Marka Silver Monkey X rozwija się prężnie – producent oferuje coraz więcej produktów o niezłej jakości w niezłej cenie. Jak wypadła w testach myszka gamingowa SMX Rascal RGB w wersji bez „ogonka”? Czy jest to „gryzoń”, który może śmiało powalczyć o miano najlepszego w kategorii bezprzewodowych myszek do 200 zł? Przeczytaj recenzję Silver Monkey X Rascal RGB.
Myszka Silver Monkey X Rascal RGB zapakowana jest w solidnym pudełku, którego przód wita użytkownika nieco błyszczącą grafiką przedstawiającą bohatera testu. Z tyłu opakowania znajdziesz skróconą specyfikację w trzech językach. Generalnie nie odbiega ono znacząco od tych, w których pakowane są topowe myszki pokroju Logitech G Pro Wireless.
Urządzenie znajduje się w nim na plastikowym piedestale. W środku znajdziesz również w ochronnej siateczce drobną instrukcję obsługi w kilku językach (w tym, rzecz jasna, polskim), niewielki odbiornik USB do bezprzewodowej łączności (2,4 GHz) oraz kabel USB (zakończony wtykami USB-C i USB-A) do ładowania i użytkowania myszki w trybie przewodowym.
Co Silver Monkey X Rascal RGB oferuje „na papierze” i jak jego specyfikacja przekłada się na wrażenia z użytkowania? „Gryzoń” ten szybko daje się polubić, choć nie w każdym aspekcie. Po szczegóły zapraszam do recenzji.
Silver Monkey X Rascal to mało oryginalna pod względem designu myszka – przypomina od razu takie konstrukcje, jak Dream Machines DM6 Holey Duo, KRUX Galacta Pro czy HyperX Pulsefire Haste. Jest ona praktycznie cała czarna (matowa), a jeśli masz obawy co do utrzymania „gryzonia” w czystości, to nadmiar kurzu w jego wnętrzu możesz bez problemu wydmuchać sprężonym powietrzem.
Konstrukcja jest symetryczna o dość wyraźnie uwypuklonym grzbiecie, co jest wyczuwalne już po pierwszym położeniu dłoni na myszce. Szczerze mówiąc, podniesienie środkowej części przypadło mi bardzo do gustu, dzięki czemu „gryzoń” nie jest przesadnie płaski. Dla niektórych ten kształt może być wręcz pożądany. SMX Rascal RGB przypasował mi nim nawet bardziej niż moja prywatna myszka Logitech G Pro Wireless, która jest dla mnie ciut zbyt niska.
Nie dziwi mnie, że producent Silver Monkey X Rascal RGB stworzył właśnie takiego „gryzonia”, bo cieszą się one dużą popularnością wśród graczy. Mam jednak jeszcze uwagę: mimo symetrycznej budowy profil jest dostosowany tylko do praworęcznych. Boczne przyciski znajdziesz wyłącznie po lewej stronie. W przeciwieństwie do nieco droższego KRUX-a Galacty Pro nie ma wymiennych bocznych paneli. Owszem, leworęczni mogą z niej korzystać, ale przyciski będą nieużywalne, albo przynajmniej – niewygodne w używaniu.
Wymiarowo (12,5 x 6,4 x 3,7 cm) jest prawie identyczna, co wymieniony wyżej model Logitecha. Jest to idealny rozmiar dla graczy, którzy szukają prostej, stosunkowo niewielkiej gabarytowo myszki do grania w dynamiczne gry. Tego typu konstrukcje zazwyczaj wybierane są do szybkich strzelanek, takich jak CS:GO, Fornite czy Valorant.
Inną, jakże istotną kwestią w tego rodzaju myszkach jest ich waga. Tutaj raczej mam mocno mieszane odczucia. Mimo że mamy do czynienia z budową typu honeycomb (plaster miodu), którą często stosuje się także po to, by zmniejszyć wagę urządzenia, mogłaby być lżejsza (90 g to wcale nie tak mało, a jest to wynik użytych materiałów i akumulatora).
Jest to też kwestia przyzwyczajenia. Od kilku lat korzystam z bardzo lekkich myszek i po przejściu na Rascala zdecydowanie dało się odczuć jej ciężar. O ile podczas pracy czy grania w bardziej statyczne gry nie przeszkadzało mi to specjalnie, o tyle podczas starć w CS:GO zdecydowanie odczułem te dodatkowe gramy.
