Sporo ostatnio dzieje się na rynku słuchawek bezprzewodowych. Coraz tłoczniej robi się zwłaszcza na budżetowej półce TWS-ów, na której to coraz mniej miejsca pozostaje na nowości. Producenci więc zaczynają rozpychać się łokciami. Dla nas, konsumentów, przepych na tym rynku to nie tylko większy wybór, ale też niestety zagubienie wśród opcji i możliwości. Czym więc odznaczają się słuchawki Silver Monkey Krubera? Sprawdźmy to w poniższej recenzji słuchawek!
Z reguły unboxing słuchawek nie należy do najciekawszych etapów recenzji zwłaszcza, kiedy mowa o budżetowych słuchawkach do 200 zł. Czego się tutaj spodziewać? Kartonowego pudełka i jakiegoś etui. Normalna sprawa. Otóż tutaj Silver Monkey bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło i moja przygoda z tymi słuchawkami zaczęła się z uśmiechem na ustach.
Pudełko rzeczywiście jest niewielkich rozmiarów kartonikiem. Skip.
W środku pudełka jest ciekawiej. Etui słuchawek umieszczone jest w eleganckiej, miękkiej wytłoczce. W środku znajdziemy jeszcze zestaw gumowych nakładek i kabel ładujący do etui. To miłe, że za taką cenę mamy pełen zestaw.
W pudełku znajdziemy:
Na sporą uwagę zasługuje etui, ponieważ to otwierane jest wertykalnie, a nie horyzontalnie. To oznacza, że klapka nie porusza się góra – dół, ale kręci się dookoła swojej osi. Jeżeli więc chcemy słuchawki wyjąć lub schować, musimy klapkę odsunąć, a nie unieść. To naprawdę było dla mnie zaskoczenie i uważam to za świetne rozwiązanie. Ma to dwie spore zalety.
Po pierwsze dzięki temu etui zajmuje mniej miejsca. Klapka jest spłaszczona, a zawias nie potrzebuje więcej miejsca do poruszania się. Po drugie to bardzo oryginalne podejście do tematu. Nigdy nie widziałem takiego etui i za każdym razem kiedy odsuwałem klapkę w bok, a nie unosiłem do góry, w towarzystwie pojawiał się efekt wow. Teoretycznie każdy model słuchawek mógłby mieć takie etui, ale z jakiegoś powodu producenci tego nie stosują. Silver Monkey zastosowało i wyszło to na dobre. Jest wygodnie, jest oryginalnie. +1 dla Krubery.
Od zestawu za 169 zł (na dzień pisania recenzji) nie spodziewałbym się wiele. A tu proszę, już etui robi wrażenie. Kolejnym plusem urządzenia jest jego funkcjonalność. Po odsunięciu klapki widać stan naładowania baterii urządzenia. To informuje nas o tym za pomocą trzech diod. Skala jest więc dosyć ciasna, ale po prostu przy jednej diodzie warto etui podłączyć do ładowarki. Takim sposobem nie zaskoczy nas rozładowana bateria.
Przy okazji warto dodać, że słuchawki leżą w etui jak przyklejone. Próbowałem wytrzepać słuchawki podczas gdy to było otwarte i udało mi się dopiero wtedy, kiedy zacząłem zamaszyście potrząsać urządzeniem. Nie robiąc tego intencjonalnie nie da się zgubić słuchawek. To bardzo miłe zaskoczenia przy tej cenie.
Opakowanie na słuchawki jest minimalistyczne. Na klapce widnieje logo producenta, a na spodzie umieszczone są niezbędne informacje techniczne. Etui jest czarne, matowe. Plastik nie łapie łatwo zabrudzeń, więc i nie zbierają się na nim odciski palców.
Słuchawki są czarne, o matowej fakturze. To eleganckie rozwiązanie, które zgadza się z całą marką. Testowane już przeze mnie klawiatury tego producenta również odznaczały się elegancją i minimalizmem. Przyznam, że podoba mi się taki kierunek. Nie jest krzykliwy, nie jest dla każdego i nic nie udaje. Ktoś szuka szałowych kolorów i przyciągających uwagę wzorów? Nie tutaj. Mat, elegancja, minimalizm? Obecne.
Od wewnątrz każda słuchawka ma odpowiednie oznaczenie L lub R (lewa i prawa strona), a po zewnętrznej stronie znajdują się siatki typu plastry miodu. Pod siatką znajduje się również niewielka dioda, która daje nam znać, czy słuchawki ładują się w etui.
Konstrukcja słuchawek jest całkiem popularna – owalna kopułka skierowana w lewo lub prawo i niedługa antenka, na końcu której znajduje się mikrofon. Nie bez kozery ten typ słuchawek jest bardzo popularny. Taki kształt jest na ogół po prostu wygodny, a elektronika mniejsza nie musi być skompresowana do minimalnych rozmiarów, bo wszystko ma swoje miejsce w dolnej, lub górnej części słuchawki.
