Liberated. Recenzja gry, której klimat skłania do przemyśleń

„Wolność. Po co wam wolność?” chciałoby się powtórzyć za Kazikiem, patrząc na świat gry Liberated. Inwigilacja wyniesiona do absurdalnego poziomu i społeczna akceptacja tego procederu w imię „wygodnego życia” nasuwa myśl, że ludność to bateryjki z Matrixa zasilające system. Ale czy jednostki mogą być iskrą rozpalającą pożar rewolucji? Odpowiedź odnajdujemy w Liberated. I nie jest ona tak jednoznaczna, jak byśmy sobie tego życzyli.

Liberated na Nintendo Switch. Pokochałem

Jeśli miałbym policzyć wszystkie platformówki, w które udało mi się zagrać w życiu, prawdopodobnie zmieściłbym je na palcach jednej ręki. Ot, klasyczna Contra z Pegasusa, Mario, Rayman i ostatnio Child of Light. Zwyczajnie nie jest to gatunek gier, który specjalnie trafia w mój gust, dlatego, żeby dany tytuł przykuł mnie do ekranu, musi czymś się wyróżniać.

O Liberated usłyszałem raptem kilka dni temu. Obejrzałem trochę materiałów prasowych i na pierwszy rzut oka, gra wydała mi się dość interesująca. Z racji tego, że jestem właścicielem Switcha (gra ma czasową wyłączność na Pstryka), stwierdziłem, iż warto byłoby zagrać w ten tytuł, tym bardziej że został napisany przez rodaków, a staram się regularnie ogrywać każdą polską produkcję.

Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się rewolucji, nie wiedziałem, co mnie czeka i powiem jedno: Liberated wciągnął mnie do swojego brudnego świata i pochłonął mnie jak trzęsawisko czekające na niespodziewającego się niczego wędrowca. Moi drodzy, jaki to jest dobry tytuł!

Fabuła gry, czyli kto z kim i przeciw komu

Wyobraźcie sobie świat, w którym dominującą rolę odgrywają media społecznościowe. Jesteście inwigilowani na każdym kroku, a to, czy dostaniecie się na daną uczelnię, awans w pracy, kredyt i setka innych rzeczy, zależy od punktacji w tzw. systemie oceny społecznej – mam wrażenie, że już coś Wam świta.

Faktycznie Liberated bierze na tapetę sporo aktualnych tematów, dodając do niej spełnione obawy wszystkich fanów teorii spiskowych o permanentnej inwigilacji rządu, rodem z powieści Orwella, stawiając w jego opozycji „tych dobrych”, czyli grupę rewolucjonistów – tytułowych wyzwolonych. Ich cel jest bardzo prosty: pokazać społeczeństwu, że są okłamywani i wykorzystywani na każdym kroku.

Jak się gra w liberated na nintendo switch

Już w pierwszych minutach gry mamy jasno zarysowaną fabułę. Startujemy jako Barry Edwards – młody buntownik działający na rubieżach systemu. Naszym protagonistą interesują się mocno służby bezpieczeństwa, jednak po drobnych wybojach trafiamy pod skrzydła Liberated i tutaj zaczyna się właściwa historia. 

Unikając spojlerów, muszę powiedzieć, że kiedy wydawało mi się, iż wiem już, o co chodzi, koniec pierwszego zeszytu (produkcja podzielona jest na cztery zeszyty-rozdziały, z racji tego, że zbudowano ją na wzór komiksu) wywrócił całą moją wizję tego świata gry do góry nogami.

Nie chodzi tu bowiem jedynie o klasyczną walkę dobra ze złem. Konflikt oglądamy z dwóch stron (poza tym bierzemy w nim czynny udział), a pytanie, które pojawia się w cieniu fabuły brzmi: czy przemoc jest naprawdę jedynym i najlepszym rozwiązaniem problemu?

