Legendarne już na rynku myszy DeathAdder doczekały się swojej kolejnej edycji. DeathAdder V3 to zaskakująco lekka mysz oblana od ślizgaczy po czubek garbu czarnym, matowym kolorem. Wśród gamingowych myszek bezprzewodowych Razer DeathAdder V3 jest silnym graczem. Dla kogo jest taka mysz i co ma do zaoferowania? Sprawdź to w recenzji gamingowej myszy Razer DeathAdder V3.
Oczekiwania względem myszy miałem całkiem wysokie. Poprzednie wersje myszy zdobyły szczególne uznanie wśród graczy, a z racji tego, że nigdy nie trzymałem żadnego modelu DeathAdder w ręce, to wiązałem z tym modelem spore nadzieje.
Trzecia generacja, podobnie do poprzedniej, podzielona jest na wariant przewodowo-bezprzewodowy DeathAdder V3 Pro i recenzowany przewodowy – DeathAdder V3. Przyzwyczajony do tego, że w każdym momencie mogę kabel odłączyć bałem się, że w tym wypadku na stałe zamontowany będzie mi po prostu utrudniał życie, a przynajmniej granie, w efekcie czego będę się irytował. Otóż mam klawiaturę bezprzewodową (z możliwością podłączenia kabla), mysz bezprzewodową (również z możliwością przewodowego połączenia) i kable w takich urządzeniach po prostu mnie denerwują.
Spodziewałem się więc wiele, ale bałem się, że mysz i tak będzie mnie irytowała. Jak się okazało niepotrzebnie, ponieważ kabel jest bardzo giętki, w miękkim oplocie przypominającym sznurówkę. Czy w związku z tym ultralekka mysz o bezprzewodowej wygodzie i legendarnej renomie może mieć jakieś mankamenty?
Razer Focus Pro 30K
30000 DPI
6
Brak
Długość
128 mm
Szerokość
68 mm
Wysokość
44 mm
59 gramów
DeathAdder V3 wygląda minimalistycznie, uniwersalnie i zaskakująco spokojnie. W świecie gamingowych akcesoriów wypełnionych kolorowymi, krzykliwymi elementami, ten model jest cichym zabójcą. Przypomina snajpera, który w żaden sposób się nie wyróżnia i niemal zlewa się z tłem (czarna podkładka bardzo w tym pomaga), jednak zachowuje maksymalną skuteczność. Stanowi najgroźniejszy element piechoty.
Z praktycznego (i mniej finezyjnego) punktu widzenia pozbyto się stąd wszystkich świecących elementów, by możliwie jak najbardziej przyciąć na wadze produktu. Subiektywnie na rzecz patrząc – to dobry wybór. Nie potrzebuję żadnych lampek oświetlających wewnętrzną część mojej dłoni. Potrzebuję precyzji i skuteczności. I tego mi DeathAdder V3 dostarcza.
Konstrukcja myszki w żaden sposób nie jest agresywna. Jej design jest stonowany i pohamowany. Logo producenta umieszczone w tylnej części również jest czarne, więc widać je tylko kiedy jest jasno. Całość jest pokryta matową farbą i nie ma tutaj wyjątków – rolka i dwa boczne przyciski w żaden sposób się nie wyróżniają. Jedynie wystają ponad obudowę, co jest raczej sprawą oczywistą. Zwolennicy RGB i wymyślnych kształtów mogą powiedzieć, że tutaj powiewa nudą.
Przyciski główne są optyczne, profilowane w kształcie żłobu – pośrodku przycisku jest wnęka z miejscem na palec, boki są delikatnie uniesione ku górze. Jest to jednak kształt łagodny. Wyliczony na tyle, by palec się nie ześlizgiwał z przycisku, ale nie na tyle, by go nie unieruchamiać i nie zabierać przestrzeni. Według mnie można spokojnie pogłębić profilowanie, by właśnie palec zamknąć na przycisku. Zakończenie jest łagodne, zaokrąglone. Żaden element myszki, włącznie z przyciskami, nie ma ściętych krawędzi.
Producent podaje, że przyciski mają żywotność sięgającą 90 milionom kliknięć. Skok jest krótki, nie ma jednak mowy o double-clicku.
Przyciski boczne są umieszczone w dosłownie perfekcyjnym miejscu i mają idealną długość. To naprawdę bardzo wygodne w użyciu elementy. Wciskając jeden dosłownie nie można cofnąć akcji przypadkiem naciskając drugi. Po raz pierwszy używanie bocznych przycisków było dla mnie tak łatwe i intuicyjne. Zdecydowany plus.
