Recenzja Dell Alienware m15 R3 była dla mnie pierwszą okazją, żeby zetknąć się z kultową serią Alienware. Wrażenie robi już na papierze – specyfikacja jest iście imponująca, ale nie ma się co dziwić, biorąc pod uwagę, że w testowanej konfiguracji laptop kosztuje tyle, co cztery gamingowe Delle G5 z całkiem solidnymi podzespołami. Aby jednak w pełni zrozumieć kunszt związany z Alienware’em m15 R3, musiałem go zobaczyć. Dotknąć, uruchomić, odpalić grę. No… i jest miazga.
Testowany model możecie kupić w kilku konfiguracjach. Oprócz oczywistych różnic, wynikających chociażby z zamiennie używanych RTX-ów od NVIDII, mamy wybór w kwestii wyświetlacza. Tańsze konfiguracje – jakkolwiek głupio to brzmi, gdy mówimy o sprzęcie, którego ceny zaczynają się od 14 tysięcy złotych z hakiem – wyposażone zostały w panele LED, droższym zafundowano OLED-y.
Różnice można znaleźć też w rozdzielczości matrycy – w części egzemplarzy zdecydowano się na wybór mamy między Full HD a 4K.
Konfiguracja testowanej jednostki prezentuje się następująco:
Intel Core i7-10750H (6 rdzeni, 12 wątków, 2.60-5.00 GHz, 12 MB cache)
Chipset: Intel HM470
NVIDIA GeForce RTX 2080 Super Max-Q (8192 MB GDDR6 pamięci własnej),
Intel UHD Graphics 630
32 GB (SO-DIMM DDR4, 2666MHz)
Matowy, OLED o przekątnej 15,6″ i rozdzielczości 3840 x 2160 (4K UHD)
USB 3.1 Gen. 1 (USB 3.0) – 3 szt.,
USB Typu-C (z Thunderbolt 3) – 1 szt.,
HDMI 2.0 – 1 szt.,
Mini Display Port – 1 szt.,
RJ-45 (LAN) – 1 szt.,
Wyjście słuchawkowe/wejście mikrofonowe – 1 szt.,
DC-in (wejście zasilania) – 1 szt.,
Złącze Amplifiera – 1 szt.
2,16 kg (z baterią)
Od strony wizualnej Dell Alienware m15 R3 prezentuje się świetnie. Przynajmniej dla mnie, bo zdaję sobie sprawę, że ten design nie każdemu przypadnie go gustu. Konstrukcja uderza po oczach wielowymiarową futurystycznością – począwszy od białej klawiatury mieniącej się kolorami oświetlenia RGB, przez kratki wentylacyjne, na kamerze w dolnej ramce wyświetlacza kończąc.
No i ten logotyp z głową ufoludka (a raczej dwa logotypy – na pokrycie i nad klawiaturą) zmieniający kolory jak kameleon.
Wewnętrzną część pokrywy wykonano z błyszczącego tworzywa sztucznego, kontrastującego czernią od ogólnej biało-szarości konstrukcji. Generalnie sposób, w jaki czerń współgra z perłową bielą obudowy, naprawdę może się podobać.
Dobrze prezentują się też otwory wentylacyjne – nad klawiaturą i na spodzie podstawy – które zaprojektowano na wzór plastrów miodu.
Klawiatura jest zmyślnie wkomponowana, aczkolwiek niektórym może brakować klawiszy numerycznych, których zabrakło. W zamian dostaliśmy luźno rozmieszczone klawisze i całkiem sporo pustego miejsca po obu krańcach klawiatury. Pod spodem znalazł się biały szklany gładzik, umieszczony w centralnej części podstawy, co daje użytkownikowi sporo miejsca do podparcia nadgarstków.
Uwagę zwracają dość cienkie ramki wyświetlacza, generalnie rzadkość, jeśli mowa o laptopach z przeznaczeniem gamingowym. W górnej umieszczono kamerę do wideorozmów i lajwów, w dolnej natomiast znalazło się „oczko” Tobii Eye Tracker – moduł śledzenia ruchu gałek ocznych, ale do tego jeszcze wrócimy.
