Filmy Stanisława Barei, czyli humorem we władzę (nie tylko) ludową

Filmy Stanisława Barei, a już zwłaszcza „Miś”, mają opinię kultowych. I nie dziwota. Pan Stanisław był nie dość, że mistrzem absurdalnego humoru, to i bystrym obserwatorem PRL-owskiej szarzyzny. Połączenie tych dwóch cech dało piorunującą mieszaninę, która nic a nic się nie zestarzała, o czym za moment się przekonamy.

Fenomen Stanisława Barei

Bareja i Tym
źródło: rmf24.pl

Ja mówię to, co myślę i wydaje mi się, że ludziom wskazuję na pewne niebezpieczeństwa, ostrzegam ich przed czymś, a że się przy tym bawią, to już trudno… –  mówił Stanisław Bareja w wywiadzie, którego udzielił we wrześniu 1981 roku Jackowi Federowiczowi. I faktycznie – reżysera „Misia” zapamiętaliśmy jako bystrego obserwatora, kpiącego z absurdów PRL-owskiej codzienności.

Twórczość Barei w ogóle się nie zestarzała. Perypetie prezesa Ochódzkiego oglądane dzisiaj bawią tak samo, jak bawiły czterdzieści lat temu. Co z tego wynika? Dwie rzeczy. Po pierwsze reżyser kręcił po prostu dobre filmy. Nie dość, że jajcarskie, to jeszcze świetnie zagrane. Po drugie to wszystko, z czego Bareja się śmiał wcale nie zniknęło wraz z upadkiem „komuny”. Jest tu, wokół nas, i całkiem dobrze się miewa, czasem trochę tylko polukrowane.

Zastanawiacie się, do czego piję? Proszę bardzo, już mówię: biurokratyczne skostnienie, pustosłowie polityków, cwaniactwo, bylejakość. Ale przede wszystkim fałsz, większe i mniejsze kłamstewka, które nam się opowiada i które sami sobie opowiadamy. I to dlatego Bareja (i jego filmy) jest wiecznie żywy, a my raz za razem mówimy, że „tu przecież jest jak w »Misiu!«”.

Bareja – reżyser politycznie niepoprawny

cenzura
źródło: governmentvs.com

Bareja nie miał nad Wisłą łatwo. Taki dajmy na to Kazimierz Kutz, o którym jeszcze wspomnę, uważał jego twórczość za kiczowatą i zaadresowaną do niewyrobionego widza. Filmowcy mainstreamowi (czyli powiązani z władzą) sekowali Bareję i wyśmiewali. I nie ma się czemu dziwić – podczas gdy oni kręcili albo nudne propagandówki, albo sieriozne kino psychologiczno-egzystencjalne, komedie „pana Staszka” rozbawiały miliony Polaków do łez.   

Ale nie tylko koleżeńska zazdrości komplikowała Barei życie. Robiła to także, a może przede wszystkim, polityka. Czarny humor reżysera bezlitośnie odzierał PRL-owską rzeczywistość z gładkiej propagandowej politury. Pod tym błyszczącym lakierem kryła się śmieszno-straszna codzienność: korupcja, kolesiostwo, brakoróbstwo, brzydota, złodziejstwo i pospolita głupota. Reżyser, niczym dziecko w bajce Andersena, w kolejnych filmach pokazywał, że król jest nagi. Władzy ludowej, jej poplecznikom i stronnikom nie mogło się to podobać. Stąd szykany i cenzura.

Kolaudacja

źródło:

Filmy Barei były szczególnie ostro krytykowane podczas tzw. kolaudacji, czyli pierwszych, jeszcze zamkniętych pokazów. Uczestniczyli w nich wyłącznie ludzie „z branży”. Przyjrzyjmy się jednemu z takich seansów (nienawiści). Odbył się w warszawskim kinie Rejs 9 grudnia 1977 roku. Oglądano wtedy „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.

Film się skończył, przyszedł czas na uwagi i komentarze zgromadzonych – śmietanki PRL-owskich oficjeli od kultury. Zaczyna jakiś urzędas:

To, co się dzieje na ekranie ma tyle wspólnego z rzeczywistością, co z życiem na księżycu. Jestem pewien, że film znajdzie widza, bo są widzowie, którzy chcą oglądać na ekranie głupszych od siebie. Nawet jeśli będzie to film kasowy, to państwowa kinematografia nie powinna takich filmów robić i takich filmów nie lubię.

