Najlepsze gry survivalowe – czyli jak z kamienia i patyka zbudować calutki zamek

W ostatnich latach survivale miały swoje 5 minut, ale czy wciąż mamy ich przesyt? Absolutnie nie i nowe produkcje oraz te ciągle rozwijane wciąż przyciągają masę graczy. Dlatego w tym morzu tytułów otrzymałem poważne zadanie, aby zebrać dla was najlepsze gry survivalowe ostatnich lat.

W swoim zastawieniu poszukałem nowszych i starszych tytułów, które mogły wam umknąć pod radarem poza tak mocnymi pozycjami, jak No Man’s Sky czy Valheim. Większość z nich to produkcje już ukończone bądź wciąż aktywnie rozwijane. Wyróżniają się różnym poziomem trudności i złożoności, ale ręczę moją chatką z patyków, że każdy zasługuje na uwagę!

Najlepsze gry survivalowe

Czy jaguara można pogłaskać po brzuszku – Green Hell

Produkcja polskiego Creepy Jar zadebiutowała w 2018 roku i szybko zaczęła zyskiwać popularność wśród graczy. Wszystko za sprawą rozbudowanego modułu przetrwania oraz całkiem niezłego odwzorowaniem rzeczywistości. I tak postać gracza może zginąć od zakażenia, ukąszenia jadowitego węża czy nawet od picia brudnej wody.

Motyw jest prosty – lądujemy w środku amazońskiej dżungli i musimy wydostać się z zielonego piekła. Mamy zarówno całą ścieżkę fabularną oraz tryb swobodny dla zaangażowanych mistrzów przetrwania.

To, co mi zapadło w pamięć, to świetnie rozwiązany temat interfejsu – rany pojawiają się w różnych miejscach naszego ciała, więc samodzielnie musimy kontrolować dłonie czy nogi. W ten sposób możemy odkryć, chociażby przeczepione pijawki, które są prawdziwą zmorą i potrafią skutecznie utrudniać próby przetrwania. Obok tego craftujemy narzędzia, budujemy pierwsze chatki, a nawet hodujemy lokalną faunę i florę.

Wokół Green Hella wykreowała się całkiem pokaźna społeczność, na YouTubie nie brakuje wszelkiej maści poradników. Sama gra doczekała się nawet edycji VR, a w planach jest kontynuacja. Obecnie Creepy Jar pracuje nad StarRapture. Nadchodząca gra będzie także survivalem, ale z większym naciskiem na coop i budowę bazy. Warto zapisać nazwę i śledzić rozwój gry.

Chodzi kanibal koło drogi, zeżrę ci rączki a potem nogi – Sons Of The Forest

Jeśli jesteście fanami wypadów do lasu wraz ze znajomymi, to może nie ogrywajcie Sons of The Forest. Trauma, obawa przed pożarciem i dziwne dźwięki, niekoniecznie ludzkiego pochodzenia. Jeśli jednak lubicie walkę o przetrwanie i do tego macie zgraną ekipę, to warto rozważyć!

Dodatkową zaletą jest motyw horroru, dzikie wrzaski i obronę przed hordami mutantów, którzy mają ochotę zjeść wasze kończyny, serca bądź inne narządy. To udana kontynuacja The Forrest z 2018 roku, która zgromadziła wokół siebie spore grono fanów.

Sons Of The Forest na tle konkurencji wyróźnia oprawa audiowizualna. Las przygotowany przez Endnight Games Limited wygląda fenomenalnie, jest pełen dzikich zwierząt, dźwięków oraz efektów graficznych. Same dźwięki żyjącego świata także potrafią przyprawiać o ciarki, co jest jednym z wielu elementów budowania klimatu horroru w tej produkcji. Czymże byłaby jednak piękna oprawa graficzna bez mięsistej rozgrywki?

I tutaj Sons of The Forest oferuje wszystko, co lubią gracze w survivalach – czyli od zera, do bohatera. Początkowo bronimy się drewnianymi włóczniami, aby z czasem uzyskać dostęp do broni palnej. Walka jest mocno zręcznościowa, a zważywszy, że mutanci rzadko atakują w pojedynkę, wymaga niezłej percepcji, aby orientować się gdzie znajdują się nasi przeciwnicy.

