Recenzja Motoroli G60 – Robin Hooda, który zabiera flagowcom i daje średniakom

Średnia półka cenowa jest bardzo zatłoczona. Motorola G60 trafiła ponadto w jej najbardziej zatłoczony segment, który jest areną prawdziwych, smartfonowych Igrzysk Śmierci. Czy jest w stanie zmierzyć się z bezwzględną konkurencją i jakie asy trzyma w rękawie, aby wyróżnić się w tłumie? Motorola G60 ma dużo (dosłownie) o sobie do powiedzenia – sprawdzam to w tej recenzji.

Unboxing Motorola G60

W czasach ładowarek znikających z pudełek, Motorola G60 pozostaje wierna tradycji. W opakowaniu znajdziemy kabel USB-C, ładowarkę sieciową 20 W, silikonowe etui oraz obligatoryjną papierologię. Wszystko, czego można oczekiwać w pudełku od smartfona ze średniej półki. Paradoksalnie, to z najdroższych modeli znika najwięcej…


Motorola G60 – wykonanie, design i ergonomia

Zacznijmy od oczywistości – Motorola G60 jest duża. I grubaśna! Ale ta grubość w połączeniu z zaoblonymi bokami urządzenia powoduje, że chwyt jest bardzo pewny i przyjemny. Zastosowane tworzywa są dobrej jakości, a spasowanie urządzenia również jest poprawne – nic nie trzeszczy, nic się nie gibie. Producent informuje, jakoby smartfon był wodoodporny, aczkolwiek nie jest to potwierdzone żadnymi certyfikatami.

Front Motoroli G60 niczym nie zaskakuje – jest dość spory podbródek i umieszczone centralnie wycięcie na aparat do selfie. Ekran pokrywa szkło hartowane, które nie zebrało żadnych rysek w trakcie testów. Ciekawiej jest z tyłu – srebrne plecki efektownie mienią się w świetle i nie najgorzej imitują polerowane aluminium i szkło. Z daleka naprawdę można pomylić plastik z bardziej szlachetnymi materiałami.

Co ciekawe, dość wąska wyspa z aparatami całkiem sprytnie udaje szkło i jest w kolorze turkusowym, naprawdę atrakcyjnie kontrastując z resztą obudowy. Wyspa niestety odstaje, a dołączone etui jest zbyt cienkie, aby to zredukować. Jeszcze grubsze etui oczywiście dodałoby Motoroli G60 milimetrów, ale dodatkowe zabezpieczenie może się przydać. Dlaczego?

Ponieważ ergonomia Motoroli G60 nie zachwyca. To urządzenie zaprojektowane dla ludzi o długich, ale chudych palcach. Jako posiadacz niedużych jak na mężczyznę dłoni męczyłem się okrutnie. Czytnik linii papilarnych położony jest zdecydowanie zbyt wysoko, podobnie jak przyciski boczne. Korzystanie z nich wymagało albo nienaturalnego wyginania dłoni, albo każdorazowego poprawiania uchwytu. Plusik jednak za wyróżnienie przycisku włączania chropowatą teksturą.

Motorola G60 jest stworzona zatem dla pianistów. Lub osób, które po prostu obsługują smartfona obiema dłońmi. Wszyscy pozostali muszą liczyć się z tym, że któraś próba wcelowania w czytnik linii papilarnych lub zwiększenia głośności skończy się wymsknięciem urządzenia i jego spotkaniem z podłogą.

Wyświetlacz Motoroli G60 – czy duży znaczy dobry?

Spore gabaryty Motoroli G60 biorą się z jej wielkiego ekranu – panelu IPS o przekątnej aż 6,8 cala w dobrej rozdzielczości 2460 × 1080. Matryca, jak na IPS przystało, cechuje się bardzo przyjemnymi, żywymi kolorami i nienajgorszymi czerniami. Nie brakuje także odświeżania ekranu w 120 Hz.