Liberated stara się pokazać nam, że pod powierzchnią dynamicznej akcji, kryje się kilka tematów i pytań, nad którymi warto zastanowić się już teraz. Nie chcę zdradzać więcej, jednak muszę ostrzec Was, że w połączeniu z gameplayem, cała przygoda wywoła u Was syndrom „kolejnego poziomu”.

Mechanika i konstrukcja gry

Jak wspominałem wyżej, grę zbudowano na kanwie interaktywnego komiksu. Jedyna produkcja, w którą grałem, a która zbliża się do tego tematu to strzelanka XIII z 2003 roku. Jednak moim zdaniem Liberated robi to lepiej, oddając do granic możliwości komiksowy klimat opowieści. Kolejne sceny, w których toczy się akcja to kadry z komiksu i w tych ramkach przemierzamy sterowaną postacią lokacje za lokacją, odkrywając karty historii.

I mogę powiedzieć, dosłownie karty,  gdyż po zakończeniu danego fragmentu animacja przewraca lub zmienia stronę (czy też ramkę) przenosząc nas do kolejnych elementów przygody. Cztery zeszyty zapewniają około 5-6 godzin gry i moim zdaniem to optymalna długość do opowiedzenia zwartej historii.

Nintendo Switch gra liberated

Mechanika nie odbiega daleko od standardów gatunku. Poruszamy się głównie w prawo: sprintem, skradając się lub unikając wrogów, chowając się za osłonami. Możemy też skakać nad przeszkodami, wspinać się na nie, nurkować i przesuwać lżejsze przedmioty. Do naszej dyspozycji trafia też kilka rodzajów broni palnej, jednak w danym momencie możemy dzierżyć jedną sztukę z góry narzuconego nam uzbrojenia. Co jakiś czas trafimy też na proste zagadki logiczne oraz mniej lub bardziej skomplikowane QTE.

Wrogów eliminujemy z ukrycia lub w otwartej walce, co nie nastręcza problemów, nawet na wyższym poziomie trudności. Gra pozwala wybrać nam opcję fabularną lub wymagającą nieco większego refleksu i szczerze polecam od razu odpalić tą drugą. Fabularna może okazać się za prosta.

Technikalia

Liberated zbudowano na silniku Unity, czyli jednym z popularniejszych silników graficznych obecnych na rynku. Muszę przyznać, że wyszło to grze na dobre, chociaż mam małe zastrzeżenia w kilku kwestiach. 

Lokacje wyglądają rewelacyjnie i pomimo (a może właśnie dlatego) swojej czarno-białej stylistyki genialnie oddają klimat miejsc, w których toczy się akcja. Animacje są płynne i na pewno nie jest to filmowe trzydzieści klatek, ale o wiele więcej.

Przyczepiłbym się jednak do spadków płynności w niektórych większych lokacjach. Moje oko kilkukrotnie wyłapało lekkie framedropy, co prawda nie wpływają one w żaden sposób na rozgrywkę, jednak można by nieco to poprawić.

Trafiłem też na jeden visual bug – kiedy zostałem zauważony przez przeciwnika, ale schowałem się za osłonę, wdałem się w bójkę. Ot proste QTE gdzie trzeba nacisnąć „Y”. Po wygranym pojedynku ikonka „Y” nie znika z ekranu do wczytania następnego miejsca akcji.

Następna kwestia to tekstury. Jak wspomniałem, tła prezentują się bardzo dobrze. Natomiast brakowało mi ostrości na postaciach. Wiem, że Switch potrafi pokazać dużo więcej (zwłaszcza wersja Lite, posiadająca mniejszy ekran od standardowej, ale przez to większe zagęszczenie pikseli) i mam wrażenie, że kwestia tekstur postaci została lekko zmarnowana. Przydałoby się również lepsze wygładzania krawędzi.

Liberated na Nintendo Switch

Jeśli chodzi o sterowanie, jest całkiem dobrze, ale znów brakuje mi jednej rzeczy. Otóż nie mamy wyboru w kwestii poruszania się i celowania. Domyślnie poruszamy się lewą gałką, prawą celujemy z broni. W przypadku ciągłego ruchu w prawo jest to nieco uciążliwe i odbiera precyzję strzału. 

