Recenzja gry Hunt: Showdown – musisz być zwierzyną, aby stać się łowcą

Skradam się przez krzaki, bagna i stodoły przez dobre 15 minut. Po drodze, aby nie zwracać na siebie uwagi, likwiduję kilkadziesiąt zombiaków przy pomocy kolby Springfielda 1866 i noża. Znajduję 3 wskazówki, zabijam demonicznego pająka i z nagrodą zmierzam do punktu ucieczki. Kilka sekund przed ewakuacją dostaję strzał w głowę z odległości 100 metrów. Taaak… witaj w grze Hunt: Showdown.

Czym jest Hunt: Showdown?

Zapewne dla wielu graczy ten tytuł nie jest znany. Potwierdzają to również statystyki na Steamie, gdzie w najgorętszym okresie grało w nią niecałe 14 000 osób, a na co dzień ta liczba waha się między 3 000 a 4 000. Dla porównania Fallout 76 dziennie przyciąga około 4 500 graczy. Tak, ten niesławny Fallout. Czym w takim razie jest Hunt: Showdown i dlaczego moim zdaniem jest warty uwagi?

Szokiem może być dla Ciebie fakt, że za Hunta odpowiada legendarne już niemieckie studio Crytek. Tak, to ci sami twórcy, którzy wypuścili na świat Far Cry’a i Crysisa. Hunt: Showdown to jednak całkowicie inna produkcja, prezentująca zgoła inne założenia i rozwiązania, niż w przypadku Kryzysu

Po niemal 20 godzinach gry muszę przyznać jedno – twórcy mieli daleko gdzieś obecne gamingowe trendy. Hunt nie wpisuje się w niemal żadne mainstreamowe ramy jak ma to miejsce przy tytułach większych studiów deweloperskich. Owszem, u podstaw wciąż jest to multiplayerowy shooter i ma kilka elementów znanych z gatunku Battle Royal, ale cała reszta to już zupełnie inna bajka. Zanim opiszę świat gry i jej reguły, muszę Cię ostrzec. To nie jest gra dla ludzi o słabych nerwach i niedzielnych graczy.

Pierwsze kroki i pierwsze trudności

Gdy po raz pierwszy uruchomiłem grę, to powitała mnie niesamowicie nastrojowa muzyka rodem z mrocznych westernów. Po wybraniu jednej z dwóch dostępnych początkowo postaci zostałem przeniesiony do menu wyboru samouczka. Tutorial został podzielony na 3 poziomy. Są one do siebie bardzo podobne, gdyż uczą podstaw mechaniki i tego, jak działa główny tryb rozgrywki, czyli polowanie. Z każdym etapem rośnie natomiast poziom trudności, pojawiają się nowi przeciwnicy i nasza postać otrzymuje zwiększone obrażenia.

Gra Hunt Showdown wybór pierwszej postaci
Tak wyglądają pierwsze postacie. Nie ma sensu się jednak do nich przywiązywać.

Główny tryb gry rozgrywa się na jednej z dwóch dostępnych map. Każda z nich ma wielkość 1 km x 1 km, jest więc sporo miejsca do zabawy. Podstawowym zadaniem gracza jest znalezienie 3 wskazówek, z czego każda z nich po odnalezieniu zaciemnia obszar mapy. Po przechwyceniu wszystkich wskazówek na mapie pojawia się punkt, w którym ukrywa się potwór. Gracz musi go zgładzić, wykonać egzorcym (który trwa nawet kilka minut), z truchła zebrać artefakt i udać się z nim do jednego z punktów ewakuacji. Tam po 30 sekundach gra się kończy i gracz zostaje przeniesiony do okna podsumowania misji wraz ze statystykami i zdobytymi nagrodami. Brzmi prosto? Ale takie nie jest.

Zacznijmy od tego, że nawet w samouczku przy ostatnim, 3 poziomie zginąć jest niewiarygodnie łatwo. Wystarczy źle oddany strzał, niepotrzebnie otwarte drzwi czy nawet skok do wody i zgon murowany. Cała mapa usiana jest setkami najróżniejszych potworów. Od zwykłych farmerów zmienionych w zombiaki, przez zdeformowane chodzące ciała nasyłające na gracza chmary trujących robali po gigantyczne bezgłowe monstra. Jeżeli chociaż mała grupka tych „przyjemniaków” złapie Cię w potrzasku, to koniec gry murowany.

