Na papierze Dell Inspiron 13 5310 prezentuje się naprawdę solidnie. Specyfikacja jest obiecująca, ekran zdaje się wymiatać, a do tego dochodzi naprawdę atrakcyjny, nowoczesny wygląd. Czy recenzja będzie zatem jedynie formalnością? Sprawdźcie.
W sprzedaży nie ma zbyt wielu konfiguracji laptopa Dell Inspiron 13 5310. Te, które są, różnią się od siebie przede wszystkim procesorem; do wyboru mamy intelowskie i5-11320H albo i7-11390H. Co ciekawe, większość dostępnych wariantów wyposażona jest w ekran o rozdzielczości WQXGA (2560 x 1600 pikseli). Dell Inspiron 13 5310, który dostałem do testów, ma jednak panel o rozdziałce mniejszej, konkretnie 1920 x 1200 pikseli.
Pełna specyfikacja testowanej jednostki prezentuje się następująco:
Procesor: Intel Core i5-11320H (4 rdzenie, 8 wątków, 3.20-4.50 GHz, 8MB cache)
Karta graficzna: Intel Iris Xe Graphics
RAM: 16 GB (LPDDR4x, 4266MHz), bez możliwości dalszej rozbudowy
Dysk: SSD M.2 PCIe 512 GB
USB 3.2 Gen. 1 – 1 szt.,
USB Typu-C (z Thunderbolt™ 4) – 2 szt.,
HDMI 1.4b – 1 szt.,
Wyjście słuchawkowe/wejście mikrofonowe – 1 szt.
Wielodotykowy, intuicyjny touchpad,
podświetlana klawiatura,
czytnik linii papilarnych,
Litowo-polimerowa, 4-komorowa, o pojemności 3600 mAh
Tak jak wspomniałem we wstępie, Inspiron 13 5310 wygląda naprawdę zjawiskowo. Nie ma tu choćby centymetra kwadratowego zmarnowanej przestrzeni, wszystko, co widoczne dla oka, rozplanowane jest z pomysłem, wyczuciem i smakiem.
W zasadzie jedynym kompromisem, wynikającym z kompaktowego rozmiaru tego ultrabooka, jest – co oczywiste – brak klawiatury numerycznej. Poza tym można szybko przywyknąć do tego maleństwa, nawet jeśli dotychczas pracowaliście na laptopie z większym ekranem.
Co mi się jeszcze podoba, to z pewnością kolorystyka. Ciemne srebro i szarość, przełamywane dyskretną czernią wokół wyświetlacza (niemal bezramkowego, warto wspomnieć), robią naprawdę efektowne wrażenie, wpisując się w nowoczesną, minimalistyczną estetykę biznesowych laptopów. Mówiąc wprost: nie będzie Wam wstyd pokazać się z nim publicznie.
Na plus warto wyróżnić też fakt, iż obudowę łatwo utrzymać w czystości. Nie zbiera odcisków palców, a ziarnista powłoka tuszuje niewielkie zanieczyszczenia. Ktoś powie “głupotka” i być może miałby trochę racji, gdyby nie to, że większość współczesnych laptopów i smartfonów wygląda jak pobojowisko ledwie po kilku dotknięciach palcami.
Konstrukcyjnie jest trochę gorzej. Punkt dla Della za zastosowanie aluminium, świetnie działający zawias pokrywy, którą można unieść jednym palcem bez obawy o oderwanie podstawy od podłoża. Poza tym zawias skonstruowany jest tak, by podnosić górną część podstawy, a tym samym stworzyć użytkownikowi bardziej ergonomiczne warunki podczas korzystania z klawiatury i gładzika.
Minus za to, co dzieje się z obudową podczas stukania w klawisze. A dzieje się sporo, bo aluminium przedzielające poszczególne przyciski ugina się nawet pod lekkim naciskiem. Pisanie, choć przyjemne, wzbudza obawy o to, że przy chwili nieuwagi wgnieciemy aluminiową płytkę lub odkształcimy na amen. Oczywiście żadna z tych rzeczy nie przydarzyła mi się podczas testów, ale sam fakt, że w mojej głowie pojawiały się tak katastroficzne projekcje, skutecznie odbierał mi satysfakcję z pracy.
