Światło daje życie, więc czemu ograniczać się do jednego, monotonnego źródła światła, jakim jest klasyczna żarówka? To ogromna strata potencjału, jaki drzemie nad naszymi głowami, co udowadniam w recenzji lampy sufitowej Yeelight Arwen Ceiling Light 450S. Odpowiadam także na pytanie, czym różni się od niej model 450C. Zobacz, jak wygląda oświetlenie w nowoczesnym wydaniu.
Unboxing inteligentnej lampy Yeelight Arwen Ceiling Light 450S muszę zacząć od podzielenia się moimi obawami. Otóż bałem się o bezpieczeństwo transportu sprzętu tak delikatnego jak lampa. Na szczęście okazało się, że jak zwykle moje martwienie się jest bezpodstawne. Lampa była bardzo dobrze zabezpieczona poprzez styropianowe wkładki, które uniemożliwiają jej przemieszczanie się w pudle i przejmują na siebie energię w razie niefortunnych uderzeń. Z satysfakcją wyjąłem urządzenie ze sporego pudła i z lekkim szokiem zdałem sobie sprawę, że lampa jest naprawdę spora.
Być może to wrażenie wynikało z tego, że nigdy wcześniej nie miałem takiego urządzenia i nie wiedziałem, czego do końca powinienem się spodziewać. Jej średnica wynosi 45,5 cm, więc trzeba liczyć się z tym, że nie będzie to jedynie dyskretny dodatek do oświetlenia, ale pełnoprawna lampa sufitowa, która z powodzeniem może zastąpić żyrandol. Z drugiej strony urządzenie jest białe i będzie pasować do większości pomieszczeń i sufitów w białym, klasycznym kolorze.
Do lampy dołączona jest papierologia, zestaw śrubek i stylowy biały pilot, który działa na baterię CR2030. Tej jednak nie znajdziecie w opakowaniu lampy, więc musicie sami się w taką zaopatrzyć. Jest to drobna niedogodność, ale nie uniemożliwia ona uruchomienia lampy, ponieważ można połączyć się z nią za pomocą smartfona – i prawdę mówiąc, właśnie to był dla mnie najwygodniejszy sposób korzystania z tego urządzenia. Ale o tym za chwilę, najpierw trzeba skonfigurować lampę.
Rzecz jasna, żeby konfigurować lampę najpierw trzeba podłączyć ją do źródła zasilania. Jak sama nazwa lampy wskazuje – powinna ona znaleźć się na suficie. I w tym momencie muszę zrobić mały disclaimer. Otóż recenzowana lampa jest egzemplarzem recenzenckim i po testach muszę zwrócić ją do producenta, dlatego nie brałem pod uwagę wiercenia dziur w suficie. Zamiast tego połączyłem lampę z klasycznym kablem do wtyczki, by móc ją uruchomić i sprawdzić jej działanie.
Oczywiście test lampy sufitowej na podłodze może wydawać się karkołomnym zadaniem, ale zaufajcie mi, że nawet w takiej konfiguracji udało mi się sporo o tym urządzeniu dowiedzieć. W końcu funkcjonalności i światło pozostają te same – tylko pada z innego kierunku.
Klasyczny montaż jednak nie powinien nikomu sprawić problemów i spokojnie można wykonać go samemu. Wszystko dzięki oddzielnej bazie, którą łączy się z kablami i przykręca do sufitu po to, by do wystającego z niej bolca wcisnąć lampę. Potem wystarczy zamknąć dwa zaczepy, a lampa będzie już pewnie trzymać się sufitu.
Żeby w pełni skonfigurować lampę i korzystać z wszystkich jej funkcji potrzebny jest smartfon. Można sterować nią za pomocą pilota, ale oferuje on tylko wycinek możliwości, dlatego głównie skupię się na konfiguracji przy użyciu smartfona i aplikacji Yeelight.