Co jednak konstrukcyjnie spodobało mi się najbardziej, to zastosowanie specjalnego lakieru zapobiegającego zbieraniu się brzydko wyglądających odcisków palców. Niby mała rzecz, a jednak wielka, gdy weźmie się pod uwagę, że w tym temacie konkurenci wciąż pozostają daleko w tyle. Tak czy inaczej – to naprawdę działa, Dell Alienware m15 R3 jest łatwy do utrzymania w czystości, więc nie trzeba ciągle sięgać po ściereczkę z mikrofibry.
Co z wagą urządzenia? Trochę ponad 2,15 kg. Jak na przedstawiciela swojej kategorii funkcjonalnej, jest to naprawdę dobry wynik.
Jeszcze słówko o jakości wykonania, bo jest o czym. Już na tym polu widać dobitnie, że do czynienia mamy z produktem klasy premium. Całość jest idealnie spasowana, sztywna, a przede wszystkim solidna. Kawał dobrej roboty ze strony Della.
Sporo tego i bardzo dobrze. Prócz standardu w postaci trzech portów USB 3.0, mamy USB-C z Thunderboltem trzeciej generacji, HDMI i Mini Display Port (na upartego możemy podłączyć łącznie aż trzy zewnętrzne monitory), RJ-45 do przewodowego połączenia z internetem, wyjście mini-jack na słuchawki lub mikrofon.
Do tego oczywiście wejście zasilania DC-in i – ciekawostka – złącze Amplifier, gdyby ktoś miał ochotę lub potrzebę podłączyć do laptopa przystawkę z zewnętrzną kartą graficzną.
Warto podkreślić, że część portów znajduje się po bokach podstawy, pozostałe natomiast – w części tylnej.
Dźwięk w Dell Alienware m5 R3 wydobywa się z dwóch małych głośniczków ulokowanych na dolnej krawędzi podstawy, na wprost od użytkownika. MacBookowej jakości raczej nie uświadczymy, ale i tak jest naprawdę dobrze. Przede wszystkim dźwięk jest niezwykle czysty i wyraźny, co docenią ci, którzy od czasu do czasu lubią obejrzeć na laptopie film lub serial, niekoniecznie w słuchawkach.
A na tym laptopie zdecydowanie warto konsumować takie treści, ponieważ ekran OLED… ale o tym potem.
Mając na pokładzie panel OLED z matrycą o rozdzielczości 4K, a do tego dysponując naprawdę wydajnymi podzespołami, trudno o cuda, gdy mowa o bezprzewodowej pracy. I cudów nie ma. Ale wynik ok. czterech godzin – oczywiście spędzonych nie na gamingu, ale bardziej biurowych zadaniach – i tak wygląda przyzwoicie.
W testowanej jednostce znalazł się przepotężny Intel Core i7-10750H, sześciordzeniowy i dwunastowątkowy, z częstotliwością taktowania od 2,6 do nawet 5,0 GHz. W teście Cinebench R20 Dell Alienware m5 R3 uzyskał 2870 punkty na wszystkich rdzeniach i 465 – na pojedynczym.
NVIDIA GeForce RTX 2080 Super Max-Q z 8192 MB GDDR6 pamięci własnej to istne monstrum, przed którym klękają wszalakie gry (chyba że mówimy o fatalnie zoptymalizowanym Microsoft Flight Simulator). Generalnie nowe tytuły odpalane w rozdzielczości 4K prezentują się nieziemsko i co najważniejsze – płynnie (najczęściej jest to stabilne 60 klatek na sekundę przy ustawieniach ultra/uber).
Swoje robi też aż 32 GB pamięci RAM oraz szybki dysk SSD o pojemności 1 TB. W teście CrystalDiskMark 8 dysk wypadł następująco:
Wiadomo, po co kupuje się tego typu sprzęt. Skoro cena wysoka, to i wymagać można sporo od Della Alienware’a m5 R3. Pod względem wydajności laptop ten broni się na każdym froncie. Czysta moc przekładająca się na fajne osiągi, a przede wszystkim – niesamowitą przyjemność z gry.
Podczas gry laptop zauważalnie się nagrzewa, co jest odczuwalne nawet na klawiszach. Nie powiem, żeby było to przyjemne uczucie grać na laptopie za 20 tysięcy złotych i czuć nieprzyjemne ciepło na opuszkach palców. Niestety temperatury, szczególnie te na procesorze, to wciąż wąskie gardło, którego producenci gamingowych laptopów nie potrafią udrożnić. Notebooki premium nie są w tym przypadku wyjątkiem.
