Nie będę ściemniać, powiem od razu: do tej pory moja styczność z dronami sprowadzała się do snucia refleksji o tym, jak szybko by spadały ustrzelone z wiatrówki. DJI Mavic Air 2 jest więc dla mnie absolutnym debiutem – zarówno od strony operatorskiej, jak recenzenckiej. I właśnie przez pryzmat początkującego laika-sceptyka czuję się zobowiązany go ocenić, stawiając bardziej na subiektywne wrażenia niż ekspercką ocenę poszczególnych parametrów.
Jeszcze dwa tygodnie temu byłem zwykłym śmiertelnikiem. Przeciętniakiem spędzającym większość dnia na produkowaniu hurtowych ilości znaków ze spacjami. Dziś jestem zupełnie kimś innym. Jestem operatorem drona, który torturuje znajomych opowieściami o podniebnych eskapadach i pod groźbą zerwania relacji towarzyskich zmusza do podziwiania zarejestrowanych w powietrzu kadrów.
Ta metamorfoza nie byłaby możliwa, gdyby nie DJI Mavic Air 2 – dron, który sceptyków powietrznych gadżetów przeobraża w entuzjastów, a fotograficzno-filmowe beztalencia, jak ja, w osoby, które tworzą fajne rzeczy i w końcu mają co wrzucać na swojego Instagrama (choć muszę przyznać, że początki nie należały do łatwych i pierwszy lot został okupiony dwoma rozwalonymi śmigłami, ale o tym potem).
Owszem, za rozwijanie swojego skilla w towarzystwie Mavic Air 2 trzeba sporo zapłacić. Niemniej dron ten oferuje tak wiele możliwości i najróżniejszych bajerów, że ja już rozpocząłem domową kampanię propagandową, mającą na celu przekonanie żony do tego, iż zakup drona jest sensowniejszą inwestycją niż na przykład łóżeczko dla dziecka (bobas może spać z nami). Albo zdrowa żywność, którą przecież można zastąpić tańszymi fast foodami lub cyklicznie organizowaną głodówką.
Możliwości zakupu drona są dwie. Pierwsza dla doraźnie oszczędnych i długofalowo rozrzutnych. W zestawie, oprócz drona DJI Mavic Air 2 i pilota sterującego, znajdziemy trzy pary śmigieł (dwa podstawowe, jedno zapasowe), jeden akumulator, ładowarkę i to w zasadzie tyle. Na ten moment (29 czerwca 2020) cena za ten wariant wynosi 3999 zł.
Do wersji Combo trzeba dopłacić 1000 zł. Dosyć sporo, mogłoby się wydawać. Jeżeli jednak wziąć pod uwagę cenę pojedynczych akcesoriów i fakt, że ich dokupowanie jest raczej nieuniknione, wariant rozszerzony wydaje się jedynym sensownym rozwiązaniem. Przykład: w zestawie „Combo” dostajemy dodatkowe dwa akumulatory, za które musielibyśmy zapłacić ponad 1000 zł, gdybyśmy zdecydowali się na dokupienie ich osobno. A przecież mamy też hub do ładowania do trzech baterii (ok. 250 zł w detalu), aż dwanaście śmigieł (ok. 60 zł za parę), adapter na power bank czy dedykowaną torbę, która ułatwia transport całego zestawu.