Poza tym wszystkie elementy są ze sobą książkowo spasowane, nie słychać żadnych trzasków, a Inspiron 13 5310 sprawia wrażenie solidnego malucha, którego można zabrać ze sobą praktycznie wszędzie.
O klawiaturze już co nieco wspomniałem, ale raczej w negatywnym świetle. Wypada mi więc dodać, że korzysta się z niej naprawdę przyjemnie, szczególnie gdy w swojej biurowej pracy klepiecie dziennie wiele znaków. Obstawiam, że można przywyknąć do uginającej się obudowy, jeśli ta będzie jedynie grozić odkształceniem, ale tych gróźb nie zrealizuje.
Podoba mi się wielkość klawiszy, to, że są ciche i bardzo płytkie, a mimo to mają zauważalny, przyjemny skok. Kapitalne jest również to, że wąska rozpiętość klawiatury praktycznie w ogóle nie angażuje nadgarstka. Nie mam długich palców, wręcz karykaturalnie krótkie, a mimo to bez ruchów nadgarstka sięgałem od klawisza Escape po strzałki w prawym dolnym rogu. Co więcej, miałem przy tym odpowiednio dużo miejsca, by położyć grubiaste dłonie po obu stronach gładzika (tu już nic się nie uginało).
Na co dzień pracuję na zewnętrznej klawiaturze mechanicznej, która daje mi sporo frajdy, jednak muszę przyznać, że długotrwałe korzystanie z niej jest znacznie bardziej męczące, niż w przypadku klawiatury w Dellu Inspironie 13 5310.
Niestety o ile sama klawiatura spisuje się bez zarzutu, tak gładzik zdecydowanie należy do najsłabszych elementów ultrabooka. Po pierwsze dlatego, że często działa z zauważalnym opóźnieniem, które jest szalenie irytujące.
Po drugie – czasem w ogóle przestaje z nami współpracować, kiedy szuramy po nim palcem. I nie, nie jest to wina żadnych okruszków i zanieczyszczeń na touchpadzie, bo dokumentnie to sprawdziłem. Generalnie można dostać szału. Ja prawie dostałem.
Po trzecie wreszcie – obsługa niektórych gestów kuleje. Podkreślam “niektórych”, bo na przykład gest zmniejszania i powiększania tekstu działa bez zarzutu. Ale już klikanie dwoma palcami, aby uaktywnić prawy przycisk myszy, działa strasznie losowo. Podobnie używanie jednocześnie trzech palców, na przykład po to, aby przełączać się między zakładkami.
Ogólnie touchpad to straszna słabizna, szczególnie gdy weźmie się uwagę, że to średniopółkowy laptop z przeznaczeniem raczej biznesowym. Ja bez myszki na dłuższą metę nie potrafiłem na nim pracować.
Dell Inspiron 13 5310 podchodzi do tematu bardzo, że tak to ujmę, współcześnie. Nacisk został więc położony na porty USB-C, które mamy dwa, z czego jeden, od czasu do czasu, musimy zarezerwować na ładowanie laptopa.
Duży plus za to, że mimo kompaktowej konstrukcji, udało się producentowi znaleźć miejsce na standardowe wyjście HDMI. Trochę szkoda, że jest tylko jeden port USB 3.0, bo zdecydowanie można byłoby upchnąć jeszcze dodatkowy. Wisienką na torcie jest wyjście słuchawkowe.
Inspiron 13 5310 kontynuuje trend umieszczania głośników na spodniej części podstawy. Tu konkretnie znajdują się one (w liczbie dwóch sztuk) w miejscu, gdzie podstawa się zwęża, tworząc dolną krawędź. Nie każdemu producentowi to rozwiązanie się udaje, ale Dell poradził sobie z nim wzorcowo.
Przede wszystkim udało się zapobiec efektowi tłumienia dźwięku i emitowania go do podłoża. Poza tym jest naprawdę czysto, wiadomo, że ciężko doszukać się tu jakichś głębszych tonów, ale do połączeń online głośniki będą niemalże idealne. Przy okazjonalnym oglądaniu seriali czy słuchaniu muzyki też nie ma co narzekać.