Zaskoczyła mnie bardzo dobra jasność maksymalna, która radziła sobie nawet w śnieżny, słoneczny dzień. Przez większość czasu jasność automatycznie ustawiała się na poziom ok. 70-80 % i zwykle była celnie dopasowana do warunków otoczenia. Nocą nie byłem oślepiany, a podczas zimowego spaceru nie musiałem walczyć z suwaczkiem jasności.

Niestety w tej beczce miodu mamy łyżeczkę dziegciu – kąty widzenia wyświetlacza w Motoroli G60 są tylko poprawne. Wystarczy niewielkie odchylenie ekranu, aby spostrzec wyraźną degradację kontrastu. Nie przeszkadza to w korzystaniu z telefonu (i daleko temu do efektu negatywu z tanich matryc TFT!), ale w kilku innych modelach z podobnej półki cenowej tego efektu nie zauważyłem.

Muszę jednak przyznać, że do oglądania filmów ekran w Motoroli G60 sprawdza się jak marzenie – na smartfon przesiadłem się z dużo mniejszego iPhone’a 12 i za gigantycznym ekranem Motki będę tęsknić. Podobnie przeglądanie internetu, zwłaszcza social mediów takich jak Instagram czy TikTok to czysta przyjemność na tak dużym i ładnym bądź co bądź panelu.

Motorola G60 wyświetlacz z serialem

Motorola G60 nie lubi być dotykana

Coś jest jednak nie tak z interpretowaniem komend dotykowych przez Motorolę G60. Często zdarzało mi się wciskać różne rzeczy np. podczas przewijania treści, a zwłaszcza podczas wykonywania gestów pełnoekranowych. To, że nie działają one doskonale w systemie Android wiadomo. Ale klikanie rzeczy, których klikać nie chciałem, to już prawdopodobnie wina panelu dotykowego. Oby udało się to jakkolwiek skorygować aktualizacjami.

Na marginesie – gest cofania poprzez przeciąganie od lewej krawędzi jest praktycznie bezużyteczny, jeżeli interfejs ma przesuwane elementy. Zmuszeni jesteśmy do niewygodnego sięgania do przycisków nawigacyjnych na górze ekranu. Wina leży i po stronie systemu, i po stronie panelu dotykowego. Problemy te nie powodują, że smartfon doprowadza do frustracji. Mimo wszystko takie potknięcia nie powinny występować w smartfonie za te pieniądze.

Nakładka systemowa (a w sumie jej brak) i wydajność

Motorola G60 pracuje na niemal czystym Androidzie 11. I na tym mógłbym skończyć. Ludzie zasadniczo dzielą się na tych, którzy lubią nakładki oraz tych, którzy za nimi nie przepadają. Zaliczam się do tych drugich, dlatego My UX od Motoroli polubiłem, bo dodaje tylko tyle, ile trzeba. Szerzej pisaliśmy o tym w recenzji Motoroli G10, wystarczy więc krótkie podsumowanie.

Nie ma żadnych śmieciowych aplikacji, wyskakujących znienacka reklam, bajeranckich animacji czy futurystycznych paneli konfiguracyjnych. Są za to kapitalne gesty Moto, wygodna wielozadaniowość w widoku podzielonego ekranu, intuicyjny podgląd powiadomień na zablokowanym ekranie i prosta (choć dość ograniczona) personalizacja systemu. Trudno się zgubić i trudno coś zepsuć. Motorola G60 jednak bez problemu poradziłaby sobie z rozbudowaną nakładką. Dlaczego więc z niej zrezygnowano?

Motorola G60 dostała chyba najbardziej popularny w tym przedziale cenowym zestaw – Snapdragona 732G i 6 GB RAM. Właśnie leciutka nakładka czyni z Motki prawdziwą gazelę – w trakcie trwania testów praktycznie nie zdarzały się przycięcia animacji, nie mówiąc o przycięciach systemu. Aplikacje uruchamiają się szybko, przełączają bez zająknięcia i musiałem mocno nagimnastykować się, aby wreszcie poczuć, że nie trzymam w dłoni flagowca, a „zaledwie” średniaka. A dodam, że to wszystko bez nadmiernego nagrzewania – także podczas benchmarków. Chapeau bas, Motorola!

