Wraz z Kamilem Gajdkiem przeszliśmy The Last of Us 2 niemal na jednym tchu, wciągając nosem prawie 30 godzin rozgrywki na raz. Na co dzień lubimy różne gatunki gier, dlatego też postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi niekiedy mocno różniącymi się od siebie opiniami na temat nowego dzieła studia Naughty Dog. Od razu ostrzegam, będą spoilery.
To, że The Last of Us 2 piękną grą jest, nie podlega wątpliwości. Na screenshotach prezentuje się genialnie, ale prawdziwy jej urok ukazuje się w trakcie gry (i ruchu). Zwiedzając najróżniejsze zakamarki Seattle i część Kalifornii za każdym razem zbierałem szczękę z podłogi na widok sklepów, domów, mieszkań czy ogólnie całych zniszczonych budynków. Ilość szczegółów jest porażająca! Każda lokacja ma własny temat i duszę, nie ma zwykłych zapychaczy, wypełniających przestrzeń w trakcie podróży.
Przykładowo zwiedzając jeden z domów szeregowych natrafiłem na dwa pokoje dziecięce, młodszego i starszego rodzeństwa. W pokoju młodszego na ścianach były wymalowane drzewka i ogólnie całe pomieszczenie było w tematyce zwierząt, w drugim pokoju dominowały natomiast plakaty zespołów rockowych i metalowych. Co ciekawe na rogu pokoju gościnnego znalazłem kreski, pokazujące wzrost dzieci w różnym ich wieku. Malutki smaczek, który uwiarygadnia wizję twórców.
Statyczne obrazy to jedno, zupełnie inną kwestią są natomiast animacje. Naughty Dog potrafi zaprojektować fantastyczne, naturalne animacje poruszania się i walki, ale prawdziwe mistrzostwo osiągnęli w TLOU 2 przy animacji twarzy. Oczywiście po części jest to zasługa bardzo dobrych aktorów, użyczających głosu i ruchów twarzy widzianym na ekranie postaciom. Nie zmienia to jednak faktu, że każda, nawet najsubtelniejsza reakcja na twarzach bohaterów jest perfekcyjnie animowana. Nawet bez słów widać, jakie emocje targają w danym momencie Joela czy Ellie.
Te animacje widoczne są nie tylko w przerywnikach filmowych, ale także podczas walki. Gdy łapiemy przeciwnika i dusimy go, to od razu pojawia się na jego obliczu grymas walki o każdy wdech. Twarz aktualnie ogrywanej przeze mnie postaci także naturalnie reagowała na różne sytuacje, jak chociażby mrużenie oczu, gdy świeciło w nią światło czy chwilowy strach, gdy z zaskoczenia zaatakował mnie zarażony.
Żeby jeszcze bardziej się nie rozpisywać powiem jeszcze, że pod względem audio gra stoi na równie wysokim poziomie. Takie elementy, jak efekty otoczenia, wystrzały, komunikaty przeciwników, głosy bohaterów i muzyka są świetne. Generalnie cała oprawa audiowizualna The Last of Us 2 zasługuje na 9,5/10. Widać gdzieniegdzie ograniczenia przestarzałej już technologii konsoli PlayStation 4, jak chociażby niezbyt szczegółowe wnętrza samochodów czy niektóre tekstury otoczenia w niskiej rozdzielczości. Ostatecznie jednak chylę czoła przed projektantami lokacji, grafikami i dźwiękowcami.
Naughty Dog zna konsolę PlayStation równie dobrze jak jej projektanci. Odnoszę nawet wrażenie, że wiedzą więcej niż Mark Cerny. Soki, które ekipa z Santa Monica wyciska z blisko 7-letniego sprzętu, sprawiają, że kompletnie nie odczuwam potrzeby zmiany generacji. The Last Of Us 2 stoi na bardzo wysokim poziomie graficznym i grając na podstawowej wersji konsoli mimo momentów, gdzie sporo się działo jednocześnie, nie doświadczyłem nawet pojedynczego chrupnięcia. To są właśnie te detale, jak to mówi ostatnio trochę zapomniany Tomasz Hajto, te detale, które twórcy umieścili w grze (zakurzone PS3 z płytą Uncharted, plakaty z Pearl Jam, latające reklamówki itd.), które sprawiają, że każde odwiedzane miejsce samo opowiada historię swoim projektem i dekoracją. Jeżeli miałbym umrzeć w czasie apokalipsy, to w tej od Naughty Dog. 10/10.