Okej, byłem w stanie wpakować niejeden headshot we wrogów, ale kciuk ciągle ześlizgiwał mi się z prawego kontrolera i na dłuższą metę jest to frustrujące. Mam nadzieję, że twórcy dorzucą w którymś patchu opcję zmiany gałek sterowania i strzału, wydaje mi się, że to wyszłoby grze na dobre.

Serce gry, czyli KLIMAT

Musiałem krzyknąć caps lokiem przy tym nagłówku. Panie i Panowie, ta gra ocieka klimatem. Muszę pogratulować kucharzowi, który stwierdził, że wrzucenie na jedną patelnię stylistyki noir, cyberpunku i wysmażenie tego na oleju platformera będzie smakować nawet komuś, kto nie specjalnie interesuje się podobnymi daniami.

Specjalnie też w poprzednim podtytule pominąłem kwestię oprawy audio. Uwierzcie mi, jest rewelacyjna. Pokuszę się o stwierdzenie, że jedna z lepszych, z jakimi spotkałem się w grach. Dźwięk zmienia się w zależności od ramki komiksu, w której obserwujemy akcję, dla przykładu – deszcz. W jednej ramce widzimy w szerokim kadrze komisariat skąpany w deszczu, w kolejnej przenosimy się do auta i z jego wnętrza słyszymy te same krople, lecz już o innym natężeniu bębniące o karoserię pojazdu.

To tylko drobny element oprawy audio. Polecam zwrócić uwagę na takie detale i smaczki sound designu – jest ich o wiele więcej, robią wrażenie zwłaszcza w połączeniu z komiksową stylistyką i jest to siłą tej produkcji.

Zresztą, dźwięk broni również zasługuje na pochwałę, podczas wystrzału można niemal poczuć moc danego uzbrojenia. Całość okraszono elektroniczną ścieżką dźwiękową, która doskonale uzupełnia obraz, totalnie nie przeszkadzając w akcji.

Jak wspominałem wyżej, świetną decyzją było obranie czarno-białej stylistyki i powiem szczerze, że zaostrzyło to mój apetyt na więcej. Po prostu chciałbym ograć drugą część Liberated, pomimo faktu, że gra ma dość zamkniętą historię. W związku z tym powiem jedno:

recenzja gry Liberated na Nintendo Switch

Warto zagrać w Liberated

Zdecydowanie warto! Nawet jeśli nie jesteście fanami gatunku, ta gra jest warta Waszego czasu i pieniędzy. Zaczerpnięcie motywów z różnych gatunków owocuje tutaj świetną synergią, która sprawia, że Liberated trafi do większości graczy, zarówno casualowych, jak i bardziej doświadczonych wyjadaczy. Nieważne czy jesteście fanami platformówek, czy nie – znajdziecie tutaj coś dla siebie.

To, co rzuca się w oczy, to dopracowanie praktycznie każdego szczegółu gry, dzięki czemu dostajemy produkt kompletny, pozwalający wczuć się w historię i możliwość czerpania maksymalnej frajdy z fabuły.

Relacja ceny, długości gry i frajdy płynącej z rozgrywki, stoi moim zdaniem na satysfakcjonującym poziomie, więc z czystym sumieniem mogę polecić Wam dzieło studia Atomic Wolf. Liberated to świetna produkcja na dwa, trzy wieczory lub weekend i gwarantuję, że będzie to dobrze wykorzystany czas.

Dodam, że jeszcze czas jakiś po ukończeniu gry zostaniecie z przemyśleniami odnośnie tego, jak dużą ceną jest oddanie prywatności w ręce obcych ludzi… Moim zdaniem warto pochylić się nad tą kwestią. Nie tylko w trakcie Liberated.

Minusy

Plusy