W benchmarkach Motorola G60 wypada tak, jak kosztuje – trochę poniżej środka stawki. Nie jest to może maszyna do gamingu, chociaż producent przygotował dedykowany tryb dla graczy. Dostępne w Sklepie Play gry powinny działać i wyglądać poprawnie. Zauważyłem jednak, że wielki ekran można wykorzystać do grania w chmurze – tutaj Motorola G60 błyszczy. Jeżeli macie szybkie, stabilne łącze internetowe i dobry router, parujcie Motkę z padem i ruszajcie – ten smartfon to naprawdę dobra maszyna do grania w chmurze!

Płaskie brzmienie głębokich basów – głośnik i dźwięk na słuchawkach

Głośnik jest jeden i jest głośny. I tyle. Jego barwa jest przeciętna – o niskich tonach zapomnijcie, środek lubi gdzieś zaginąć, góra dominuje, a na wysokiej głośności Motorola G60 lubi sobie troszeczkę charczeć. Do obejrzenia odcinka serialu wystarczy, ale ani imprezy, ani seansu kinowego na nim nie rozkręcicie. Całe szczęście na słuchawkach jest lepiej. Nie jest to może poziom iPhone’ów, ale muzyki słucha się przyjemnie. Muszę jednak do paru rzeczy się przyczepić.

Muzykę odtwarzałem na fabrycznych ustawieniach, bez żadnego wspierania się korektorem. Motorola G60 dziwnie radzi sobie z basami – jeżeli utwór ma niewiele niskich częstotliwości, te niemal zupełnie giną, jeżeli natomiast kawałek jest przebasowany, to Motorola G60… podbija je jeszcze bardziej. A same basy są dosyć dudniące, więc ich barwa, przy dużym natężeniu, potrafi zmęczyć. Ponadto absolutnie, POD ŻADNYM POZOREM nie włączajcie efektów dźwiękowych w ustawieniach. Są fatalne i okropnie zniekształcają dźwięk.

Motorolę testowałem na przewodowych słuchawkach nausznych Marshall Monitor, AirPodsach Pro oraz dokanałowych pchełkach Xiaomi Mi In‑Ear Headphones Basic. Problemy z niskimi tonami i efektami dźwiękowymi występowały na każdych z nich.

Ładowanie i bateria

Motorola mocno chwali się baterią o pojemności 6000 mAh. I ma do tego pełne prawo. Dwie doby dla G60 nie są wyzwaniem, a nawet przy intensywnym korzystaniu nie da się jej rozładować w ciągu dnia. Przykład?

Motkę odpiąłem od ładowarki o 7:30 z poziomem naładowania 92%. Prawie 24 godziny później poziom baterii wskazywał 19%. W tym czasie miałem stale uruchomione Wi-Fi, LTE i Bluetooth oraz odświeżanie w 120 Hz i jasność na ok. 80 %. Wybrałem się na godzinne pstrykanie zdjęć i kręcenie filmów w kilkustopniowym mrozie oraz dwie godziny jechałem pociągiem cały czas przeglądając sieć i słuchając muzyki (a nic tak nie drenuje baterii, jak kiepski zasięg w podróży). No i nieustannie sprawdzałem dziesiątki powiadomień.

Podczas przeciętnego, codziennego korzystania bateria zeszła z 90 do 20 % w 36 h. Od dawna nie miałem przyjemności tak bezstresowo umęczać smartfona. Wyniki Motoroli G60 są znakomite, a zrezygnowanie ze 120 Hz i włączenie oszczędzania baterii wydłużyłoby czas pracy o kolejne kilka godzin. Brawo!

Dołączona ładowarka o mocy 20 W sprawdza się nieźle, chociaż szkoda, że Motorola nie pokusiła się o dorzucenie mocniejszego zasilacza. Ładowanie od 0 do 100 % zajmuje około 2 godzin, natomiast bezpieczny dla żywotności baterii przedział od 20 % do 90 % to około 1,5 godziny ładowania.