Poniżej specyfikacja DJI Mavic Air 2 właśnie w wersji Combo:
Latający, quadrocopter
2.4 GHz, 5.8 GHz
GLONASS, GPS
Kontroler + podgląd na smartfonie lub tablecie z systemem iOS, Android
Prędkość maksymalna: 68 km/h
3500 mAh, Li-Polymer
Czas pracy: 34 minuty
Kamera: 48 Mpix
Matryca: 1/2″ CMOS
Przysłona: f/2.8
Kąt widzenia kamery: 84°
Stabilizacja kamery: 3-osiowy gimbal
Kodowanie wideo: H.265, H.264, MPEG-4
Rozdzielczość zdjęć: 8000 × 6000
Format zdjęć: JPEG,RAW
Pamięć wewnętrzna: 8 GB
Obsługa kart pamięci: microSD (do 256 GB)
Waga: 570 g
Wymiary: 253 x 183 x 77 mm
Zawis w powietrzu,
Transmisja strumieniowa zdjęć i wideo synchronizowana w czasie rzeczywistym,
Jakość transmitowanego obrazu: 720P/30fps, 1080P/30fps,
Składane ramiona,
HDR,
Zdjęcia seryjne 3/5/7 klatek
Dron waży 570 gramów i jest to o tyle dobra informacja, że w świetle polskiego prawa to o 30 gramów za mało, by traktować go poważnie. DJI Mavic Air 2 jest więc zabawką, co oznacza, że możecie latać nim po mieście bez świadectwa kwalifikacji. Niestety (lub stety) już w lipcu w życie wchodzą nowe przepisy, które mogą zauważalnie ukrócić powietrzną anarchię dronów.
Mavic Air 2 robi wrażenie jakością wykonania. Dron w większości pokryty jest wysokiej jakości plastikiem i próżno znaleźć na poszczególnych elementach cokolwiek trzeszczącego lub uginającego się. Części spasowane są tak, jak powinny i mimo „zabawkowej” wagi, nieprzeciętną solidność czuć już po wzięciu urządzenia w dłonie.
DJI Mavic Air 2 może się podobać również ze względu na kompaktowe rozmiary. Etui dołączane do zestawu Combo nie jest przesadnie duże, a mieści w sobie więcej niż przeciętna damska torebka. Sam dron po złożeniu ramion jest wręcz malutki i zajmuje w torbie mniej niż połowę wolnego miejsca. Tym samym transport nie stanowi praktycznie żadnego problemu.
Jak już wcześniej zasygnalizowałem, pierwszy start nie był najlepszy, choć w 90% wina leży po mojej stronie. Zamontowałem śmigiełka na tzw. „pałę”, bez głębszej refleksji, nie dostrzegłem między nimi żadnych różnic, więc uznałem, że są takie same. Oczywiście, o wcześniejszym przeczytaniu instrukcji też nie pomyślałem.
W każdym razie przy próbie wzniesienia dron przechylił się na bok i rozharatał dwa śmigiełka. Dopiero wtedy aplikacja poinformowała mnie, że jestem kretynem i zamontowałem je nie tak, jak powinienem był.
I tutaj ważna rada dla początkujących – DJI Mavic nie jest idiotoodporny. Nie chcę się tu w żaden sposób usprawiedliwiać, niemniej pewnym kwestiom, jak wyłączanie silników (pojedyncze naciśnięcie + przytrzymanie przycisku) czy montowanie skrzydeł, brakuje intuicyjności. Przynajmniej dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z lataniem dronami.
Nie zmienia to jednak faktu, że instrukcje należy czytać, bo można zrobić kuku i zabawce za 5 tysięcy złotych, i sobie.
Na szczęście na dalszym etapie zrobienie kuku jest już znacznie trudniejsze. Olbrzymia w tym zasługa sześciu czujników: dwóch z przodu, dwóch z tyłu, dwóch na spodzie drona. Po bokach nie ma, ale Mavic Air 2 zdaje się zapamiętywać widziane obiekty i ostrzega o nich nawet wtedy, gdy znajdują się po jego prawej lub lewej stronie. Gdy Mavic dolatuje do przeszkody, kontroler wydaje głośne, powtarzające się dźwięki, które „przyśpieszają” w miarę zbliżania się do wykrytego obiektu. Coś jak czujniki parkowania w samochodzie.
