Bang & Olufsen BeoSound Explore – test i recenzja głośnika Bluetooth

No dobra. Wyjeżdżacie na weekend albo wakacje. Załóżmy, że do jakiegoś uroczego domku, który stoi w tak zwanych pięknych okolicznościach przyrody (czytaj: daleko od cywilizacji). Żeby nie było nudno, jedziecie w większym gronie. Macie też ambitne imprezowe plany: trochę śpiewania przy ognisku, trochę śpiewania bez ogniska, dużo tańców, jeszcze więcej swawoli. Czego nie powinno zabraknąć w Waszych plecakach? Nie wiem, o czym pomyśleliście, ale mnie chodziło o dobry głośnik Bluetooth. Czy mógłby to być Bang & Olufsen BeoSound Explore? Sprawdźcie w recenzji.

Unboxing

Po tym fragmencie recenzji BeoSound Explore nie spodziewajcie się niczego zaskakującego. Jak przystało na tę duńską markę, produkt jest solidnie i estetycznie opakowany. 

beosound explore opakowanie

Wewnątrz pudełka znajdują się:

  • głośnik z materiałowym uchwytem,
  • przewód do ładowania (USB A i USB C, utrzymany w kolorystyce głośnika),
  • dwie silikonowe osłonki na głośnik (bardzo przydatne, jeśli nie chcecie porysować sprzętu, kładąc go w jakimś randomowym miejscu),
  • karabińczyk (także pod kolor),
  • instrukcja i dokumentacja.
głośnik beosound explore, przewód, opakowanie

I tu trzeba przyznać producentowi mały plusik za silikonowe osłonki. Dzięki nim dłużej uda się zachować nieskazitelny wygląd głośnika. A w tej materii jest akurat o co dbać. No i nie ma co zapominać o karabińczyku, to naprawdę przydatny drobiazg.

Wygląd i jakość wykonania

Jakoś tak mam, że kiedy widzę sprzęt B&O, świecą mi się srocze oczka. Nie inaczej jest w przypadku zielonego Bang & Olufsen BeoSound Explore. W mojej ocenie głośnik wygląda świetnie. To nie tylko zasługa intensywnego, przykuwającego wzrok koloru, ale także konstrukcji. Zastosowanie aluminiowych żeberek (że tak je nazwę) daje ciekawy efekt wizualny (żeberka rzucają na siebie cień, który przełamuje jednorodną kolorystykę), daleko w tyle zostawiając różne plastikowe „sitka”.

BeoSound Explore piasek

Między żeberkami rozciągnięta jest drobna siateczka. Na tyle drobna, że nie przepuszcza na przykład ziarenek pasku. Wydaje się też odpowiednio wytrzymała, by nie podrzeć się po kilku dalszych wypadach z głośnikiem.

Solidnie, bardzo solidnie

No właśnie, siateczka wydaje się solidna. A jak to jest z głośnikiem? Cóż, on solidny się nie wydaje. On taki jest. Ramę konstrukcji stanowi aluminiowy szkielet, który skutecznie zabezpiecza umieszczone wewnątrz przetworniki. Myślę nawet, że ewentualny upadek głośnika mógłby być bardziej szkodliwy dla powierzchni, na której sprzęt wyląduje, niż dla samego urządzenia.

wygląd beosound explore zielonego

Podstawę i pokrywę głośnika wykonano z tworzywa sztucznego. Jest to oczywiście materiał niezłej klasy, ale to nie wystarczy, żeby był w pełni odporny na zarysowania. Właśnie dlatego producent dołączył silikonowe nakładki. Dzięki nim możecie spokojnie kłaść Bang & Olufsen BeoSound Explore w trawie, na kamyczkach czy nawet w piachu. 😊

Ale żeby nie było tak dobrze, muszę zaznaczyć, że i pokrywający aluminium lakier nie jest jakoś wybitnie odporny. Miałem głośnik przez miesiąc i kilka rys przykleiło się także do aluminium. Na szczęście z daleka ich nie widać. Chociaż tyle.

Wodoszczelność, piachoszczelność

No ale test głośnika wypadałoby przeprowadzić w warunkach bojowych. Zabrałem więc BeoSound Explore na kilka niedalekich wypadów i szybko nabrałem przekonania, że jako głośnik w plener sprawdza się doskonale.

