Jesteś w trakcie poszukiwań niewielkiej klawiatury mechanicznej, która posłuży Ci głównie do gier? Jedną z najciekawszych propozycji jest HyperX Alloy Origins 60. Przez ostatnie dni miałem okazję korzystać z tego urządzenia i przyznam, że jestem zaskoczony niebanalnymi rozwiązaniami, jakie zastosował producent. Zainteresowałem? Zatem zapraszam do przeczytania recenzji.
Od wielu lat recenzuje peryferia gamingowe ze stajni różnych producentów, ale w moje ręce po raz pierwszy wpadła klawiatura od HyperX. Muszę przyznać, że wcześniej dość sceptycznie podchodziłem do tej uznanej przez wielu graczy marki. Zazwyczaj słyszałem same pochlebstwa o słuchawkach, których kilkukrotnie miałem przyjemność używać, ale nigdy nie spotkałem się z pochwałami mechaników. Czy była to tylko moja ignorancja? Może, choć podpytałem kilku znajomych i na ich biurkach także nie goszczą klawiatury z logiem HyperX.
A powinny! Ponieważ pierwsze wrażenia odnośnie tego produktu były bardzo dobre, wręcz świetne. O jakości i solidności wykonania opowiem w dalszej części recenzji, teraz skupimy się na unboxingu i pierwszych wrażeniach tej niewielkiej, aczkolwiek ciężkiej (!) klawiatury. Dlaczego na samym początku piszę o jej ciężarze? Ponieważ po pierwszym otworzeniu estetycznego, biało-czerwonego opakowania musimy wyciągnąć najpierw naszego bohatera, aby dotrzeć do reszty akcesoriów. I właśnie w tym momencie zaskoczył mnie solidny kawałek metalu o dużym ciężarze. Szybko pobiegłem po wagę kuchenną, po chwili na wyświetlaczu ukazała mi się liczba 740 gramów. Dla porównania pełnowymiarowy Razer BlackWidow V3 Pro ważył 1150 gramów, będąc blisko o połowę większym.
Gdy już wyciągniemy naszą klawiaturkę, pozostaje podnieść kartonowe wypełnienie, wyciągnąć kabel (który jest odłączany) keycapa (narzędzie do ściągania klawiszy) oraz zamienne nakładki na klawisze takie jak spacja i esc. Warto dodać, że w górnej części kartonu mamy także kieszonkę na instrukcję obsługi i materiały marketingowe.
Jak już wspomniałem, po wyjęciu z opakowania HyperX Alloy Origins zwrócił moją uwagę swoim ciężarem. Wszystko to za sprawą obudowy wykonanej z jednego kawałka solidnego metalu, którego przyjemny chłód jest doskonale odczuwalny w ręce. Oczywiście spód oprócz naklejki z numerem seryjnym i podpórkami, które można regulować w dwóch płaszczyznach, posiada wytłaczane logo producenta, które doskonale komponuje się z całością wykonania.
Moją uwagę przykuła także niecodzienna konstrukcja, ponieważ klawiatura posiada kompaktowe rozmiary, które coraz częściej wdają się w łaski graczy (i nie tylko). Oznacza to, że nie posiada ona klawiatury numerycznej, dedykowanych przycisków funkcyjnych czy chociażby strzałek. Oczywiście kluczowe przyciski takie jak strzałki, regulacja głośności czy podświetlenia zostały umieszczone jako alternatywa w podstawowych klawiszach. Zresztą sami zobaczcie, jak to się prezentuje na poniższym zdjęciu.
Po podłączeniu konstrukcji do komputera rozświetla się ona w barwach RBG, które oczywiście możemy kontrolować za pomocą dedykowanej aplikacji HyperX NGENUITY. Pozwala ona nie tylko na zaawansowaną personalizację podświetlenia, ale także tworzenia indywidualnych makr i konfigurowania przycisków pod konkretne gry.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do wielokolorowego podświetlenia, ponieważ sporą robotę w jego wizualnym odbiorze robi zamiennik spacji, który jest dołączany do zestawu. Grafika na nim została zaprojektowana w „szlaczki” tworzące swoiste fale, które możemy oglądać na przykład na mapach topograficznych. Jest to oczywiście moje subiektywne skojarzenie. Niemniej jednak całość dodaje uroku stanowisku gamingowemu, zwłaszcza wieczorami.
