30-latkowie nie będą już musieli zasłaniać monitorów, bo mama wchodzi
Jeśli kojarzycie postać najżałośniejszego podrywacza wśród animowanych zakolarzy, to znaczy, że mogliście mieć… specyficzne dzieciństwo. A przynajmniej jest wielce prawdopodobne, że pierwsze kroki w sztuce flirtu stawialiście, mając z tyłu głowy teksty Larry’ego Laffera, których lepiej nie używać.
Nie jest bowiem tajemnicą, że choć taki „Larry 7: Miłość na Fali” z założenia powstał jako tytuł dla starszego odbiorcy, największą popularność zyskał wśród… ekhm… tych, którzy z racji wieku w ogóle nie powinni mieć od tego tytułu dostępu. A jednak mieli. Sam zresztą mogę posłużyć jako przykład, bo z siódmym Larrym poznałem się, mając raptem 13 lat.
Powrót do erotyczno-komediowych przygód Larry’ego Laffera w „Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don’t Dry” będzie więc dla wielu – o ironio, jak to brzmi – sentymentalnym powrotem do czasów dzieciństwa, gdy hormony szalały w rytmie Eurodance, a w sprawach wychowania seksualnego matka kazała szukać odpowiedzi u ojca, a ojciec u matki, więc koniec końców często pozostawaliśmy z problemem sami.