Stylowy, pracowity i potężny. Taki właśnie wydaje się MSI Leopard GP66. Przynajmniej na papierze. Pod względem aparycji nie należy do najbardziej krzykliwych laptopów stworzonych z myślą o graczach, ale już specyfikacja przekonuje, że to potwór, przed którym klęknąć powinna większość gier AAA. Czy rzeczywistość dorównuje wspomnianemu papierowi? Postanowiliśmy to sprawdzić.
Jednostka, którą otrzymałem do testów, prezentuje się następująco:
W stosunku do poprzednika z numerem 65 MSI Leopard GP66 wygląda całkiem inaczej. I nieporównywalnie lepiej. MSI postanowiło mocno odświeżyć swoje „kocury” i już na pierwszy rzut widać, że był to dobry krok. Zmieniło się naprawdę sporo. Od obudowy, przez chłodzenie, na klawiaturze kończąc.
MSI Leopard GP66 nie wygląda ani jak stereotypowy laptop dla gracza, ani jak stereotypowy laptop MSI. Nie ma żadnych światełek RGB (prócz klawiatury), nie ma żadnej charakterystycznej dla producenta czerwieni, która by przełamała całkowitą czerń. Nawet logotyp ze smokiem na pokrywie jest czarny.
W zasadzie jedyną „powierzchowną” wskazówką co do przeznaczenia GP66 jest klawiatura RGB, z podświetleniem każdego klawisza, zaprojektowana przez SteelSeries.
Fajne jest to, że większość obudowy jest aluminiowa. Daje to poczucie, że obcujemy z laptopem premium. Jedynie dolna część pokrywy jest plastikowa. Generalnie jakość wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie elementy współgrają ze sobą jak w najprzedniejszej orkiestrze.
Pokrywa otwiera się zadziwiająco lekko, przy czym zawias trzyma się sztywno, nawet pod wpływem drgań. Zewnętrzna część pokrywy ugina się nieco przy mocniejszym nacisku, ale nic nie wskazuje, by miało to nieść ze sobą jakieś przykre konsekwencje. Ot, kwestia charakterystyki zastosowanego materiału.
W porównaniu do GP65 da się zauważyć, że GP66 przybrał nieco ciała z tyłu. Ale miał ku temu istotny powód, bo większy tył oznacza możliwość zastosowania mocniejszego chłodzenia. Na szczęście nie przekłada się to znacząco na wagę. Ta wynosi 2,38 kg. Czyli znośnie, jeśli mówimy o tego typu urządzeniach. Jeśli już porównujemy testowanego notebooka do poprzednika – warto wspomnieć, że GP66 jest cieńszy o ok. 4 milimetry.
Wysoka na prawie 2,5 centymetra obudowa pozwala na nieco szaleństwa w kwestii portów. I to nie tylko po bokach. Z tyłu na przykład mamy USB Typu-C, HDMI, Ethernet RJ-45 i port do ładowania laptopa. Tego typu rozwiązanie daje do zrozumienia, iż MSI GP66 jest sprzętem raczej do sporadycznego transportowania i korzystania z niego w jednym, specjalnie przygotowanym miejscu. O pracy z laptopem na kolanach raczej możemy zapomnieć. O graniu w nasłonecznionym pomieszczeniu również, ale o tym później.
Po prawej stronie znalazło się kilka portów USB Typu-A, po lewej zresztą też, ale tutaj MSI dodatkowo postanowiło wcisnąć jeszcze gniazdo słuchawkowe. Jeśli miałbym silić się na marudzenie, powiedziałbym, że brakuje slotu na karty pamięci. Na szczęście nie jestem marudny.
W MSI GP66 zastosowano zupełnie inną klawiaturę niż w poprzedniku. I wygląda na to, że była to dobra decyzja. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, a raczej w palce, jest bardzo wyraźna informacja zwrotna po wciśnięciu każdego klawisza. Oczywiście wiąże się to z większą ogólną głośnością pracy na klawiaturze, ale to drobiazg.
O podświetleniu RGB dla poszczególnych klawiszy zdążyłem już wspomnieć. Dodam więc tylko, że jest naprawdę efektowne, choć do ideału trochę brakuje. Przede wszystkim można odnieść wrażenie, że niektóre klawisze są lepiej oświetlone niż inne.
Nieco gorzej od klawiatury wypada gładzik. Jest stosunkowo nieduży, a praca na nim nie należy do najwygodniejszych. Na szczęście wciąż mówimy o laptopie gamingowym i to takim, który lepiej sprawdza się stacjonarnie niż „w terenie”, więc podłączenie zewnętrznej myszki jest nie tyle koniecznością, co oczywistością, na którą nikt raczej narzekać nie będzie.