Tak czy inaczej, kiedy zaliczałem kolejne dachowania w Forza Horizon 4, na procesorze temperatura zbliżała się do 100 stopni Celsjusza. Jeśli wierzyć zapisom z CPU-Z, procesor „dostawał po zegarach”. Na szczęście nie było to odczuwalne w samej grze, która generowała stabilne 60 klatek na sekundę.
Dużo lepiej pod tym względem prezentowała się karta graficzna. Podczas sesji gamingowych temperatura zwykle oscylowała wokół 70 stopni Celsjusza, sporadycznie przekraczając tę wartość o kilka stopni.
Trochę gamingowych laptopów przewinęło się już przez moje ręce. Alienware m5 R3 jest jednym z niewielu, przy których byłem zmuszony do używania słuchawek. Dźwięki wentylatorów, choć jak najbardziej słyszalne, nie uprzykrzają człowiekowi życia podczas gry.
Dla porównania – ostatnio miałem styczność z Acerem Nitro 5 – i tam po wieczornym graniu kładłem się spać z szumem w uszach. Tutaj o czymś takim nie ma mowy, m5 R3 jest kulturalny jak mało który gamingowy notebook.
Warto wspomnieć też o tym, że po wyłączeniu gry laptop bardzo szybko wraca do relatywnie niskich temperatur na procesorze i karcie, po czym wentylatory się wyciszają. W ogóle przy typowo „biurowym” użytkowaniu, Alienware jest bardzo cichy. To dobra wiadomość dla tych, którzy szukają laptopa, przy którym powzdychają do pięknych widoków w Red Dead Redemption 2, by potem popracować z arkuszami, edytorami tekstu czy przeglądarką.
W zasadzie irytowała mnie wyłącznie nagrzana obudowa, w szczególności klawisze. Poza tym Dell Alienware m5 R3 oferuje szereg niesamowitych możliwości, których próżno szukać w innych laptopach dla graczy, jak chociażby wspaniały ekran OLED czy wbudowaną kamerę Tobii Eye Tracker, śledzącą ruch gałek ocznych.
Grało mi się fantastycznie. Forza Horizon 4 w rozdzielczości 4K, wszystkich wskaźnikach graficznych na ultra, z ekranem OLED… czułem, że odpalam ten tytuł po raz pierwszy, choć mam przejechane w nim setki godzin.
Trudno oceniać Alienware’a wyłącznie przez pryzmat wydajności i porównywać go z innymi, być może tańszymi laptopami. Alienware m5 R3 jest produktem premium wyłącznie, jeśli patrzymy na niego całościowo. To zlepek silnych i zdrowych komórek, które razem tworzą wybitny organizm.
Cudo. Nigdy bym nie pomyślał, że w laptopie gamingowym OLED z matrycą 4K UHD może robić aż taką różnicę. Pal licho mocne: kartę i procesor. Największą robotę i tak robi ten wspaniały panel. Dla mnie – istny gamechanger. I gdybym miał wybierać konfigurację z OLED-em lub bez niego, wyciąłbym sobie nerkę bez znieczulenia, żeby tylko wziąć tę pierwszą.
Czerń – wiadomo, wszak to OLED, ale nie widziałem jeszcze w laptopie tak soczystych, wyrazistych kolorów. Testując Alienware, miałem tuż obok otwartego laptopa służbowego. I były momenty, gdy z zażenowania zamykałem pokrywę służbówki, żeby nie psuła mi krajobrazu generowanego przez Della.
Kiedy odpaliłem Netfliksa, moja miłość do Alienware’a weszła na wyższy poziom. Gdyby każdy laptop mógł pochwalić się taką jakością obrazu, świat byłby lepszym miejscem, z mniejszą liczbą konfliktów i zła. Naprawdę. Filmy, seriale… w ogóle wszystkie treści wizualne prezentują się na tym laptopie wprost nieprawdopodobnie. Oczywiście dla spotęgowania efektu włączyłem „Naszą Planetę”, by popłakać nad losem morsów spadających z klifu w cudownej jakości obrazu.
Przejdźmy do konkretów. Widziałem w sieci testy potwierdzające prawie 150-procentowe pokrycie barw DCI-P3. Na uwagę zasługuje też jasność. Na wyższych ustawieniach wręcz razi w oczy. Nic dziwnego, skoro przemawia za tym blisko 370 nitów.
