Najlepsze gry Pokemon w historii. Od Game Boya po Switcha

Gier z Pokemonami w rolach głównych powstało dobrych kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset, gdy pod uwagę weźmie się pierdołowate mini gierki bazujące na licencji „kieszonkowych stworków”. W każdym razie najważniejsze tytuły serii od początku wychodziły wyłącznie na konsole Nintendo, zaczynając od sędziwego Game Boya, a na Switchu kończąc. Niektóre gry były udane, inne mniej, nie brakowało też takich, które zapracowały sobie na status kultowych. My przygotowaliśmy dla Was zestawienie TOP 10 najlepszych gier Pokemon według serwisu Metacritic.

Przydługi wstęp boomera, który pisze o tym, że kiedyś to było, a teraz nie ma (można pominąć)

Końcówka ubiegłego tysiąclecia i początek obecnego w Polsce stały pod znakiem ogólnokrajowych „manii”. Obok słynnej „Małyszomanii” doświadczyliśmy również – o czym mało kto dziś pamięta – gargantuicznej „Pokemanii”.

Zaczęło się od serialu animowanego, który zaczął być nadawany w 2000 roku za pośrednictwem dostępnego dla wszystkich Polsatu (tu od razu macie odpowiedź, dlaczego Dragon Ball, „puszczany” na RTL7, nie zyskał tak ogromnej popularności w naszym kraju, jak właśnie Pokemony).

Dalej już poszło lawinowo i nie wiedząc kiedy, Pokemony były już wszędzie: w telewizji, raczkującym naówczas internecie, kioskach, sklepach z zabawkami, straganach z podrabianymi ubraniami, a nawet w rogalikach i chipsach. Kto pamięta „Tazosy” i zebrał ich sporą kolekcję, ten niekoniecznie miał fantastyczne dzieciństwo, ale na pewno zapracował w jakimś stopniu na obecną nadwagę.

pokemon tazo
Źródło: collections.pl

Ale światowy hajp na Pokemony, szczególnie w Azji, zaczął się od gier. Gier, które przez świadomość polskiego gracza przebiły się z kilkuletnim opóźnieniem i to głównie za sprawą emulatorów Game Boya na pecety.

No bo umówmy się, kogo w Polsce w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych stać było na handhelda od Nintendo i diabelnie drogie gry? No właśnie. Druga rzecz: kultowe dziś Pokemon Red i Blue zadebiutowały w Japonii w 1996, a w USA – 1998, a w Europie – w 1999 roku. Na którą z tych dat byśmy nie spojrzeli, każda dotyczy okresu sprzed premiery animacji w Polsacie, więc o Pokemonach w Polsce wiedzieli nieliczni.

A były to czasy, gdy internet w Polsce „odpalało się” korbką, a gdy już się udało do niego dostać, służył jedynie do siedzenia na czatach. Dziś raczej nie do pomyślenia jest, byśmy przeoczyli jakąkolwiek premierę dużej gry z uwagi na naszą polskość. Nawet jeśli Nintendo dalej ma nas w głębokim poważaniu. Wtedy jednak to było coś, z czym trzeba było się pogodzić… albo przynajmniej prenumerować kilka periodyków o grach wideo.

Co było potem? No cóż, kiedy my, polscy gracze, nadrabialiśmy, na wspomnianych emulatorach, pierwsze Pokemony, ściągane nielegalnie w kafejkach internetowych (tak, kiedyś coś takiego naprawdę istniało), świat bawił się już z kolejnymi odsłonami, czy to na Game Boy Advance, czy na Nintendo DS.

game boy classic

Na szczęście różnice szybko się wyrównały, choć lepsza dostępność w Polsce gier z Pokemonami zbiegła się z faktem, że najwięksi fani serii zdążyli trochę podrosnąć i bardziej zaczęły ich interesować podboje miłosne niż „złapanie ich wszystkich”.

