Gra słów w tytule recenzji jest w pełni zamierzona, ponieważ PowerPlay Ultra jest naprawdę ultradobry. Green Cell pokazuje, że powerbank powinien być przede wszystkim funkcjonalny, ale może też być równocześnie pięknym gadżetem, którym chce się pochwalić przed znajomymi. Zobaczcie, czym zachwyca PowerPlay Ultra.
Czy to nowy iPhone? Nie. Czy to iPhone wśród powerbanków? Na to wygląda. Pudełko PowerPlay Ultra od Green Cell wyraźnie nawiązuje do designu Apple. Jego zawartość to natomiast zupełne przeciwieństwo iPhone’owego zestawu. W środku jest przecież coś, czym można ładować różne urządzenia, a nie ma smartfona. Mimo wszystko nie sposób uciec od porównań do giganta z Cupertino, ponieważ podczas unboxingu czuć, że ma się do czynienia z produktem wymuskanym w każdym calu.
Po otwarciu wieka oczom ukazuje się powerbank… owinięty w folię jak smartfon. Lubię moją pracę za możliwość częstego zdejmowania folii z nowych urządzeń i to ekstatyczne uczucie towarzyszyło mi i tym razem – choć nie spodziewałem się go podczas recenzji powerbanka. Odkładam go jednak na bok i patrzę, co kryje się pod nim.
To była słuszna decyzja, bo następnie przywitał mnie folder z dziarskim napisem Hello! Wewnątrz niego znalazła się krótka instrukcja użytkowania banku energii, ulotka zachęcająca do wystawienia opinii oraz zestaw 4 naklejek Green Cell.
W nadziei na pogłębienie relacji z urządzeniem zaglądam jeszcze głębiej. Widzę kolejny folder – tym razem z napisem Power Up! i w kształcie przekroju poprzecznego rombu, który wtopiony jest w podstawę pudełka i nawiązuje do pochylonego kształtu, charakterystycznego dla urządzeń Green Cell. Wygląda to bardzo efektownie. Wewnątrz folderu znajduje się kabel USB C-C do ładowania powerbanka oraz oczywiście innych urządzeń.
Ktoś powie: ale co mi po fikuśnych folderach? Teoretycznie nic, ale – jak mawia klasyk – to są właśnie te detale. Już poprzez sposób zapakowania widać, że PowerPlay Ultra to sprzęt przemyślany i dopieszczony w każdym stopniu, który po prostu chce się mieć.
Napisałem, że PowerPlay Ultra chce się mieć, bo ma ładne pudełko. Cóż, to zbyt wielkie uogólnienie, ponieważ tę rządzę oczywiście potęguje sam powerbank, który jest wykonany z metalu o stalowoszarym kolorze. Całość przecina skośna, zielona dioda LED, która informuje o stanie naładowania urządzenia. Sami zobaczcie, że wygląda to naprawdę pięknie:
Diody LED trzeba się nieco „nauczyć”, ponieważ poza fabryczną folią nie ma żadnego odniesienia naładowania procentowego. Zapewniam jednak, że jest to bardzo intuicyjne rozwiązanie i już po krótkim czasie bez problemu można oszacować stopień naładowania powerbanka. PowerPlay Ultra ma wbudowany akcelerometr, więc aby sprawdzić jego naładowanie, wystarczy 2-krotnie stuknąć w jego obudowę. To bardzo efektowny trik, ale nie niezawodny, bo „komendę” czasami trzeba powtórzyć.
Jakość wykonania PowerPlay Ultra stoi na najwyższym poziomie i naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mógłby być z niej niezadowolony. Wszystkie materiały są ze sobą bardzo dobrze spasowane, nic nie trzeszczy ani nie odstaje. Do tego urządzenie jest przyjemne w dotyku i świetnie leży w dłoni dzięki delikatnemu przekrojowi poprzecznemu w kształcie rombu.