Aparat w Motorola G60

Motorola promuje G60 jako smartfon dla entuzjastów mobilnej fotografii. Czy zasłużenie? Oto, co się skrywa w turkusowym prostokącie na pleckach Motoroli G60:

  • obiektyw główny: 108 Mpix, f/1,9;
  • obiektyw ultraszerokokątny: 8 Mpix, kąt widzenia 118°, f/2,2;
  • czujnik głębi: 2 Mpx, f/2,4.

Wszystkie zdjęcia zostały skompresowane na potrzeby recenzji i w rzeczywistości ich jakość jest zdecydowanie lepsza. Poniższe zdjęcia służą do celów poglądowych. Wszystkie były wykonywane z włączoną sztuczną inteligencją i automatycznym trybem HDR.

Obiektyw główny

Aparat główny w Motoroli G60 zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. W ciągu dnia, w dobrych warunkach oświetleniowych zdjęcia są bardzo szczegółowe, kolory odwzorowane są naturalnie, kontrast nie wariuje. Świetnie sprawują się także HDR i SI – subtelnie podbijają kolory i kontrast, niczego nie psując. W kontrastowo oświetlonych sceneriach aparat radzi sobie nieźle, HDR wyciąga naprawdę sporo szczegółów i rozświetla schowane w cieniu elementy. W niedoświetlonych sceneriach jednak, bez zaskoczenia, jakość zdjęć potrafi mocno spaść, fundując impresjonistyczne maziaje.

Obiektyw główny Motoroli G60 jest wyposażony także w naprawdę niezawodny autofocus. Jestem osobą, która lubi zrobić zdjęcie raz a porządnie, więc z dużą ulgą zauważyłem, że praktycznie nie zdarzyło się, aby smartfon źle ustawił ostrość. Co prawda gdzieniegdzie zdarza się nieznaczna utrata ostrości na brzegach kadru, widoczna zwłaszcza w gorszym oświetleniu, ale to już urok telefonów ze średniej półki cenowej.

Zdjęcia w pełnej rozdzielczości 108 Mpix, chociaż nieco zaszumione, są pełne szczegółów. Spodziewałem się jednak większego efektu „wow!” i znacznie większej ilości detali, nawet biorąc poprawkę na cenę urządzenia. Kolory i kontrast w tym trybie są ponadto nieco bardziej płaskie w porównaniu ze zdjęciami 12 Mpix. Dobrze jednak, że Motorola G60 umożliwia zrobienie zdjęć Ultra-Res, bo ich późniejsze kadrowanie i obróbka to przyjemność.

Tryb portretowy działa OK, chociaż w przypadku bardziej „zabałaganionych” scen potrafi zgłupieć i wyostrzać losowe obszary za pierwszym planem. W większości sytuacji nieźle odcina krawędzie, a efekt rozmycia wygląda naturalnie. Jego natężenie można regulować i lepiej nie przesadzać z intensywnością – wtedy zaczyna straszyć sztucznością. Całościowo tryb portretowy najlepiej sprawdzi się do fotografowania obiektów z mniejszej odległości, najlepiej na względnie jednolitych tłach.

Zoom

Po co pisać o zoomie w telefonie bez teleobiektywu? Bo Motorola ma asa w rękawie, którym się nie chwali. Zrobię więc to za nią.

Standardowe efekty są takie, jakich można się spodziewać przy zoomie cyfrowym. Wszystko powyżej powiększenia 3x sprawdzi się w sytuacjach naprawdę kryzysowych (i przy posiadaniu bardzo stabilnych rączek), ponieważ smartfon kadruje i rozciąga obraz w 12 Mpix. Sztuczna inteligencja robi, co może, aby uratować końcowy efekt, ale ten, nawet w perfekcyjnym świetle, jest daleki od znośnego.