Generalnie wydaje mi się, że do uniknięcia powietrznej kraksy wystarczy minimum skupienia i orientacji w tym, co dzieje się w najbliższym otoczeniu drona (na co niestety nie każdego stać). Samo latanie jest przyjemne i już kilka minut wystarczy początkującemu, aby opanował podstawowe manewry. Naukę obsługi Mavic Air 2 można sprowadzić do zasady obowiązującej w wielu grach komputerowych: easy to learn, hard to master. Żeby zrobić coś naprawdę „wow”, trzeba albo być mega kreatywnym, albo mieć skilla, który najbanalniejsze obiekty potrafi ująć tak, by opadała szczęka i miękły kolana.
Jak dla mnie sprawa dość loteryjna. Mavica testowałem głównie na wsi, więc pole do popisu było i to nie małe. Najdalej udało mi się odlecieć na ponad 4 kilometry i choć bateria pozwalała na wyciśnięcie jeszcze co najmniej jednego, sygnał się zagubił, a dron rozpoczął procedurę powrotu do miejsca startu. Niemniej te 4 kilometry były moim zdaniem wynikiem fantastycznym.
Innego dnia, będąc w innej wsi, postanowiłem ponowić test, lecąc nad bezbrzeżnymi łąkami. Wcześniej latałem na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej, tutaj już Mavic przemierzał dość płaskie tereny na styku Jury i Niecki Nidziańskiej. Ku mojemu zdziwieniu problem stanowiło oddalenie się już na odległość kilkuset metrów. Warunki pogodowe były idealne, dookoła raczej trudno było znaleźć coś, co zakłócałoby zasięg, a jednak gubiłem Mavica kilkukrotnie.
W mieście raczej nie szalałem z odległościami. Bądź co bądź doświadczenie mam zerowe, sprzęt kosztuje kilka tysięcy, a być może znalazłby się jakiś maruder, któremu by przeszkadzało bzyczenie gargantuicznego komara i swoje niezadowolenie wyraziłby, telefonując do odpowiednich służb. Ograniczyłem się więc raczej do parków, a w typowo miejskim krajobrazie nie oddalałem się zbyt daleko. Niemniej muszę wspomnieć, że czasem do zgubienia sygnału wystarczyło Mavicowi 200–300 metrów.
Z tego jednak, co zdążyłem się zorientować, jest o niebo lepiej niż w pierwszym Mavicu Air. Tam bowiem transmisja odbywała się za pośrednictwem Wi-Fi, co stwarzało szereg rozmaitych problemów podczas latania, Mavic Air 2 natomiast został wyposażony w moduł OcuSync 2.0, znany między innymi z dużo droższego i bardziej zaawansowanego Mavica Pro. Przekłada się to na lepsze zasięgi i stabilniejszy sygnał.
Kontroler Mavic Air 2 może sprawiać wrażenie przerośniętego kloca, ale w porównaniu z pierwszym DJI Mavic Air nastąpiła tu rewolucja, którą użytkownicy oceniają praktycznie w samych superlatywach. Ja póki co punktów odniesienia nie mam, ale pracowało mi się na tym wyśmienicie.
Ciężar jest odczuwalny, ale nie przytłaczający, dla mnie w sam raz. Trzymanie kontrolera w dłoniach nie męczy, nawet przy dłuższych przelotach. Dyskomfort czuć mogą co najwyżej osoby korzystające z trybów śledzenia, jadąc na rowerze czy hulajnodze elektrycznej. No ale umówmy się, jeśli nie chcecie stracić zębów (i godności), raczej nie powinniście uskuteczniać podobnych przedsięwzięć.
Co znajdziemy na kontrolerze? Na froncie umieszczono suwak do szybkiego przełączania się między trzema trybami – normalnym, sportowym i statywowym. Tryb sportowy pozwala na rozwinięcie prędkości do 18 m/s (prawie 65 km/h), natomiast statywowy spowalnia drona na tyle, by możliwe było wykonanie leniwych, płynnych ujęć.
