Test i recenzja myszki Endorfy LIV Plus Wireless ze stacją dokującą. Wyższy poziom wygody

Producenci myszek gamingowych nie prześcigają się już w tylko w wartościach DPI, ale coraz częściej kuszą potencjalnych klientów designem i (ultra)lekką wagą, które mają korzystnie wpływać na komfort użytkowania. Pozbycie zbędnych gramów niejednokrotnie wiąże się jednak z bardziej otwartą konstrukcją – np. a’la plaster miodu. Tak też jest w przypadku nowości ze stajni Endorfy – LIV Plus Wireless, choć ona akurat z plastrem miodu niewiele ma wspólnego. Sprawdź, jak w testach sprawdza się mysz z miłym dodatkiem w postaci stacji dokującej.

Dla każdego wymagającego gracza, który lubi „przewiewne” konstrukcje, np. a’la plaster miodu. A nawet jeśli nie lubi, to być może polubi je za sprawą Endorfy LIV Plus Wireless, bo mysz ma wiele innych zalet. To uniwersalna, symetryczna konstrukcja o zadziornym wyglądzie (budowa przypomina egzoszkielet), która sprawdzi u praworęcznych użytkowników.

Myszka ma bardzo dobre parametry. Porządny czujnik, dobrej jakości przełączniki i przemyślana, lekka konstrukcja. A jakby tego było mało, ma także stację dokującą, która sprawia, że ładowanie nie wymaga przepinania kabli. To dobry wybór w swojej kategorii, a w przedpremierowej cenie promocyjnej – wręcz bardzo dobry.

Wady w Endorfy LIV Plus Wireless nie są znaczące – mysz mogłaby się nieco szybciej ładować, a scroll w tej półce cenowej mógłby być trochę lepszej jakości. Największą przeszkodą w polubieniu się z recenzowanym urządzeniem może być jej obudowa, która nie trafi w gust każdego użytkownika. Szczególnie doskwierać mogą dziurkowane boki, które wpływają na komfort.

Recenzja Endorfy LIV Plus Wireless – myszki z bogatym wyposażeniem

LIV Plus Wireless to nowa bezprzewodowa myszka gamingowa od Endorfy, która łudząco przypomina starszy model – LIX Plus Wireless, więc łatwo o pomyłkę. Bo nie tylko nazwa zbliżona, ale i wygląd, a jak się bliżej przyjrzysz, to nawet wnętrze jest podobne, choć tutaj usprawnień jest więcej. Czy są one znaczące i ewentualnie jak bardzo?

Zacznijmy jednak od pierwszego wrażenia – jakie pozostawia? W ładnym i poręcznym opakowaniu znajdziesz całkiem bogate wyposażenie, w skład którego wchodzą: myszka, odpinany, „sznurowany” kabel USB typu A do USB typu C, odbiornik do połączenia radiowego, skróconą instrukcję obsługi, naklejkę Endorfy, a także dodatkowy zestaw ślizgaczy. Wisienką na torcie jest stacja dokująca do wygodnego ładowania „gryzonia”. To mi się podoba! – to wyposażenie zdecydowanie powyżej standardu.

Czy myszka utrzymuje dobre wrażenie także w testach? Przekonaj się w dalszej części recenzji Endorfy LIV Plus Wireless.

Specyfikacja myszki Endorfy LIV Plus Wireless

Wygląd i jakość wykonania Endorfy LIV Plus Wireless

Endorfy LIV Plus Wireless niewiele zmieniło się w swojej konstrukcji względem LIX Plus. To nadal budowa otwarta, choć zamiast honeycomb jest tu swego rodzaju egzoszkielet (wygląda bardziej zadziornie). Tego typu konstrukcja, niezależnie od wzoru, ma chyba tylu zwolenników, co przeciwników. Nie będę ukrywał, że raczej bliżej mi do tych drugich, przez co Endorfy LIV Plus Wireless już na starcie miało ze mną trudniej.

Producent postawił tym razem na większą spójność kolorystyczną, bo zamiast mocniej rzucających się w oczy czerwonych przycisków utrzymał całość w czarnym kolorze. Jest po prostu skromniej i uniwersalnie, co akurat uznaję za plus.

endorfy liv plus wireless o konstrukcji honeycomb

Budowa

Za plus nie mogę niestety uznać zbyt nachalnej w moim odczuciu otwartej konstrukcji. Perforowana obudowa nie ogranicza się jedynie do korpusu, ale także obejmuje oba boki, co już może przeszkadzać podczas rozgrywki, a nawet wręcz drażnić. Jest to  jednak mocno subiektywne odczucie, ale w końcu recenzje są subiektywne.

