Gorąca sztuka. Test i recenzja iPhone 15 Pro Max

iPhone 15 Pro Max, czyli najbardziej flagowy z tegorocznych iPhone’ów, korcił mnie od pierwszych minut jego wrześniowej zapowiedzi. Podrasowany design, tytanowa obudowa, procesor radzący sobie z konsolowymi grami, a do tego nareszcie sensowny teleobiektyw… Czy ta hojność giganta z Cupertino ma jakąś cenę, poza tą widoczną na karcie produktu? Czy smartfon faktycznie jest tak „Pro”, jak obiecuje producent? Sprawdźmy w obszernej recenzji iPhone 15 Pro Max.

iPhone 15 Pro Max: FAQ

iPhone 15 Pro Max jest dla osób, które chcą kupić najlepszego smartfona Apple na rynku. To także propozycja dla użytkowników, którzy poszukują flagowego fotosmartfona.

Tak, to bardzo dobry smartfon Apple, wyposażony we wszystkie nowinki technologiczne. Uwagę zwraca zwłaszcza 5-krotny zoom optyczny oraz nowy procesor A17 Pro, świetny do grania.

iPhone 15 Pro Max ma tendencję do nagrzewania się pod dużym obciążeniem. Ponadto tryb nocny uruchamia się zbyt rzadko, przez co niektórym zdjęciom brakuje detali.

Unboxing iPhone 15 Pro Max. Luksus nie uznaje przepychu

iPhone 15 Pro Max, pomimo monumentalnej nazwy, dociera do nas z mini wyposażeniem. W pudełku znajduje się wyłącznie papierologia, jedna naklejka z logo Apple oraz kabel USB-C do USB-C (nowe smartfony z nadgryzionym jabłuszkiem porzuciły Lightning). Kabel zasługuje na wszelkie pochwały – jest wykonany z ogromną precyzją, a na dodatek w oplocie, więc powinien być mniej podatny na uszkodzenia mechaniczne.

Design i jakość wykonania. Tak wygodnie nie było od dawna

Do testów dostałem czarny wariant kolorystyczny iPhone’a 15 Pro Max. Najbardziej neutralny odcień wygląda jednak bardzo estetycznie, a to przede wszystkim zasługa nowego materiału, z którego wykonano krawędzie boczne urządzenia – tytanu. Przypomina nieco szczotkowane aluminium, ale refleksy światła są dużo miększe i głębsze, nie ujmując nic z luksusu dotychczas stosowanej stali szlachetnej. Ponadto matowy tytan nie zbiera odcisków palców tak ochoczo, jak lśniąca stal.

Przede wszystkim jednak jest dużo lżejszy, a przy tym rozmiarze robi to różnicę dla nadgarstka. Przesiadając się z iPhone 13 Pro, praktycznie nie odczułem innej masy. Kolejna zmiana, na pozór subtelna, to delikatne zaoblenia bryły – szkła na froncie i brzegów ramek bocznych. Wygląda to elegancko, a przy tym lepiej wpasowuje smartfon w dłoń. To moim zdaniem najwygodniejszy duży iPhone od czasów uwielbianego przeze mnie iPhone’a 8 Plus. Chociaż mam stosunkowo niewielkie dłonie, z 15 Pro Max korzystało się bardzo przyjemnie.

No i wisienka na torcie – przycisk czynności, który zastąpił suwak wyciszania, obecny od 2007 roku. Jest wygodny, praktyczny i towarzyszy mu przyjemna haptyka. Ponadto dobrze komponuje się z resztą obudowy. Zmianę traktuję na plus.

Obudowa iPhone 15 Pro Max

Ekran iPhone 15 Pro Max. Po prostu doskonały

Wyświetlacz iPhone 15 Pro Max praktycznie nie ma wad. To 6,7-calowy OLED Super Retina XDR w wysokiej rozdzielczości 2796 × 1290 px i odświeżany w adaptacyjnych 120 Hz. Ostrość obrazu jest wyśmienita (460 ppi), a czytelność w słońcu bardzo dobra dzięki jasności szczytowej aż 2000 nitów. Ponadto ramki ekranu zostały delikatnie odchudzone względem poprzednika.