Tryb zrównoważony, korzystanie z przeglądarki, sporadyczne zaglądanie na YouTube’a i serwisy VOD, w większości jednak pisanie w Wordzie… wszystko to po zsumowaniu złożyło się na trochę ponad 7 godzin bezprzewodowej pracy.
To dużo i niedużo jednocześnie, bo jednak nie brak dziś laptopów w podobnej półce cenowej, które można katować nieprzerwanie ponad 10 godzin bez dostępu do gniazda sieciowego.
Na pewno nie ryzykowałbym z zostawianiem ładowarki w domu, gdy mamy przed sobą perspektywę ośmiu godzin pracy, bo pod koniec dniówki możemy się lekko rozczarować. Tym bardziej, że producent deklaruje, że ładowarka jest w stanie naładować akumulator od 0 do 80 procent w ledwie godzinę. Z tego, co udało mi się przetestować, mogę potwierdzić, że nie są to czcze obietnice.
Na górnej ramce pokrywy, tuż nad wyświetlaczem, mamy maleńkie oczko kamery. Kiedy akurat nie prowadzimy żadnej wideokonferencji, możemy je zasunąć fizyczną osłonką. Znajdujące się na niej paski nie pozostawiają wątpliwości co do tego, czy obiektyw jest zakryty, czy nie.
Jeszcze jedną rzeczą, o której warto wspomnieć, jest czytnik linii papilarnych zintegrowany z klawiszem włączania i wyłączania komputera. Działa on bez zarzutu, zarówno podczas konfigurowania, jak i późniejszych logowań do systemu.
Jasność maksymalna na poziomie ok. 300 nitów jakiegoś dużego szału nie robi, ale już wszystko inne gra tutaj tak, jak powinno. Proporcje 16:10 dają trochę dodatkowych pikseli i sprawiają, że ekran wypełnia praktycznie całą powierzchnię wewnętrznej strony pokrywy.
100-procentowe pokrycie palety barw sRGB sprawia, że multimedia ogląda się z nieukrywaną przyjemnością i można też pokusić się o jakąś sensowną edycję zdjęć na użytek własny. Matowa matryca co prawda odbiera kolorom nieco efektywności, przede wszystkim “poszarzając” czerń, ale jednak jest to zrobione po to, by na Inspironie 13 5310 pracowało się komfortowo nawet przy wielu źródłach światła.
Jest jeszcze atut w postaci zastosowania technologii chroniących wzrok użytkownika. Już na obudowie Dell chwali się, w formie naklejki, informującą o tym, że panel jest zaopatrzony w technologię TUV Low Blue Light, redukującą emisję światła niebieskiego. Czy to działa? Trudno powiedzieć, aczkolwiek będąc w posiadaniu przewlekle schorowanych oczu, które męczą się jak oszalałe, muszę przyznać, że Inspiron 13 5310 nie wyciskał mi łez i nie zmuszał do zbyt częstych przerw od pracy.
Laptop nie kryje się zanadto z tym, do jakich celów został stworzony. Wystarczy pierwszy rzut oka na specyfikację, by zorientować się, że to sprzęt przede wszystkim do zadań biurowo-biznesowych. Mamy tu więc solidną jednostkę Intel Core i5-11320H, czterordzeniową i ośmiowątkową, z taktowaniem zegarów w przedziale 3,20–4,50 GHz. W testach Cinebench R23 prezentuje się następująco:
Dell postanowił, że każda z konfiguracji, w tym ta, którą miałem okazję przetestować, będzie wyposażona w 16 GB RAM, do których niestety już nic nie dołożymy. Z drugiej strony powinno to w zupełności wystarczyć.
Za grafikę odpowiada zintegrowany układ Intel Iris Xe Graphics. Nie ma sensu rozpisywać się tu na jego temat, skoro redakcyjny kolega Bartek rozłożył go na czynniki pierwsze. Odsyłam więc do tekstu: Intel Iris Xe. Test wydajności w grach i programach.
