We don’t go to Ravenholm
Najbardziej jednak zapadły mi w pamięć budzące grozę fragmenty z gier, które stricte horrorami same w sobie nie były. I tak ogromne wrażenie na mnie zrobiła seria Half-Life. W pierwszej części niesamowity klimat tworzyła muzyka i efekty dźwiękowe. Odgłosy mechanicznych urządzeń, niepokojące trzaski, elektroniczne syczenie, czy nieludzkie pomrukiwania istot z innej rzeczywistości skutecznie przyspieszały moje tętno. Druga część jeszcze bardziej pogłębiła te doznania. W nieprzyjaznym City 17 industrialne dźwięki łączyły się z niepokojącym ambientem.
Dołóżmy do tego przeciwników – zombifikowani mieszkańcy Ravenholm naprawdę mnie przerażali. Ich potępieńcze lamenty i jęki (ponoć puszczone od tyłu pokazują ukryty przekaz 😉 ) oraz sam wygląd, któremu towarzyszył chwiejny chód, już napędzały mi stracha. Twórcy gry wykazali się tutaj wyjątkowym zmysłem w projektowaniu lokacji, oświetlenia i oskryptowanych elementów pogłębiających uczucie grozy i zaszczucia. Przykładem może być pamiętna scena, w której biegające na czterech kończynach zombie wspinają się po rynnach na dach budynku, na którym stoimy.