Na placu boju pozostały najbardziej zdziwaczałe jednostki. To jest takie, u których szansa na stworzenie związku z drugim człowiekiem i rozpoczęcie aktywności seksualnej była żałośnie niska.

Nie jestem do końca pewien, czy to powód do dumy, czy do wstydu, ale ograłem większość najważniejszych gier z Pokemonami. I choćby z tego powodu (ale też dlatego, że mogę podeprzeć się serwisem Metacritic) czuję się „upoważniony” do przedstawienia Wam zestawienia 10 najlepszych gier Pokemon.

Pokemon Red

Najlepsze gry Pokemon. Top 10 tytułów, które musi sprawdzić każdy fan serii

Tak jak zdążyłem napomknąć, zestawienie nie jest subiektywne, bo bazuje na ocenach poszczególnych tytułów na Metacritic. Wariantywne tytuły tych samych gier, np. Pokemon HeartGold i SoulSilver, scaliłem i wyszczególniłem jako jedną pozycję. Zdecydowałem się też nie dawać uzupełnionych wydań poszczególnych tytułów (np. Ultra Sun / Moon w odniesieniu do Sun i Moon) w osobnych pozycjach, nawet jeśli tak sugerował Metacritic,

Tym, którzy nie wiedzą o co chodzi, już tłumaczę: to znana i kultywowana po dziś dzień praktyka GameFreak i Nintendo, polegająca na tym, że pod kilkoma tytułami kryje się ta sama gra. Różnice polegają wyłącznie na puli stworków dostępnych w różnych wariantach tej samej gry. Przykład: wydane na Switcha Let’s go Pikachu i Let’s go Eevee to te same gry, ale różnią się tzw. „starterami”, czyli stworkami, z którymi zaczynamy przygodę, oraz Pokemonami, które możemy złapać w trakcie fabuły.

Ale do rzeczy. Przed Wami zestawienie, w którym – co istotne w kontekście potencjalnych zakupów – znalazły się dwie gry na Switcha. Warto wspomnieć jednak, iż w momencie tworzenia tekstu pozostają dwa dni do premiery Pokemon Legends: Arceus, więc nie jest powiedziane, że najnowsza odsłona serii nie zasłuży na to, by do poniższej listy dołączyć.

Lista uszeregowana jest od najniższej do najwyższej oceny. W nawiasie od lewej: platforma, na której ukazał się dany tytuł, rok premiery oraz ocena na Metacritic.

kartridże pokemon

10. Pokemon Shield i Sword (Switch, 2019, 80 punktów na Metacritic)

Pierwsza i przedostatnia na liście gra ze Switcha. Przy okazji też najnowsza spośród wszystkich tytułów zestawienia. Pokemon Shield i Sword to tytuł naprawdę solidny. Jego największą bolączką jest chyba to, że stanowi dowód na stagnację i brak przekonywującego kierunku rozwoju całej serii. Wraz z premierą Switcha fani Pokemonów oczekiwali jakiejś rewolucji od ich ukochanej franczyzy.

Tymczasem jest… na pewno nie źle, ale tak, jak zawsze. Ta sama formuła, te same mechaniki, taki sam trzon fabularny. Dość powiedzieć, że najgłośniejszą innowacją tej odsłony jest… decyzja o usunięciu możliwości skompletowania pełnego PokeDeksa, jako że w kodzie znajduje się mniej niż połowa z ponad tysiąca Pokemonów dotychczasowych generacji. Słabo.

Wizualnie Shield i Sword prezentują się oczywiście lepiej niż gry z poprzednich platform Nintendo, natomiast nie wykorzystują pełni możliwości słabego przecież Switcha.

Jeśli jednak odwrócić nieco perspektywę i spojrzeć na Sword i Shield oczyma gracza, który z każdą kolejną odsłoną oczekuje tego samego w nieco podrasowany sposób, szybko okaże się, że ciągle mamy do czynienia z grą fantastyczną, której każdy fan Poków posiadający Switcha powinien dać szansę.

