autentycznie skopana. Moje zdziwienie jest o tyle większe, że sam gram w grę From Software na Xbox Series X i tam, mimo wszystko, chrupnięcia klatkażu są znacznie rzadsze niż to, co zobaczyłem na pececie.
Odrobinę lepiej, choć do ideału wciąż daleko, wypada Hogwarts Legacy. Aczkolwiek tutaj dylemat pt. „grać z ray tracingiem czy bez” szybko załatwił u mnie fakt, że śledzenie promieni w większości przypadków wygląda mało efektownie i jeszcze mniej realistycznie.
W pozostałe testowane tytuły grało mi się nieziemsko dobrze, płynnie i bez najmniejszych problemów. No, może poza hałasem wentylatorów i nagrzaną obudową, ale o tym więcej powiem w następnych akapitach.
Co do samego chłodzenia, warto nadmienić, że mamy tu do czynienia z autorskim chłodzeniem Cryo-tech. Co się kryje za tą nazwą? Na przykład pokaźna komora parowa z czterema wentylatorami. Albo Element 31, czyli innowacyjny materiał opracowany przez Della, używany do wypełniania przestrzeni między procesorem i kartą, a ich elementami termicznymi (komory parowe, elementy miedziane). Materiał odprowadza ciepło z nagrzanych komponentów, przez co na przykład umożliwia procesorowi pracę w trybie Turbo nawet dwa razy dłużej.
Jak temperatury wyglądają w praktyce?
Procesor Intel Core i9-13900HX pod obciążeniem generuje temperatury powyżej 90 stopni Celsjusza. Momentami nawet – jak zarejestrował benchmark HWiNFO – temperatury sięgały pułapu ponad 100 stopni. To oczywiście przełożyło się na dławienie termiczne, które występowało we wszystkich ośmiu rdzeniach P. Jednocześnie nie zauważyłem, żeby obniżało to płynność rozgrywki.
W warunkach „biurowych”, a więc na przykład podczas korzystania z przeglądarki czy aplikacji z pakietu Microsoft 365, temperatura procesora spada do około 57 stopni Celsjusza.
W trybach od „wydajności” w górę hałas generowany przez chłodzenie jest naprawdę spory. Na dłuższą metę nawet męczący, co potwierdziły redakcyjne koleżanki, w których obecności testowałem laptopa. Bez dobrych słuchawek ani rusz.
RTX 4080 z kolei, nie mając zbyt dużo do roboty, generuje ciepło na poziomie 48–55 stopni Celsjusza. Kiedy natomiast zaprzęgniemy go do pracy, temperatura zwiększa się do około 80 stopni. Generalnie jest nieźle.
Do czego trudno było mi się przyzwyczaić, to z pewnością do rozgrzanej obudowy. Po kilkudziesięciu minutach grania, kiedy opuszki palców nieprzerwanie stykały się z klawiaturą, czułem na skórze nieprzyjemny dyskomfort, który utrzymywał się jeszcze przez jakiś czas po zakończeniu rozgrywki. Podejrzewam, że gdybym miał używać Alienware’a m16 R1 na co dzień, podpiąłbym pod niego zewnętrzną klawiaturę.
Niestety taki już urok gamingowych laptopów, nawet tych z segmentu premium, że nagrzewają się w trudny do okiełznania sposób.
Nie będzie kontrowersją, jeśli powiem, że w przypadku laptopa Dell Alienware m16 R1 akumulator stanowi rzecz drugorzędną. Bezprzewodowo i tak nie pogramy, wszak spadek wydajności będzie zbyt odczuwalny, żeby umożliwić komfortową rozgrywkę. Czas pracy na akumulatorze ma znaczenie w zasadzie tylko wtedy, gdy zamierzamy skorzystać z notebooka do celów „domowo-biurowych”. Ewentualnie do obejrzenia filmu bądź serialu.
W każdym razie, ilekroć testowałem ten aspekt, dostawałem różne wyniki, mimo że w każdym teście ekran był ustawiony na 50 procent jasności maksymalnej. Raz udało mi się popracować 1,5 godziny, innym razem znów niewiele ponad 2. Zapewne da się zoptymalizować system tak, aby poprawić te liczby. Biorąc jednak pod uwagę gamingowy charakter sprzętu, wydaje się to przedsięwzięcie co najmniej osobliwe.
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Przede wszystkim dlatego, że nie każdy może sobie pozwolić na tak kosztowny zakup. Część z tych, którzy mogą, prawdopodobnie wolałaby zapewne przeznaczyć równowartość ceny Alienware’a m16 R1 na złożenie całkiem wydajnego desktopa.
Jeżeli jednak interesuje Was właśnie gamingowy laptop, a cena – niczym u Sylwii Grzeszczak – „nie gra roli dziś”, to bierzcie śmiało, bo to w tym momencie najlepsze, co rynek mobilnych notebooków do grania może Wam zaoferować.
Wydajność jest piorunująca. Bez problemu wykorzystacie ten sprzęt nie tylko do gamingu, ale też do zadań wymagających olbrzymiej mocy obliczeniowej. Na przykład do montażu filmów czy do zaawansowanej edycji zdjęć, w czym z pewnością pomocny będzie wysokiej klasy wyświetlacz.
Alienware m16 R1 jest wykonany z największą starannością, sprawia wrażenie solidnego i wytrzymałego. Odznacza się nienachalnym designem, który w dużej części można personalizować pod własne upodobania. Nowoczesne chłodzenie wykorzystujące autorski materiał Della – Element 31, choć nie uwalnia od problemu wysokich temperatur, daje nadzieję na dłuższą żywotność najważniejszych komponentów.
Przytłaczająca większość gier działa tutaj nieskazitelnie dobrze przy najwyższych nastawach graficznych. Jednocześnie RTX 4080 otwiera dostęp do najnowocześniejszych dostępnych technologii na czele z ray tracingiem czy DLSS 3.0.