Same słuchawki są wygodne. Ich konstrukcja nie sprawia dyskomfortu, a ich profil pozwala dogodnie umieścić słuchawkę w uchu. Gorzej mają się nakładki, które są stosunkowo twarde i pierwszy tydzień ich noszenia to walka o dopasowanie się ich kształtu do użytkownika. Jako twardy zawodnik nie dałem się pokonać i w końcu nakładki dały za wygraną. Po tygodniu zaczęły się poddawać i mięknąć, co diametralnie zwiększyło komfort noszenia. Koniec końców słuchawki siedzą miękko i chociaż trudno o nich zapomnieć, to można je uznać za wygodne.
Dla tych, którzy nie chcą się męczyć i zmagać z nakładkami dostarczonymi przez producenta, zalecam po prostu dobranie swoich ulubionych. Kupowanie nowych może się trochę mijać z celem, bo prawdopodobnie też trzeba będzie z nimi walczyć. Jeżeli więc macie już swoje miękkie nakładki, to nie wyrzucajcie ich, tylko śmiało nałóżcie na nowe Krubery.
Słuchawki tego typu mają to do siebie, że co jakiś czas trzeba je poprawić. Nie spotkałem jeszcze modelu, który raz założony siedziałby cały czas tak samo, więc tutaj zaskoczenia nie ma. Co jakiś czas trzeba je na nowo umieścić w uchu. Tutaj dochodzimy do bardzo ważnego momentu z pogranicza wygody noszenia, a funkcjonalności. Mianowicie słuchawki nie mają fizycznych przycisków, ale dotykowy panel sterujący. W tej półce cenowej to naprawdę rzadki przypadek, a jak dodać jeszcze, że ten panel działa całkiem dobrze (przynajmniej w podstawowym zakresie), to robi się naprawdę gorąco.
Gorąco też się robi, jak podczas poprawiania słuchawki po raz kolejny przypadkiem wyłączę ANC albo ściszę dźwięk. To wtedy rzeczywiście zalewa mnie gorąco. Żeby poprawić słuchawkę nie ingerując w żadną funkcję trzeba się trochę natrudzić i znaleźć taki chwyt, żeby o panel nie zahaczyć. Da się to zrobić i najprościej jest chwycić słuchawkę od góry i dołu. Wtedy, najprawdopodobniej, słuchawki nie wyczują komendy.
Krubera posiadają kilka fajnych możliwości, a przede wszystkim:
Sterowanie słuchawkami Silver Monkey Krubera wcale nie jest takie proste. To znaczy proste jest, ale panel sterujący jest raczej toporny, a do tego ma szereg funkcji, które umieszczone są na niewielkiej powierzchni kopułki. Prowadzi to najczęściej do pomyłki słuchawek w odbiorze gestu. Najlepiej słuchawkom wychodzi ściszanie i podgłaśnianie oraz zatrzymywanie i wznawianie piosenek. Reszta raczej nie działa. W teorii panel sterujący ma następujące funkcje:
Praktycznie jednak panel sterujący nie radzi sobie za dobrze z poleceniami powyżej dwóch dotknięć. Nie ma żadnego problemu z tym, żeby wyregulować głośność, zatrzymać i wznowić muzykę, czy włączyć/wyłączyć ANC. Ale karkołomnym zadaniem jest włączenie asystenta za pomocą czterech kliknięć z rzędu. Łatwiej jest wyjąć telefon i powiedzieć ok, google. Trudno jest też przewinąć muzykę. Z reguły słuchawka odczyta to polecenie jak kilkukrotną regulację głośności.
Panel sterujący więc nie działa najlepiej i w praktyce nie da się korzystać wygodnie z jego wszystkich możliwości. Podstawowe jednak działają dobrze, więc ograniczając się do minimum można zapomnieć o wywoływaniu asystenta. Jednak lepiej jest móc regulować głośność niż przywoływać wirtualnego pomocnika, prawda?
Aktywna redukcja szumów (Active Noice Cancelling) działa średnio. To znaczy, jest zauważalna różnica pomiędzy włączonym i wyłączonym trybem, ale chciałoby się, żeby to ANC było mocniejsze. Niestety nie jest i część hałasów przebija się z zewnątrz. Kawiarniany czy biurowy gwar będą wyraźnie słyszalne.
Dobra informacja jest taka, że słabo działające ANC nie wpływa na odtwarzaną muzykę. Dźwięk nie staje się sztuczny ani stłoczony, tak jak to z reguły bywa w słuchawkach z ANC. Jeżeli więc niskie ANC Wam nie przeszkadza, a cenicie niezmienne brzmienie w tym trybie, to będziecie zadowoleni.
Environmental Noise Cancellation to przydatna technologia, która podczas rozmów telefonicznych prowadzonych przez słuchawki eliminuje dźwięki otoczenia, dzięki czemu nasz głos staje się wyraźniejszy i czytelniejszy.