Próba wody

Woda nie robi większego znaczenia na Beosound Explore. Deszczu nie ma się co obawiać – temu sprzętowi nie zaszkodzi. A gdyby tak głośnik wpadł do wody? I tutaj da radę, choć na jakiś czas zmieni się jego brzmienie. Na wyższej głębokości przerwie zresztą odtwarzanie. Ale kiedy już go wyciągnięcie, będzie trochę „przymulał”. Efekt zniknie, gdy sprzęt wyschnie.

Utwór, który słychać w tle, to Litzmannstadt (XDZVØNx i Belmondo). Uważajcie tylko na Explicit Lyrics. 🙂

Próba piachu

Jeśli chodzi o warunki typowo plażowe, głośnik pozostaje niewzruszony. Mokry piasek co prawda wlepia się w przestrzenie między żeberkami, ale ani nie przedostaje się do środka, ani nie wpływa negatywnie na brzmienie.

Wychodzi więc na to, że BeoSound Explore to solidna i wytrzymała konstrukcja. Cóż, przy takiej cenie jakakolwiek wadliwość w tym aspekcie byłaby nie do zaakceptowania. Ale i tak pamiętajcie, że mój test głośnika (choć przyznam, że intensywny) był dość krótki. Wystawiony na więcej prób i mocniej eksploatowany, głośnik może pokazać jakieś słabe strony. Ja jednak w tej chwili nie potrafię ich wskazać.

Specyfikacja głośnika BeoSound Explore

No dobrze, a co takiego skrywa ta solidna obudowa? Oto specyfikacja BeoSound Explore.

  • Łączność: Bluetooth 5.2,
  • Obsługiwane kodeki: SBC,
  • Przetworniki: dwa pełnozakresowe o średnicy 1,8 cala,
  • Pasmo przenoszenia: 56 – 22700 Hz,
  • Moc głośników (RMS): 90 W
  • Czas pracy na akumulatorze: do 27 godzin,
  • Czas ładowania: do dwóch godzin,
  • Liczba kanałów: jeden (choć można połączyć dwa głośniki i stworzyć „system” stereo),
  • Kierunkowość dźwięku: 360 stopni.
  • Wymiary: walec z podstawą o średnicy 81 mm i wysokością 124 mm,
  • Waga: 0,637 kg.

Kilka słów komentarza

Jeśli przyjrzycie się specyfikacjom głośników Bluetooth dostępnych w zbliżonej cenie, być może stwierdzicie, że ten Bang to jednak pewnej części ciała nie urywa. Inne marki potrafią przecież zmieścić w podobnie wycenionych konstrukcjach więcej przetworników czy też tak „skompresować” swoje urządzenia, aby ważyły mniej niż 0,5 kg.

Okej, da się znaleźć takie głośniki. Moim zdaniem jednak porównywanie ich z B&O Explore byłoby nierówną walką. Konstrukcje z większą liczbą przetworników są bowiem zazwyczaj przeznaczone przede wszystkim do użytku domowego. Śmiało możecie więc zakładać, że taki głośnik będzie cięższy i nie aż tak solidny. Z kolei w tych lżejszych zrezygnowano np. z aluminium, co niekoniecznie czyni je najlepszym wyborem do intensywnego używania poza domem.

I to jest właśnie ta cecha BeoSound Explore, o której trzeba pamiętać. Głośnik powstał przede wszystkim z myślą o miłośnikach outdooru. Można zabrać go do parku czy na wielogodzinne plażowanie, ale można też – i to z czystym sumieniem – na ryby, w góry czy kilkudniowy biwak z dala od jakiejkolwiek cywilizacji.

sterowanie głośnikiem beosound explore

Sterowanie głośnikiem

Do sterowania głośnikiem służą umieszczone na jego „wieczku”. Choć widnieją na nich symbole funkcji, za które odpowiadają, trudno je dostrzec, zwłaszcza w ciemności. To dlatego, że przyciski są „płaskie”, a do tego raczej małe. Niemniej ich układ jest intuicyjny i łatwo go zapamiętać.

Łączność i aplikacja

Parowanie z głośnikiem jest w pełni bezproblemowe. Co najważniejsze, urządzenie może być jednocześnie połączone z dwoma smartfonami. Trzeba przyznać, że ta funkcja całkiem często się przydaje. Zapisuję ją więc po stronie plusów.

Jeśli natomiast chodzi o aplikację, to jest ona mocno uproszczona. Da się w niej sprawdzić poziom energii urządzenia oraz wybrać ustawienia equalizera. Tę drugą czynność wykonuje się w typowy dla B&O sposób – przesuwając punkt na planie koła. Warto tu odnotować, że te zmiany naprawdę dużo dają. Szczególnie wtedy, kiedy „odchudzi się” nieco bas. Dźwięk staje się bardziej wyrazisty, klarowny.

