Pac Man to wciągająca zręcznościówka
Mechanika gry była (i pozostaje) genialna w swej prostocie. Otóż żółty Pac Man przemierzał sobie labirynt widzianym przez gracza z góry, unikając wspomnianych wyżej duchów. Co ciekawe, każdy z nich miał swój kolor i własne, niepowtarzalne imię. Różowy – Pinky, błękitny – Inky, czerwony – Blinky i pomarańczowy – Clyde. Oto czarne charaktery gry, choć ich ubarwienie sugeruje coś zupełnie odwrotnego.
Korytarze labiryntu wypełniały kuleczki, które należało zjeść co do jednej, aby przejść do kolejnego poziomu. Poza tym na planszy pojawiały się okazjonalnie dodatkowe bonusy w postaci owoców. Ich spożycie zwiększało liczbę zdobywanych punktów.
Największym smaczkiem były 4 duże kulki. Po ich spożyciu zyskiwaliśmy czasowo możliwość zneutralizowania duszka, poprzez jego zjedzenie – tak, role się odwracały. Z ducha zostawały jedynie oczy, które wędrowały do domku, gdzie się regenerowały i po chwili wracały do obiegu.
Poza klasycznymi drogami istniało także przejście poziome z prawej i lewej strony planszy. Gdy wprowadziliśmy do nich Pac Mana, nasz żółty bohater pojawiał się natychmiast po przeciwnej stronie mapy. Tu ciekawostka – duchy też to potrafiły, ale potrzebowały na manewr 2x więcej czasu. Kto to odkrył, potrafił umknąć pościgowi i ocalić bezcenne życie (oraz żetony).
Dzięksssss ale teraz PAC-MAN ma już 40 lat bo jest rok 2020 XD