Zombie, zombie, zombie, a ty człowieku szukaj wody – Zomboid

Zomboid jest rozwijany od 2013 roku i do gry stale trafia nowy content (gra wciąż jest we wczesnym dostępie). W największym uproszczeniu jest to kolejna wariacja na temat apokalipsy zombie, ale w tym wypadku ogromny nacisk jest kładzony na realizm. Intuicja jest więc naszym najlepszym sojusznikiem – chcesz bandaże? Podrzyj ubrania. Zombiak ląduje na glebie? Zdeptaj mu głowę. Masz puszki z jedzeniem? Sorry, musisz mieć otwieracz.

Dlatego Zomboid ma bardzo wysoki próg wejścia i jego zrozumienie to dziesiątki, jeśli nie setki godzin. Gra wynagradza to poświęcenie z nawiązką, bo rozgrywka chociaż wymagająca, wciąga nieziemsko. Zwłaszcza, gdy mamy kogoś do wspólnego grania, ale można także swobodnie ogrywać tę produkcję samodzielnie.

Osobiście uważam, że skromna oprawa graficzna jest wielką zaletą tej produkcji. Dzięki temu deweloperzy mogą się skupić na rozwoju wielu mechanik z naciskiem na realizm. Dlatego warto mieć z tyłu głowy, że Zomboid to bardzo hardcorowy survival, niewybaczający błędów.

Wojenko cóż żeś jest za Pani, że za tobą idą barbarzyńcy malowani – Conan Exiles

Conan Exiles to idealny wybór, jeśli chcecie jak najczęściej walczyć z innymi graczami przy użyciu wszelkich brutalnych metod. Walka wręcz, broń dystansowa, a w najlepszym razie sięganie po czary i przywoływanie samych bóstw na pole walki. Mechanicznie produkcja od Funcom to klasyczny survival – zaczynacie jako nagi skazaniec w niegościnnych Ziemiach Wygnańców. Podstawowym zadaniem jest znalezienie jedzenia oraz wody, jednocześnie należy wybudować jakiekolwiek schronienie.

Produkcja zachęca także do interakcji z innymi graczami. Toporem, mieczem, kamieniem czy dzidą. Możliwość atakowania czy okradania innych, sprawia, że widok innej postaci kierowanej przez gracza podnosi tętno. Nigdy nie wiadomo czy to potencjalny wróg, czy sojusznik. Ten mocny nacisk PVP i PVE (w grze mamy wielu opcjonalnych bossów, na których lepiej zebrać ekipę) sprawia, że nie można się tutaj nudzić. Zwłaszcza, że przez serwery co jakiś czas przechodzi „czystka”, więc wszelkie budowle czy bazy są nietrwałe. To tylko jedna z kilku mechanik, które mają zachęcić graczy do częstszych potyczek, bo finalnie… i tak wszystko zniknie.

Jeśli jednak boicie się od razu wskoczyć na głęboką wodę i grać po conanowemu, można odpalić grę jednoosobową i na spokojnie zapoznać się z grą. Dzięki masie różnych opcji dostosujemy świat pod siebie i będziemy mogli w pojedynkę odkrywać brutalny świat Conan Exiles.

Gdyby Skyrim romansował z Dark Souls – Enshrouded

Enshrouded to idealna pozycja dla fanów dark fantasy oraz survivalów. Świat został zniszczony przez ludzką głupotę, przez którą uwolniono ogromne pokłady magii. Tajemnicza zaraza oraz wszechobecne potwory skutecznie zniszczyły cywilizację. Jako samotny (bądź z grupą znajomych) Zrodzony z Płomienia staramy się pokonać zło wiszące nad krainą Embervale, a przy okazji przeżyć. 

Mamy tutaj więc klasyczne zbieranie surowców, szukanie pożywienia i budowanie bazy. Niewątpliwą zaletą Enshrounded jest mechanika walki. Oprócz wszelkiej maści przedmiotów do krzywdzenia innych istot, mamy do dyspozycji także magię. Same potyczki są dynamiczne i mocno opierają się na naszej zręczności. Natomiast przemierzanie upadłego świata jest niezwykle przyjemne, a to za sprawą lotni, którą dosyć szybko możemy odblokować. Mamy także sieć teleporterów rozmieszczonych po mapie ułatwiającą powracanie do odkrytych już miejsc.