Jak gra BeoSound Explore?

Zacznę może od opisania moich doświadczeń z głośnikami Bluetooth. Sam na co dzień korzystam z dwóch wynalazków, które przyjechały z Dalekiego Wschodu. To takie głośniczki za około 100-150 zł, do bólu plastikowe. Z kolei u znajomych zdarzyło mi się kilka razy posłuchać Xiaomi Mi Outdoor Speakera, nieśmiertelnego JBL GO Essential czy nawet Marshalla Stanmore’a II.

Większość to sprzęt ze zdecydowanie niższej półki. Natomiast Marshall to sprzęt o nieco innej charakterystyce niż BeoPlay Explore (także o znacznie wyższej cenie). Gdzie w takiej układance plasuje się recenzowany sprzęt? Zaskoczenia nie będzie: między B&O Explore a głośnikami za 100 czy 200 zł jest jakościowa przepaść, natomiast między B&O a Marshallem jest „tylko” wyraźna różnica. Ale po kolei. 😊

Pierwsze wrażenie

BeoSound Explore już od pierwszych minut daje radę. Jeśli wcześniej – podobnie jak autor – korzystaliście głównie z rozwiązań budżetowych, możliwe, że na początku wręcz otrzecie się o zachwyt. Głównym „winowajcą” będzie bas – mocny, dynamiczny i całkiem detaliczny, tak bardzo różny od tego, co oferują tańsze konstrukcje.

Nie sposób pominąć także bardzo dobrej przejrzystości brzmienia. BeoSound Explore gra w miły dla ucha, napowietrzony sposób. Poszczególne pasma są dobrze odseparowane, nie zlewają się i po prostu pozwalają się cieszyć świetnym brzmieniem muzyki.

Dłuższe użytkowanie i zakresy pasma

W trakcie dłuższego korzystania z głośnika (a tu mogę się pochwalić, że słuchałem go przez kilkaset godzin) zbyt wiele się nie zmienia. Pierwsze skrzypce nadal gra bas – mocny (na wysokich poziomach głośności wręcz odczuwalny), detaliczny (tak, powtarzam się) i całkiem naturalny. Kiedy włączycie takie Sound and Vision (David Bowie), bas zabrzmi fenomenalnie. Na niższych poziomach częstotliwości – cóż – słychać ograniczenie. Producent podaje, że pasmo przenoszenia zaczyna się od 56 Hz, i wartość ta wydaje się być zbliżona do rzeczywistej. Czyli w takim Angel (Massive Attack) będzie brakować subbasu. W moim odczuciu da się to jednak przeżyć. Ogniska czy wypady w góry ze znajomymi raczej nie służą krytycznym odsłuchom.

W przypadku tonów średnich i wysokich można mówić o lekkim odchudzeniu. Wydaje mi się nawet, że im wyżej, tym szczuplej. Niższy zakres średnicy brzmi wciąż wyraziście i energicznie. Ale już w wyższych zakresach słychać delikatne wycofanie, co odrobinę martwi w przypadku głosów żeńskich. Trzeba jednak przyznać, że ma to dobroczynne działanie w przypadku tonów wysokich. Ich lekkie wycofanie sprawia, że nie ma mowy o syczeniu, trzeszczeniu lub czymś podobnym.

Podsumowując: BeoSound Explore ma przyciemnioną i zdecydowanie rozrywkową charakterystykę brzmienia. Jeśli jesteście purystami, raczej poszukajcie czegoś innego. Jeśli natomiast szukacie głośnika, który rozkręci imprezę i sprawi, że nawet podczas zwykłego grilla zatańczy Wam nóżka, to macie przed sobą idealnego kandydata.

Podcasty, audiobooki i inne materiały

Wiadomo, że użyteczność dobrego głośnika przenośnego nie ogranicza się tylko do słuchania muzyki. W zależności od nastroju można przecież włączyć jakąś ciekawą (straszną) historię czy coś podobnego. No i tutaj BeoPlay Explore sprawdza się – w mojej opinii – fenomenalnie. Głosy męskie brzmią głęboko i wyraźnie. Żeńskie natomiast całkiem nieźle korzystają z charakterystyki brzmienia i nabierają więcej mocy „na dole”. Nieźle było słychać to w porównaniu z systemem audio samochodu pewnej koreańskiej marki. W aucie niektóre słuchowiska brzmiały akceptowalnie dopiero po użyciu equalizera i ustawieniu sopranów na -5. BeoSound Explore sam z siebie eliminował taką konieczność.