Nie kupuję haseł o przewiewności – dłoń nadal się w nich poci podczas intensywnych i dłuższych sesji gamingowych. Z moich doświadczeń, które nie ograniczają się tylko do testowanego modelu, różnica, owszem, jest na korzyść otwartej konstrukcji, ale przy w pełni zabudowanej myszce o dobrej fakturze także da się zniwelować efekt pocenia. Właśnie – dobrej fakturze. Jest to po prostu także kwestia materiału i jego jakości.

endorfy liv plus wireless budowa typu plaster miodu

Wracając jednak do bohatera testu, najbardziej przeszkadzały dziurkowane boki, szczególnie po prawej stronie – po prostu podczas gry palec często układał się niewygodnie, wpływając na komfort użytkowania. No i trzeba pamiętać, że w tak otwartej konstrukcji wchodzi więcej kurzu, więc powinno się go regularnie wydmuchiwać.

Choć myszka Endorfy LIV Plus Wireless ma budowę symetryczną, to przeznaczona jest dla graczy praworęcznych. Boczne przyciski są wbudowane w lewy bok i nie da się zmienić ich położenia. Plastik jest delikatnie szorstki, dzięki czemu nie dłoń nie ślizga się podczas intensywniejszych zmagań w grach. Jest też matowy i dobrej  jakości, więc nie wydaje się, by wycierał się po dłuższym użytkowaniu.

Elementy obudowy są dobrze spasowane – nie mam żadnych zastrzeżeń co do jakości wykonania.

Wymiary i waga

Tak naprawdę prawdziwym powodem wyboru dziurkowanej obudowy jest chęć obniżenia wagi myszki. W końcu mniej plastiku przekłada się na pozbycie dodatkowych gramów, które mogą zaważyć na tym, czy myszka kwalifikuje się do wagi lekkiej, czy piórkowej. Endorfy LIV Plus Wireless zaliczyłbym do tej pierwszej. Do najlżejszych myszek gamingowych jednak trochę gramów brakuje, choć wynik 69 g jest nadal świetny. Mysz jest bardzo dobrze wyważona i czuć lekkość przy poruszaniu.

top endorfy liv plus wireless

Wymiary powinny przypasować różnym osobom – są uniwersalne. Endorfy LIV Plus Wireless jest nieco dłuższa od Logitech G Pro X Superlight (1 mm), a także szersza (ponad 2 mm) i jednocześnie niższa (niespełna 1 mm). Mam przeciętnej wielkości dłoń i recenzowany model bardzo mi przypasował (szczególnie jego dłuższa budowa). Bardziej płaski korpus to mocno indywidualna kwestia – mam wrażenie, że nieco większe wybrzuszenie daje uczucie lepszego komfortu (sprawia wrażenie, jakby dłoń bardziej wypoczywała), ale i tutaj nie mogę narzekać.

Ślizgacze i okablowanie

To, co mnie miło zaskoczyło w recenzowanej myszce, to jej ślizgacze. Wyglądają niepozornie, bo jak każde inne, ale jaki oferują poślizg! Suną po podkładce Corsair MM350 Extended XL jak wybitna łyżwiarka na tafli lodu w swoim szczycie możliwości.

Naturalnie popadam w przesadę, ale chciałem podkreślić, jak dobrze sprawdzają się na mojej prywatnej podkładce, która stanowi kompromis między kontrolą a szybkością i raczej przechyla się w tę pierwszą stronę. Jest ona bowiem dość wybredna i nie każda myszka (a właściwie nie każde ślizgacze) wypada tak dobrze jak właśnie Endorfy LIV Plus Wireless. Rzadko zdarza się, bym rozpływał się nad ślizgaczami, bo zwykle na nie narzekam, co nawet często nie wynika z nich samych. W końcu to także kwestia ich polubienia się z podkładką.

Okablowanie zakończone wtykami USB typu A i USB typu C jest odpinane oraz dość grube i bardzo miękkie, a dzięki temu jest elastyczne i wygodne w użytku. Jest to bardzo często spotykany materiał – jak puszysta sznurówka. Długość kabla jest standardowa (1,8 m).