Po samouczku jest jeszcze trudniej

Wszędobylskie, człapiące potwory to jedno. Kompletnie inną parą kaloszy są natomiast pozostali gracze. Maksymalnie może być 12 łowców sterowanych przez ludzi na jednej mapie. W porównaniu do 100 w większości gier BR może się to wydawać niewiele, ale tak nie jest. Ba, wielokrotnie błagałem o to, aby było ich jeszcze mniej.

Każdy gracz z początkiem nowej tury jest respawnowany w losowym miejscu na skraju mapy. Gracze mogą wykonywać dokładnie to samo zadanie, czyli polować na jednego z dwóch głównych potworów, mogą także walczyć ze sobą. Oczywiście za każde czynności otrzymuje się stosowne punkty, w tym za eliminowanie zombie, zabijanie innych postaci sterowanych przez ludzi, zabijanie głównych potworów i ucieczkę z artefaktem. 

I tu pojawia się pierwsza mechanika odróżniającą tę grę od innych sieciowych shooterów. Gracz zdobywa kolejne poziomy rangi swojego konta, dzięki któremu odblokowuje się dostęp do kolejnych przedmiotów i umiejętności. Jednocześnie postać, którą się steruje, zdobywa swój oddzielny poziom (maksymalny level bohatera to 50). On pozwala na wykupowanie odblokowanych wcześniej umiejętności, broni i ekwipunku dla bohatera. Tu pojawia się jednak haczyk.

Pewną pulę punktów rangi zdobywa się w każdym meczu. Jeżeli jednak w trakcie biegania po lesie ktoś Cię odstrzeli bądź zje, to gracz nie otrzyma żadnych punktów dla sterowanego bohatera. Taki stan rzeczy utrzymuje się do 11 poziomu rangi konta. Już samo to wymusza na grającym większą ostrożność i zwracanie uwagi na swoje otoczenie podczas rozgrywki. W końcu szkoda stracić 20 minut grania i nabijania fragów na zombie przez jedną zbłąkaną kulę.

Szybka gra oraz wyzwania

Oprócz standardowego trybu gry, polegającego na łowach, dostępne są jeszcze dwa inne. Pierwszy z nich nazywający się po prostu Szybka gra jest najbardziej zbliżony to klasycznej formy Battle Royal. Na start mapy wybiera się jedną z 3 postaci, różniącą się podstawowym ekwipunkiem (rewolwer, strzelba albo broń biała). Następnie po trafieniu na jedną z dwóch dostępnych map zbiera się porozrzucane po lokacji bronie, granaty, apteczki i resztę ekwipunku. Celem gry jest znalezienie 4 punktów przy pomocy zmysłu łowcy, który jest dostępny także w pozostałych trybach. Dzięki niemu możliwe jest podejrzenie, w którym kierunku znajdują się wspomniane punkty, nazwane tutaj szczelinami.

Pierwszy gracz, który odnajdzie wszystkie 4 szczeliny, zostaje źródłem. W tym momencie licznik odmierzający punkty w dół w lewym górnym rogu ekranu staje się licznikiem czasu do końca gry. Źródło nie może opuścić małego obszaru na mapie, w którym się znajduje, a inni gracze mają za zadanie go zabić. Po zabiciu źródła ten, kto dokonał morderczego ciosu, zostaje nowym celem dla pozostałych osób w grze. Gra kończy się, gdy zostanie tylko jeden gracz bądź licznik odmierzy czas do zera. W takim wypadku przeżywa jedynie gracz, który jest źródłem.

Ciekawostką w tym trybie jest to, że osoba, która przeżyła, otrzymuje później możliwość wykupienia postaci, którą grała wraz z całym zdobytym podczas gry ekwipunkiem. To ważna informacja, do której wrócę nieco później.

Trzeci z dostępnych trybów to wyzwania. W tym wypadku trzeba walczyć jedynie z przeciwnikami sterowanymi komputerowo, nie ma możliwości napotkania innego gracza. Dostępnych jest kilkadziesiąt zadań na każdej z map, a spośród nich wyróżnić można kilka wariacji. Trzeba między innymi ścigać się po wyznaczonej trasie na czas, jednocześnie uważając na potwory i zabijając je, w innym wypadku w musiałem strzelać z punktu widokowego do przeciwników na dole. W każdym wyzwaniu do zdobycia są 3 gwiazdki, z czego każda kolejna jest coraz to bardziej wymagająca.