Zachwyt nad wizualizacjami to jedno, zupełnie inną parą kaloszy jest natomiast mechanika gry i jej tzw. pacing, czyli dynamika prowadzenia wydarzeń. Początkowo średnio pasowały mi do wizji apokaliptycznego, realistycznie zaprojektowanego świata opcje rozwijania postaci poprzez łykanie setek piguł albo dodawanie do karabinu większego magazynka, złożonego z 60 znalezionych śrubek. Ostatecznie rozumiem jednak takie uproszczenia w mechanice, pozwalające skupić się na prostym rozwoju swojej postaci.
Gorzej wypada główny rdzeń rozgrywki. Gra w teorii polegać ma się na survivalu i skradaniu, w rzeczywistości jednak znacznie satysfakcjonujące było dla mnie rozwiązywanie konfliktów za sprawą ładunków wybuchowych i headshotów. To jest element, który Naughty Dog wyszedł bardzo dobrze. Ciche zabójstwa i przemykanie obok przeciwników okazały się natomiast dla mnie trochę nużące i zwyczajnie nieefektywne.
Uciążliwa była także dla mnie dynamika gry. Bywają momenty, gdzie byłem wciągany w wir różnych emocjonujących wydarzeń, aby po angażującej sekwencji zostać przymuszonym do godzinnego przeplatania łażenia po półotwartej lokacji na zmianę z walką z setkami przeciwników. Problemem jest także nadmiar dostępnych zasobów. Pod tym względem gra jest totalnie niezbalansowana. Może dwa razy w ciągu niemal 30 godzin gry zabrakło mi amunicji do pistoletów i karabinów, a przecież niemal każde starcie kończyłem na wymianie ognia. Sama rozgrywka dostaje więc ode mnie 5/10. Jest przyzwoicie, ale także męcząco, nużąco a czasami nawet za łatwo.
Tutaj pojawi się część, którą można zaklasyfikować jako narzekanie. Zacznijmy od mordowania. Jest go… za dużo i jest ono za łatwe. W poprzedniej odsłonie TLOU liczyliśmy każdy nabój, bo za rogiem mogło się pojawić coś groźniejszego. W part II wręcz przeciwnie, hulaj dusza, piekła nie ma. Wpadałem do pustych pomieszczeń z pełnym arsenałem, na zmianę używając miotacza ognia, shotguna i kuszy. Jest to strzelanie przyjemne, przypomina Uncharted, jednak fakt, że możemy dość swobodnie eksplorować lokacje sprawia, że jeżeli chcemy się dozbroić, potrzebujemy około 5 minut i możemy urządzać jesień średniowiecza.
Mordowania jest według mnie za dużo i momentami czułem znużenie. Gdyby nie świetnie zaprojektowane lokacje to grę kończyłbym znacznie dłużej, bo na dłuższą metę mi się odechciewało. Znacząca zmiana dotycząca drugiej części TLOU dotyczy również tego, że mamy sporo otwartych przestrzeni. Nie jest to sandbox, ale jeżeli pamiętacie Madagaskar z Uncharted 4 to tutaj mamy coś podobnego. Mnie osobiście nie do końca przypadło do gustu jeżdżenie konno i lizanie ścian, potrzebowałem na tym etapie mocnej kawy, żeby dodać sobie energii. Za dużo łatwego strzelania, eksploracja wydłużająca sztucznie grę: 6/10
No tak, bez spoilerów tutaj się nie obejdzie. Zacznę może od tego, że rozumiem decyzję deweloperów o uśmierceniu Joela i ukazaniu tego, jak nienawiść i chęć zemsty z czasem pogrąża Ellie. Ciekawym zabiegiem było dla mnie także ukazanie historii Abby zaraz przed tym, jak dochodzi do pierwszej jej konfrontacji z Ellie w teatrze w Seattle. W tym momencie byłem wnerwiony na twórców, że musiałem grać znienawidzoną przeze mnie postacią. Później jednak po ukazaniu drogi, jaką druga z protagonistek musiała przebyć, zmieniłem o niej nieco zdanie.
