Jest brzydko, topornie, momentami niegrywalnie…
…ale i tak kusi mnie, aby tę grę kupić. Przede wszystkim dlatego, że już w głębokiej alphie widać, że seria odcina się od makabrycznie złej „trójki” i powraca do 2003 roku i najbardziej udanej odsłony – Postala II.
Jeśli porównać obie wersje pod względem wizualnym, raczej nie dostrzeżecie wielkich różnic, mimo że dzieli je aż 16 lat. Na trailerze i pierwszych gameplayach Postal 4: No Regerts (to nie błąd, w tytule naprawdę jest literówka) wygląda paskudnie. Modele postaci i otoczenie przywołują wspomnienia z czasów masowej subskrypcji Bravo Girl przez polskie nastolatki. Tu ohydne tekstury, tam jakiś glitch, jeszcze gdzie indziej jakaś niedoróbka… niechlujstwo twórców jest widoczne gołym okiem. I faza głębokiej alphy tego nie usprawiedliwia.
Nie zmienia to jednak faktu, że powrócił bezceremonialny w swej wulgarności czarny humor, przy którym można się uśmiechnąć (choć oczywiście tylko wtedy, gdy nikt inny nie widzi, bo normalnie to wstyd śmiać się z takich okropieństw). Warto wspomnieć też o tym, że za głos Kolesia odpowiada prawdziwa gwiazda – Jon St. John, którego możecie kojarzyć z serii Duke Nukem. Graliście w odsłonę Manhattan Project? Jeśli tak, to cytat „life is like a box of ammo” odtworzy się w Waszych głowach głosem właśnie Jona St. Johna.