Nie bez kozery jest także rozwój bohatera – mamy tutaj rozwiązanie znane ze Skyrima, gdzie nie wybieramy bezpośrednio klasy, ale rozwijamy drzewka umiejętności. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby je mieszać, ale też nic nie stoi na przeszkodzie, aby specjalizować się w konkretnej sztuce wojennej. Co kto lubi i dla każdego coś dobrego.

Krwistość rozgrywki dla fanów krwiopijców – V Rising

Rzut izometryczny V Rising oraz motyw wampirów nie brzmi jak survival… a jednak nim jest! Zabawę zaczynamy od wykreowania krwiopijcy i pierwszej ofiary. W produkcji od Stunlock Studios rozgrywka bazuje na trzech filarach – zdobywaniu zasobów (w tym krwi), rozwijaniu siedziby oraz pokonywaniu bossów.

W przypadku tego pierwszego wielkiej filozofii tutaj nie ma – zdobywany klasyczne drewno, kamienie czy kości. Krew to życiodajny płyn pozyskiwany z przeciwników. Dużo ciekawsze jest jednak wypicie szkarłatnego płynu bossa, bo wówczas zyskujemy nowe zdolności i odblokowujemy kolejne etapy naszej przygody. Wampirza siedziba, jak przystało na klasykę, to gotycka posiadłość, gdzie oprócz możliwości tworzenia ekwipunku możemy zatrudnić (ekh, zniewolić) sługusów, a wówczas to oni będą zdobywać dla nas zasoby.

W grze zaimplementowano system dobowy, więc w trakcie dnia lepiej unikać promieni słońca… te potrafią w ciągu paru chwil spopielić każdego sługę mroku. Z kolei walka to wariacja na temat MOBY, gdzie każda broń posiada swoje własne unikalne zdolności, a do tego dochodzą umiejętności naszego wampirzego protagonisty.

Największą bolączką V Rising jest jednak samo podejście do rozgrywki – samotny Nosferatu nie ma tu za bardzo czego szukać. Dużo grindowania oraz potężni bossowie powodują, że w domyśle szukamy albo sami zakładamy klan wampirów. Można odpalić co prawda solowy serwer i obniżyć poziom trudności, ale wówczas… zabawa traci na krwistości.

Symulator podkręcania arachnofobii – Grounded

Czy mieliście kiedyś wizję, że skurczyliście się do wielkości owada i walczycie o przetrwanie we własnym ogródku? Cóż, Grounded jest właśnie spełnieniem tej fantazji. Jako jeden z dzieciaków lądujecie w trawiastym królestwie i szukacie sposobu, aby z powrotem odzyskać ludzkie wymiary. Naprzeciwko stoją szeregi przeróżnych stawonogów z pająkami na czele. Jeśli więc nie lubicie „robali”, to ta produkcja nie jest za bardzo dla was.

W trakcie zabawy odkrywamy ciekawostki naukowe o otaczającym nas świecie i wykonujemy różne zadania fabularne. Jednocześnie zbieramy surowce i wytwarzamy coraz to bardziej wymyślne narzędzia służące nie tylko do przetrwania, ale również do obrony.

Zaletą Grounded jest duży nacisk, jaki twórcy położyli na naturalne zachowania stawonogów. Przykładowo, jeśli zwiadowcy mrówek pozostawią feromony w pobliżu naszego obozu, to mamy pewność, że odwiedzi nas liczny oddział żołnierzy.

To także jeden z tych przyjemniejszych survivali, nie tak hardcorowych jak pozostałe propozycje. Wciąż wymaga od gracza pewnej uwagi oraz nauki, ale wybacza sporo błędów. Można go ogrywać zarówno samodzielnie, jak i z trójką znajomych.

A jakie są waszym zdaniem najlepsze gry survivalowe i jakie macie z nimi wspomnienia? Jestem otwarty na wszelkie nowe propozycje, bo gusta są przeróżne i z przyjemnością poznam wasze typy.