Konfiguracja zaczyna się od zrestartowania lampy. W tym celu należy zrobić to, co żartobliwie zaleca się w przypadku każdego niedziałającego sprzętu – włączyć i wyłączyć – w tym wypadku aż pięciokrotnie w 2-sekundowych interwałach. I wiecie co? Akurat w tym przypadku ten trik działa. Kiedy urządzenie jest już zrestartowane, można przejść do smartfonowej aplikacji, gdzie w zakładce z urządzeniami można dodać wszystkie sprzęty z asortymentu Yeelight, a jest ich całkiem sporo.
Po wybraniu odpowiedniego urządzenia następuje parowanie ze smartfonem i łączenie z lokalną siecią Wi-Fi. I największe zastrzeżenia mam do tego elementu, ponieważ kilkukrotnie musiałem ponawiać próby połączenia aż w końcu udało się sparować smartfon z lampą w ramach jednej sieci.
Początek był zatem dość uciążliwy, jednak podobne problemy później już nie miały miejsca. Dodatkowo bardzo podoba mi się fakt, że po sparowaniu można łączyć się z lampą poprzez dane komórkowe lub sieć Wi-Fi, więc nawet gdy tej drugiej zabraknie, to dalej można sterować lampą. Być może w Waszym przypadku parowanie pójdzie gładko, ale jeśli miałoby być inaczej, to zalecam próbować do skutku. Kiedy tylko się uda, to będziecie już mogli cieszyć się pięknym światłem.
Lampa Yeelight Arwen Ceiling Light 450S ma dwa źródła światła. Jedno – główne o temperaturze barwowej w zakresie 2700K-6500K wydobywa się z dużego, niezdejmowalnego klosza. Drugie w postaci paska LED RGB umieszczone jest pod spodem. W efekcie bardziej białe lub żółte światło gra pierwsze skrzypce, a to kolorowe z diod LED RGB stanowi dla niego tło. Jednak jest to nie byle jakie tło, bo z możliwością ustawienia 16 milionów kolorów. Naturalnie dzięki aplikacji oba źródła światła mogą świecić równocześnie lub niezależnie od siebie.
Choć początkowo byłem nieco zawiedzony, że kolorowe światło nie wydobywa się z głównego klosza – lecz spod niego, to w miarę użytkowania tego urządzenia to rozwiązanie coraz bardziej mi się podobało. Wszystko dlatego, że sterowanie temperaturą barwową (od białej po żółtą) na co dzień jest bardziej praktyczne i częściej się przydaje. I tak – przydawało mi się nawet wtedy, gdy lampa leżała na podłodze.
Jak już wspomniałem, temperaturę głównego światła można regulować w zakresie od najbardziej żółtego 2700K do 6500K – wręcz błękitnego. Gdzieś pośrodku, czyli na poziomie 4000K jest światło białe. Naturalnie światłem można sterować za pomocą panelu dotykowego i suwaka, co pozwala precyzyjnie ustawić jego temperaturę. Manipulować można też jasnością, która dzięki strumieniowi świetlnemu na poziomie 3000 lumenów jest bardzo duża. Poniżej zobaczycie lampę, która oświetla mój pokój skąpany w całkowitych ciemnościach (okna dodatkowo zasłoniłem roletami).
Poniżej widać jak wygląda światło główne w różnych stopniach natężenia. Na tym największym jest bardzo jasno.
Jak widać, lampa daje wystarczająco dużo światła, by była jedynym źródłem oświetlenia w pokoju o dużych rozmiarach. Tym bardziej, że to nie jest tylko światło, ale cały system zarządzania światłem na czele z trybami świecenia i zdalnym sterowaniem.
Podczas testów najczęściej korzystałem z białych temperatur barwowych trybu czytania, które w komfortowy sposób pozwalały oddawać mi się jednej z moich ulubionych rozrywek – czyli właśnie czytaniu książek. Kilkanaście minut przy słabym świetle zwykle wystarcza, żeby moje oczy zaczynały być zmęczone. Z lampą Yeelight nie odczuwałem tak szybko tego dyskomfortu, z czego ucieszyła się moja książkowa kupka wstydu.
