Grze ostatecznie zwyczajnie brakuje charakteru. Właściwie żadna z map nie jest na tyle interesująca, aby ją zapamiętać. Znaczne przeniesienie balansu rozgrywki na walkę piechoty i zmianę stylu rozgrywki na bardziej arcade’owy przy jednoczesnej konieczności przemierzania dużej przestrzeni na ogromnych mapach całkowicie wyeliminowało szansę na jakąkolwiek wyważoną rozgrywkę. Ten dysonans w rozgrywce często sprowadza się do jednego schematu: odradzam się, biegnę przez dwie albo trzy minuty, żeby dotrzeć do pola walki, ginę od strzału snajpera albo przez skaczącego medyka z Type 2A (chyba najbardziej niezbalansowana broń w grze).
Zmieniam klasę na snajpera, chwilę postrzelam, szybko się nudzę i znów wybieram szturmowca albo medyka. Udaje mi się odrodzić przy członku mojej drużyny, od razu po odrodzeniu jednak znów ginę przez campera z MG42. Ponownie cała moja drużyna nie żyje, respawnuje się więc na pozycji startowej, skąd ponownie muszę biec dwie minuty i cała sytuacja się zapętla.
Na mniejszych mapach sytuacja jest jeszcze gorsza. Pojawiają się punkty, tak zwane „Clusterfuck’i” gdzie od początku do końca meczu linia frontu nie przesuwa się nawet o metr, a gracze wzajemnie zarzucają się granatami, minami, C4, ostrzałem z broni stacjonarnej, zwykłej i całego innego wojskowego żelastwa. Długość życia od momentu odrodzenia na takich mapach trwa zazwyczaj maksymalnie 10 sekund.
Nie pomaga także absolutnie rozjechany balans broni, który niedawno DICE próbowało naprawić… jeszcze bardziej go psując. Sytuacje, w których ktoś przeżywa władowany w niego cały magazynek z karabinu, aby po chwili wyskoczyć w powietrze i zabić mnie w ułamku sekundy z jakiegoś pistoletu maszynowego nie są rzadkością. Ogólnie balans pistoletów maszynowych medyka jest tematem na oddzielny artykuł.