Na dane dostaliśmy 512 GB, bo na dysk o takiej pojemności zdecydował się Dell w Inspironie 13 5310. Konkretnie mamy tu do czynienia z modelem KBG40ZNS512G NVMe KIOXIA 512GB, czyli raczej solidnym średniopółkowcem. Zapis możliwości tego dysku według CrystalDiskMark 8 wygląda tak:
Warto wspomnieć o czymś, co obecnie może mieć dla potencjalnych kupujących olbrzymie znaczenie. Dell Inspiron 13 5310 jest w pełni kompatybilny z Windowsem 11. Fabrycznie zainstalowanym systemem jest co prawda “dziesiątka”, ale już na etapie pierwszego uruchomienia laptopa konfigurator da Wam możliwość aktualizacji do pachnącej świeżością “jedenastki”.
Od razu dodam, że jakieś 80 procent testów, jakie wykonywałem na tym urządzeniu, miało miejsce właśnie na Windowsie 11.
Od strony wydajności pracuje się na tym laptopie raczej komfortowo. Prawdziwe jego bolączki tkwią gdzie indziej, ale o tym za chwilę. Zarówno Windows 10, jak i 11, działają na Inspironie 13 5310 płynnie. Praca z wieloma otwartymi zakładami w przeglądarce nie jest problemem, aczkolwiek już uruchomienie narzędzia online takiego jak Photopea.com potrafi wprawić laptopa w czkawkę (i gorączkę).
I generalnie całość wypadłaby naprawdę bardzo dobrze, gdyby nie fakt, że w momentach wysokiego obciążenia ultrabooka, wydajność na nic się zdaje, bo temperatury na procesorze nie potrzebują zbyt wiele, żeby wykroczyć poza 90 stopni Celsjusza i zauważalnie “ściąć” zegary Intel Core i5-11320H.
Tu dochodzimy do pięty Achillesowej, która ma istotny wpływ na działanie całego organizmu. Dell Inspiron 13 5310 to 13-calowy, mniej niż 1,5-kilogramowy grzejniczek. I tak jak wspomniałem chwilę wcześniej, wcale nie potrzeba mu jakiegoś wybitnie zasobożernego zadania, aby nagrzał się jak wujek na weselu.
Temperatury powyżej 90 stopni Celsjusza podczas testów w Cinebench R23 to, wbrew pozorom, nie jest nic szokującego, bo zdarzało mi się testować droższe i mocniejsze laptopy, które osiągały podobne, haniebne rezultaty. Ale Inspiron 13 5310 jest pod tym względem nieobliczalny. Nagrzewa się bardzo często i zdarza się, że zupełnie bez powodu.
No, chyba że powodem jest odpalenie filmu na YouTube w jakości Full HD. Albo włączenie meczu w serwisie VOD.
Gdy laptop się nagrzeje, robi się bardzo nieprzyjemnie. Throttling throttlingiem, ale górna część podstawy wręcz parzy, gdy się ją dotknie. To niemiłe i niepokojące uczucie, które dodatkowo uruchamia w mózgu obszary odpowiedzialne za obawy o żywotność sprzętu w szerszej perspektywie czasowej. I trzeba w tym miejscu dodać, że mówimy o komputerze nowym, do którego jeszcze nie zdążyły się dostać kłębki kurzu.
Jak się pewnie za tym domyślacie, w parzę w temperaturą idzie wentylator, który na dłuższą metę może doprowadzić człowieka do szewskiej pasji. Uruchamia się bardzo często, w różnych, mniej lub bardziej niespodziewanych okolicznościach.
W tym miejscu muszę wspomnieć o tym, że przez moje ręce przeszło trochę laptopów, nawet tańszych, które przy podstawowych zadaniach są w zasadzie niesłyszalne. Inspironowi 13 5310 zdarza się wyć jak gamingowemu notebookowi.
To niezbyt pozytywna laurka, szczególnie, że w materiałach promocyjnych tego modelu Dell chwali się dość mocno chłodzeniem, na które wpływa pozytywnie nawet zawias, unoszący podstawę w miejscu wylotu powietrza. Niestety w tym przypadku realia nie nadążają za przekazem marketingowym.