Bardzo ucieszył mnie także matowy klosz lampy, który sprawia, że światło nie oślepia i jest przyjemnie rozproszone po całym pomieszczeniu, a nie skupia się tylko w miejscu źródła światła. Te dwie rzeczy mogą przynosić szczególną ulgę podczas długich, zimowych wieczorów.
Pomijając osobiste preferencje co do światła białego i żółtego, to to drugie oczywiście bardzo dobrze nadaje się do nocnego oświetlania pokoju. Jest delikatniejsze i cieplejsze, a w trybie światła nocnego można ustawić je na tyle ciemno, że nie będzie przeszkadzało w spaniu – a być może wręcz pomagało tym, którzy nie lubią zasypiać w ciemności. Czyli dzieciom i mięczakom.
Sterowanie temperaturą barwową jest fajne, ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero od uruchomienia światła RGB w trybie Ambient w lampie. Oferuje ono 16 milionów kolorów, które można ustawiać za pomocą panelu dotykowego i suwaka – podobnie jak w przypadku temperatury światła głównego.
Najlepszy efekt tryb Ambient daje wtedy, gdy nie świeci światło główne, które nieco je przyćmiewa. Tak samo sytuacja oczywiście wygląda w dzień – światło RGB nie jest na tyle mocne, żeby dało się zobaczyć pełnię jego możliwości.
Z tego powodu z RGB najczęściej korzystałem późnym wieczorem w chwilach relaksu, kiedy ściany i otoczenie mojego pokoju mogło przybrać wybraną przeze mnie barwę. Lampę testowałem przez jakiś miesiąc i naprawdę nie sposób było mi znudzić się tą opcją. W zależności od nastroju i klimatu, np. oglądanego filmu czy słuchanej muzyki mogłem dostosować kolor światła, co w wyraźny sposób podbijało wrażenia z obcowania z kulturą. Światło można wykorzystać także do stworzenia klimatu podczas romantycznej kolacji (i po niej) czy spotkania ze znajomymi.
Systemu RGB nie wykorzystacie jednak do zwizualizowania puszczanej muzyki, ponieważ lampa sufitowa Yeelight nie ma opcji pulsowania w rytm muzyki czy wyświetlania innych efektów. Mnie to za specjalnie nie przeszkadzało, ale domyślam się, że są osoby, którym będzie brakować takiego rozwiązania.
Zauważyłem jednak nikły, ledwo słyszalny dźwięk, jakie urządzenie wydawało z siebie za każdym razem, gdy zapalałem w nim diody LED RGB. Porównałbym to do szumu wentylatora komputerowego, tyle że ze zdecydowanie mniejszą intensywnością. Przypadłość jest jednak prawie asłyszalna, więc przy oglądaniu filmu czy słuchaniu muzyki zupełnie jej nie usłyszycie. Poza tym może to być po prostu kwestia wyłącznie mojego egzemplarza.
Narzekałem nieco na psotliwą konfigurację urządzenia poprzez aplikację Yeelight, ale kiedy ta sztuka już się udała, to nie miałem do niej większych zastrzeżeń. Szczególnie spodobała mi się funkcja współdzielenia dostępu do lampy z innymi urządzeniami. Dzięki niej każdy z domowników, który chce połączyć się z lampą i nią sterować, nie musi przechodzić przez żmudną konfigurację. Wystarczy podać swój Mi ID, telefon lub email i nadać mu uprawnienia.
