He-Man powrócił! Na platformę Netflix wjechało w piątek pięć epizodów animowanej serii, za którą stoi Kevin Smith. Wszystko fajnie, tylko czy aby na pewno jest to powrót He-Mana? Serial poszedł bowiem dość oryginalną ścieżką (a może właściwie zupełnie nieoryginalną – zależy, jak się spojrzy i kogo spyta), zapewniając sobie tym samym „he-jt” fanów najpotężniejszego człowieka we wszechświecie. Czy „Władcy wszechświata: Objawienie” to faktycznie raczej „Teela Show” i czy mimo wszystko warto rzucić na niego okiem?
Elementy kultury woke:
-Kobiece postacie
-Osoby LGBT istnieją
Wszystko poza dyskryminującym wszystkich poza białymi, heteroseksualnymi mężczyznami modelem europatriarchalnym to nagle jakiś woke? Co za dziaderski beton to pisał xD
Cześć Jake,
Zwróciłem uwagę, bo takie elementy, jak zastępowanie ikonicznej postaci męskiej (często zresztą pokazywanej jako idealny przykład „male power fantasy”) silną kobiecą, czy przesunięcie historii na postaci kobiece przy marginalizacji bohaterów męskich (którym wytyka się niedoskonałość, wybujałe ego), są tu obecne i trudno przejść obok nich obojętnie. Podano je jednak w strawnej według mnie formie i postarano się, by nie zaszkodziły one narracji (bo tak, jest to możliwe, że zamiast silnej bohaterki wychodzi bohaterka totalnie antypatyczna – zresztą niektórzy tak Teelę odbierają). Rozumiem, że serial może się nie podobać starszym fanom, tym bardziej, że materiały promocyjne były mylące, sam natomiast jestem nim pozytywnie zaskoczony i czekam, jak to się dalej potoczy.