Bohdan Poręba
Bohdan Poręba - postać Bogdana Zagajnego, reżysera z filmu "Miś", jest wzorowana właśnie na nim / źródło: http://fototeka.fn.org.pl/

Teraz głos zabiera towarzysz Poręba – wpływowy reżyser (sparodiowany później w „Misiu”). Jest wyraźnie poruszony:

Scenariusz ma optykę absolutnie nie do przyjęcia. Optykę, która najwięcej mówi o tym zwierzęciu, które ukazuje się na końcu filmu na ulicach Warszawy (chodzi tu oczywiście o świnię – J.B.). Ale trzeba chyba powiedzieć jedną rzecz. Że w tym filmie nasze życie i ludzie są pokazani bez cienia życzliwości. Chodzi mi o brak jakiejkolwiek sympatii do człowieka. Reżyser wskazuje nam na płaskość tego świata, na płaskość ludzi. I to jest najbardziej przerażające.

Chwilę później dodaje:

…z tego wynika, że wszystko jest ześwinione, łącznie z ludźmi. A oni są wewnętrznie ześwinieni. Nie zgadzam się z tym.

Oj, bolały Porębę kuksańce pana Staszka, bolały do żywego. 

Jako ostatni film Barei komentuje ówczesny minister kultury Janusz Wilhelmi:

Nie powinniśmy żerować na niskim stanie umysłów widzów. […] Powinniśmy podnosić poziom kulturalny naszych widzów. A w żadnym wypadku nie powinniśmy tego poziomu obciągać w dół. […] I tak samo uważam, że nie mamy obowiązku dogadzania naszym widzom od dołu, ale od góry (na sali grobowa cisza, nikt nawet nie parsknął). […] Jeżeli nawet film ktoś kupi, to my nie jesteśmy przedsiębiorstwem handlowym i to nie jest dla nas argumentem. Nie jesteśmy kioskiem „Ruchu”! 

„Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” na rok staje się „półkownikiem”. Kilka dni po kolaudacji Stanisław Bareja przechodzi zawał serca.

Bareizmy nasze powszednie

miś z "Misia"
źródło: wyborcza.pl

Kazimierz Kutz, chcąc zakpić z Barei i jego jakoby kiepskiego warsztatu, ukuł w latach 60. termin „bareizm”. Określenie szybko przeniknęło do języka partyjnej nomenklatury, stając się klasycznym „słowobijem” – pałką, służącą do okładania „wroga ludu” i jego antysocjalistycznych, kłamliwych filmideł.

Wkrótce „bareizm” zaczął jednak znaczyć to, co znaczy dziś – sytuację lub wypowiedź jawnie absurdalną i surrealistyczną, jakby wprost wyjętą ze scenopisu „Misia” albo „Alternatywy 4”. Na Facebooku istnieje nawet licząca ponad 200 000 członków grupa o wdzięcznej nazwie „Bareizmy wiecznie żywe”. Znajdziecie tam wiele smakowitych kąsków à la „pan Staszek”. O, na przykład coś takiego:

Filmy Barei – najlepsze sceny

źródło: telemagazyn.pl

A teraz dziewięć cudownych scen z filmów Stanisława Barei. Kolejność przypadkowa, wybór mój. Pokrójcie sobie Podwawelską, zamówcie (obowiązkową) kawę i wuzetkę, rozluźnijcie krawaty i przygotujcie się na dawkę skondensowanego absurdu.

„Miś” – telegram do Polańskiego

Prezes Ochódzki wraz ze swoją kochanką, Aleksandrą, usiłują wysłać telegram do Romana Polańskiego. Zirytowana pracowniczka poczty nie może tego zrobić, gdyż:

– Nie ma takiego miasta – Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, taak…

– Londyn! Miasto w Anglii.

– To co mi pan nic nie mówi!

– No mówię pani właśnie…

– To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć, gdzie to jest, cholera…

„Miś” – odprawa na lotnisku

Lotnisko, kolejka do odprawy. Podróżny staje na wadze. Przyglądają się temu dwaj celnicy. Jeden z nich odczytuje wskazania urządzenia:

– 115, a powinno być 119. Cztery kilo wam brakuje.

– Schudłem cztery kilo.