Tutaj szału nie ma, choć nie jest też źle. Dwa 2-watowe głośniki oferują dokładnie taki dźwięk, jakiego można spodziewać się po laptopie. Przeważają więc przede wszystkim tony wysokie. Do oglądania Netfliksa wystarczy. Do gier i tak pewnie założycie słuchawki, bo wentylatory na dłuższą metę są męczące dla uszu.
Przydatne bywa autorskie oprogramowanie od MSI o nazwie Nahimic. Pozwala m.in. na przełączanie się między przygotowanymi profilami dźwiękowymi, w zależności od tego, co aktualnie robimy. Jeśli chcemy, możemy też tworzyć ręcznie i zapisywać własne ustawienia. Co ciekawe, dostaliśmy tutaj również opcje związane z mikrofonem (np. usuwania echa, tłumienie szumów, itp.), co z pewnością docenią gracze lubujący się w rozgrywce sieciowej.
Jeśli spodziewaliście się przeciętnych wyników, to… dobrze się spodziewaliście. Trochę ponad trzy godziny oglądania seriali wrażenia nie robi. Z drugiej strony czego oczekiwać po laptopie, który nastawiony jest na obsługę gier, a tym samym pracę na wysokich obrotach?
Optymizmem nie napawa również długość ładowania akumulatora od 0 do 100 procent. Ta trwać może nawet niespełna dwie godziny, o ile… nie gracie. Podczas rozgrywki MSI Leopard GP66 ładuje się jeszcze wolniej. No i jeszcze jedna rzecz, o której trzeba pamiętać – zasilacz jest tak duży i ciężki, podobny do tych, które w gamingowych laptopach oferuje na przykład Dell.
Jeszcze do niedawna GP66 sprzedawany był z intelowskimi jednostkami Comet Lake-H: Core i7-10870H i Core i7-10875H. Testowana przeze mnie jednostka jest już wyposażona w nowiutki procesor Intela 11. generacji z rodziny Tiger Lake-H. Chodzi o jednostkę Intel Core i7-11800H, która – jeśli wierzyć benchmarkom – gwarantuje osiągi wyższe nawet o 25 procent w porównaniu do takiego 10870H.
W Cinebench R23 i7-11800H zgarnia zjawiskowe 12642 punktów na wszystkich rdzeniach i 1522 w trybie jednordzeniowym, więc dobitnie widać, że jest moc.
MSI Leopard GP66 – Cinebench R23
(Intel Core i7-11800H, 8 rdzeni, 16 wątków):
RTX-a 3070 nikomu raczej przedstawiać nie trzeba. 8 GB DDR6, maksymalna moc 130 W, no i oczywiście rdzenie Tensor, które pozwalają cieszyć świetlnymi wodotryskami związanymi z ray tracingiem. GPU tworzy idealną parę z procesorem Intel Core i7-11800H, co znajduje odzwierciedlenie podczas rozgrywki.
Co poza tym? 16 GB RAM (DDR4, 3200MHz), choć tu MSI pozostawiło sporo marginesu na ewentualną rozbudowę. GP66 obsługuje bowiem aż do 64 GB RAM-u. No i dysk SSD o pojemności 512 GB, który w CrystalDiskMark8 prezentuje się następująco:
Pięta achillesowa laptopów, nie tylko testowanego MSI Leopard GP66. Szczególnie procesor mocno dostaje w kość; pod obciążeniem potrafi nagrzać się do ponad 90 stopni. Szczerze muszę przyznać, że nie zauważyłem, by w jakikolwiek sposób rzutowało to na rozgrywkę. Jeśli był throttling, to raczej niewielki i mało dostrzegalny, choć oczywiście pozostaje pytanie, jak (i czy w ogóle) tak wysokie temperatury na CPU będą przekładać się na żywotność zarówno samego procesora, jak i całego laptopa.
Co się natomiast tyczy karty graficznej, tutaj trzeba liczyć się w temperaturami rzędu 75 stopni Celsjusza, a więc jest raczej stabilnie.
Czy obudowa się nagrzewa? Trochę tak. Przy dłuższych maratonach gamingowych może stać się to nieco irytujące. Z drugiej strony nie jest tak źle, jak w przypadku części konkurencji, której laptopy wręcz parzą w palce.
Cóż, tak wysoka wydajność w połączeniu z kompaktową formą laptopa nie dają wentylatorom w procesorze i karcie chwili wytchnienia. Jeśli będziecie użytkować MSI GP66 zgodnie z jego przeznaczeniem, a więc w grach, chłodzenie raczej cały czas pozostanie na najwyższym pułapie wydajnościowym. Tym samym czeka Was konieczność przyzwyczajenia się do głośności powyżej 55 decybeli, a więc raczej bez słuchawek ani rusz.