9. Pokemon: Let’s Go, Eevee oraz Let’s Go, Pikachu (Switch, 2018, 80 punktów na Metacritic)

Muszę wspomnieć, że Nintendo i GameFreak stale produkują remaki starszych odsłon Pokemonów, a Let’s Go, Eevee oraz Let’s Go, Pikachu, odświeżone wersje klasycznego Pokemon Yellow, nie są jedynymi takimi pozycjami w niniejszym zestawieniu.

W grze wracamy do korzeni, czyli legendarnego Kanto, gdzie prym wiedzie 150 Pokemonów pierwszej generacji. Starterów nie wybieramy, no, chyba że na etapie zakupu wersji gry, bo tam decydujemy m.in. o tym, czy przygodę z grą zaczniemy z Eevee, czy z Pikachu.

Różnic w stosunku do pierwowzoru jest bardzo sporo. I mówię tu nie tylko o tych najbardziej oczywistych, jak oprawa graficzna, bo inna (tzn. zmodyfikowana) jest również fabuła, a przede wszystkim – mechanika łapania i trenowania Pokemonów. Już nie walczymy z napotkanymi stworkami, by je osłabić, a potem złapać w PokeBalla. W Let’s Go, Eevee i Pikachu stworki rekrutujemy tak jak… w mobilnym Pokemon GO.

Innymi słowy – po prostu naparzamy w nie PokeBallami do skutku, machając JoyConem. W ten sposób też sześć stworków „pierwszego wyboru” dostaje punkty doświadczenia, wchodzi na wyższe poziomy i ewoluuje.

Nie jest to przypadkowe, wszak premiera Pokemon GO na Androidzie i iOS spowodowała światowy renesans popularności marki. Dla wielu graczy, szczególnie tych młodszych, było to pierwsze poważne zetknięcie się z „kieszonkowymi potworkami”. Tym samym przeniesienie kilku mechanik do pełnoprawnej gry należy rozpatrywać w kategoriach zmniejszenia progu wejścia na tyle, by z komórkowych casuali zrobić wiernych hardkorowych fanów.

Stety lub niestety (dla mnie stety) GameFreak nie kontynuował tego trendu, o czym świadczy wspomniane już Pokemon Sword i Shield.

Sama gra jest na pewno ciekawym doświadczeniem, choć fani byli mocno podzieleni, jeśli chodzi o nowości, szczególnie te „zaciągnięte” z Pokemon GO. Za to wszyscy zgodnie chwalili m.in. to, że Pokemony są widoczne w trawie i możemy omijać te, które nas nie interesują, i skupić się na tych, które zamierzamy upolować. Warto nadmienić, że Let’s Go, Eevee i Pikachu paradoksalnie jest bardziej innowacyjne, niż wydane rok później Sword i Shield.

pokemon let's go pikachu screen

8. Pokemon FireRed i LeafGreen (GBA, 2004, 81 punktów na Metacritic)

Pokemon FireRed i LeafGreen to nowe wersje klasyków z końca lat 90, z odświeżoną szatą graficzną, na nowszej platformie i z kilkoma usprawnieniami (np. możliwość wymiany stworków z Pokemon Ruby, Sapphire na GBA oraz Colosseum na GameCube).

W FireRed i LeafGreen, tak jak w Let’s Go, Pikachu i Let’s Go, Eevee, przenosimy się do Kanto, regionu, który zamieszkuje tzw. „pierwsza generacja” Pokemonów. Starterami są: Bulbasaur, Charmander i Squirtle, z których musimy wybrać jednego, by rozpocząć swoją przygodę.

O fabule trudno się specjalnie wypowiadać, wszak w 90 procentach gier z Pokemonami opiera się na tym samym schemacie: łapiemy stworki, trenujemy je, zdobywamy odznaki w „GYM-ach”, mierzymy się z najlepszymi trenerami regionu w tzw. „lidze”, gdzie walczymy o tytuł mistrza regionu.