Rolka jest całkiem szeroka i zdecydowanie wystaje ponad przyciski. Pokryta chropowatą gumą z wypustkami, co doskonale osadza palec i zabezpiecza przed ewentualnym ześlizgnięciem się na przycisk. Jest zaprzeczeniem minimalistycznych, małych rolek, które ledwo wystają ponad obudowę. Taki układ bardzo mi się podoba. Skok jest wyraźny, chociaż rolka stawia minimalnie za mały opór. To już rzecz jasna czepialstwo. Ogólnie scroll zdaje egzamin bardzo dobrze.
Mysz jest przeznaczona dla praworęcznych graczy. Jej grzbiet jest asymetryczny, przesunięty w lewą stronę. Konstrukcja jest stosunkowo wąska i pociągła. Dla osób o dużych rękach może być trochę za mała. Osobiście lubię większe akcesoria, ponieważ wtedy mogę oprzeć na nich całą dłoń. DeathAdder V3 wydaje mi się dosłownie o 2 centymetry za krótka. W kwestii ułożenia dłoni – lubię całkowicie położyć palce na myszy. Ci, którzy grają z delikatnie zagiętymi palcami mogą nie odczuć niewystarczającej długości myszy.
Wysokość jest minimalnie za mała. Sądzę, że dodanie niecałego centymetra do grzbietu polepszyłoby chwyt, a mały palec u dłoni nie leżałby praktycznie na blacie biurka. Tutaj najmniejszy palec nie tyle opiera się o blat, co po prostu nie mieści się na myszy. Nie jest to kwestia przyzwyczajania (chociaż wygoda to subiektywne pojęcie), ale po prostu gabarytów myszy. Osoby o większych dłoniach powinny zwrócić na to uwagę. Najbardziej przeszkadza to podczas wykonywania zamaszystych ruchów, np. obracania się o 180º.
Mysz waży 59 gramów. Nigdy nie trzymałem lżejszego gryzonia w ręce. Wiem, że Silver Monkey X Langur waży 53 gramy, ale nie potrafię powiedzieć czy jest to znacząca różnica. Podejrzewam, że nie za bardzo. W prywatnym arsenale jednak mam mysz, która waży 120 gramów i tutaj różnica jest już piorunująca, chociaż… nie tak efektywna jak sądziłem.
Całkiem prawdopodobne, że jestem zbyt niedzielnym graczem (a przynajmniej nie e-sportowym), żebym mógł w pełni docenić zalety płynące z tak niskiej wagi DeathAddera V3. Największa zaleta tej wagi jest taka, że praktycznie wcale nie męczy dłoni. Granie na tej myszce jest praktycznie bezwysiłkowe i to jest również największa zaleta tego akcesorium.
Pomijając więc walkę o każdy gram na myszce (chociaż nie odważę się zaokrąglić do 60 gramów), DeathAddera V3 praktycznie nie czuć pod dłonią. Przesuwanie tej myszy (również dzięki ślizgaczom, o czym później) jest tak proste, że można uznać, że się nic pod dłonią nie ma.
Ci, którzy grają na niskiej czułości i często podnoszą mysz też sporo na wadze zyskają. DeathAddera V3 podnosi się niema tak samo naturalnie jak samą dłoń. Dzięki aplikacji Razer Synapse dostosujesz LOD pod swoje preferencje (zarówno lift-off, jak i landing). A to jest zabójcza kombinacja – oczywiście dla kogoś, kogo masz na celowniku.
Niska waga, surowy wygląd i dobrodziejstwa aplikacji (o czym również później) czynią z tej myszy akcesorium o e-sportowym zacięciu. Casualowi gracze, dla których wysokość odczytu ma mniejsze znaczenie, a 100 gramów wagi jest zupełnie w porządku po prostu nie skorzystają z zalet myszy DeathAdder V3. Tym samym wniosek jest jeden – recenzowany gryzoń przeznaczony dla ambitnych, hardcoroe’owych, e-sportowych i aspirujących do tego miana graczy.
Ślizgacze są teflonowe. Łącznie to cztery elementy – dwa na przodzie, jeden z tyłu, jeden wokół czujnika i są, uwaga, koloru białego. Dobrze, że przy używaniu są niewidoczne, bo uznałbym to za awangardę.
Spód myszki jest zrobiony z bardziej chropowatego plastiku. Jest w porządku; nie mam tutaj wrażenia, że producent chciał przyciąć na jakości elementu, którego nie widać. Spójna estetyka, spójna jakość.
Nie wiem, czy gdyby tylni ślizgacz zajął więcej przestrzeni, to mysz chodziłaby dokładniej. W obecnych warunkach DeathAdder V3 jest wystarczająco precyzyjny, a mysz ślizga się gładko i bez przeskoków. Nie doświadczyłem też akceleracji (ani pozytywnej ani negatywnej), więc ślizgać się można aż miło. Mimo to dodałbym większą powierzchnię tylnego ślizgacza.