Podpinasz go nie tylko do myszki, ba, wręcz w przypadku recenzowanej myszki nie musisz w ogóle tego robić. Kabel może być cały czas podłączony do stacji ładującej. Nie ma potrzeby jakiegokolwiek przełączania. Podobnie sprawa wygląda w przypadku odbiornika do połączenia radiowego, który również wpinasz w stację, a nie złącze USB w obudowie komputera.

endorfy liv plus wireless okablowanie

Podświetlenie

Mysz gamingowa bez podświetlenia to nie mysz gamingowa. Endorfy zadbało o nie w trzech miejscach: na scrollu, logo oraz pasku na dnie korpusu, które robi najlepsze wrażenie. Podświetlenie jest dobrej jakości i każdy miłośnik ARGB powinien być zadowolony z efektów. Co więcej, nie ogranicza się ono tylko do samej myszki. Podstawa stacji dokującej jest również efektownie podświetlona!

Podświetlenie gaśnie, gdy mysz jest nieużywana, co pozwala wydłużyć czas pracy na baterii. Niestety, nie możesz wyłączyć ARGB z poziomu myszki.

pasek argb w endorfy liv plus wireless

W modelu LIX Plus Wireless było to możliwe, ale w nowej myszce stosowny przełącznik zastąpiono przełącznikiem trybów działania, co wydaje się logicznym posunięciem. Mimo wszystko fajnie, gdyby dało się jednak to podświetlenie wyłączyć za pomocą np. kombinacji przycisków lub odpowiednio długiego przytrzymania wybranego z nich.

Czujnik, przełączniki i przyciski w Endorfy LIV Plus Wireless

Sensor

Sercem Endorfy LIV Plus Wireless jest sensor PixArt PAW 3395. Jest to czujnik, który przeznaczony jest głównie dla myszek bezprzewodowych i cechuje się on funkcją MotionSync, która owocuje usprawnioną synchronizacją raportowania. To z kolei przekłada się na bardziej precyzyjny przesył danych o położeniu „gryzonia”. Sensor to de facto ulepszony wariant PAW 3370, który znajdziesz w modelu LIX Plus Wireless, z podbitą rozdzielczością (26 tys. DPI zamiast 19 tys., bez zjawiska interpolacji) i wyraźnie zwiększoną szybkością (16,51 m/s zamiast 10,16 m/s).

Nie ma co tu się rozpisywać – absolutnie topowy czujnik, który sprawdzi się w każdej grze i każdych warunkach, a Ty będziesz zachwycony precyzją, zawrotną szybkością i niskimi opóźnieniami.

Przełączniki

Przyznam, że bardzo polubiłem się z przełącznikami Kailh GM, niezależnie od wersji – nawet te w tańszych „gryzoniach” to gwarancja dobrej jakości i żywotności. Trudno mi się odnieść do ewentualnego dwukliku po paru tygodniach użytkowania. Ten nęka często nawet najdroższe myszki i zależy tak naprawdę od implementacji.

front endorfy liv plus wireless

Jeśli chodzi o same parametry, to Kailh GM 8.0, które trafiły do recenzowanego modelu Endorfy, to wyższa półka i co najważniejsze – są to przełączniki sprawdzone w bojach. Kailh GM 8.0 mają świetną wytrzymałość – aż do 80 mln kliknięć, a same przełączniki zaliczają się do średnio twardych.

Główne i boczne przyciski oraz scroll

Najważniejsze przyciski spasowane są bez zarzutu, a sam klik jest nieco chrupiący. Z kolei boczne są nie są zbyt uwypuklone, ewidentnie czuć delikatne spłaszczenie, ale chodzą odpowiednio miękko.

Scroll jest dość gruby i ogumiony. Jest raczej standardowy dla myszek z niższej i średniej półki. Brak zastrzeżeń do jego działania. Choć przeskoki przy przewijaniu rolki mogłyby być bardziej wyczuwalne. W cenie sugerowanej chyba spodziewałbym nieco lepszego scrolla. Na szczęście jest on wykonany porządnie – brak chybotania i luzu.

Wrażenia z użytkowania Endorfy LIV Plus Wireless w grach

Nie będę ukrywał, że fanem otwartych konstrukcji w myszkach nie jestem. Nigdy nie byłem i chyba nigdy nie będę. Czy Endorfy LIV Plus jest w stanie przekonać takie osoby jak ja do tego typu budowy? Mogę mówić tylko za siebie: niespecjalnie.

O ile na korpusie tego typu konstrukcja nie przeszkadza, tak niestety dziurkowane boki już tak. Wolałbym nieco bardziej zabudowaną budowę. Naturalnie do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, a optymalne wymiary sprawiły, że mimo niepolubienia się z egzoszkieletową strukturą korzysta się z Endorfy LIV Plus Wireless wygodnie. Delikatnie szorstka faktura sprawiła, że dłoń nie ślizgała się przy intensywnych sesjach gamingowych, a przełączniki zagwarantowały odpowiednio szybką reakcję.