– Słowem przywozicie do kraju cztery kilo obywatela mniej! A gdyby tak każdy wracał ze stratą paru kilo, byłoby nas mniej coraz – Polaków!

– To co mam zrobić?

– Sześćdziesiąt za każdy brakujący. A wykształcenie macie jakieś?

– Wyższe.

– A to przepraszam, to po 75.

W kolejnym ujęciu widzimy biały karton, a na nim hasło:

Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu

„Miś” – władza i jej linia

Znów lotnisko. Ryszard Ochódzki usiłuje kupić bilet na samolot. Podchodzi do kasy, tam czeka już wianuszek ludzi:

– Strasznie państwa przepraszam, ale przed chwileczką dostałem wiadomość ze szpitala. Żona urodziła syna! Chłopak! Więc chciałem żonie kwiaty, a maleństwu na przywitanie tego świata bilet na dobrą wróżbę. Pozwolą państwo?

– Proszę bardzo!

– Kochana, ten do Londynu, 11:05. Kwiaty dla pani.

– Dowód proszę.

– Proszę bardzo.

– Przepraszam pana, jestem lekarzem pediatrą…

– Ja przecież… syn, tłumaczę panu.

– Ile waży syn?

– Dwanaście kilo.

– Dwanaście? Słuszną linię ma nasza władza

„Miś” – była żona i Władeczek

Mieszkanie Ryszarda Ochódzkiego odwiedza była żona. Towarzyszy jej nowy partner – Władeczek, polityk już niemłody, ale prominentny. Kobieta chce zabrać swoje rzeczy. Ochódzki jest wyraźnie zaskoczony:

– No ale… A ty skąd wiedziałaś, że mnie zastaniesz… przecież wiedziałaś, że wyjeżdżam.

– Przechodziliśmy po prostu i wpadliśmy.

– Jak to – przechodziliście?!!! Z tragarzami?

– Taa!! Przechodziliśmy. Z tragarzami. Bardzo cię polubiłem, chłopie.

„Miś” – prasłowiańska grusza

Plan „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta” – filmu kręconego przez Bogdana Zagajnego (pamiętacie Bohdana Porębę? Zagajny to jego karykatura). Na pierwszym planie reżyser i jego współpracownik. W tle widzimy gruszę, siedzącego na niej kota i sforę oszczekujących go psów. Zagajny zwraca się do swojego zastępcy:

Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu, która mówi: prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera! Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy (w kadrze koci pyszczek). Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa, niech on się odszczekuje swoim prześladowcom z pańskiego dworu! Niech on nie miauczy…

„Miś” – płaszcz

Rzecz dzieje się w kawiarnianej szatni. Ryszard Ochódzki chce odebrać swój płaszcz. Zirytowany zwraca się do szatniarzy:

– Odbierałem… Przecież pan trzyma mój numerek w ręku!

– O, masz pan ten płaszcz.

– Ale to nie jest mój płaszcz.

– Bo pański numerek jest pusty, więc kolega dał numerek sąsiedni, jasne?

– Ale przecież miałem paszport, dowód osobisty tej pani, ja tam miałem papie…

To pan odbierał ten płaszcz!  

– Co…!?

– Mówił pan, dowód osobisty był, paszport, jakieś papiery, dwie dychy dał za zgubiony numerek.

– Zgubiony numerek to ja trzymam w ręku i proszę, żeby pan wydał mi płaszcz na ten numerek!

– Niech pan nie krzyczy na naszego pracownika. Ja tu jestem kierownikiem tej szatni. Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi.

– Cham się uprze u mu daj! No skąd wezmę, jak nie mam. Tu pisze, niech pan se przeczyta!

Na wskazanej tablicy następująca przestroga: za garderobę i rzeczy pozostawione w szatni szatniarz nie odpowiada.

„Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” – dobry dojazd

co mi zrobisz, jak mnie złapiesz
źródło: interia.pl

Teraz, dla odmiany, scena z innego znanego filmu Barei – „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.

Dwóch podróżnych spotyka się na dworcu. Rozmowa schodzi na tematy związane z dojazdem do pracy:

– Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenia.  Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem, śniadanie jadam na kolację, tylko wstaję i wychodzę.

– No ubierasz się pan.

– W płaszcz, jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?

– Fakt.

– PKS mam 5 kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.

– I zdążasz pan?

– Nieee. Ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się.