Ponadto lampy Yeelight są kompatybilne z wieloma aplikacjami do zarządzania inteligentnym domem. Lampą możecie bowiem sterować nie tylko z poziomu aplikacji Yeelight (jak w moim przypadku), ale i Google Home, SmartThings, IFTTT czy za pomocą asystentów głosowych w postaci: Amazon Alexa, Apple Siri czy Asystent Google. Ten ostatni sprawuje się bardzo dobrze, czego próbka poniżej:
Aplikacja Yeelight dzieli się na 3 różne kategorie: sceneria, pokój i urządzenie. Pierwsza pozwala utworzyć konkretne scenerie w postaci wybranych scenariuszy – np. dla wyjścia z domu – lampa wyłącza wszelkie ustawienia i harmonogramy; czy przyjścia do domu – lampa włącza wcześniejsze ustawienia. Zakładka „pokój” przydaje się w przypadku większej liczby inteligentnych urządzeń z serii Mi czy Yeelight, które zresztą można ze sobą łączyć i wszystkimi sterować z poziomu jednej aplikacji.
Skupię się na ostatniej zakładce, ponieważ to tam najwięcej się dzieje, jeśli dysponujecie akurat jednym urządzeniem. W tej zakładce można sterować danym sprzętem. W wypadku recenzowanej lampy Yeelight istnieje podział na:
Może wygląda to nieco skomplikowanie, ale w gruncie rzeczy sprowadza się to do tego, że można niezależnie ustawiać światło główne i kolor podświetlenia RGB. Naturalnie konkretną konfigurację można zapisać jako ulubioną i w każdej chwili do niej wrócić.
Aplikacja oferuje także rekomendowane, predefiniowane tryby, których intensywność i kolor można jednak regulować na swój sposób.
Moim ulubionym jest oczywiście wspomniany tryb czytania i noc filmowa, która automatycznie wygasza główne światło i świeci tylko LED-ami RGB. Przyjemne jest także migotanie świecy, w ramach którego lampa delikatnie pulsuje żółtym światłem. Przytulny dom to połączenie głównego światła z RGB. Między innymi trybami różnice są natomiast bardzo subtelne – wszystkie polegają głównie na jasnym oświetlaniu pomieszczenia.
Z dolnego paska oprogramowania można wysunąć wirtualnego pilota, który umożliwia stopniowe ustawianie temperatury światła lub uruchomienie podstawowych kolorów diod RGB. Jak widać poniżej, można także ustawić harmonogram włączania lampy, odliczanie do jej wyłączenia czy tryb nocny.
Harmonogram pokochają osoby zorganizowane, które zgodnie ze swoim rytuałem zasiadają o tej samej porze przed telewizorem czy z książką. Wystarczy ustawić regularność powtarzania harmonogramu, czas startu i końca świecenia oraz odpowiedni tryb, by wiedzieć, że właśnie nastała pora na relaks. To może być także świetne narzędzie do samodyscypliny dla tych, którzy mają problem z zaplanowaniem odpoczynku.
W trybie nocnym można natomiast ustalić, w jakich godzinach lampa automatycznie przechodzi do niższej jasności. To rozwiązanie z pewnością docenią rodzice, których pociechy wolą zasypiać przy ciepłym, księżycowym świetle, ale nie chcą zostawiać go na całą noc lub pamiętać o jego zgaszeniu.
Yeelight na Androida pozwala utworzyć wygodne widżety, które można umieścić na ekranie głównym. Co jeszcze lepsze można dodać skróty do belki powiadomień z włączaniem i wyłączaniem urządzenia. To bardzo wygodne rozwiązanie, z którego często korzystałem.
Aplikacja jest dość intuicyjna i estetyczna. Jedynym moim zarzutem jest lagująca zmiana temperatury czy barwy światła. W momencie, kiedy przez dłuższą chwilę intensywnie bawiłem się suwakiem, to lampa zastygała na jednym ustawieniu i nie reagowała na polecenia wydawane przez aplikację. Pomagało kilkanaście sekund przerwy lub w najgorszym razie restart lampy. Na ogół jednak lampę ustawia się jednorazowo i nie tańczy opętańczo po suwakach, więc ten problem nie jest aż tak uciążliwy, a być może naprawią go kolejne aktualizacje.