W połączeniu z dużą powierzchnią panelu i relatywnie niedużą Dynamic Island daje to naprawdę efektowne, nowoczesne wrażenie. Ekran iPhone 15 Pro Max na dobrą sprawę nie ma wad. To godny wyświetlacz dla najlepszego smartfona z nadgryzionym jabłuszkiem.

System operacyjny i wydajność. Szybko i ciepło

iOS 17

O systemie iOS 17 zdążyłem już co nieco powiedzieć w ramach recenzji iPhone 15. A skoro i tak nie wnosi on rewolucyjnych zmian, to zachęcam Was do rzucenia okiem na mój test podstawowego smartfona Apple. Powiem tylko tyle, że system działa sprawnie i niezawodnie, a przesiadka z poprzednich wersji iOS nie powinna przysporzyć żadnych trudności. Apple nie porywa się na zmiany w filozofii działania swojego oprogramowania – i bardzo dobrze.

Z nowinek warto podkreślić Tryb czuwania (który przeoczyłem w recenzji iPhone 15, za co sypię głowę popiołem), czyli specjalny tryb uruchamiający się podczas ładowania smartfona w pozycji horyzontalnej. Można go spersonalizować za pomocą kilku predefiniowanych widżetów, aby wyświetlał godzinę, kalendarz, powiadomienia czy prognozę pogody. Skorzystają z niego jednak przede wszystkim posiadacze stojących ładowarek MagSafe, stąd też moje nieco karkołomne fotografie tego trybu.

Od czasów zeszłorocznych modeli posiadacze iPhone’ów Pro dostają też tryb Always on Display. Oczywiście Apple zrobiło go po swojemu – ekran blokady jest mocno przygaszany i wyświetla de facto te same informacje, co po wybudzeniu. Jako że przez lata nie miałem do takiej opcji dostępu, a powiadomienia i godzinę sprawdzam często na Apple Watchu, tryb niegasnącego wyświetlacza był dla mnie zbędny.

Ale możliwość szybkiego podejrzenia godziny i powiadomień bez wybudzania smartfona wielu osobom na pewno się przyda. Choć przyznam, że lepiej byłoby to zrobić tak jak Androidowa konkurencja – czyli prościej.

Wydajność w benchmarkach i kultura pracy na co dzień

iPhone’a 15 Pro Max napędza świeżutki czip A17 Pro. Nowy przydomek ma symbolizować znaczny skok wydajności (i różnicę względem podstawowych iPhone’ów, pracujących na zeszłorocznych „Bionicach”), a tym razem Apple szczególny nacisk położyło na gaming. Do tego stopnia, że zapowiedziano Death Stranding czy Assassins Creed Mirage na iPhone’y.

I nie ma co ukrywać – czip A17 Pro to bestia, pod względem wydajności CPU wyraźnie prześcigająca Snapdragona 8 gen 2 oraz, rzecz jasna, swojego poprzednika – A16 Bionic. GPU, choć promowane jako przełomowe, ledwo o włos wygrywa z konkurencyjnym Snapem, choć na faktyczny rezultat pracy układu graficznego kluczowy wpływ będzie miała optymalizacja systemu oraz pisanego na iOS oprogramowania. A tu zazwyczaj sytuacja wygląda bardzo dobrze.

Na co dzień iPhone 15 Pro Max działa po prostu wyśmienicie. To samo pisałem o iPhonie 15 z A16 Bionic, bo na tę chwilę różnica jest po prostu niezauważalna. Na dłuższą metę A17 Pro powinien zapewnić żwawsze rezultaty. Z jednym małym „ale”.

iPhone 15 Pro Max grzeje się. Nie tak intensywnie, jak donosiły dramatyczne wręcz doniesienia medialne (dotyczące szczególnie mniejszego iPhone’a 15 Pro), ale na tyle mocno, że zwróciło to moją uwagę. Smartfon parzył tylko raz – podczas konfigurowania i jednoczesnego ładowania. Grając w gry czy robiąc benchmarki był po prostu bardzo ciepły, ale za termofor robił także podczas niezbyt kompulsywnego scrollowania social mediów czy korzystania z przeglądarki. Nic nadmiernie uciążliwego, ale w najlepszym smartfonie najdroższej firmy świata i tak nie powinno się to wydarzyć.