Była ona też szybka w trybie radiowym – absolutnie nie zauważyłem żadnych różnic w opóźnieniach względem kabla oraz topowych „gryzoni” bezprzewodowych. W połączeniu ze świetnym ślizgaczami strzelanie w takim CS-ie 2 należało do czystej przyjemności, a szybkość reakcji przycisków (także bocznych) w unikach podczas starć w Hellblade 2 była nienaganna. Dobre wrażenie to nie tylko kwestia rejestracji przycisków – sam klik (chrupiący w głównych i skrzeczący w bocznych) jest także satysfakcjonujący.

endorfy liv plus wireless argb ze stacją ładującą

Nie musiałem się też przestawiać, bo sensor PixArt PAW 3395 to gwarancja znakomitych parametrów, a co za tym idzie – nie tylko brak występowania negatywnych zjawisk, ale przede wszystkim najwyższa precyzja i optymalna szybkość niezależnie od ustawień DPI.

Czas pracy na akumulatorze Endorfy LIV Plus Wireless

Bateria w Endorfy LIV Plus Wireless jest zdecydowanie lepsza niż w LIX Plus Wireless, gdzie miała ona pojemność 300 mAh, co przekładało się na 40 godzin pracy (+/- kilka godzin w zależności od ustawień tego, co się robiło na komputerze). Jak jest w przypadku recenzowanej myszki?

Producent teoretycznie chwali się pojemnością na poziomie 500 mAh i czasem pracy do aż 160 godzin. Jedno do drugiego nijak pasuje – i słusznie, bo trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt: dwa tryby działania. Tak, LIV Plus Wireless oferuje: 2,4 GHz oraz Bluetooth. I to właśnie dzięki temu drugiemu można tak znacząco wydłużyć czas pracy bezprzewodowej.

Wartości w trybie radiowym nie są już tak imponujące, co nie znaczy, że są złe. Ba, są one więcej niż przyzwoite, biorąc pod uwagę, że masz do czynienia z gamingowym „gryzoniem” o jednym z topowych czujników.

bok endorfy liv plus wireless

Mnie udało się osiągnąć w trybie radiowym przy aktywnym podświetleniu RGB około 50 godzin, użytkując myszkę zarówno w pracy biurowej (przy domyślnych 500 Hz), jak i podczas grania (ustawiając 1000 Hz). Przy najwyższym odświeżaniu czas pracy skraca się, ale z drugiej strony możesz wydłużyć go, wyłączając podświetlenie.

Wydaje się, że do czysto gamingowych zastosowaniach ponad 40 godzin to takie sensowne minimum przy maksymalnym raportowaniu i włączonym RGB. W najlepszym trybie nie powinno jednak być problemu z osiągnięciem 60 godzin przy wyłączonym, całkowicie zbędnym dla myszek podświetleniu i przy mniej intensywnym graniu (ewentualnie po obniżeniu do 500 Hz na stałe).

Drugi tryb do wydłużenia czasu działania

Natomiast główną różnicę stanowi Bluetooth, który, co ważne, nadaje się jedynie do pracy biurowej i pozagamingowych zastosowań. Ten tryb jest w stanie ten czas wydłużyć do deklarowanych przez producenta 160 godzin, co daje bite 4 tygodnie użytkowania po 8 godzin. Nie byłem w stanie tego zweryfikować ze względu na krótszy czas testów, ale w przypadku Bluetooth mogę uwierzyć w te wartości.

Dwa tryby działania w myszce to fajna opcja dla osób, które chcą użytkować mysz zarówno w pracy, jak i gamingu, zmieniając je pod kątem zastosowań wygodnie za pomocą specjalnego przełącznika.

Ładowanie

Ile trwa pełne naładowanie? Mniej więcej 3 godz., bo po takim czasie mrugający w trakcie tego procesu scroll zmienił kolor z niebieskiego na zielony (nie przestaje mrugać po tej zmianie). Jest to trochę dłuższy czas ładowania od tego, do którego jestem przyzwyczajony. Myszki gamingowe ładują się zazwyczaj w ciągu maksymalnie (nieco ponad) 2 godz. Co ciekawe, sprawdziłem pasek bezpośrednio w aplikacji i on sugerował pełne naładowanie po około 2,5 godz.

endorfy liv plus wireless na stacji dokującej

Gdy bateria jest na wyczerpaniu, dioda na scrollu mruga na czerwono, a nawet wtedy jest w stanie działać jeszcze dobrych kilka godzin (starczy na cały dzień roboczy).