No i jeszcze jedno: jeśli akurat traficie na słuchowisko, w którym jest podkład muzyczny, z BeoSound Explore wszystko wyraźnie usłyszycie. W mojej ocenie to spory plus, bo do dotychczasowe doświadczenie z tańszymi głośnikami pokazuje, że mają one tendencje do lekkiego wycinania tła.

Czas pracy na jednym ładowaniu – największa przewaga BeoSound Explore

Jedną z głównych i na szczęście w pełni obiektywną (wyniki można porównać) zaletą BeoSound Explore jest właśnie czas pracy na akumulatorze. Producent deklaruje, że wynosi on nawet 27 godzin. Podczas moich odsłuchów (głośność w zakresach od 60 do 90%) zawsze udawało mi się zakręcić wokół tego wyniku. Najskromniejszy rezultat to 22 godziny, ale tutaj głośność dochodziła do maksimum.

A jak jest z ładowaniem? Od 0 do 100% potrzeba dwóch godzin. W praktyce jednak tylko raz uzupełniłem poziom energii głośnika w taki sposób. Oczywiście za pierwszym razem. Później wchodzi w krew zasada, że już kilkadziesiąt minut ładowania daje około 10 godzin korzystania. Zawsze wystarczało.

Podsumowanie recenzji BeoSound Explore

Tym razem pomęczę Was tu odrobinę dłuższym wywodem. To dlatego, że w moim odczuciu, aby uczciwie ocenić B&O Explore, najpierw trzeba wskazać, do czego ten sprzęt się nadaje, a do czego mniej.

W pierwszej kolejności nadaje się na wszelkie wypady, podczas których chcecie trochę oddzielić się od cywilizacji, ale zabrać ze sobą to, co stworzyła najlepszego, czyli muzykę i przeróżne opowieści. W takich zastosowaniach – gdzieś pośrodku niczego – ten solidny i lekki głośnik będzie idealnym kompanem. Przede wszystkim dlatego, że powie lub zagra tylko to, co chcecie usłyszeć (choć można przez niego prowadzić rozmowy, które w sumie są dobrej jakości, ale nie wiem, czy ktokolwiek tak robi…).

Tak czy siak, bardzo dobre brzmienie o rozrywkowej sygnaturze, solidna konstrukcja, kompaktowe rozmiary i… karabińczyk to cechy, które stawiają BeoSound Explore w ścisłej czołówce głośników przenośnych. W tej kategorii z czystym sumieniem daję mu 9/10.

Natomiast w przypadku domowych zastosowań ocena wynosi 7/10. Za podobną lub nieco wyższą kwotę otrzymacie bowiem sprzęt o wyższej kulturze brzmienia – przede wszystkim lepszym balansie brzmienia. Tutaj przykładami mogą być BeoSound A1, którego recenzję przeczytacie już niebawem, oraz wspomniany wcześniej Marshall Stanmore. Choć w przypadku tego drugiego porównanie miałoby sens wtedy, gdyby udało się sparować dwa B&O Explore.

TL;DR: BeoSound Explore to świetny głośnik przenośny. Jeśli szukacie sprzętu, który będzie towarzyszył Wam podczas ognisk, wypadów na plażę czy górskich spacerów – bierzcie w ciemno. Jeśli natomiast chcecie korzystać ze sprzętu głównie w domu, znajdziecie kilka ciekawszych propozycji. Z tym, że będą miały one swoje ograniczenia.

Minusy

  • tylko kodek SBC,
  • podczas testów "udało mi się" wzbogacić głośnik o kilka zarysowań,
  • brzmienia ma swoje ograniczenia i raczej nie zadowoli purystów,
  • przyciski sterujące mogłyby być podświetlane,
  • aplikacja mogłaby mieć więcej funkcji.

Plusy

  • imponująco solidny i rewelacyjnie kompaktowy,
  • rewelacyjny czas pracy,
  • brzmienie o przyciemnionej, rozrywkowej charakterystyce, które świetnie wypada w plenerze,
  • tak lekki, że dosłownie można zabrać go wszędzie,
  • dobrze sprawdza się podczas słuchania podcastów czy audiobooków,
  • współpraca z aplikacją Bang & Olufsen (ale warto zajrzeć do minusów),
  • equalizer ma rzeczywisty wpływ na brzmienie,
  • bezproblemowe parowanie i możliwość połączenia z dwoma urządzeniami.

Ocena:

8/10
PL - Rekomendacja