Przykładowo grając w wyścig z latarniami miałem do dyspozycji flarę i porozrzucane po torze lampy. Aby zdobyć 1 gwiazdkę, musiałem jedynie zdobyć punkty kontrolne z możliwością pominięcia maksymalnie 5 z nich. Na 2 gwiazdkę konieczne już było unikanie krwawych obrażeń, które są zadawane przez kroczące monstra na torze. Mogłem w tym wypadku ominąć do 2 punktów kontrolnych. 3 gwiazdka to prawdziwe wyzwanie. W tym wypadku nie dość, że musiałem zmieścić się w czasie pomiędzy punktami, dodatkowo konieczne było uniknięcie wszystkich obrażeń i zabicie 10 pancernych stworów.

Tutaj niezbędna była optymalizacja ruchów, korzystanie ze wspomnianych latarni, które podpalały potwory i wiele prób. Ostatecznie udało mi się zdobyć wszystkie 3 gwiazdki, chociaż przyznam, że mocno się przy tym napociłem. Za zdobywanie kolejnych gwiazdek otrzymuje się różne benefity, w tym dodatkowe przedmioty jednorazowego użytku czy walutę w grze.

Oba tryby pozwalają na naukę podstawowych mechanik gry, wczucie się w gunplay i poznanie mapy. Są także świetną rozgrzewką przed „głównym daniem”, jakim jest tryb polowania. Poza tym przegrana w przypadku Szybkiej gry nie jest bolesna, gdyż w zasadzie nic się nie traci (oprócz oczywiście czasu).

Menu ekwipunku i zarządzanie bohaterami

Z poziomu głównego menu możliwe jest zarządzanie swoimi bohaterami, ekwipunkiem i umiejętnościami. Jak przystało na grę multiplayer, do odblokowania jest cała masa najróżniejszego sprzętu. Bardzo spodobała mi się opcja rozwoju broni, z której się korzysta w trakcie meczów. Po wykonaniu odpowiedniej liczby zabójstw i nabiciu punktów gracz otrzymuje możliwość wykupienia ulepszonej wersji karabinu, kuszy bądź rewolweru. Posługując się przykładowo karabinem Martini Henry, po jakimś czasie w sklepie pojawia się jego wersja z lunetą albo bagnetem.

 

Grając jednym łowcą z czasem dostaje się także możliwość wykupienia za zdobyte punkty konkretnych zdolności. Można więc swojego bohatera ulepszyć poprzez zwiększenie odporności na ogień, wydłużenie sprintu czy przyspieszenie regeneracji żywotności. Dostępnych konfiguracji jest całe zatrzęsienie i bez problemu mogłem dostosować swoją postać do własnego stylu gry.

Oprócz standardowych przedmiotów i bohaterów twórcy oddali do dyspozycji graczy także elementy premium do kupienia za prawdziwą gotówkę. Legendarne postacie oraz bronie wyglądają wspaniale i wyróżniają się na tle tych dostępnych za walutę w grze.

Hunt: Showdown to gra piękna w swojej brzydocie

Gra działa na bazie autorskiego silnika graficznego CryEngine V, co jest ogromną jej zaletą. Niemieccy deweloperzy dzięki dużemu doświadczeniu w branży stworzyli niesamowicie wyglądający świat, przykuwający oko ogromną liczbą detali i świetnymi efektami. Moim zdaniem umiejscowienie tej produkcji w alternatywnej rzeczywistości XIX wieku w USA okazało się strzałem w dziesiątkę. Spustoszone rejony, z dziesiątkami stodół, drewnianych budynków mieszkalnych, magazynów i silosów wyglądają po prostu obłędnie.

Gra przy każdym starcie mapy losuje porę dnia i nocy, a także warunki atmosferyczne. Zrzut ekranu, który widzisz powyżej, wykonałem w trakcie łowów w nocy. Prawie nic na nim nie widać, prawda? A tak właśnie powinna wyglądać noc w grach. Nieprzeniknione cienie, mroczne lasy i zapuszczone drogi oświetlane jedynie niewielką ilością światła z pobliskich pożarów i łuną z księżyca wyglądają niesamowicie realistycznie.

