Po teście najmniejszego telewizora z serii Serif czas na większy, 49-calowy model. Czy przekątna większa o 6 cali może w ogóle coś zmienić w kwestii jakości obrazu? A może wszystkie telewizory z serii Serif są takie same, jak sugeruje producent? Myślę, że prawda zaskoczy wielu, a o tym, dlaczego większy różni się od mniejszego, dowiecie się z mojej recenzji.
Samsung QE49LS01TBU (dalej dla uproszczenia zwany 49LS01T) jest telewizorem LCD z 49-calowym ekranem o rozdzielczości 3840 na 2160. Podczas testu działał pod kontrolą oprogramowania w wersji 1497. Przetestowałem urządzenie w wersji sprzętowej nr 1 (Version No : 01). Telewizor wyprodukowano w zakładzie na Węgrzech, a fabrycznie nowy egzemplarz pochodził ze sklepu x-kom.pl.
Telewizor ma identyczną konstrukcję i wygląd jak testowany przeze mnie wcześniej mniejszy, 43-calowy model. Jedyną różnicą był inny kolor obudowy: niebieski zamiast białego.
Kilka uwag:
Warto dodać, że telewizor dostępny jest również w kolorze białym.
Więcej informacji o konstrukcji oryginalnych i nietuzinkowych telewizorów z serii Serif znajdziecie w recenzji mniejszego modelu.
W telewizorze zastosowano wyświetlacz ciekłokrystaliczny typu VA, najprawdopodobniej produkcji Samsung Display.
Główną zaletą tego typu matryc jest kontrast – lepszy niż w matrycach typu ADS czy IPS.
Źródłem światła dla matrycy LCD jest podświetlenie krawędziowe LED, co widać na termogramie poniżej.
W trybie film (6549K) błędy odwzorowania nie były przesadnie wysokie (średnio 4,1; pomiar w oknie 10%).
Gdybyśmy zignorowali błąd luminancji, który jest głównym sprawcą takich, a nie innych błędów reprodukcji, wtedy to średni błąd spadłby z 4,1 do 1,8.
Jak na matrycę VA, pod kątem kolory były całkiem dobre, z lekka tylko blednąc i ciemniejąc (na zdjęciu poniżej trudna w reprodukcji pod kątem 75-procentowa czerwień).
Pokrycie przestrzeni UHDA-P3 (CIExy) wyniosło 88%, co daje dobre, choć nie rekordowe możliwości w zakresie reprodukcji szerokiej palety barw.
Pomimo szerokiej palety błędy reprodukcji barw w trybie HDR były wysokie, głównie z powodu niewłaściwej (tj. zbyt niskiej) luminancji (jasności). Jeżeli jej nie uwzględnimy w pomiarze, błędy będą znacznie niższe (prawy wykres).
Współczynnik kontrastu ANSI wyniósł 3755:1, co jest przyzwoitym (tj. dobrym, choć nie rekordowym) wynikiem jak na matrycę typu VA. Z drugiej strony, jest to wynik ponad trzy (!) razy lepszy niż w modelu 43LS01T, który wyposażono w niskokontrastową matrycę ADS.
49LS01T ma przewagę nad 43LS01 także w innym obszarze: brak w nim agresywnego przyciemniania całego kadru (tzw. frame dimming), za pomocą którego konstruktorzy starali się ukryć kontrastowe niedostatki mniejszego, 43-calowego Szeryfa. W modelu 49LS01 globalnego ściemniania nie ma i chwała inżynierom Samsunga za to.
Pomimo tego w 49LS01T poziom czerni nie był ustawiony właściwie, w związku z czym zalecam, aby opcję szczegóły cieni zmienić z fabrycznego „0” na „4”.
Jasność maksymalna w trybie pełnoekranowym nie była wysoka i wyniosła 368 cd/m^2 (w por. do 331 cd/m^2 w 43LS01T).
Jak widać, w kategorii czerni i kontrastu 49LS01T ma ogromną przewagę nad swoim mniejszym bratem i to właśnie jego, a nie model 43LS01T, mogę z czystym sumieniem polecić do domowego kina (tj. oglądania w całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu).
Jak dobry jest 49LS01T, pokazuje kilka zdjęć z niezwykle wymagającego animowanego filmu Co w duszy gra (Soul, 2020).
No cóż, nie da się ukryć, że w całkowitej ciemności 49-calowy Szeryf dosłownie miażdży swoją czernią 43-calowego szeryfcia. Brawo!
W trybie HDR na planszy 10% maksymalna luminancja po trzech minutach pomiaru wyniosła zaledwie 379 cd/m^2 (43LS01T: 348 cd/m^2).
Choć to o 31 cd/m^2 więcej niż w modelu 43LS01T, nie zmienia to faktu, że podobnie jak jego mniejszy krewniak 49LS01T nadaje się bardziej do treści SDR, a nie HDR.
49LS01T jest również telewizorem 60-hercowym, tak jak mniejszy 43LS01T. Z wyjątkiem nieco większej ostrości obrazów ruchomych (450 zamiast 400 linii, co mieści się w granicach błędu pomiarowego) odwzorowanie ruchu w modelu 49LS01T jest niemal identyczne jak w modelu 43-calowym.
A zatem, aby się nie powtarzać, po szczegółowe informacje odsyłam Was do recenzji mniejszego modelu.
Samsunga 49LS01T wyposażono w kilka przetworników, z których z zewnątrz widoczne są jedynie dwie wysokotonowe kopułki umieszczone w podstawie.
Dają się również zauważyć kanały wylotowe o prostokątnym przekroju – najprawdopodobniej emitują one dźwięk z ukrytych przetworników średnio-niskotonowych.
Ponieważ dźwięk był niemal identyczny jak w 43LS01T, więcej informacji o jakości brzmienia znajdziecie w recenzji mniejszego modelu.
Samsung 49LS01T pracuje pod kontrolą systemu Tizen, a jego funkcje multimedialne są identyczne jak w modelu 43-calowym. Więcej informacji o dostępnych aplikacjach znajdziecie w recenzji mniejszego modelu.
Warto zaznaczyć, że:
Oto trzy werdykty do wyboru: krótszy, dłuższy i… muzyczny. Zacznijmy od krótszego:
Samsung 49LS01T jest dużo lepszym telewizorem od swojego 43-calowego krewniaka. Dopłacając około 500 złotych, otrzymujemy nie tylko o 6 cali większy ekran, lecz także lepsze kolory, niższy input lag, nieco wyższą jasność w trybie HDR oraz, a może przede wszystkim, ciemniejszą czerń i wyższy kontrast. Zastąpienie tańszej, niskokontrastowej matrycy ADS wysokokontrastową matrycą typu VA w modelu 49LS01T sprawia, że jest on telewizorem bardziej uniwersalnym od swojego 43-calowego krewniaka, bowiem nadaje się do oglądania w warunkach kina domowego, czyli w warunkach, w których 43LS01T się nie sprawdzi. A zatem osobom wahającym się zdecydowanie polecam model większy, bowiem 500 złotych więcej na zakup większego 49LS01T to pieniądze dobrze wydane.
I jeszcze jedno. Testy telewizorów Samsung z serii Serif kończymy… muzycznym akcentem. Tak, przyznaję się bez bicia, że: I shot the sheriff (43LS01T), but I did not shoot the deputy (49LS01T).