Plastik, jaki wykorzystano w budowie tej myszki, wydaje się porządnej jakości, jak na tę półkę cenową, i jest gładki w dotyku. Warstwa obudowy jest dość gruba, co niestety miało swoje przełożenie na omawianą wcześniej wagę urządzenia. Co również ważne, nie zostawia zbytnio odcisków palców, a chwyt jest stabilny przy intensywnej rozgrywce i nieco wilgotnej dłoni.
Poza tym nie mam powodów do narzekań na konstrukcję. Wszystko jest idealnie spasowane, nic też nie skrzypi. Przerwa między głównymi przyciskami jest odpowiednia, dzięki czemu nie ma ryzyka, że będą się one ocierać w trakcie dynamicznej rozgrywki.
Sama konstrukcja, jak wspomniałem, to rozwiązanie pełne dziur niczym ser szwajcarski, co dotyczy zarówno góry, jak i spodu. Daje to efekt lepszej wentylacji dłoni. Przyznam, że nie jestem fanem tego typu myszek. Tutaj dodatkowo nachodzą one w moim odczuciu zbyt mocno na główne przyciski.
Wiem, że nie brakuje takich konstrukcji na rynku, ale mimo wszystko widziałbym je tylko w części „brzusznej”. Pełne zakrycie wnętrza zwiększyłoby jeszcze bardziej wagę, co już dawałoby się mocno we znaki przy tego typu konstrukcji. Cieszę się za to, że producent zrezygnował z otworów w bocznych częściach myszki, bo to byłoby już, jak na mój gust, o dużo za dużo.
Perforowana obudowa sprawia, że widzisz wnętrze, co niekoniecznie musi przypaść do gustu. Ten model trochę uatrakcyjnia nieco podświetlenie. Osobiście jednak jego używanie w myszkach – w przeciwieństwie do klawiatur – uważam za kompletnie zbyteczne i dodatkowo wyczerpujące szybciej akumulator.
W SMX Rascal RGB masz dwa tryby: tylko wewnętrzne podświetlenie oraz pełne podświetlenie z dodatkowym paskiem przy podstawie myszki, który daje fajne odbicie na podkładce. Ten drugi zmienia kolor automatycznie, ale – co ważne – tylko paska i generowanego przez niego przyjemnego dla oka efektu. Natomiast pierwszy wpływa na mniej imponujący kolor wnętrza i scrolla, a jest zależny od ustawienia DPI (rozdzielczości), które przełączasz przyciskiem pod rolką.
Ubolewam trochę nad tym, że w żadnym trybie, niestety, nie da się wyłączyć całkowicie podświetlenia, co wydłużyłoby czas pracy. Możesz jedynie ograniczyć je do wewnętrznego. Tryb efektownego RGB aktywujesz lub zmieniasz, wciskając jednocześnie scroll i drugi z bocznych przycisków. W innym przypadku możesz liczyć co najwyżej na jednokolorowe podświetlenie (zmienne w przypadku paska lub stałe w przypadku wnętrza).
Pod spodem oprócz masy otworów znajdziesz naturalnie teflonowe ślizgacze (cztery) o dość przeciętnej jakości. Do odczuć płynących z użytkowania jeszcze wrócę.
Z przodu znajdziesz złącze USB-C , do którego wpinasz średniej jakości oraz niezbyt gruby i sztywny gumowy kabel – ot, najprostszy, jaki tylko może być. Ma on 1,5 metra, więc nie jest też za długi. Na szczęście nie odgrywa on dużej roli przy bezprzewodowej myszce, bo używasz go głównie do i podczas ładowania. Inaczej zobaczyłbyś w tym miejscu całą litanię narzekań, a tak w tym modelu jestem jeszcze w stanie przełknąć nie najlepszą jakość kabla.
Recenzowany model „gryzonia” ma sześć przycisków. Żaden urodzaj, ale źle nie jest. Oprócz dwóch głównych znajdziesz tutaj również dwa boczne, które działają bardzo płynnie, mają idealny kształt i wymagają lekkiej siły nacisku, oraz po jednym w scrollu i pod nim (do kontrolowania poziomu DPI). Na spodzie z kolei znajdziesz przełącznik włączania/wyłączania (trzystopniowy). Nim ustawiasz też tryb podświetlenia (są dwa). Nie wyłącza on jednak całkowicie podświetlenia (wewnętrzne pozostaje aktywne).