To, że PowerPlay Ultra świetnie leży w dłoni nie jest tak oczywiste, bo urządzenie waży aż 590 g i to naprawdę czuć, biorąc je do ręki. Tylko że to jest takie pozytywne odczucie, ponieważ potęguje wrażenie obcowania ze sprzętem dla profesjonalistów – bo tak trzeba nazywać ten powerbank. Mimo wszystko powerbanki nie są przeznaczone do wymachiwania nimi jak hantlami, więc jego waga rozkłada się, gdy jest schowany w plecaku czy kieszeni.
Jedyne zastrzeżenie można mieć do płytki ochronnej, która zabezpiecza porty USB. Zarysowania łapie chyba od samego patrzenia i przy długotrwałym użytkowaniu może zostać wręcz zmasakrowana – zwłaszcza w okolicach portów USB-A, które bardzo często jakimś cudem mają 3 strony. Jednak reszta obudowy jest dużo bardziej wytrzymała i odporniejsza na zarysowania, których po jakimś miesiącu użytkowania nie zauważyłem. PowerPlay Ultra spokojnie można brać w teren.
PowerPlay Ultra ma aż 26 800 mAh i 128 W mocy. Do tego 4 porty USB:
Na spodzie urządzenia oczywiście umieszczone są szczegółowe parametry każdego z wyjść:
Powerbank z 4 wyjściami USB jest jak elektrownia zamknięta w małym urządzeniu, którą można wykorzystać do ładowania sprzętów w każdej konfiguracji. Nie trzeba nawet ograniczać się do ładowania wyłącznie smartfonów, bo dzięki 2 wyjściom Power Delivery można ładować MacBooka oraz inne ultrabooki czy Nintendo Switch. Inne powerbanki zazwyczaj nie mają wystarczająco dużo mocy, żeby obsłużyć tego typu sprzęty i po prostu wysiadają. Ten radzi sobie bez problemu i ładuje jeszcze 2 dodatkowe urządzenia.
Ja akurat do testowania PowerPlay Ultra używałem 4 smartfonów. Po podłączeniu ich wszystkich do powerbanka całość robiła gigantyczne wrażenie. Użyte smartfony w kolejności od lewej: Xiaomi Mi 10T Pro, OnePlus 8T, OnePlus 7T Pro, Xiaomi Mi 10T Lite 5G.
Jednak oczywiście nie tylko o wrażenie tu chodzi, ale przede wszystkim o samo ładowanie. Oto wyniki z ładowania 4 smartfonów jednocześnie do 100%:
Czasy ładowania są w zupełności zadowalające – zwłaszcza w przypadku portów USB-C z Power Delivery. Ta technologia sprawdzi się zatem nie tylko w przypadku ultrabooków, ale także smartfonów, które mają szybkie ładowarki, jak np. ta od OnePlusa o mocy 65 W.
Na ładowanie technologią Ultra Charge pozostałych smartfonów należy patrzeć oczywiście z pewnym dystansem, ponieważ powerbank był obciążony 4 urządzeniami jednocześnie. Bez dodatkowego obciążenia OnePlus 7T Pro i Xiaomi Mi 10T Lite 5G do pełna ładowały się o jakieś pół godziny krócej.
Nawet po tak obciążającym doświadczeniu PowerPlay Ultra miał w sobie jeszcze około 25% mocy, które wykorzystałem na kolejne doładowanie smartfona. Gdy na powerbanku zaczęła świecić czerwona dioda, to wiedziałem, że potrzebna jest kroplówka w postaci prądu z gniazdka. Do ładowania używałem najmocniejszej ładowarki, jaką mam, czyli wspomniana 65-watowa od OnePlusa, która była w stanie zapełnić akumulator w jakieś 3 godziny.
To naprawdę świetny wynik, bo zaledwie 3-godzinnym ładowaniem można zapewnić swoim sprzętom kilka dodatkowych dni działania w dzikim terenie. Miejcie jednak na uwadze, że ładowarki o mniejszej mocy będą ładować powerbank nawet do kilku godzin więcej, a w zestawie nie ma żadnej kostki ładującej, więc musicie sobie ją załatwić na własną rękę.