Na spodzie myszki znajduje się też przycisk DPI. Jedyne co można o nim powiedzieć to to, że nie wystaje poza obudowę, więc nie przeszkadza w ruszaniu myszką. Jego umiejscowienie jednak budzi moje zastrzeżenia. Razer nie znalazł dla niego miejsca na górze, więc dynamiczna zmiana DPI w trakcie gry jest niemożliwa, przynajmniej na fabrycznych ustawieniach. Aby zmienić DPI w grze, trzeba przypisać tę funkcję do jednego z klawiszy, co znów ogranicza zastosowanie innych funkcji. Nie odpowiada mi to rozwiązanie. Co prawda może zabezpiecza to gracza przed przypadkową zmianą czułości urządzenia, ale jestem zdania, że da się znaleźć bezpieczne miejsce dla przycisku na górze myszy.
Okiem (i sercem) myszy jest Razer Focus Pro 30K. Producent dumnie informuje, że jest to najprecyzyjniejszy sensor na świecie. Czy jest tak w rzeczywistości? Nie wiem. Wiem za to, że w grach doświadczyłem kompletnego połączenia z myszą. Za sprawą jej wagi i zerowego opóźnienia praktycznie nie czułem, że moje polecenia wykonywane są przez jakieś urządzenie. Wszystkie moje żądania, akcje, były wykonywane natychmiastowo. I nie wiem czy to przeświadczenie czy realny wpływ myszy, ale miałem wrażenie, że właśnie dzięki temu naprawdę osiągam lepsze wyniki.
Dla fanów szczegółowych danych, czujnik Razer Focus Pro 30K ma:
Liczby naprawdę robią wrażenie i nie ma co ukrywać, to charakterystyka czujnika dla najbardziej wymagających graczy. Co prawda nie mam pojęcia kto grałby na maksymalnym DPI o takiej wartości, ale prędkość wynosząca 750 IPS przyprawia o zawrót głowy. To naprawdę bardzo, bardzo precyzyjny czujnik. Czy ma to wady? Jasne, że tak. Jeśli psujesz akcję, to nie możesz zrzucić tego na sprzęt.
Testując mysz grałem w pasjansa i sapera. Przyznaję, że gra się lepiej niż na touchpadzie… żartowałem. Znaczy nie – gra się lepiej. Ale grałem też w inne gry.
Trzymając DeathAddera V3 najwięcej czasu spędziłem w Valorancie i Paladinsach. Trochę czasu mysz służyła mi w Simsach 4 i nostalgicznym powrocie do Warhammera 40 000: Dawn of War. Mysz miała więc kilka różnych poziomów trudności przed sobą, a największym wyzwaniem prawdopodobnie był Valorant. Tutaj nie ma zmiłuj się – liczą się ułamki sekund.
DeathAdder V3 spisał się znakomicie. Mysz zgrała się ze mną bezkompromisowo, będą przedłużeniem mojej ręki i wykonując wszystkie polecenia bez drgnięcia czujnikiem. Jestem pod wrażeniem jak wiele może zmienić taki gryzoń. Nie zamieni mnie w wielkiego e-sportowca, ale lepszym narzędziem jestem w stanie zrobić więcej.
Bardzo doceniam lekką wagę urządzenia, możliwość dobrania czułości i ustawień LOD w aplikacji. W Valorancie tak samo jak w Paladins precyzja jest na wagę złota, a zaraz obok tego stoi dynamika i prędkość poruszania się kursora. DeathAdder V3 działał praktycznie niezawodnie, chociaż uwypuklają się dwa mankamenty.
Po pierwsze – przycisk DPI powinien być u góry. Może to kwestia przyzwyczajenia, może niedoskonałości moich umiejętności, ale uważam, że ten powinien być dostępny pod palcami. Z racji tego, że tego zabrakło, musiałem przypisać to znaczenie do innego klawisza (najlepiej sprawdzał się scroll buton). Da się do tego przyzwyczaić, ale miejsce na myszce mogłoby się znaleźć.
Po drugie – mysz mogłaby by być te dwa centymetry dłuższa i ciut wyższa. Profilowanie myszki jest niemal wzorowe; garb jest ergonomiczny i wygodny, a palec nie tańczy na przyciskach głównych (chociaż profil tutaj mógłby być głębszy), to chcąc objąć dłonią całą mysz prostując palce czułem, że brakuje mi trochę miejsca.
W ogólnym rozrachunku DeathAdder V3 mógłby być moją myszką gamingową na dłużej, bo przedmiot połączył się z moją duszą łatwo można przywiązać się do niezawodnej pracy, funkcji, jakie oferuje mysz z aplikacją i niskiej wagi. I chociaż zdaję sobie sprawę, że tego ostatniego nie potrafię w pełni docenić to wiem, że jest to jednak forma przewagi, zwłaszcza przy dłuższych sesjach gamingowych.