Przycisk do regulacji DPI jest zamieszczony w najbardziej typowym dla niego miejscu (rzadziej montuje się go pod spodem albo z boku). Zakres obowiązuje od 800 do 10000 DPI, czyli maksymalnej wartości, z jaką jest w stanie pracować czujnik Pixart 3325 (powyżej 5000 DPI to rezultat interpolacji, więc spodziewaj się znacznie gorszej precyzji). Ten nie jest najgorszym wyborem, zwłaszcza w tej klasie cenowej, choć trzeba mieć na uwadze, że nie jest on najlepszy dla graczy, którzy stawiają na granie z niższą czułością.
Sensor cechuje się niższą maksymalną szybkością (2,54 m/s) i wyższym parametrem LOD (określa wysokość, na której myszka nie reaguje na ruch; im niższa, tym lepiej). W przypadku recenzowanego modelu ta druga wartość wyniosła ponad 2,4 mm. Są to czynniki istotne dla tych graczy, którzy błyskawicznie ruszają myszką i podnoszą ją podczas gry (częsta praktyka w takich grach jak CS:GO przy niskich wartościach DPI i czułości).
Gracze, w tym profesjonaliści, do wymienionej przed chwilą gry (i jej podobnym), często korzystają z niższych rozdzielczości – np. 400 DPI, a tutaj nawet nie ma możliwości ustawienia takowej. Przeskok między 2 a 3 stopniem też jest według mnie zbyt duży – brakuje mi DPI na poziomie 1600, które jest według mnie jeszcze akceptowalną wartością. Osobiście nie używam w myszkach ustawień powyżej 2000 DPI. Biorąc jednak pod uwagę sensor, ta decyzja ma więcej sensu, niż pierwotnie się wydaje.
Myszka Silver Monkey X Rascal RGB korzysta z przełączników Huano Blue Shell White Dot, które cechują się wytrzymałością do 20 milionów kliknięć. W tej klasie cenowej jest to standardowa żywotność. Same przełączniki są twardsze i sztywniejsze od chociażby Omronów i wymagają sporej siły nacisku (około 75 g). Chociaż należą one do tańszych przełączników, wrażenia z ich użytkowania są jak najbardziej pozytywne.
A jak sprawdza się scroll? Ten od strony wizualnej wyróżnia się jaśniejszymi akcentami po bokach i jest bardzo solidny. Klik jest wyczuwalny i słyszalny, ale nieprzesadnie – nie ma żadnego efektu grzechotania i skrzypienia, a przycisk chodzi (może trochę nazbyt) miękko. Najważniejsza część jest pokryta gumą, która została odpowiednio wyprofilowana. Generalnie jestem zadowolony z jego działania. Również od strony dźwiękowej – klik wszystkich przycisków jest przyjemny dla ucha.
Myszka nie należy do cichych przedstawicieli tego gatunku, co dotyczy każdego, lubiącego „chrupać” przycisku z wyjątkiem bocznych. Choć z drugiej strony – nie zaliczyłbym jej do przesadnie głośnej.
Silver Monkey X Rascal RGB korzysta z wbudowanego akumulatora o pojemności 600 mAh. W tańszych myszkach bezprzewodowych producenci często sięgają po baterie, które niekorzystnie wpływają na wagę i za którymi nie przepadam. Uważam więc podjętą decyzję za dobrą.
Przetestowana myszka wytrzymuje bez ładowania około 20-25 godz. przy przeciętnym użytkowaniu i maksymalnym podświetleniu (więcej pracy, mniej grania). To, nawet jak na stricte gamingowego „gryzonia”, nie jest szczególnie wysokim wynikiem, zwłaszcza przy tej pojemności. Miej na uwadze, że wpływ na długość działania ma także sposób korzystania z myszki. Wytrzyma ona krócej podczas wymagającego gamingu niż leniwego surfowania po internetowych zasobach i zależny jest też od trybu podświetlenia, którego na nieszczęście nie da się całkiem wyłączyć.