Oprogramowanie Endorfy LIV Plus Wireless

Oprogramowanie jest proste, czytelne i niespecjalnie obciąża komputer, czyli takie, jakie być powinno. To, czego mi brakowało, to procentowy wskaźnik stopnia naładowania (jest tylko ikonka, która podaje orientacyjną wartość, ale to takie połowiczne rozwiązanie). Generalnie nie mam wielkich zarzutów co do opcji, które oferuje aplikacja Endorfy, a zmienisz w niej nawet poziom LOD (1 lub 2 mm) czy w(y)łączysz funkcję MotionSync.

Z poziomu oprogramowania ponadto wyłączysz całkowicie podświetlenie (także to na scrollu, które powiązane jest z DPI), wybierzesz różne efekty (nie ma ich zbyt wielu), ustawisz makra i konkretne przyciski, a także poziom rozdzielczości.

Stacja dokująca w Endorfy LIV Plus Wireless

Stacja dokująca do (wygodnego) ładowania myszki Endorfy LIV Plus Wireless jest przyjemnym dodatkiem i fajnym gestem ze strony producenta. Ale czy jest on niezbędny? Położenie myszki na stacji dokującej jest szybsze i wygodniejsze niż podpinanie kabla, ale ta ministacja z drugiej strony zajmuje miejsce. Niby niedużo, ale trzeba znaleźć dla niej optymalne miejsce na biurku, by nie zaburzyć feng szui na swoim stanowisku, zwłaszcza jeśli przywiązujesz dużą uwagę do nawet najmniejszych detali.

Stację dokującą możesz (dosłownie) przylepić do biurka, ale jest to opcjonalne. Jest ona w zasadzie bajerem, za który dodatkowo dopłacasz. Czy jest ona warta? To już zależy od tego, ile faktycznie więcej wydajesz na myszkę, która jest wyposażona w tę stację. A to, czy ją potrzebujesz, to już nie mnie oceniać. Jest wygodniej, a w końcu za wygodę się (dodatkowo) płaci.   

ładowanie myszki endorfy liv plus wireless na stacji dokującej

Podsumowanie testu Endorfy LIV Plus Wireless. Wygodne granie i wygodne ładowanie

Czy warto? Jak najbardziej tak – naturalnie pod warunkiem, jeśli lubisz otwarte konstrukcje. W innym przypadku szukaj dalej wymarzonej myszki. Jeśli jednak nie przeszkadzają Ci one albo wręcz chętnie po nie sięgasz (dla np. większej przewiewności), to Endorfy LIV Plus Wireless z miejsca stał się ciekawym wyborem. To lekka, zgrabna mysz, która sprawdzi się zarówno u osób z mniejszymi, jak i nieco większymi dłońmi (kwestia też uchwytu).

Parametry „gryzonia” są niczego sobie, a więc możliwości w grach – również. Nie mam też żadnych zarzutów względem jakości wykonania, a same wrażenia podczas gamingu są bardzo dobre. Szybka rejestracja kliku i niskie opóźnienia to jest coś pożądanego przez graczy, a na tym polu Endorfy LIV Plus Wireless wypada naprawdę udanie.

endorfy liv plus wireless ze stacją dokująca i podswietleniem argb

Gdyby promocyjna cena przedpremierowa (349 zł zamiast 449 zł) była stałą ceną sugerowaną, byłbym skłonny wystawić myszce wyróżnienie za stosunek jakości do ceny. Ale niezależnie od tej drugiej, Endorfy LIV Plus Wireless to naprawdę solidna propozycja, którą szczególnie rozważyć powinni bardziej wymagający fani myszek o otwartej obudowie, którzy chcieliby pożegnać się z ogonkiem w „gryzoniach” gamingowych. A i nie można zapomnieć o wisience w postaci stacji dokującej.

Minusy

  • tak rozległa konstrukcja otwarta może być dla niektórych nieco mniej komfortowa (boki!)
  • trochę za długi czas ładowania myszki
  • brak możliwości wyłączenia ARGB myszki bez aplikacji
  • w tej cenie scroll mógłby być nieco lepszy

Plusy

  • świetne ślizgacze!
  • stacja ładująca jako główna atrakcja bogatego wyposażenia (wygoda w ładowaniu)
  • czujnik (PAW 3395) o rewelacyjnych parametrach
  • różne tryby działania, które gwarantują dobry czas pracy bez potrzeby ładowania
  • optymalne wymiary i symetryczna, wygodna obudowa o zadziornym wyglądzie
  • porządne przełączniki o dużej wytrzymałości, „chrupiącym” kliku i szybkiej reakcji
  • niezauważalne opóźnienia w trybie radiowym

Ocena redakcji

8/10