ENC działa tutaj jak ANC. Nie narusza naszego głosu, nie blokuje go ani nie deformuje, ale też za mocno tego tła nie wycina. Rozmowy telefoniczne prowadzone przez te słuchawki są w porządku. Obie strony się słyszą i nikt nie musi krzyczeć, żeby zostać usłyszanym. Zdecydowanie na plus. Głos w słuchawce jest wyraźny.
Jak na budżetowy model słuchawek do 200 zł, baterię można tylko chwalić. Z włączonym ANC słuchawki grają ponad 5 godzin i to naprawdę zadowalający wynik. Słuchawki nie dają znać o stanie baterii, a kiedy się rozładują, to po prostu się rozłączą. To nie jest wielki minus, po prostu nie mają tej funkcji. Dlatego po tych pięciu godzinach warto rzucić okiem na telefon ile baterii nam zostało.
Dzięki ładującemu etui możemy przedłużyć życie słuchawek do 25 godzin, co jest pokaźnym wynikiem, nie tylko w tej półce cenowej. Poziom naładowania etui możemy sprawdzić odchylając klapkę – urządzenie komunikuje o stanie baterii za pomocą trzech diod. Nie ma się więc do czego przyczepić, Silver Monkey zrobiło tutaj naprawdę dobrą robotę.
Jak na tę półkę cenową Krugera od Silver Monkey gra dobrze. Nie ma co się czarować, to jest półka budżetowa i trudno wymagać od takich słuchawek przesadnie dużo. Są to słuchawki o ładnym designie, praktyczne i grające przyzwoicie.
Ogółem dźwięk jest trochę przybity, dosyć dudniący. Czasem brakuje mu energii. Co ciekawe, brzmienie nie jest męczące. Przesłuchanie tych słuchawek aż do wyczerpania się baterii nie stanowi żadnego problemu. Zapewne związane jest to z dosyć zachowawczym i ostrożnym graniem tego modelu. Nie ma tutaj dźwiękowych eksperymentów, czy kanciastej i piszczącej góry, na co choruje spora część budżetowych słuchawek. Za sprawą tego, że słuchawki ograniczają się do tego, co robią nieźle, całość nie męczy i daje się słuchać przez długi czas. Dlatego jeżeli jedziecie w dalszą podróż, np. pociągiem, to te słuchawki sprawdzą się jak ulał. Nie zmęczą Was i będą z Wami przynajmniej pięć godzin non stop.
Słuchawki najlepiej radzą sobie z niską średnicą i środkiem w ogóle. To tam słychać najwięcej odwagi i szczegółowości. Na uwagę zasługuje też przyjemnie szeroka scena i zachowany balans stereo. Słuchawki grają równomiernie i zachowują dystans między instrumentami. Dźwięk nie jest zbity ani wąski. Czasem w brzmieniu brakuje głębi i wielowymiarowości, ale wiąże się to właśnie z tym, że Krubera kładzie nacisk na to, co robi dobrze – na niską średnicę. W efekcie może i jest mniej dynamicznie, ale jest solidnie.
Słuchawki są w pełni uniwersalne. Radzą sobie w rapie, elektronice, metalu. Jeżeli na Waszej ulubionej składance jest każdego gatunku po trochu, to Krubera Was nie zawiedzie. Najlepiej wypada tutaj rap, bo tam jest najwięcej niskiej średnicy, więc utwory w tym gatunku są najbardziej szczegółowe.
Budżetowe, ładne, funkcjonalne, o przyzwoitym brzmieniu. Czego chcieć więcej? To bardzo uniwersalny model, który zadowoli wiele osób poszukujących słuchawek na co dzień – do biura, podróży, czy na spacery.
Oczywiście, że można się czepiać panelu sterującego, który nie odczytuje poprawnie dłuższych komend (głównie tych powyżej dwóch dotknięć); twardszych nakładek, czy dosyć ciemnego brzmienia. Ale to są już wszystkie niedoskonałości tych słuchawek.
Słuchawki oferują zaskakująco długi czas pracy na baterii, bo z włączonym ANC to ponad 5 godzin ciągłego grania; łatwą obsługę podstawowych funkcji poprzez panel sterujący, wygodne rozmowy telefoniczne i solidne granie. Do tego dostajemy oryginalne etui ładujące, które daje żyć słuchawkom około 25 godzin. Krubera od Silver Monkey to mocny gracz na budżetowej półce słuchawek prawdziwie bezprzewodowych.
Powiem, że jestem pozytywnie zaskoczony. Polecam!
a działają obie jednoczesnie, czy tylko jedna?
Całkiem możliwe, że obie 🙂 Też miałem chwilę problem z parowaniem słuchawek, okazało się, że mają specyficzne resetowanie do ustawień fabrycznych. Po resecie zostaw lewą w etui i dopiero później wyjmij. Podobną instrukcję masz też w opiniach w sklepie.
Mnie to pomaga :(. Mam problem z parowaniem