Wydajność w grach

iPhone 15 Pro Max nie bez powodu przedstawiony został jako maszyna do grania. Chociaż nie wyszły na niego jeszcze głośne tytuły ze stacjonarnych konsol, to sztandarowe hity mobilne po prostu zasuwały. PUBG Mobile wyglądał najpiękniej w dwuletniej historii moich testów, Diablo Immortal oszczędnie skalowało rozdzielczość, a Call of Duty Mobile szastało zaawansowanymi efektami graficznymi. Na ekranie smartfona zapiera to dech, robi wrażenie nawet na dużym ekranie, a to wszystko działało w płynnych 60 klatkach na sekundę i więcej. Poezja!

Asphalt 9

PUBG Mobile

Call of Duty Mobile

Diablo Immortal

Bateria w iPhone 15 Pro Max. Dobra – i tyle

Starym już zwyczajem przeprowadziłem testy „w terenie”. Pierwszy z nich odbył się poza domem, ze stałym połączeniem do 5G, z Always on Display, automatyczną jasnością i usługami lokalizacji. Dwie godziny z 11-godzinnego okresu spędziłem w pociągu. Ekran był włączony przez prawie pięć godzin, a ponad połowę tego czasu spędziłem na social mediach. Poziom baterii na koniec testu wskazywał 28% z początkowych 80%. Warto dodać, że w ciągu nocy (ok. 7 godzin) poziom baterii spadł o kolejne 5%.

Drugi test był bardziej intensywny i trwał 10 godzin. Tym razem wyłączyłem Always on display, a większość czasu spędziłem w domu w zasięgu sieci Wi-Fi. Ponownie ponad dwie godziny scrollowałem Instagrama, ale także uruchomiłem benchmarki i pograłem po kilkanaście minut w każdą z opisanych wcześniej, wymagających gier. Poziom naładowania spadł z 80% na 22%.

Jak oceniam wyniki? Dobrze, zwłaszcza drugi, gdyż smartfon, pomimo mocnego przyciśnięcia grami i benchmarkami, zapewnił mi de facto cały dzień działania. Pierwszy test również wypadł satysfakcjonująco, gdyż pociąg (czyli ciągłe problemy z zasięgiem) drenuje baterie jak szalony, a energożerny Instagram mu w tym wtórował. Półtora dnia w cyklu mieszanym dla iPhone 15 Pro Max nie powinno być wyzwaniem. Nic przełomowego, ale z pewnością jest to norma, której oczekujemy po dużym, flagowym smartfonie.

Słowem zakończenia – Apple w końcu umożliwiło ograniczenie ładowania do poziomu 80%. Dla wszystkich, którzy z napięciem śledzą wskaźnik kondycji baterii, to funkcja na wagę złota. W ten sposób ogniwo zużywa się wolniej, a korzystanie z Trybu czuwania, który wymaga stałego podłączenia do zasilania, nie odbije się negatywnie na baterii.

Dźwięk i multimedia. Grand Prix wśród smartfonów

Smartfony Apple słyną z fenomenalnych głośników, a iPhone 15 Pro Max tylko potwierdza, że gigant z Cupertino multimedialnej palmy pierwszeństwa nie ma zamiaru oddawać. To głośny sprzęt emitujący krystaliczny dźwięk, pełen zaskakująco przyjemnego basu. iPhone 15 Pro Max świetnie symuluje dźwięk przestrzenny, dzięki czemu to kapitalny sprzęt do konsumowania multimediów. Jeżeli szukacie smartfona z najlepszymi na rynku głośnikami, to właśnie go poznaliście.