Cała stylistyka produkcji jest zresztą niebywale mroczna. Wszędzie widać tony brudu i błota, nawet na modelach karabinów i ubraniach. Zmutowani farmerzy i wszędzie porozrzucane zwłoki przywodzą mi również na myśl projekty znane z gry Bloodborne. To zdecydowanie produkcja +18.

Bez dobrych słuchawek nawet nie podchodź

Hunt: Showdown ma bezapelacyjnie najlepiej zaprojektowany dźwięk spośród wszystkich gier multiplayerowych, w jakie grałem. Twórcy wykorzystali tę samą technikę rejestrowania dźwięki, co studio Ninja Theory przy Hellblade: Senua’s Sacrifice. Dwa superczułe mikrofony, ustawione od siebie w odległości zbliżonej do uszu człowieka, i obudowane imitacją małżowin usznych rejestrowały efekty dźwiękowe z gry we wszystkich pozycjach i różnych odległościach. Dzięki temu wszystkie odgłosy w Huntcie mają niebywale dobrze rozplanowane pozycjonowanie.

Poza tym cała gra została zbudowana wokół dźwięku. Wszystko w niej wydaje jakiś odgłos. Od przeładowania, kroków, dyszenia postaci, korzystania z widoku łowcy po leczenie, przeskakiwanie czy zmianę broni – każda czynność ma własne efekty dźwiękowe. Trzeba też uważać na otoczenie, gdyż w lesie można stanąć na konar, który łamiąc się, zaalarmuje pobliskich graczy. To samo tyczy się stłuczonego szkła czy rozwieszonych łańcuchów w stodole. Wszystko to, co słyszysz Ty, słyszy również Twój przeciwnik.

Nawet strzały z broni niskokalibrowej zgodnie z rzeczywistością są słyszane niemal na całej powierzchni mapy, a dzięki fenomenalnej lokalizacji bez problemu można zorientować się, z której strony dobiegają. Ma to ogromny wpływ na gameplay, gdzie grając w nocy, konieczne jest poleganie niemal w 100% na własnym słuchu. Podobnie zaawansowaną technologię można znaleźć jeszcze w Rainbow Six Siege, ale tam mecze rozgrywają się na znacznie mniejszych mapach.

Z tego powodu granie na głośnikach komputerowych, a w szczególności tych wbudowanych w monitor czy telewizor jest niemal bezsensowne. Korzystanie z dobrego zestawu słuchawkowego daje ogromną przewagę i jest niezbędne do osiągnięcia jak najlepszych wyników w grze.

Gra o wysoką stawkę

Do 11 poziomu rangi gra toczyła się swoim tempem. Uczyłem się jej mechanik, poznawałem różne zależności między poszczególnymi przedmiotami czy umiejętnościami. Po przekroczeniu tego poziomu wszystko diametralnie się zmieniło. W tym momencie skończył się okres przejściowy dla początkującego gracza i rozpoczęła prawdziwa walka. Co zatem się zmieniło?

Po osiągnięciu 12 poziomu rangi włącza się permanentna śmierć bohatera w trybie łowów. W tym momencie grając w ten tryb gdy Twoja postać zostanie zabita, tracisz ją bezpowrotnie. Tak, wszystkie poziomy, które się nią zdobyło, cały ekwipunek, który miała przy sobie i nabite punkty przepadają. Przez jeden głupi błąd można tym samym stracić nawet dziesiątki godzin rozgrywki. Dlatego tak ważne jest wykupywanie innych postaci i rozwijanie ich.

Każdy mecz zaczyna więc być tak naprawdę jedną wielką kalkulacją. Nie trzeba pokonywać głównych potworów, aby mecz ukończyć. Można pobiegać po mapie, zebrać kilka wskazówek, zabić garść zombie i uciec, podnosząc poziom swojej postaci. Zdobywając jednak artefakty i eliminując innych graczy, zdobywa się najwięcej punktów i cennych przedmiotów.