Aplikacja do sterowania funkcjami myszy z początku nie wydaje się zbyt intuicyjna. Bogactwo rozwiązań dołączonego oprogramowania z początku przytłacza, ale wszystkiego można się szybko nauczyć, więc przeklikiwanie się daje coraz więcej satysfakcji i pojęcia o tym, co do czego prowadzi. Ostatnim mankamentem jest sam design aplikacji. Co prawda utrzymany w spójnym stylu z dominującymi kolorami marki, ale nie wygląda to atrakcyjnie – jest nudno, monotonnie.
Z uruchomieniem aplikacji miałem trochę problemów. Nie wiem czym było to spowodowane, ale na pierwszym urządzeniu, na którym testowałem mysz nie udało mi się z aplikacji skorzystać.
Niedługo po wpięciu po raz pierwszy myszy do USB wita nas instalator Razer, który proponuje instalację aplikacji. To luksus, że nie trzeba szukać oprogramowania na stronie producenta, ale zainstalować je szybciej dzięki urządzeniu. Problem w tym, że po udanej instalacji oprogramowanie schodzi do procesów w tle i nie daje się wyciągnąć. Nie pomaga odinstalowanie aplikacji, szukanie i instalowanie aktualizacji, próba modyfikacji oprogramowania, wywoływanie jej z paska czy ubijanie i wznawianie procesu.
Pomogła jedynie zmiana urządzenia. Nie wiem co powodowało problem. Jeśli ktoś borykał się z podobnym problemem – będę wdzięczny za pomoc w komentarzu.
Aplikacja pozwala na dopisanie funkcji do przycisków, tworzenie makr, zmianę DPI (do 5 poziomów oddzielnie) czy dopasowanie odległość LOD. Myszka ma własną pamięć, więc z poziomu urządzenia w locie można zmienić profil.
Wszystkie zmiany funkcji dają się łatwo zapisać i działają praktycznie natychmiast. Ani razu nie doświadczyłem opóźnionej reakcji ze strony myszy.
Czy posiadanie tej myszy bez aplikacji ma sens? Raczej ma. Sama mysz działa równie niezawodnie i przecież aplikacja nie zmieni jej wagi. Przycisk DPI też bez oprogramowania działa. Jeśli więc cieszą Cię już same defaultowe ustawienia, to korzystaj z myszy bez oprogramowania. Jeśli masz jednak możliwość instalacji aplikacji, to polecam przetestować jej działanie, ponieważ rozszerza funkcjonalność urządzenia, a do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja.
Najważniejsze aspekty urządzenia są bardzo dobrze kryte. DeathAdder V3 to wygodne urządzenie, dokładne i zabójczo lekkie.
Okablowanie i ślizgacze dają poczucie porównywalne z tym, które daje bezprzewodowa mysz. Płynność poruszania myszą jest fantastyczna, a kabel przypominający sznurówkę ani razu, dosłownie, mnie nie zirytował. Jest bardzo giętki i trzeba pamiętać, że to wciąż kawałek przewodu, więc nie należy go wyginać przesadnie, bo się po prostu złamie. Dla jeszcze bardziej wybrednych graczy ode mnie, Razer dostarcza bezprzewodową wersję tej myszy – DeathAdder V3 Pro.
Przyciski chodzą miękko i mają krótki skok. Nie cierpią na overtraveling. Te umieszczone z boku są na świetnej wysokości i nie mogę odeprzeć wrażenia, że mysz jest tak przemyślana, by duże dłonie również mogły się na niej wygodnie oprzeć, a jednak brakuje mi ciut więcej w obudowie.
I tutaj trzeba podkreślić, że do ideału trochę zabrakło. Brakuje mi pogłębionego profilowania na przyciskach głównych, które jeszcze bardziej domknęłyby palec w odpowiednim miejscu. Przyciski są też odpowiedniej długości, dlatego nie ma potrzeby uginania palca (chyba, że ktoś lubi), ale kiedy chcę położyć całą wyprostowaną dłoń na myszy to czuję, że brakuje jej jakichś 2 cm w długości.
Nie obraziłbym się również, gdyby dodano odrobinę w wysokości myszy tak, by mały palec u dłoni mógł lepiej oprzeć się o mysz, a nie o blat biurka. Zakładam jednak, że dodanie tworzywa zwiększyłoby wagę urządzenia, a tutaj każdy gram się liczy, więc należy iść na jakieś kompromisy.
Przycisk DPI byłby wygodniejszy w użytkowaniu, gdyby znalazł się na górze obudowy, a nie na jej dole. Na pewno znalazłoby się dla niego bezpieczne miejsce. W zamian za to można przypisać jego funkcję do innego klawisza, ale dlaczego trzeba znów iść na kompromis?