Patrząc na wszystkie “za” i “przeciw”, jest to piekielnie trudne pytanie. Dochodzi również kwestia wyceny. Testowana konfiguracja na dzień pisania tego tekstu (10 grudnia 2021 roku) wyceniona była w x-komie na 4199 zł. Teoretycznie to naprawdę rozsądna cena, biorąc pod uwagę zarówno specyfikację, jak i fakt, że za kompaktowe 13-calowe ultrabooki trzeba zawsze dopłacić coś ekstra.
I naprawdę byłbym w stanie przeboleć takie mankamenty, jak uginająca się obudowa czy gładzik, który wielokrotnie bojkotował moje zadania. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok thermal throttlingu i dyskusyjnej kultury pracy Inspirona 13 5310, które razem wydrapują długą i głęboką rysę na ogólnej ocenie tego laptopa.
Witam. Ten model laptopa wychodzi w wersji Dell Inspiron 5310-1715 13,3 ” Intel Core i7-11800H. Może z tym procesorem już temperatury będą nieco niższe, przyjemniejsze. Uginająca się obudowa – naprawdę to może być problem w użytkowaniu?? W każdym laptopie coś tam się ugina, no chyba że tu faktycznie jest coś źle zaprojektowane. Jestem zainteresowany tym komputerem a w sieci jest niewiele recenzji.
Hejka, mam tą wersję procesora i też się dość mocno nagrzewa. T o jest druga najbardziej irytująca rzecz po słabo działającym gładziku, dlatego przy zakupie laptopa trzeba od razu zaopatrzyć się w myszkę i podkładkę chłodzącą. Ja swój kupiłam za 4,5k zł na jakiejś promce i ogólnie więcej nie polecam na niego wydawać, bo często jest w promocji.
Hejka, mam tą wersję procesora i muszę przyznać, że dość mocno się nagrzewa. Polecam zaopatrzyć się przy zakupie w myszkę i podstawkę chłodzącą do laptopa, dla mnie niezbędne. Co do wspomnianego gładzika tak samo się zacina, a obudowa się czasem ugina(mnie dodatkowo trochę irytuje umieszczenie czytnika linii papilarnych, ale to kwestia przyzwyczajenia). Na pewno nie warto go brać za więcej niż 4,5 k zł. Ja swój kupiłam właśnie za tyle (bardzo często jest w promocji).
Masakra to jest toster nie laptop. Potrafi włączyć wiatraki przy paincie czy wordzie gdzie tylko chce poczytać dokument a nie pisanie. Grzeje sie dziwie sie że na etapie produkcji nikt nie wział w fabryce 1 do domu na tydzień bo by sami w fabryce po tygodniu wyrzucili by te lapki do kosza i projektowali coś na nowo. Chłodzenie to porażka miałem rózne laptopy małe 12 13 cali ale ten to porażka.
Również mam tego lapka. Właśnie oglądam film na YT w 1440p i niespecjalnie cokolwiek mi szumi. Owszem uruchamiają się jakieś procesy w tle i coś tam usłyszę co jakiś czas, ale bez przesady. Dodatkowo mam teraz w Firefoxie otwartych z 15 zakładek i jest błoga cisza. Nie korzystam z podkładki chłodzącej, ale z takiego niskiego stelaża aluminiowego od chińczyków. Podnosi on tył laptopa nieco do góry i cyrkulacja powietrza jest swobodniejsza, niż kiedy laptop stoi na biurku. Rozwiązuje to również częściowo problem z trottlingiem, którego prawdę mówiąc jeszcze u siebie nie doświadczyłem. Laptopa używam głównie do prac biurowych, przeglądania netu, netflix, youtube, muzyka i takie tam. Z poważniejszych tematów korzystam z Abletona, wtyczek VST i efektów i tutaj już laptop szumi adekwatnie do wielkości projektu. Najważniejsze dla mnie, że nie szumi, gdy nagrywam do podkładu poprzez interfejs żywy instrument. Wtedy również jest błoga cisza. Tego wtedy potrzebuję 🙂 Co do gładzika, to faktycznie jest tragedia i mam takie dziwne wrażenie, że przez pierwsze 2-3 dni działał lepiej niż później. Bezprzewodowa myszka rozwiązuje ten problem. Czy polecam tego laptopa? Zależy do czego. Czy kupiłbym ponownie? Zdecydowanie TAK!