Sytuacja zmienia się niemal o 180 stopni, jeżeli zoomuje się w trybie Ultra Res. Wtedy kadrowane i rozciągane jest zdjęcie w pełnej rozdzielczości 108 Mpix. Powiększenie 3x spokojnie mogłoby zostać uznane za teleobiektyw, a w przypadku powiększenia 8x widać o wiele więcej szczegółów w porównaniu ze standardowym trybem. Ogromna szkoda, że Motorola G60 nie korzysta domyślnie z pełnej rozdzielczości przy zoomowaniu – efekty są zdecydowanie powyżej oczekiwań, a na pewno powyżej ceny sprzętu. Zobaczcie sami!

Obiektyw ultraszerokokątny i makro

Kolejny element, którym Motorola powinna się mocno chwalić w przekazach marketingowych, to obiektyw ultraszerokokątny. Jakość samych zdjęć jest tylko OK, chociaż HDR potrafi wyciągnąć szczegóły nawet pod ostre słońce. Jest też niewielkie beczkowate zniekształcenie na krawędziach, ale rzuca się ono w oczy tylko przy bardzo harmonijnych kadrach. Kolory odzworowane są poprawnie, chociaż brakuje im nasycenia obiektywu głównego. Po co zatem otwierać szampana?

Bo obiektyw ultraszerokokątny w Motoroli G60 otrzymał ultra rzadki w tej klasie cenowej autofocus! Ba, wiele flagowych urządzeń nie ma autofocusu w obiektywie ultraszerokokątnym! Dzięki temu zdjęcia nie tylko są dużo bardziej ostre, ale takie rozwiązanie pozwala na wykorzystanie szerokiego kąta do robienia świetnych zdjęć macro.  

Zdjęcia macro są ostre i szczegółowe, a HDR działa całkiem sprawnie. Nie jest to oczywiście poziom flagowych Huaweiów czy iPhone’ów 13, ale wciąż dużo powyżej ceny urządzenia. Jak widać da się zrobić dobre macro w tańszym telefonie. Mam nadzieję, że inni producenci podchwycą ten pomysł, zamiast wrzucać byle jakie moduły macro tylko po to, by pochwalić się większą liczbą obiektywów. Wielki plus dla Motoroli za szacunek do klienta!

Po zmroku niestety jest źle. Agresywne odszumianie powoduje, że zdjęcia wyglądają jakby obiektyw posmarowano wazeliną. Sztuczna inteligencja i HDR robią co mogą, aby uratować kontrast i kolory, ale rezultaty bywają opłakane – ciemne partie są czarne, jasne są białe, a kolory przesycone. HDR ratuje nieco sytuację jedynie przy większej ilości światła w kadrze. To jednak oczekiwany poziom w tej klasie cenowej. Wybaczam.

Zdjęcia ultraszerokokątne

Zdjęcia macro

Zdjęcia nocne

Tryb nocny działa, chociaż powinien być nazwany trybem „wieczornym”, bo właśnie przy nieco gorszym oświetleniu (a nie w mroku) sprawdza się najlepiej. Dobrze wyostrza detale, rozjaśnia ciemniejsze partie kadru i podbija kolory, chociaż z dziwną fiksacją na punkcie koloru niebieskiego. Świetnie nadaje się do fotografowania oświetlonych pomieszczeń nocą i rozświetlonych iluminacjami miast. W źle oświetlonych sceneriach dostaniecie co najwyżej ekspresjonistyczne dzieło, które może zdobędzie uznanie w galeriach sztuki, ale na pewno nie na social mediach.

Aparat do selfie

32-megapikselowy aparat do selfie to kolejne pozytywne zaskoczenie. Jest naprawdę świetny! Wypluwa zdjęcia w rozdzielczości 8 Mpix, łącząc 4 piksele w jeden. Selfiaki są szalenie szczegółowe, żywe i kontrastowe, w czym pomaga bardzo skuteczny HDR (zapłakałem nad nowymi zmarszczkami i przekonałem się, że moja technika golenia jest jednak zawodna…). Uruchomić można także tryb upiększania, jednak jego efekty są… Cóż, dalekie od naturalności.