Co z odświeżaniem ekranu? W testowanej konfiguracji wynosi 60 Hz. Być może to i niewiele, ale subiektywne wrażenie jest takie, że działa, jakby herców było z 300. We wspomnianej Forzie Horizon 4, która przecież jest grą dynamiczną, wszystko było płynne, bez żadnych smug i dziwnych artefaktów. Ideał.
Muszę przyznać, że stykam się z tą technologią po raz pierwszy. I chyba nawet nie bardzo wiedziałbym, jak ją sprawdzić i oceniać, na szczęście dołączone do laptopa oprogramowanie „Tobi Experience” wyświetla listę gier kompatybilnych z Tobii Eye Tracker.
Z uwagi na aktywną subskrypcję Game Passa na PC, teoretycznie miałem kilka tytułów, na których mógłbym przetestować możliwości śledzenia wzroku. Niestety, jak się okazało, oprogramowanie nie chce współpracować z aplikacją Xbox i w ogóle nie wykrywa tytułów instalowanych za pośrednictwem tej apki.
Kompatybilny jest na pewno Steam, bo już z poziomu listy gier obsługujących Tobii Eye można przejść do stron poszczególnych tytułów na platformie Gabe’a Newella. Trudno.
Na szczęście technologia oferuje możliwości wykraczające poza gaming. Pozwala na przykład rozświetlić przygaszony ekran, gdy tylko na niego spojrzymy. Możemy też śledzić ruch gałek ocznych podczas takich czynności, jak oglądanie filmów czy przeglądanie stron www, i sprawdzać, czy nasza druga połówka przypadkiem nie spogląda za długo w miejsca, w które nie powinna.
Generalnie bardzo ciekawa technologiczna innowacja, podkreślająca prestiż Alienware’a m15 R3 i jego futurystyczny charakter.
Szklany gładzik jest ultraczuły, co ma swoje dobre i złe strony. Na pewno wymaga ręcznej konfiguracji z poziomu systemu, bo w domyślnych ustawieniach jest wręcz trudny do opanowania. Przynajmniej takie były moje subiektywne odczucia. Poza tym działa naprawdę dobrze.
Klawiatura jest cudowna. Ma miękki, choć odczuwalny skok, a pisanie na niej jest samą przyjemnością. W ogóle mam wrażenie, że niezależnie od segmentu laptopów, w ostatnim czasie Dell przykłada większą wagę do klawiatur w swoich urządzeniach.
Mankamentem jest na pewno temperatura procesora odczuwalna na klawiszach w trakcie rozgrywki. Momentami brakowało mi też klawiatury numerycznej (szczególnie gdy grałem w Microsoft Flight Simulator i gra „nie wychwyciła” jej braku, pozostawiając kluczowe funkcje poruszania samolotem klawiszom „num 1”, „num 2” itd.
Jeżeli szukacie gamingowego laptopa i budżet nie gra kluczowej roli, Alienware m15 R3 powinien przypaść Wam do gustu. To kawał niesamowitej mobilnej maszyny gamingowej. Szczególnie warte podkreślenia jest to, jak wiele smaczków kryje w sobie ten laptop. Są one spójne, przemyślane, często innowacyjne i wnoszące do branży sporo świeżości, razem zaś tworzą naprawdę udaną całość.
No i nie myślałem, że gra na ekranie OLED w rozdzielczości 4K może być aż tak satysfakcjonującym doświadczeniem.
Jaki dokładnie dysk i pamięci montuje Dell w tym modelu?
Sprawdzimy to i wrócimy wkrótce z odpowiedzią.
W laptopie zamontowano dysk marki Micron. Niestety nie udało nam się ustalić producenta pamięci RAM.
Alienware to dla mnie legenda i marzenie, ale jestem mocno zdziwiony testem wydajności. Cena jest zaporowa… Za połowę tej ceny (10800 PLN) kupiłem Asusa Strix Scar 17 cali, i7-10875H, 32 GB RAM, 1000 GB SSD, RTX 2080 SUPER. Po pierwsze wynik na CINEBENCH 8500 PKT, po drugie CPU nigdy nie osiąga 100 C, po trzecie klawisze się nie nagrzewają w stopniu negatywnie odczuwalnym. Jestem trochę zawiedziony tym Dellem, mimo, że podoba mi się ogromnie.