Nie da się ukryć, że w każdego dnia tworzę spore ilości tekstu, które trafiają m.in. na portal Geex. Klawiatura w moim laptopie posiada nawet wytartą czcionkę od namiętnego stukania w klawisze. Dodatkowo nie jest ona najwygodniejsza do tworzenia obszernych materiałów, więc gdy tylko mam taką możliwość, z przyjemnością przyjmuję pomoc w postaci oddzielnej klawiatury. Tym razem moim wsparciem na kilka ostatnich dni była klawiatura mechaniczna marki HyperX. Jak sprawdziła się ona na moim biurku podczas pracy? Już wam opowiadam.
Pierwsze dwa dni były średnie, żeby nie powiedzieć koszmarne. Wszystko dlatego, że choć ubóstwiam mechaniki, to nie mogłem przyzwyczaić się do czerwonych przełączników liniowych, stworzonych przez inżynierów HyperX. Ich maksymalna siła nacisku wynosi 45g, punkt aktywacji zaczyna się na 1,8 minimetrze, natomiast całkowity skok to 3,8 mm. Na papierze wygląda to doskonale, jednak krótki skok i niewielka siła aktywacji, bez charakterystycznego kliknięcia znanego, chociażby z Cherry MX Brown czy Razer Green Switch sprawiała, że wielokrotnie wracałem do tekstu i sprawdzałem, czy na pewno „wywołałem” pożądaną literkę.
Choć czerwony przełącznik o gładkim ruchu i niezbyt głośnej pracy nie został moim ulubionym kompanem podczas pracy, przyzwyczaiłem się do niego i ramię w ramię piszemy tą recenzję. Z rzeczy, których wielokrotnie mi brakowało, to przede wszystkim klawiatura numeryczna i przyciski funkcyjne, takie jak delete. Ale do ich braku byłem w stanie przywyknąć i znaleźć alternatywne rozwiązania, choć spowalniały one moją pracę. W ramach ciekawostki mogę dodać, że żywotność klawiszy zapewniana przez producenta oscyluje w granicach 80 milionów naciśnięć.
Kolejną dawkę wrażeń Alloy Origins 60 dostarczył mi podczas zabawy w grach. Wskoczyłem przede wszystkim w świat strzelanek takich jak Counter-strike: Global Offensive i Overwatch, ale zahaczyłem także strategie, jaką jest Hearts of Iron IV. I… w tym momencie klawiatura numeryczna stała się zupełnie zbędna, a moje biureczko o niewielkich rozmiarach odetchnęło z ulgą, gdy zabrałem z niego pełnowymiarową klawiaturę (w końcu zmieścił się nawet kufel z napojem bogów).
Mówiąc zupełnie poważnie, cichość klawiatury przestała mnie irytować, ponieważ miałem na sobie słuchawki, które doskonale wygłuszają dźwięki z otoczenia. Natomiast moja dziewczyna przestała na mnie krzyczeć, że głośne kliknięcia nie pozwalają jej zasnąć – jednym słowem, HyperX w końcu pozwolił połączyć mi przyjemne z pożytecznym i cieszyć się nocnymi partyjkami z przyjaciółmi.
Klawiatura HyperX Alloy Origins 60 była pierwszym sprzętem od tego producenta, który kiedykolwiek recenzowałem. I tak jak wspominałem wcześniej, podszedłem dość sceptycznie do tego urządzenia. Jak się szybko okazało, było to całkowicie nieuzasadnione, ponieważ klawiatura już od pierwszych chwil mnie pozytywnie zaskakiwała. Kompatybilne rozmiary, wysoka jakość wykonania i odłączany kabel to tylko niewielka ilość zalet, jakie udało mi się znaleźć w trakcie kilkudniowej przygody z „klikaczem” od HyperX.
Pomimo trudności z przyzwyczajeniem się do autorskich przełączników, udało mi się w końcu do nich przyzwyczaić i w ostatecznym rozrachunku wywarły na mnie całkiem dobre wrażenie (zwłaszcza podczas grania w gry). Model Alloy Origins 60 został wyskalowany do 60% rozmiarów pełnowymiarowej klawiatury, więc jeśli ktoś poszukuje modelu bez tzw. numpada to z czystym sumieniem mogę ten sprzęt polecić. Producent mógł się jednak pokusić o dołączenie podkładki pod nadgarstki lub chociaż wyprofilowania obudowy z racji tego, że jest ona stosunkowo wysoka i przy długim użytkowaniu ręce mogą się męczyć.
Niemniej jednak model uważam za bardzo udany i dzięki jego niewielkim rozmiarom z przyjemnością zabrałbym go w podróż służbową lub na wakacje. Na zakończenie warto jeszcze raz wrócić do wymiennych klawiszy, które dzięki niebanalnej stylistyce będą fenomenalnie prezentować się na stanowisku gracza (o ile oczywiście jesteście fanami RGB).
„Kompatybilne” rozmiary, coś pięknego.