MSI Leopard GP66 robi to, czego się od niego oczekuje. Daje radę. Co prawda wyje przy tym dość głośno i nagrzewa się do wysokich temperatur, ale żadna z testowanych gier nie okazała się dla niego wyzwaniem nie do pokonania. Także Control z ustawieniami ultra i włączonym ray tracingiem (na ustawieniach wysokich) gwarantował płynną rozgrywkę. Oto średni klatkaż w kilku przetestowanych grach:
Konfiguracja, którą otrzymałem do testów, posiada ekran z częstotliwością odświeżania na poziomie 144 Hz. Nie jest to maksimum, jeśli chodzi o ten model, bo na rynku znajdziemy GP66 z panelami 240 Hz. Dedykowana rozdzielczość to oczywiście FullHD.
Generalnie wyświetlacz prezentuje się nieźle, aczkolwiek trudno nie odnieść wrażenia, że stanowi element, na którym MSI postanowiło nieco przyoszczędzić. Z dobrych rzeczy wspomnieć warto na pewno o stuprocentowym pokryciu sRGB (w przypadku gamy kolorów DCI-P3 jest to 78,5%). W praktyce przekłada się to na całkiem miłe seanse serialowe, a i w grach, w połączeniu z wydajną specyfikacją, wygląda to miodnie.
Problem w zasadzie jest jeden. Jasność maksymalna, oscylująca wokół poziomu 210 nitów. I to niestety daje się odczuć podczas codziennego użytkowania MSI Leopard GP66. Mam biurko przy oknie i siedzę względem niego bokiem. Okno wychodzi na południe, więc nadmiar światła słonecznego nigdy mi nie grozi. Mimo to często musiałem rozsuwać rolety, żeby komfortowo sobie pograć.
Zdarzało się również, że oglądając film, łapałem się nad tym, że obraz jest dla mnie odrobinę za ciemny. I gdy próbowałem go rozjaśnić – zonk. Jasność była ustawiona na maksimum.
Trochę szkoda, że tak jest. Wydajność MSI GP66 świetnie sprawdziłaby się w np. w projektowaniu grafiki 2D i 3D, ale z takim ekranem o to trudno. No, chyba że akurat dysponujecie odpowiednim monitorem. Wtedy to już inna rozmowa…
Moim zdaniem to jeden z bardziej udanych laptopów gamingowych, jeśli chodzi o ten rok. Nie jest co prawda pozbawiony wad, ale jego atuty są tak mocne, że nie sposób nie wystawić mu pozytywnej rekomendacji. Warto jednak mieć świadomość tego, z jakiego typu laptopem mamy tu do czynienia, by potem nie czuć rozczarowania.
MSI Leopard GP66 to sprzęt raczej niesprawdzający się jako mobilna maszyna; ekran przy ostrym oświetleniu jest całkowicie nieczytelny, bateria zaś zakrawa trochę na żart (ale nie śmiejemy się, bo to notebook dla graczy). Bez zewnętrznego monitora laptop również może być niewystarczający do wymagającej technologicznie pracy (np. obróbki foto i video), choć wydajność jak najbardziej go do tego pretenduje.
Generalnie MSI GP66 z nową jednostką Tiger Lake-H i RTX-em 3070 to naprawdę świetny sprzęt, który świetnie radzi sobie nawet z najbardziej wymagającymi tytułami. Wysokie temperatury i głośne chłodzenie? Tak, są obecne. Sęk w tym, że na kimś, kto przerobił temat choćby jednego laptopa gamingowego, tego typu mankamenty nie robią już dziś żadnego wrażenia. Dlatego, że pojawiają się bodaj w 99,9 procentach modeli.
Na koniec chciałbym podkreślić to, jak przyjemny wizualnie jest MSI GP66. Pod tym względem to „zabawka”, z którą dorosły człowiek, dojrzały gracz, nie wygląda, jakby podkradał komputer dziecku, a wykonywał na niej same poważne rzeczy dla poważnych ludzi.
Witam
Zauważyłem już jakiś czas temu ciekawostkę a mianowicie jasność ekranu matrycy 144 hz jest podawana na poziomie 380 nitów
a 210 nitów w matrycy 240 hz
pozdrawiam
Mam z kartą RTX 3080 i ekran 144 Hz – nie ma problemów z jasnością! Chyba autor faktycznie coś pomylił…
przepraszam gdzie ten laptop z tyłu obudowy ma usb typ C ? mam wersje z rtx3080 i jakoś nie widzę