Po obu stronach mamy gałki sterowania z otworami, w które wkręcamy drążki. Te podczas transportu wkładamy do szczelin na spodzie konstrukcji, gdzie trzymają się na tyle sztywno i stabilnie, że przypadkowe wypadnięcia wydają się niemożliwe. Po zewnętrznej stronie gałek znalazło się miejsce dla dwóch malutkich przycisków. Prawy odpowiada za przełączanie się aparatem a kamerą, funkcyjny klawisz „Fn” natomiast możemy zaprogramować, jak nam się podoba. Domyślnie aktywujemy nim oświetlenie na spodzie drona, ułatwiające lądowanie po zmroku.
Ostatnimi elementami na froncie są dwa duże przyciski. Jeden odpowiada za włączenie i wyłączenie zasilania pilota, drugi — za lądowanie drona. U góry natomiast umieszczono spust migawki oraz pokrętło do sterowania gimbalem. Kontroler ładowany jest za pomocą przewodu USB-C.
Podoba mi się również to, że smartfon montowany jest nad, a nie – jak w poprzednim modelu – pod konstrukcją nadajnika. Prawdę mówiąc, dzięki temu podczas lotu czuję się trochę tak, jakbym grał w grę mobilną z podłączonym padem. No i Panie, jaka grafika, co za gameplay, no, palce lizać.
Sporo tu opcji, możliwości i bajerów do przetestowania. Niektóre są niesamowicie funkcjonalne, inne trochę mniej, są też takie, których mogłoby w ogóle nie być. Na przykład fotografowanie w 48 Mpix, które nie robi większej różnicy w porównaniu ze standardowym trybem 12 Mpix.
DJI Mavic Air 2 dysponuje aparatem z obiektywem F2,8 o stałej ogniskowej 24 mm i polem widzenia wynoszącym 84 stopnie. Jak sprawdza się jako narzędzie do pstrykania efektownych zdjęć z powietrza?
Oprócz rozdzielczości matrycy, o której wspomniałem, za pośrednictwem aplikacji DJI Fly wybrać możemy pierdylion innych opcji. Początkującego „dronolatacza” może to wręcz onieśmielać, ale jeśli ktoś posiada elementarną wiedzę z zakresu fotografii, z pewnością w tym bogactwie nie zginie.
Ja niestety nie posiadam, więc trochę zajęło mi odnalezienie się.
Ale do rzeczy.
Zdjęcia możemy zapisywać nie tylko w formacie JPG, ale też w RAW-ach. W praktyce oznacza to zupełnie inny potencjał postprodukcyjny naszych prac. Trzeba mieć jednak na uwadze, że przy wyborze rozdzielczości 48 Mpix, jeden RAW potrafi ważyć nawet 100 MB.
Kolejna rzecz – automatyczne tryby „SmartPhoto”, wykorzystujące różne patenty do poprawiania jakości wykonywanych fotografii. Inteligentne fotki strzelać można tylko w rozdzielczości 12 Mpix. Co ciekawego tu znajdziemy?
Wyświetl ten post na Instagramie.#dron #dronephotography #djimavicair2 #village #summer #nature #poland #przyrów
Post udostępniony przez Roman Sidło (@roman_sidlo)
60 klatek w 4K brzmi dobrze? I tak też wygląda, choć nie mając w zanadrzu pojemnej karty pamięci nagrywałem zwykle w 1080p. Zasadniczo w kontekście możliwości filmowych DJI Mavic Air 2 wypada okazale. Największym atutem chyba jest stabilność obrazu. Nawet przy większym wietrze, gdy dronem bujało w powietrzu, gimbal sprawował się bez zarzutu, rejestrując obraz bez „pływania” i zakłóceń.
Prócz rozdzielczości i klatkażu możemy też na przykład dokonać wyboru między kodekami: H.264 i H.265. Co więcej? Nagrywanie filmów w HDR, nawet 10-krotny slow-motion, do tego świetnie działające tryby automatyczne na czele z HyperLapse w 8K.
Jeśli chcemy, aby nasze ujęcia były płynne, ale kciuki drżą nam na drążkach, powodując amatorsko wyglądające przyśpieszenia i spowolnienia, można zdać się na automatykę. Wystarczy zaznaczyć obiekt, który chcemy sfilmować, wybrać tryb, który pasuje nam najbardziej, i kręcić.