Generalnie gra jest fenomenalna. Sam przeszedłem ją kilka, jeśli nie kilkanaście razy. Nawet dzisiaj, jeśli Poksy na klasycznego Game Boya wydają się już niegrywalne, tak FireRed i LeafGreen wciąż potrafią dać ogrom frajdy.

7. Pokemon Ruby i Sapphire (plus Emerald) (GBA, 2003, 81 punktów na Metacritic)

Graficznie praktycznie nie do odróżnienia od FireRed i LeafGreen. Pokemon Ruby i Sapphire oferują jednak świeżą historię, nowe: region oraz generację Pokemonów (ok. 130 stworków) oraz kilka innowacji, np. system walk 2 vs. 2 czy zmianę pogody w poszczególnych regionach (opady deszczu, śniegu, a nawet pyłu wulkanicznego).

Starterami są: trawiasty Treecko, ognisty Torchic oraz wodno-błotny Mudkip.

Gra ma dość rozległą fabułę, którą wydłużają dodatkowo poszukiwania stworków w trawach, wodach czy safari, ale też ich trening. W Ruby/Sapphire spotkamy ponadto wiele legend, na czele z Groudonem (Ruby), Kyorge (Sapphire) czy Rayquazą, którego złapać możemy dopiero po pokonaniu „Elite Four”.

Warto wspomnieć też o wydanym dwa lata później Pokemon Emerald, czyli wydaniu uzupełnionym Ruby i Sapphire, także na Game Boy Advance, różniący się kilkoma aspektami, m.in. rozmieszczeniem Poków w różnych obszarach.

6. Pokemon Omega Ruby i Alpha Sapphire (3DS, 2014, 83 punkty na Metacritic)

Wspominałem już coś o remake’ach? No cóż, zaraz przed Ruby i Sapphire znalazły się… Pokemon Omega Ruby i Alpha Sapphire. Niebywale fantastyczne odświeżenie 11-letnich gier, wykorzystujące zarówno atuty samego 3DS-a, jak i to, co seria Pokemon wypracowała przez ponad dekadę.

Przede wszystkim do czynienia mamy tu z trójwymiarową grafiką. W połączeniu z lokacjami, które gracze znają z pierwowzoru, tworzy to naprawdę świetne doświadczenie. Dostajemy też zupełnie nowe animacje stworków czy choćby Dexnava, czyli funkcję w Pokedeksie, która pozwala nam wyszczególnić stworki, jakie możemy złapać w konkretnym obszarze.

Odświeżone zostało również samo szukanie Pokemonów, co jakiś czas wymagające od nas skradania się w wysokiej trawie. Ta mechanika działa wraz z wspomnianym Dexnavem, który zdradza nam informację o stworku, im bardziej się do niego zbliżamy.

5. Pokemon Diamond i Pearl (plus Platinum) (DS, 2007, 85 punktów na Metacritic)

Pierwsza odsłona Pokemonów na DS-a i od razu bardzo udana, dwa lata po premierze wydana w uzupełnionej wersji o tytule Platinum (ach, to pazerne Nintendo, które każe kupować po 100 razy jedną i tę samą grę).

Do dyspozycji mamy region Sinnoh, z ponad setką nowych stworków i otoczeniem w częściowym… trójwymiarze, co było absolutną nowością dla serii (stworki i postaci pozostały w 2D). Pod względem rozgrywki było raczej tak, jak w dotychczasowych odsłonach, szczególnie tych na Game Boy Advance. Zmiany w mechanice wynikały głównie ze specyfiki DS-a, zwłaszcza podwójnego ekranu.

Poza tym to samo, co zwykle – szukanie i trenowanie Poków, zdobywanie odznak, przemieszczanie się między miasteczkami i wioskami. Warto jednak podkreślić, że w 2007 roku ta formuła nie była jeszcze na tyle wyeksploatowana, by którykolwiek z fanów ośmielił się skrytykować powtarzalność schematów w nowej odsłonie. Wtedy raczej wszyscy oczekiwali tego, co dobrze znają, w nieco odświeżonej i ładniejszej szacie graficznej.