Tak jak wcześniej wspomniałem, do sterowania lampą Yeelight przede wszystkim używałem smartfona ze względu na znacznie bardziej rozbudowane opcje. Jednak dołączony pilot nie jest zbędnym dodatkiem, ponieważ jestem w stanie wyobrazić sobie wiele różnych sytuacji, w których okaże się przydatny.
Najbardziej przekonująca jest dla mnie możliwość włączania i wyłączania światła z poziomu pilota. W momencie, kiedy czytam książkę przed snem przy zapalonej lampie w trybie czytania i nie chcę wstawać z łóżka, żeby ją wyłączyć, ani sięgać po smartfona i łączyć się z internetem (wszyscy wiemy, jak to się kończy), mogę ją po prostu zgasić jednym kliknięciem pilota i spokojnie iść spać. Mogę też oczywiście ją przyciemnić lub włączyć tryb nocny, jeśli jestem mięczakiem wolę spać przy odrobinie światła.
Pilot będzie także świetnym gadżetem dla seniorów, którzy smartfona nazywają „ustrojstwem” i twierdzą, że kiedyś było lepiej. Możliwe, ale czy kiedyś były tak wspaniałe lampy? Obsługa pilota jest banalnie prosta i nawet wciskając losową kombinację klawiszy, nie sposób jest coś zepsuć, więc spokojnie możecie oddać władzę nad lampą w ręce seniora.
Yeelight oferuje dwie bardzo podobne do siebie lampy. Mowa tutaj oczywiście o podobieństwach między recenzowaną lampą Yeelight Arwen Ceiling Light 450S a Yeelight Arwen Ceiling Light 450C. Różnią się one w zasadzie wyglądem, detalami w specyfikacji i ceną.
Droższa, czyli 450S, wokół klosza ma dodatkową obręcz, podczas gdy 450C jej nie ma. Jest to zabieg czysto wizualny i zależy od Waszego gustu. Poza tym 450C jest o jakieś 4 cm szersza, więc może dawać nieco więcej światła.
Model 450C zapewni więcej światła także przez to, że oferuje strumień świetlny na poziomie 4000 lumenów w porównaniu do 3000 w przypadku 450S. Oznacza to, że jaśniejsza lampa lepiej sprawdzi się w większych pomieszczeniach, choć obie lampy świecą na tyle mocno, że trudno mi sobie wyobrazić, żeby stale wykorzystać ich pełną moc.
Najistotniejszą różnicą między tymi lampami sufitowymi może być obsługa Siri, czyli asystenta głosowego od Apple. Tą funkcjonalnością może pochwalić się droższy model – 450S, natomiast model 450C oferuje asystentów głosowych od Google’a i Amazona.
Na początku recenzji lampy sufitowej Yeelight wspomniałem, że światło to życie. I faktycznie – po miesiącu użytkowania tego urządzenia trudno mi wyobrazić sobie życie bez światła z tej lampy. To dlatego, że człowiek bardzo szybko przyzwyczaja się do wygodnego – a sterowanie światłem za pomocą smartfona lub pilota jest gdzieś na szczycie domowych wygód. Człowiek przyzwyczaja się też do ładnego – a w świetle LED RGB całe otoczenie wygląda lepiej i za każdym razem inaczej, bo do wyboru jest aż 16 milionów kolorów.
I właśnie z powodu wygody użytkowania i piękna kolorów szczerze polecam lampę Yeelight Arwen Ceiling Light 450S (lub 450C). Nawet mimo pewnych niedogodności podczas konfiguracji urządzenia, sporadycznych zacięć aplikacji czy ledwo (ale jednak) słyszalnego syczenia diod LED RGB. To wszystko to błahostki, które nie są w stanie przyćmić blasku tej lampy.
Tak z ciekawości, jaki duży pokój nią oswietlales?
Yeelight to druga najlepsza marka według mnie, pierwszą jest Philips Hue razem z aplikacją Vision głosowy asystent 😀 Polecam serdecznie!