Dobrze wypada też aktywne śledzenie ruchomych obiektów, aczkolwiek testowałem tę opcję tylko na synu i psie, więc trudno mi powiedzieć, jak wygląda w kontekście podążania za obiektami szybszymi: rowerem, samochodem czy zięciem wracającym do domu z obiadu u teściowej. Choć muszę też przyznać, że podczas korzystania z aktywnego śledzenia nie raz i nie dwa serce podchodziło mi do gardła, a moja wyobraźnia już widziała Mavica roztrzaskanego o gałęzie lub utopionego w stawie.
Co warto wymienić w kontekście inteligentnych trybów wideo?
Ogólna konkluzja co do filmowania DJI Mavic Air 2 wygląda tak, że im większa wprawa w obsłudze drona, i im większy know-how odnośnie do samej sztuki kręcenia materiałów wideo, tym lepsze efekty można osiągnąć. Być może zaleciało teraz truizmem, niemniej taka jest prawda.
Jeśli ktoś chciałby zaopatrzyć się w drona do fotografowania i filmowania w nocy, niech poszuka czegoś innego. Przy dobrym świetle Mavic Air 2 rejestruje obraz w naprawdę dobrej jakości, ale już po zmroku tak kolorowo nie jest. Szumy, migotanie, gubienie ostrości… prawdę mówiąc, wygląda to trochę jak w budżetowym smartfonie z 2012 roku.
Inteligentne tryby potrafią nieco podratować ogólne wrażenie, ale nie na tyle, by zarejestrowany materiał nadawał się do czegokolwiek poważniejszego niż domowe archiwum multimediów.
Producent deklaruje 34 minuty, ale jak to zwykle bywa, tego typu zapowiedzi trzeba włożyć między bajki. Co nie oznacza, że jest źle, bo od 24 do 30 minut spokojnie da się wyciągnąć. Musicie jednak pamiętać, że przy 10% baterii dron już nie myśli o lataniu, ale jak najszybciej i jak najbezpieczniej chce wylądować.
Ciągłość pracy DJI Mavic Air pozwalają utrzymać dodatkowe akumulatory. I tu kolejny powód za tym, aby dopłacić do wersji Combo. Z trzema bateriami w ekwipunku możemy latać przez blisko 1,5 godziny. A to już naprawdę sporo. Dużym plusem jest łatwość w wymianie akumulatorów – wystarczy wcisnąć przyciski zwalniające blokadę, wyjąć rozładowany, włożyć naładowany. Operacja na jakieś 20–30 sekund.
Co jeszcze udało mi się zauważyć, to znaczący spadek efektywności baterii podczas latania w wietrzną pogodę (nawet do 20 minut). Widocznie Mavic Air 2 potrzebuje większych pokładów energii do utrzymania stabilności w powietrzu.
Warto wspomnieć, że baterie dość szybko się ładują. Nie zdarzyło mi się co prawda, aby wyładować którąś do zera, niemniej przy 6% „tankowanie do pełna” zajęło trochę ponad 1,5 godziny, co uznaję za dobry czas.
Słówko o HUB-ie dołączanym do zestawu Combo, aby nie wkradła się żadna niejasność – urządzenie nie ładuje kilku akumulatorów jednocześnie, ale robi to po kolei, zaczynając od najbardziej rozładowanego. Innymi słowy, podłączając do HUB-a trzy akumulatory, nie naładujecie wszystkich w 90 minut, bo ten średni czas trzeba będzie pomnożyć przez trzy.
Wróćmy jednak do samych baterii. DJI wyposażył je w szereg automatyzmów, które w zamierzeniu mają za zadanie wydłużyć ich żywotność i nie doprowadzić do uszkodzenia. W przypadku testowanego przeze mnie zestawu coś jednak musiało pójść nie tak, bo jeden z dołączonych akumulatorów był martwy i w żaden sposób nie reagował na próby reanimacji.