4. Pokemon Sun/Moon (plus Ultra Sun i Moon) (3DS, 2016, 87 punktów na Metacritic)

Jeśli chodzi o mnie, ścisła topka wśród gier z Pokemonami. Bardzo odświeżająca, pod wieloma względami zadziwiająco innowacyjna, można powiedzieć nawet, że relaksująca. Nie jest to zresztą przypadek, bo kraina Alola, a raczej archipelag, który eksplorujemy, jest inspirowany Hawajami.

Tym razem nie mamy klasycznej ligi, do której prowadzą nas liczne odznaki. Decyzję o chwilowym odejściu od tego schematu motywuje kontekst fabularny, bowiem świat gry jest na swój sposób specyficzny i nikt nie powołał w nim do życia ligi Pokemon. W zamian walczymy z kahunami wysp, których jest czterech. Są to potężni trenerzy, skutecznie weryfikujący nasze postępy w grze. Oczywiście po drodze do nich zmierzymy się z wieloma innymi trenerami.

Co jednak mnie urzekło najbardziej, to fakt, że w regionie Alola znajdziemy Pokemony, które już znamy z poprzednich części, z tą jednak różnicą, że w zmienionej formie i typie. Na przykład klasyczny ognisty Vulpix tutaj jest obecny w wariancie lodowym, co uwidacznia się w kolorze jego sierści, ogólnej charakterystyce i umiejętnościach, jakimi dysponuje. Jak dla mnie – fantastyczny koncept, w kreatywny sposób budzący pewną nostalgię za pierwszymi odsłonami Pokemonów.

3. Pokemon Black i White (DS, 2011, 87 punktów na Metacritic)

Choć na pierwszy rzut oku wielkiego przełomu nie widać, Black i White na DS to tytuły, które usprawniły wiele detali, często bardzo irytujących. Na przykład walki stały się bardziej dynamiczne i szybsze, HM-y, po raz pierwszy, można było nie tylko uczyć nasze Pokemony, ale też bez problemu oduczać.

Pokemon Black i White to gry również dużo bardziej przemyślane niż poprzedniczki pod kątem rozmieszczenia kluczowych punktów na mapie, na przykład centrów Pokemon, w których możemy leczyć nasze stworki.

Fabuła jest zaplanowana na blisko 30 godzin, a po jej zakończeniu mamy do roboty tyle, że zejdzie… kolejne 30 godzin. Tak przynajmniej było u mnie. Ani przez moment nie czułem przy tym, że się męczę, gram na siłę albo po prostu żal mi porzucić tytułu po takim ogromie czasu, jaki w niego zainwestowałem.

Z nowości jeszcze warto wspomnieć na pewno o kamerze 360 stopni, która czyni przemieszczanie się po mapie ciekawszym niż kiedykolwiek wcześniej. A co się tyczy warstwy wizualnej, z całą pewnością można rzec, że były to naówczas najładniejsze Pokemony, jakie powstały, i to bynajmniej nie dlatego, że były najnowsze. Nigdy wcześniej bowiem lokacje nie były tak różnorodne i charakterystyczne. Cud, miód, malina i pod tym względem półka wyżej niż Sun i Moon, które przecież także wyszły na DS-a.

Sam świat? Ponad 150 nowych Poków, ekscytujące walki (także 3 vs. 3) i ogrom rzeczy do zrobienia. Same stworki raczej średnie, mało zapadające w pamięć, ale to tylko moje subiektywne odczucia, trochę potęgowane faktem, że grając w Black i White, byłem już trochę zmęczony tymi wszystkimi generacjami i sfrustrowany faktem, że mój mózg nie jest już w stanie zapamiętać wszystkich Pokemonów, bo nowe robione są na to samo kopyto, co stare.