– Heheh…

– Przystanek idę do mleczarni, to jest godzinka, potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzisz Pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD (taki pociąg). Na Ochocie w elektryczny do stadionu. A potem to już mam z górki, bo tak: w 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma. To jeszcze mam kwadrans, to sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść, tylko prosto do domu. I góra dwudziesta druga pięćdziesiąt jestem z powrotem. Golę się, jem śniadanie i idę spać.

 

„I tak mam dobrze”. No właśnie. I tak trzeba patrzeć na sprawy, zawsze z optymizmem.

„Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” – poczta

Stanisław Tym grający Dudałę

Jeszcze jeden fragment z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Poczta, multum ludzi, kolejka zwinięta w świński ogon. Przy okienku młoda kobieta. Pracowniczka poczty przygląda się jej dowodowi.

– Nie mogę pani wypłacić, gdyż na zdjęciu jest pani całkowicie niepodobna do siebie.

– Niepodobna, bo to dowód szwagra, …chociaż 500zł, co?

– 200 mogę pani wypłacić, chce pani?

– No dobra…

Jakieś to takie wszystko znajome…

„Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” – w telewizji

I znów „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Konferansjer stoi przed kamerą, za nim senna publiczność. Mężczyzna zagaja z entuzjazmem:

– Każdy w życiu ma jakieś marzenie, czegoś pragnie, o czymś myśli; coś, co lubi, co chciałby jeszcze raz zobaczyć, usłyszeć. Pani Walentyna Wnuk jest salową od wielu, wielu lat. Co pani chciałaby najbardziej usłyszeć?

Pani Walentyna duka z kartki:

– Pioseńkie pana Kor… Koracza o zdrowiu bym chciała najbardziej usłyszeć.

– Tak się szczęśliwie składa, że mamy pana Koracza na sali.

Doprawdy szczęśliwy zbieg okoliczności! Muzyka zaczyna grać, a znudzona publiczność patrzy, jak Koracz wbiega na scenę.

Czegoś Wam to nie przypomina? Jakieś telewizji może? Co? Choć trochę?

Kapitalnych scen jest w filmach Barei oczywiście więcej. Powyższe wybrałem z czysto sentymentalnych względów. Chcąc pokazać wszystkie „dobre numery”, musiałbym poprzepisywać scenariusze całych filmów. 

Wszystkie filmy Barei

Stanisław Bareja
źródło: kultura.onet.pl

Jeśli ktoś chce odświeżyć sobie (albo dopiero poznać) dorobek Stanisława Barei, zamieszczam chronologiczną listę jego dzieł. Przegląd polecam zacząć od drugiej połowy lat 70.:

Filmy Stanisława Barei 

  • Mąż swojej żony (1960) – debiut, oczywiście komediowy
  • Dotknięcie nocy (1961) – kryminał
  • Żona dla Australijczyka (1963) – komedia
  • Przygoda z piosenką (1968) – film muzyczny
  • Poszukiwany, poszukiwana (1972) – pierwsza naprawdę znany film Barei
  • Nie ma róży bez ognia (1974) – kolejny komediowy klasyk
  • Niespotykanie spokojny człowiek (1975) – komedia, nieco chyba słabsza
  • Brunet wieczorową porą (1976) – komedia; przepowiednia cyganki i tajemnicze morderstwo
  • Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz (1978) – czyli świnia przechadza się ulicami Warszawy
  • Miś (1980) – ostatni film Barei, a zarazem jego opus magnum; wielu Polaków zna go na pamięć

Seriale Stanisława Barei

  • Kapitan Sowa na tropie (1965) – pierwszy polski serial kryminalny
  • Alternatywy 4 (1983) – perypetie lokatorów nowo wybudowanego bloku
  • Zmiennicy (1986) – historia warszawskich taksówkarzy (premierowy odcinek obejrzało 18 milionów ludzi!)

Koniec i bomba, czyli to był miś na miarę naszych możliwości

No i to by było na tyle. Skoro rozpocząłem od cytatu z Barei, to i na cytacie skończę: moje komedie może są śmieszne, ale jednocześnie są bardzo ponure i mówią o świecie dosyć bezlitosnym i że gdyby odrzucić gagi i gdyby odrzucić żarty i dowcipy, to by były bardzo ponure.

Chciałem napisać, że na szczęście ten ponury i bezlitosny świat przeminął. Ale nie napiszę, bo tak dobrze to, motyla noga, nie jest.