Tak czy inaczej mamy tu ochronę na przykład przed puchnięciem. W praktyce działa to mniej więcej tak, że bateria rozładowuje się w sposób kontrolowany. Na przykład po jednym dniu bezczynności poziom naładowania maleje do 96%, po pięciu dniach – do 60%. Co więcej, bateria podłączona do ładowarki bateria przestaje pobierać energię, gdy wykryje, że coś jest nie tak – natężenie prądu jest zbyt wysokie lub nastąpiło zwarcie obwodu.
Inteligentnych rozwiązań jest znacznie więcej, przyszłym i obecnym właścicielom DJI Mavic Air 2 gorąco polecam poczytanie o nich w instrukcji obsługi drona, aby już na początku nie popełnić błędów mających negatywny wpływ na ogólną żywotność akumulatorów.
Na obu bokach DJI Mavic Air 2, pod akumulatorem, znajdują się dwa sloty. Pierwszy z nich to gniazdo kart microSD (obsługa kart do 256 GB), drugi – port micro USB, za pośrednictwem którego można dołączyć drona z komputerem i uzyskać dostęp do zdjęć lub filmów magazynowanych w pamięci wewnętrznej.
Co się tyczy kart pamięci, tutaj warto zainwestować w coś solidnego. Przykład: zdarzyło mi wyjechać w plener i zapomnieć microSD, której używałem wcześniej (została wpięta do laptopa). Poratowała mnie starsza karta 16 GB, wyciągnięta ze smartfona siostry. Niestety koło ratunkowe okazało się dziurawe, ponieważ nie dość, że karta w nieskończoność przetwarzała nagrane filmy, drenując niepotrzebnie baterię Mavica, który był w powietrzu, to jeszcze wszystkie pliki zostały uszkodzone i zacinały się przy odtwarzaniu.
Cała praca poszła na marne.
Jeśli cena nie stanowi dla Was większej przeszkody lub jesteście w stanie ją przełknąć w imię świetnej zabawy i wartościowego urządzenia do obserwacji rzeczywistości z lotu ptaka, zdecydowanie polecam tego drona.
Dla mnie Mavic Air 2 był fantastycznym wprowadzeniem do tematu dronów. Jednocześnie to chyba pierwsze recenzowane urządzenie, które oddaję z tak bezbrzeżnym żalem i dziurą w sercu większą niż deficyt budżetowy w Polsce. Za którym będę tęsknić bardziej niż za utraconą bezpowrotnie młodością.
Podsumujmy: sterowanie jest proste, nawet dla początkującego „droniarza”. Dron lata stabilnie, a gimbal sprawuje się świetnie nawet przy gorszych warunkach pogodowych. Możliwości fotograficzno-filmowe też stoją na wysokim poziomie, zwłaszcza za dnia. Z poziomu aplikacji dostępnych jest wiele trybów i opcji, które urozmaicają rejestrowany obraz i stanowią punkt wyjścia do wielu kreatywnych pomysłów. Dodajmy do tego niezłe czasy na baterii, spory zasięg lotu (choć nie zawsze) i naprawdę solidną konstrukcję, a otrzymamy drona, w którym taki laik jak ja może się zakochać.
Z chęcią dałbym Mavicowi Air 2 rekomendację, ale nie zrobię tego z uwagi na fakt, że jak już wielokrotnie wspominałem, na ten moment nie mam punktów odniesienia i nie wiem, jak ten model wypada w porównaniu z innymi dronami. Rekomendacji zatem nie będzie, ale miejsce w moim sercu ma zarezerwowane już na zawsze.
Baterie ładują się począwszy od najbardziej naładowanej. Rozładowanie baterii do kilku procent to prosta droga do zniszczenia pakietu. Lata się w zasięgu wzroku a nie na 3km. Samoloty tez nie są idiotoodporne, byle kto nimi nie poleci. po prostu każde urządzenie latające wymaga od użytkownika odrobiny wiedzy przed użyciem .W przypadku drona sprawa jest prosta, wystarczy przeczytać uważnie instrukcję.