Konieczna staje się więc dobra ocena sytuacji. Czy przekroczenie tego mostu będzie dla mnie opłacalne? Czy zabić tę grupkę zombie, zyskując doświadczenie czy może je ominąć, zmniejszając ryzyko wykrycia przez innego łowcę? Poza tym możliwe jest napotkanie na swojej drodze drużyny złożonej nawet z 3 graczy, przez co granie w pojedynkę staję się jeszcze bardziej stresujące. Dobrze jest mieć znajomego, z którym można by założyć drużynę.

Nie przypominam sobie, abym był w jakiejkolwiek innej grze tak zestresowany, jak grając w Hunt: Showdown samemu. Od pierwszych sekund meczu czułem się jak na szpilkach. Grając do tego na słuchawkach, nawet najmniejszy szmer gdzieś obok przyprawiał mnie o gęsią skórkę. 

W tym miejscu każdy, kto dłużej pograł w Hunta, musi przebrnąć przez największy motywacyjny mór. Aby stać się dobrym łowcą, trzeba najpierw być ofiarą. Wielokrotne zgony i utrata bohaterów są niestety nieuniknione. Śmierć przychodzi szybko i nagle, co oczywiście wywołuje ogromną frustrację. Sam wielokrotnie miałem już dość i chciałem tę grę porzucić.

Przychodził jednak moment, gdy wszystko szło dokładnie tak, jak chciałem. Każda kalkulacja okazywała się prawidłowa, a ja kończyłem mecz z trofeum w ręce, kilkoma zabójstwami na koncie i z nowym ekwipunkiem. W tych chwilach czułem się jak Chuck Norris, gdyby tylko w Strażniku z Teksasu były zombie.

Ocena gry Hunt: Showdown

Hunt: Showdown to niezwykle ciekawy przypadek. Wielkie studio znane z gry definiującej gatunek FPS na komputerach osobistych wydało produkcję tak mało mainstreamową, jak to tylko możliwe. Ekstremalnie wysoki poziom wejścia w świat Hunta, jego specyficzne mechaniki, fenomenalne udźwiękowienie, gęsty jak smoła klimat i nieprzyjazne środowisko są jednocześnie jego ogromną zaletą i największą wadą. Gra jest bardzo oryginalna i niesamowicie przyciąga, wymaga jednak wkładu pracy i zaangażowania ze strony gracza, aby czerpać z niej dużo przyjemności.

Jest to jedna z tych gier, w której równie ważne co samo granie, jest także tak zwany metagaming, czyli „gra o grze”. Po zakończonej rozgrywce, aby faktycznie stać się świetnym łowcą, trzeba wertować poradniki przygotowane fanów, sprawdzać statystyki broni i umiejętności, szukać taktyk, uczyć się dźwięków każdej z broni na pamięć… takich niuansów jest cała masa.

Nie pomaga również fakt, że community gry jest dość toksyczne i mało pomocne. To akurat mnie nie dziwi, w końcu celem każdego gracza jest zabicie innego łowcy, samemu przy tym nie dając się zastrzelić. Przez to wielu nowych graczy może odbić się od tego tytułu już na samym początku przygody.

Gdy jednak zaciśnie się zęby i faktycznie poświęci swoją uwagę na szlifowanie umiejętności, to Hunt: Showdown okazuje się jedną z najlepszych gier tego gatunku dostępnych na rynku. Nie ma chyba innej produkcji wywołującej tak ogromne pokłady różnych emocji.

Ostatecznie nie żałuję ani minuty spędzonej w brudnych, obskurnych wioskach i na zabójczych bangach. Hunt: Showdown to gra niewybaczająca żadnego błędu. Jest to także tytuł niesamowicie satysfakcjonujący.

Minusy

  • ekstremalnie wysoki poziom trudności dla nowych graczy
  • dla wielu poziom stresu, jaki gra wywołuje, może być nie do zniesienia
  • gra brutalnie karze za każdy błąd
  • granie w pojedynkę jest bardzo ciężkie

Plusy

  • fenomenalne udźwiękowienie
  • fantastyczny, ciężki i "brudny" klimat gry
  • mnogość dostępnych opcji, w tym bohaterowie, umiejętności i ekwipunek
  • niezwykle satysfakcjonujący gameplay
  • przywiązanie do szczegółów
  • syndrom "jeszcze jendego meczu"

Ocena Hunt: Showdown

8/10