Proces ładowania trwa około 3 godziny, a o jego pełnym naładowaniu informuje podświetlenie wewnętrzne (zmienia kolor z czerwonego na zielony, gdy akumulator jest w pełni naładowany). O bardziej szczegółowej ocenie stopnia naładowania możesz jednak pomarzyć. Nie wspomoże Cię bowiem żadne oprogramowanie. Dla niektórych jego brak nie jest wadą, ale jeśli jesteś przyzwyczajony do korzystania z dedykowanych aplikacji do akcesoriów komputerowych, możesz poczuć się nieco rozczarowanym.
Pod względem designu i możliwości to myszka przeznaczona dla graczy, którzy chcą pocisnąć w takie gry, jak CS:GO, Rainbow Six: Siege, Apex Legends czy Valorant. Osobiście sprawdziłem ją w pierwszych dwóch tytułach i poza próbą przyzwyczajenia się do wagi nie miałem powodów do narzekań. Precyzja stoi na przyzwoitym poziomie.
Nie odnotowałem jakichś większych opóźnień przy strzelaniu, a do nieco ciężej działających przycisków głównych czy odrobinę za nisko ustawionej rolki (w trakcie gry zdarza mi się nie wciskać jej w środkowej części) można się przyzwyczaić. Te pierwsze mogłyby być co prawda nieco mniej oporne, co wpływa na szybkość reakcji, ale w tej kategorii cenowej nie śmiem przesadnie wybrzydzać.
Mam jednak jedno większe zastrzeżenie – na odczucia wpływają dość szybko rysujące się i najbardziej podstawowe ślizgacze. Sprawiają one, że na podkładce Corsair MM300 Gaming Extended myszka była przyciężkawa i wcale nie było to wynikiem jej wagi. Ot, brakuje lepszego (po)ślizgu. Niestety, nie miałem możliwości przetestowania myszki na innej podkładce, ale spodziewam się, że niewiele by ona zmieniła.
Mimo tej wady w swojej kategorii SMX Rascal RGB spisuje się nieźle. Wypadła w każdej przetestowanej grze (a testy objęły także Wiedźmina 3 i Cyberpunka 2077) sprawnie. W każdym razie podczas wymagających zmagań w Counter Strike’u obyło się bez rzucania mięsem na lewo i prawo.
Silver Monkey X Rascal RGB Wireless został wyceniony przez producenta na 179,99 zł. To, jak za bezprzewodową myszkę, wcale nie jest dużo. Mimo niedoskonałości nie tylko nie odstrasza jakością, ale też daje się polubić, pod niektórymi względami nawet bardziej niż myślałem przed przystąpieniem do testów. A przyznam, że miałem obawy ze względu na chociażby perforowaną obudowę, której fanem nie jestem.
W swojej cenie myszka SMX Rascal RGB gwarantuje sensowną jakość wykonania, niezgorszy design i idealny kształt (przynajmniej pod moją dłoń), które przekładają się na pozytywne wrażenia i komfort podczas grania. Do pełni szczęścia brakuje mi lepszych ślizgaczy, większych możliwości konfiguracji (podświetlenia i DPI), a także nieco niższej wagi i dłuższego czasu działania na akumulatorze. Czujnik nie będzie dobry dla każdego typu gracza, ale większość powinna być zadowolona z efektów.
Nawet obudowa a’la plaster miodu przekonała mnie do siebie, choć mogłaby ona nie pokrywać tak dużej przestrzeni. W tej cenie nie można jednak mieć wszystkiego. Nadal uważam, że Silver Monkey X Rascal RGB to nie najgorsza propozycja, którą warto rozważyć do 200 zł. Jest daleka od ideału, a producent ma z czego wyciągać wnioski. Pozostaje mieć nadzieję, że w ewentualnej następczyni tej myszki uda się poprawić przynajmniej część niedociągnięć recenzowanego modelu.
W sklepie znajdziesz również wariant przewodowy SMX Rascal RGB (tańszy o 80 zł), ale osobiście w 2022 roku nie wyobrażam sobie już do gier myszki z kablem. Ten przeszkadza nie tylko podczas intensywnej rozgrywki, ale nawet w zwykłej pracy. Opóźnienia już są tak niewielkie, że w wielu modelach nie odczujesz różnicy między kablem a jego brakiem, nawet w grach, w których liczy się każda milisekunda.