Pod kątem jakości odtwarzanego wideo czy wyświetlanych zdjęć także mogę wypowiadać się wyłącznie w kwiecistych superlatywach. Smartfon obsługuje treści w formacie HDR, które na dużym, OLED-owym ekranie wyglądają pięknie. Dynamic Island nie przeszkadza w oglądaniu, a na tak przestronnym panelu łatwo ją ignorować. iPhone 15 Pro Max to po prostu kompletny i bezkompromisowy smartfon do multimediów, a podczas korzystania z serwisów streamingowych świetnie dobrze radzi sobie z zarządzaniem baterią.

Aparaty w iPhone 15 Pro Max. Dalej, ale czy lepiej?

Aparaty w iPhone 15 Pro Max, podobnie jak w kilku poprzednikach, są trzy. Ale tym razem 48-megapikselowy obiektyw główny daje możliwość skorzystania z dwukrotnego zoomu cyfrowego, teleobiektyw zaś widzi dalej i powiększenie optyczne wzrosło z trzech do pięciu razy. Nowa optyka zajmuje na tyle dużo miejsca, że 5-krotny teleobiektyw trafił wyłącznie do modelu Max. Czy rezultaty działania fotograficznego tria także są Pro Max?

Obiektyw główny

Aparat główny w iPhone 15 ma 48 Mpix z przysłoną ƒ/1,78 i ulepszoną optyczną stabilizacją obrazu. Domyślnie robi zdjęcia w 24 Mpix, dzięki czemu łatwo je kadrować, a ponadto obiektyw umożliwia skorzystanie z teoretycznie bezstratnego, dwukrotnego zoomu cyfrowego.

No i nie ma co ukrywać, za dnia iPhone 15 Pro Max robi piękne, szczegółowe zdjęcia. Na jabłkową modłę są dość neutralne pod względem nasycenia kolorów, więc mamy wolną rękę do dalszej obróbki fotek. 24-megapikselowy format zdjęć przełożył się na naprawdę mnóstwo detali, nawet przy dużym powiększeniu, a jednocześnie Apple unika agresywnego odszumiania, stawiając na naturalne, łagodne ziarno.

Świetnie radzi sobie także automatyczny HDR, nawet pod światło. Detale w ciemnych partiach kadru szumią poniżej przewidywań, a balans bieli i ekspozycja nie wypłaszczają się tak, jak można się spodziewać przy uwiecznianiu mocno skontrastowanych planów. To chyba pierwszy raz, kiedy zobaczyłem tyle szczegółów na żywopłotach przy budynku Ossolineum (tym czerwonym).

W swoim teście świadomie pominąłem kwestię wyboru ogniskowych. To w zasadzie bajer, polegający na kadrowaniu ujęcia, bez faktycznego udziału optyki. Dlatego wszystkie zdjęcia wykonałem z domyślną ogniskową.

Zoom cyfrowy

Apple mocno podkreśla w przekazie marketingowym, że dzięki 48-megapikselowej matrycy można skorzystać z bezstratnego, dwukrotnego zoomu cyfrowego. Zdjęcia zapisywane są w 12-megapikselach, gdyż powstają w wyniku wykadrowania fotografii w pełnej rozdzielczości. Traktuję to jako miły, ułatwiający życie dodatek do pełnoprawnego teleobiektywu. Efekty jego pracy znajdziecie poniżej, w porównaniu z teleobiektywem 5x.

Zdjęcia z dwukrotnym zoomem faktycznie wyglądają, jakby pstrykał je 12-megapikselowy, dwukrotny teleobiektyw, choć oczywiście nie zmienia się perspektywa samego ujęcia. Detali jest sporo, ale wykadrowane fragmenty 24-megapikselowych fotek bez zoomu zapewnią porównywalny rezultat. Co jednak mnie zaskoczyło, to fakt, że ujęcia są zwykle nieco ciemniejsze, niż te z obiektywu głównego. Smartfon indywidualnie dopasowuje parametry oświetlenia przy wybraniu powiększenia, przez co wielokrotnie różnią się od tych bez zoomu.

