Google Stadia to „monumentalna klapa”? Jak wypada usługa streamingu gier niedługo po premierze

Długo oczekiwana i szeroko komentowana usługa streamingowa wpłynęła niedawno do portu. Google Stadia zakotwiczyła się na rynku gamingowym, gdzie zamierzała stać się kompasem wskazującym dalszy kierunek jego rozwoju. Przynajmniej tak twierdzi sam kapitan z Mountain View. I niewykluczone, że to właśnie z nurtem streamingu popłynie ta branża, ale czy rzeczywiście pod banderą Google? Trafiony zatopiony, a może pudło?

Google Stadia to niewypał?

Czarne chmury zawisły nad usługą streamingową Google Stadia. Pierwsze opinie dziennikarzy po premierze platformy mówią jasno i wyraźnie: na ten moment nie warto inwestować w abonament. Powodów jest kilka. Niektóre z nich przewidywał już nasz redakcyjny kolega Łukasz w tekście zapowiadającym google’owską chmurę do gier. Tam też dowiecie się, jakie gry dołączane są na start do Google Stadii.

Problematyczny jest przede wszystkim potrójny system płatności obejmujący sprzęt, usługę oraz jeszcze raz gry. Aby w tym momencie skorzystać ze Stadii, musimy uruchomić pakiet liczący 129 dolarów, w którego skład wchodzi przystawka Chromecast Ultra, dedykowany kontroler oraz 3-miesięczny dostęp do usługi Pro. Po wygaśnięciu „darmowego” okresu próbnego koszt za wariant pro wynosi 9 dolarów miesięcznie.

A jeżeli zamierzamy ogrywać tytuły w rozdzielczości 4K, jest nam on niezbędny. Oczywiście niezależnie od wybranego pakietu o najwyższej jakości obrazu możemy myśleć wyłącznie, jeśli serwery Google’a udźwigną ten ciężar. I tu kolejny zgrzyt – pojawiły się już głosy negujące potężną moc kryjącą się rzekomo na zapleczu giganta. Okazuje się, że w większości wypadków musimy zadowolić się niższym standardem jakości 1080 p.

Do tego dochodzi konieczność płacenia pełnej sumy za wybrane tytuły. To znaczy tyle, że nie we wszystkie oferowane przez Stadię gry zagramy w ramach abonamentu. Co więcej, na ten moment pośród 22 dostępnych tylko dwie z nich opłacone są przez subskrypcję. Niezbyt to zniewalający wynik.

Następnym problemem jest widoczny lag, czyli opóźnione wyświetlanie akcji na ekranie odpowiadającej wciskanym klawiszom. Najmocniej zauważalny i odczuwalny zwłaszcza w trakcie korzystania z usługi przy łączności wi-fi. Jest to spory paradoks usługi, która ma zapewnić możliwość mobilnego grania w cokolwiek chcesz, gdziekolwiek chcesz i na czymkolwiek chcesz. Ponadto, do uruchomienia usługi na telewizorze na razie nie możemy obyć się bez Chromecasta Ultra.

Czy Google przyczyni się do rozwoju strumieniowego grania?

Gdyby krytyczne opinie to było za mało, popularny w kręgu gamingowym dziennikarz Jason Schreier ujawnia, że Google Stadia to finansowa „monumentalna klapa”. I to zarówno Edycja Fundatora, jak i wersja Pro nie poderwały ponoć konsumentów do ich portfeli. Nie znamy dokładnych wyników, natomiast redakcja PPE podaje liczbę zaledwie 175 tysięcy pobrań dla aplikacji Stadii. Notabene,  niezbędnej do uruchomienia platformy.

Jest jednak małe światełko w tunelu. Wszyscy recenzenci zgodnie twierdzą i chwalą fakt, że bądź co bądź usługa działa i to całkiem nieźle. Nie zmienia to faktu, że raczej nie wieszczę Google’owi rewolucji na rynku gamingowym. Utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że przyszłość gier będzie zmierzać w stronę streamingu. Ale jeszcze nie dziś, nie teraz, nie z Google.

Źródło: PPE, The Verge, Twitter, 9to5Goole