2. Pokemon HeartGold i SoulSilver (DS, 2010, 87 punktów na Metacritic)

DS był bez wątpienia fantastycznym okresem dla serii o Pokemonach, a HeartGold i SoulSilver są tego kolejnym, trzecim już w zestawieniu potwierdzeniem. Przy okazji jest to jeszcze jeden remake na naszej liście, bowiem pierwowzorem jest tu Pokemon Gold i Silver, wydane jeszcze na Game Boy Color.

Co tu dużo mówić… gra jest fantastyczna, a możliwość przeniesienia się do mojego ukochanego Johto – bezcenna. Nie bez powodu ten remake jest tak wysoko w zestawieniu, bo idealnie gra na strunach sentymentu graczy, który mieli okazję grać w Pokemon Gold i Silver. Nintendo i GameFreak postarali się, abyśmy grali w grę dokładnie tak, jak ją zapamiętaliśmy sprzed wielu lat, także z oryginalnymi upierdliwościami, tyle tylko, że wszystko jest ładniejsze i intensywniejsze.

Wyśmienita gra. Remake idealny.

1. Pokemon X i Y (3DS, 2013, 88 punktów na Metacritic)

Jeśli wejść z franczyzą w nową generację konsol, to tak, jak zrobiło to Nintendo i GameFreak z Pokemon X i Y, które były pierwszymi poketytułami na 3DS-a. Bez wątpienia są to pierwsze „nowoczesne” Pokemony, zarówno pod względem wizualnym, jak i gameplayowym. Poza trzonem rozgrywki wszystko tu wydaje się inne od tego, do czego przyzwyczaiły nas odsłony na Game Boya, Game Boya Advance i DS-a.

Od czasu Pokemon X i Y żadna kolejna gra serii nie zrobiła na mnie takiego wrażenia „wow”, że oto doświadczam przełomu technologicznego w grach Pokemon. Nawet dzisiejsze odsłony ze Switcha mocno bazują na tym, co wypracowały X i Y, i prawdę mówiąc, nie bardzo umieją pójść o krok dalej, by przy okazji nie zrazić do siebie fanów.

Nie można nie wspomnieć, że były to pierwsze Pokemony z głównego nurtu w pełnym trójwymiarze. I to robiło robotę. Ba, nawet dzisiaj patrzy się na tę odsłonę z przyjemnością, co w kontekście gier z kieszonkowymi stworkami nie jest czymś oczywistym. Niestety, ładna, jak na 3DS-a, grafika, to wyzwanie dla samej konsoli, która momentami bardzo mocno tnie klatkaż. Ale w takiej grze można to wybaczyć i nie zaburza to jakoś szczególnie rozgrywki.

Pokemon X i Y były też pierwszymi tytułami serii, które tak mocno stawiały na aspekt multiplayerowy. Pomocny w tym był dolny ekran 3DS-a, który bardzo ułatwia interakcje z zalogowanymi znajomymi i nieznajomymi. Co ciekawe, już z tego poziomu możemy np. walczyć, a przede wszystkim wymieniać się stworkami, co stanowiło niemałą rewolucję, bowiem wymianki z innymi trenerami były dotąd średnio wygodnymi czynnościami.

Plusem, innowacją i ułatwieniem jest exp. share dla każdego pokemona w naszym sześcioslotowym boksie. Oznacza to, że punkty doświadczenia są przydzielane wszystkim Pokemonom, niezależnie od tego, który bierze udział w walce. Mało tego, stworki trenujemy również poprzez łapanie innych stworków, co oznacza koniec żmudnego grindowania, łażenia po trawie w nieskończoność i niekończących się pojedynków z dzikimi Pokemonami.

O czym jeszcze warto wspomnieć? Na pewno o megaewolucji, czyli czasowej ewolucji niektórych Pokemonów, które uzyskują nową, potężną formę na czas trwania walki. W zależności od typu Pokemona, może on dokonać megaewolucji, która zmienia jego umiejętności, statystyki, ale i typ. Świetna rzecz, bardzo urozmaicająca pojedynki, pozwalająca na tworzenie nowych wariantów strategicznych.