Przyznam, że wolę ich kontrastowe wykończenie, nie(?)świadomie symulujące ciemniejszą przysłonę teleobiektywu. Jednak w rezultacie tracimy precyzyjnie ujednoliconą ekspozycję fotek ze wszystkich aparatów, z czego od lat słyną smartfony Apple.

Teleobiektyw

Dokonało się – teleobiektyw w iPhone’ach Pro nareszcie sięga dalej, bo ma aż 5-krotne powiększenie. Szkoda, że tylko w największym z modeli, ale Apple dogania nieco konkurencję pod tym względem. Pomimo dość ciemnej przysłony ƒ/2,8 zdjęcia są dobrze zbalansowane pod względem ekspozycji nawet w kontrastowych okolicznościach.

Zdjęcia z 5-krotnego teleobiektywu dużo częściej szumią, ale widać to głównie po mocnym powiększeniu zdjęć na większym ekranie i zwłaszcza w przypadku ujęć pod słońce. Dodam też, że tu i ówdzie zdarzą się drobne artefakty świadczące o programowym korygowaniu brakujących detali. Jednak dzięki skutecznej, optycznej stabilizacji i szybkiemu autofocusowi robienie zdjęć tym obiektywem to przyjemność.

Obiektyw szerokokątny

12-megapikselowy obiektyw ultraszerokokątny widzi w zakresie 120 stopni i ma przysłonę ƒ/2,2. Wygląda na to, że to ta sama jednostka, co w ubiegłym roku, a rezultaty jej pracy są naprawdę w porządku. Kolorystyka zdjęć jest dobrze zgrana z obiektywem głównym, a szczegółowość także pozytywnie zaskakuje jak na ten rodzaj obiektywu.

Na powiększonych fotkach praktycznie nie ma szumów, zaś artefakty wynikające z software’owej obróbki widać tylko na mocnym zbliżeniu. Jednak im ciemniej, tym bardziej giną detale, choć sztuczna inteligencja nie jest zbyt agresywna w kwestii ich ratowania. Cień mostu przy wieżowcach tłumi zatem niemal wszystkie detale, ale z drugiej strony żywopłoty przy Ossolineum (to chyba motyw przewodni tej recenzji…) wciąż wyglądają jak żywopłoty.

Niestety, jasne budynki oświetlone pełnym, choć jesiennym słońcem, potrafią tu i ówdzie złapać prześwietlenia (gmach główny Uniwersytetu Wrocławskiego nad rzeką). Warto zatem zachować ostrożność i ręcznie ustawiać ostrość na najbardziej newralgiczne partie kadru.

Tryb nocny

Obiektyw główny i zoom cyfrowy

Jasny obiektyw w wysokiej rozdzielczości oznacza konieczność rzadszego sięgania po tryb nocny. Miecz jest jednak obosieczny – z jednej strony kadry są bardziej naturalne i kontrastowe, z drugiej tracimy detale w ciemnych partiach zdjęcia. Widać to zwłaszcza po niebie czy tafli wody odbijającej otoczenie. A jeżeli na zdjęciu dominują np. oświetlone budynki, iPhone 15 Pro Max stawia wówczas na głęboką czerń. Wtedy także zdarzają się drobne, acz wyraźne prześwietlenia jasnych obiektów (gmach główny UWr nad rzeką).

Zdjęcia bez trybu nocnego

Kiedy tryb nocny postanowi się włączyć, sprawnie koryguje wszelkie braki surowych właściwości optyki. Dynamika ujęć radykalnie wzrasta, choć nie jest przesadzona i jedynie niebo potrafi rozbłysnąć niczym o świcie. Przede wszystkim jednak odzyskujemy mnóstwo detali, a jedyny mankament to nieco większa tendencja do prześwietleń w obrębie źródeł światła, choć nigdy w stopniu, który zmuszałby do wyrzucenia zdjęcia do kosza.