Tryb portretowy w przypadku aparatu do selfie również sprawdza się dobrze. Celowo zrobiłem zdjęcie na tle gałęzi, aby spróbować go zmylić. Nie udało mi się – krawędzie odcięte zostały bardzo celnie, a efekt końcowy wygląda tylko odrobinę sztucznie, pomimo silnego rozmycia. W trybie portretowym nie działa jednak HDR, więc jednolite, jasne tła zamienią się w białe plamy. Aparat do selfie, będę szczery, rozjeżdża konkurencję pod każdym względem. I ma nawet tryb nocny!

Wideo

Jakość klipów nagrywanych przez Motorolę G60 jest bardzo przeciętna. Filmy, niezależnie od rozdzielczości, są dość mocno zaszumione, chociaż kolory i kontrast stoją na niezłym poziomie. Najlepiej prezentują się klipy w 4K, więc szczerze polecam korzystać z tego trybu i ewentualnie kompresować klipy do rozdzielczości Full HD.

Wariuje niestety autofocus – potrafi bez ostrzeżenia zgubić ostrość i nie łapać jej ponownie. Wykazuje również tendencję do bardzo agresywnego łapania ostrości podczas kręcenia, zwłaszcza w ruchu, co objawia się „pulsowaniem” nagrania. Widoczne jest to zwłaszcza z włączoną stabilizacją (klipy w Full HD), chociaż i bez stabilizacji obraz potrafi drgać (4K). Sama stabilizacja również nie daje spektakularnych efektów, więc dopóki nie nagrywacie filmu w biegu, możecie spokojnie ją wyłączyć.

4K 30 FPS

1080p 60 FPS

1080p 30 FPS

Wideo w zwolnionym tempie

Motorola G60 oferuje maksymalnie slow motion 240 FPS w 720p, chociaż efekty są bardzo niewyraźne – wyraźnie natomiast widać co i rusz poprawiający się autofocus. 120 FPS w 1080p wygląda lepiej, chociaż ziarnistość nagrań nadal mocno kłuje w oczy. Ponadto kilkukrotnie zdarzyło się, że smartfon nie potrafił złapać ostrości podczas nagrywania w zwolnionym tempie i konieczne było zresetowanie aplikacji aparatu. Sądzę jednak, że to wada do wyeliminowania aktualizacjami systemu.

1080p 120 FPS

720p 240 FPS

Podsumowanie recenzji Motorola G60

Do Motoroli G60 podchodziłem jak do jeża. Spodziewałem się podporządkowania całego smartfonu potężnej matrycy 108 Mpix. Okazało się, że Motorola uczy konkurencję dobrych kompromisów i potrafi sypnąć funkcjami godnymi flagowca. Brakuje może ekranu AMOLED i głośników stereo, ale czysty Android, świetna bateria, znakomity aparat do selfie i szanujący użytkownika tryb macro są warte tych poświęceń. Szkoda, że ergonomia jest niedopracowana, a panel dotykowy nadinterpretuje komendy – oby udało się to poprawić aktualizacjami.

Dla kogo jest zatem Motorola G60? Dla poszukujących średniaka, który będzie pracować bez zadyszki, wytrzyma dwa dni na jednym ładowaniu i zrobi naprawdę dobre zdjęcia, gotowe i na social media, i do oprawienia w ramkę. Całościowo Motorola G60 to naprawdę udany smartfon, który może nie deklasuje bardzo mocnej konkurencji, ale bez kompleksów może rywalizować o względy potencjalnych użytkowników.

Minusy

  • kiepska ergonomia
  • przeciętne kąty widzenia ekranu
  • panelowi dotykowemu czasem brakuje dokładności
  • przeciętna jakość wideo i „pulsujący” autofocus

Plusy

  • dobra jasność maksymalna ekranu
  • wytrzymała bateria
  • prawie czysty Android i gesty Moto
  • bardzo skutecznie działający HDR i sztuczna inteligencja
  • obiektyw ultraszerokokątny z autofocusem
  • znakomity aparat do selfie

Ocena redakcji

7/10