Mimo gigantycznej pojemności akumulatora deklarowanej przez producenta w postaci 26 800 mAh użytkownik ma jej nieco mniej do dyspozycji. Nie chcę silić się na konkretne rachunki i wyliczenia, ponieważ straty energii w powerbanku są zupełnie naturalne. Nie ma sensu przeliczać pojemności akumulatora 1:1 w stosunku do przyjętej energii przez ładowane urządzenia. Tej zawsze będzie mniej o kilka lub kilkanaście procent i PowerPlay Ultra nie stanowi tutaj wyjątku.
Jak ocenić kulturę pracy powerbanka? Oczywiście po tym, czy i jak bardzo nagrzewa się pod obciążeniem. Możliwości PowerPlay Ultra mogłyby wskazywać, że w pełnym „uzbrojeniu” będzie można na nim usmażyć jajko na twardo. Tymczasem podczas ładowania 4 urządzeń wydzielanym ciepłem można by ledwie ogrzać sobie ręce w zimną, deszczową noc gdzieś w Stoke City.
Za bezpieczeństwo użytkowania odpowiada system, który monitoruje temperaturę ogniw akumulatora czy płytki PCB. W mojej ocenie radzi sobie on bardzo dobrze, bo ani razu podczas użytkowania powerbanka nie odczułem, by był on niepokojąco gorący.
Nawet jeśli macie tylko jedną ładowarkę od swojego smartfona lub dostęp tylko do jednego gniazdka, to nic straconego. Green Cell ma na to rozwiązanie w postaci funkcji Pass-Through, dzięki której można jednocześnie ładować powerbank i 3 dodatkowe urządzenia. Wygląda to tak, że do podłączonego do źródła prądu powerbanka wystarczy podpiąć kolejne urządzenia, by wszystkie jednocześnie nabierały energii.
PowerPlay Ultra to jednak urządzenie dla profesjonalistów i raczej wątpliwe, by cierpieli oni na niedobór ładowarek. Wręcz przeciwnie – zapewne mają ich aż nadto. I w tym przypadku Pass-Through sprawdzi się znakomicie, bo w praktyce oznacza to niezwykły porządek przy gniazdku, ponieważ nie muszą walać się przy nim 4 różne ładowarki. Nie trzeba też brać ich wszystkich w podróż – wystarczy wziąć ze sobą PowerPlay Ultra, ładowarkę i kilka kabli, by zapewnić sobie dostęp do energii.
Ja oczywiście nie miałem okazji sprawdzić tego rozwiązania w terenie, a zwłaszcza podczas podróży samolotem – choć co ciekawe, PowerPlay Ultra można wnosić na jego pokład. Jednak nawet podczas użytku domowego jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ gdy przy listwie zasilającej robiło się zbyt tłoczno, to spokojnie mogłem ją „rozszerzyć” o dodatkowe 3 źródła zasilania, ładując sobie przy okazji sam powerbank.
Słabą stroną tego powerbanka jest właściwie tylko jego cena. Nie traktuję jej jako wady, ponieważ 549 złotych za urządzenie o takiej jakości wykonania i tak ogromnych możliwościach jest w zupełności uzasadnione. Z pełnym przekonaniem mogę polecić ten sprzęt wszystkim, którzy pracują w terenie na wielu urządzeniach jednocześnie i cenią sobie niezawodność oraz nienaganną stylistykę.
Pierwszy raz widzę taki długi artykuł na temat power banka, ale faktycznie jak ktoś potrzebuje to taki może się przydać
W sensie że co w tym dziwnego? produkt jak każdy inny, może trochę faktycznie różni się tym że ładuje szybciej i kilka urządzeń
Dla mnie totalny must have jeśli ktoś jest mobilny i często się przemieszcza z punktu a do b. Samo opakowanie produktu i jakość wykonania jest bardzo okej. Mogę polecić w zawodzie fotografa.
Hej, może chodziło o „żądzę” w zdaniu: „Cóż, to zbyt wielkie uogólnienie, ponieważ tę rządzę oczywiście potęguje sam powerbank…”?
Powerbank świetny, recenzja też 🙂