Zdjęcia z trybem nocnym – obiektyw główny

Zdjęcia z trybem nocnym – zoom cyfrowy

Zdjęcia z zoomem cyfrowym, bez i z trybem nocnym, dużo częściej wykazują efekty programowego wyostrzania detali. Artefakty nie straszą, ale bez wątpienia są dostrzegalne. Natomiast im więcej światła oraz im mocniej do akcji wkracza tryb nocny, tym bogatsze w detale ujęcia. A wieże Katedry św. Marii Magdaleny we Wrocławiu to najlepszy tego przykład – policzymy każdą cegłę z osobna.

Teleobiektyw

5-krotny teleobiektyw, jako najciemniejszy z aparatów w iPhone 15 Pro Max, uruchamia  tryb nocny nieco częściej. Kiedy tak się dzieje, różnica bywa gigantyczna (szczyt budynku Ossolineum), a liczba detali i naturalność odwzorowania barw bardzo dobra. Niestety, kiedy tryb nocny nie pozwala się uruchomić, a jasnym planom towarzyszy ciemne tło, bardzo łatwo o lekkie poruszenia, prześwietlenia, a także ostre artefakty (obydwa zdjęcia Wieży Matematycznej UWr).

Zdjęcia bez trybu nocnego

Zdjęcia z trybem nocnym

Obiektyw szerokokątny

Tryb nocny dla aparatu ultraszerokokątnego uruchamia się zwykle wtedy, kiedy dla obiektywu głównego. No i nie jest to dobre rozwiązanie. Ciemny obiektyw kiepsko radzi sobie po zmroku, więc to, co wypada dobrze w standardowym polu widzenia, znacznie traci na szczegółowości w szerokim kącie.

Zdjęcia bez trybu nocnego

W trybie nocnym im ciemniej, tym bardziej rozmyte są detale, ale iPhone 15 Pro Max stara się, aby utrzymać względnie naturalne odwzorowanie barw i nie prześwietlać źródeł światła. Jednak rozmyte plamy, artefakty czy, mimo wszystko, stosunkowo częste prześwietlenia potrafią nieco zetrzeć dotychczasowo szeroki uśmiech na twarzy.

Zdjęcia z trybem nocnym

Wystarczy spojrzeć na zdjęcie kościoła odbijającego się w rzece – różnica między zdjęciem bez a z trybem nocnym jest ogromna. Przede wszystkim sprane kolory zyskują mnóstwo życia, ale niebo czy tafla wody są nieestetycznie rozmiękczone. Na szczęście w mniej ekstremalnych okolicznościach (most i wieżowce nad rzeką), efekt oglądany na ekranie smartfona cieszy. Ale tylko na ekranie smartfona – już na tablecie, a nie mówiąc o monitorze, widać liczne artefakty i prześwietlenia.

Tryb portretowy

iPhone 15 Pro Max w trybie portretowym korzysta z mocy czujnika LiDAR, a rezultaty jego działania są po prostu wyśmienite. Smartfon z chirurgiczną niemal precyzją odcina pierwszy planu od tła, a drobne zmiękczenia krawędzi zdarzają się wyjątkowo rzadko. To jeden z najlepszych efektów bokeh na rynku – jeżeli nie najlepszy.

Co ważne, tryb portretowy działa także z dwukrotnym i pięciokrotnym zoomem. Do tego zaskakująco skutecznie radzi sobie w gorszym oświetleniu, z niewielkim uszczerbkiem na precyzji separowania planów. Mówiąc krótko – tryb portretowy w iPhone 15 Pro Max działa świetnie, niezależnie od pory dnia oraz fotografowanego obiektu… lub zwierzaka.

Makro

Szerokokątny obiektyw z autofocusem oznacza wysokiej jakości zdjęcia makro. Nie będę się nad nimi nadmiernie rozwodził, bo to tryb, z którego większość znanych mi osób korzysta bardzo okazjonalnie. 

Wszystko poza punktem ostrości lub nieco zaszumieć, a kolorystyka wypada ciut blado w porównaniu z pozostałymi trybami. Ale sumarycznie szczegółów jest dużo, choć aby taki efekt uzyskać, trzeba nieco się nagimnastykować – brakuje w oprogramowaniu dokładniejszej informacji o tym, czy znajdujemy się w optymalnej odległości od obiektu.

Selfie

Aparat TrueDepth do selfie ma 12 Mpix, ƒ/1,9 i autofocus. Domyślnie robi przycięte zdjęcia w rozdzielczości 7 Mpix z możliwością rozszerzenia pola widzenia – wówczas fotka będzie 12-megapikselowa. Szczegółowość portretów jest dobra, kontrast również, jedynie tu i ówdzie rzuca się w oczy drobne ziarno. Od przedniego aparatu nie oczekuję jednak rezultatów na miarę wielkich modułów na pleckach. Robi co ma robić i robi to satysfakcjonująco.

Wideo

Klipy wideo rejestrowane przez iPhone 15 skomentuję krótko – są wybitne. Maksymalna jakość to 4K 60 FPS, ale dopieszczona do granic możliwości. Nagrania obfitują w detale, kontrast jest znakomity, szumy widoczne w niewielkim stopniu tylko w Trybie akcji (2,8 K), a stabilizacja to po prostu ekstraklasa. Zarzutów nie mam – iPhone 15 Pro Max to moim zdaniem najlepszy smartfon do kręcenia wideo na rynku. Jestem nim zachwycony.

4K 60 FPS

4K 30 FPS

2.8K Tryb akcji

Podsumowanie recenzji iPhone 15 Pro Max

iPhone 15 Pro Max to najlepszy iPhone w historii – tako rzecze Apple i podpisuję się pod tymi słowami wszystkimi kończynami. Procesor zasuwa, ekran olśniewa, głośniki pieszczą uszy, jakość zdjęć, choć nie przegania konkurencji, godnie staje z nią w szranki, zaś klipy wideo są wprost oszałamiająco dobre. To wszystko w mądrze udoskonalonej obudowie, która nie tylko wygląda elegancko, ale przede wszystkim wygodnie leży w dłoni. Trzeba jednak za te rozkosze słono zapłacić, a Apple nie uniknęło przy okazji kilku potknięć.

iPhone 15 Pro Max nagrzewa się zbyt mocno. Choć rzadko osiąga to poziom wrzenia, to smartfon z tak wysokiej półki nie powinien w ogóle robić się tak ciepły nawet pod mocniejszym obciążeniem, o codziennych zadaniach nie mówiąc. Ponadto dość sceptycznie podchodzę do oszczędnie uruchamiającego się trybu nocnego, gdyż jakość zdjęć, koniec końców, nieco na tym cierpi.

Nie mogę jednak nie stwierdzić, że iPhone 15 Pro Max to smartfon pod każdym względem flagowy, kompletny i godny wielu z marketingowych „ochów”, „achów”, „wow” oraz „amazing”. Świetny wybór dla przesiadających się z iPhone’ów 13 Pro i starszych, a także warta rozważenia propozycja dla osób, które obawiają się telefonów z bardzo dużym ekranem.

Minusy

  • nagrzewanie się nawet podczas umiarkowanego obciążenia
  • tryb nocny włącza się zbyt rzadko
  • jakość zdjęć z obiektywu szerokokątnego w trybie nocnym odstaje od reszty
  • wysoka cena

Plusy

  • wysoka jakość wykonania
  • niska waga i poręczna konstrukcja
  • bardzo jasny wyświetlacz w 120 Hz
  • po prostu doskonałe głośniki
  • świetny obiektyw główny
  • niezawodny teleobiektyw 5x
  • precyzyjny tryb portretowy
  • fenomenalne nagrania wideo z wyśmienitą stabilizacją

Ocena redakcji

8/10
PL - Rekomendacja