Generalnie cała historia ukazana w TLOU 2 potrafi namieszać w głowie, wywołując skrajne emocje. Zakończenie było dla mnie jednocześnie satysfakcjonujące, bardzo symboliczne, ale też niezrozumiałe z powodu swojej teatralności. Naughty Dog miało gigantyczne cojones, decydując się na takie poprowadzenie fabuły. Miejscami decyzje bohaterów były dla mnie niejasne i co najmniej dziwne, przez co traciła w moich oczach wiarygodność gry. Przekombinowanie wątków pobocznych, silenie się na dramatyzm i znikome nakreślenie postaci sprawiło, że ostatecznie ciężko było mi się wczuć w fabułę tak samo, jak w trakcie ogrywania pierwszej części. Wątek fabularny w TLOU 2 ocenię więc na 5/10. Nie jest aż tak tragicznie, jak niektórzy to rysują i gra ma swoje momenty, jednak historia była dla mnie daleka od ideału.
(SPOILER) Fabularnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Śmierć Joela mnie nie szokowała, a fakt, że dał się tak łatwo zabić, może jednak wynikał trochę z tego, że nie chciał już tak za bardzo żyć? W połowie gry miałem pewne wątpliwości co do niektórych rozwiązań fabularnych, jednak samo zakończenie było dla mnie satysfakcjonujące i w mojej opinii tłumaczyło większość decyzji bohaterów gry. Osoby, które oceniały grę na 1, są po prostu niedojrzałe emocjonalnie i nie, nie każdy chyba ma w tym wypadku prawo do własnego zdania.
Oczywiście, że fabuła może się nie spodobać, może rozczarować, ale dalej jest to wyróżniająca się historia, prowokująca do rozmów, gdybań i dyskusji. Jeżeli dałeś tej grze 1, to po prostu chciałeś zrobić nie wiadomo komu na złość, bo 1 to za fabułę można dać CSowi! Rozumiem oburzenie i zawiedzenie co niektórych, ale dla mnie losy Abby i Ellie są jak najbardziej okej. Są pewne rozwiązania, które mnie irytowały, ale jako całość daję mocne 8/10.
To jeden z elementów, który średnio przypadł mi do gustu. Co ważne wszechobecna, bardzo realistyczna brutalność ma swoje wytłumaczenie w świecie gry i tego nie potępiam. Nie lubię jednak, gdy twórcy próbują na siłę wywrzeć na mnie jakieś skrajne emocje, wielokrotnie przekraczające obrzydzenie. A muszę powiedzieć, że niewiele jest rzeczy, które mnie obrzydzają. Brutalność to tylko jedna składowa, zupełnie inną kwestią są natomiast tanie zagrywki twórców. I tu po raz kolejny SPOILER: scena morderstwa ciężarnej Mel albo gruchotania ręki Yary młotkiem były po prostu przegięciem, chociaż mającym swoje konkretne miejsce w fabule.
Drugą sprawą jest temat LGBT i ogólnej „inności.” O ile tematyka homoseksualna ogólnie mi nie przeszkadzała (chociaż bywały momenty, gdzie ten wątek był wręcz wymuszany na ekran) to historia Lev i tego, dlaczego ściął włosy, absolutnie mnie nie kupiła. Ciężko jest mi uwierzyć w to, że w świecie tak zniszczonym, w którym przeżył zaledwie promil ludzkości dosłownie co kilka kroków spotyka się ludzi z tak różnych środowisk wyznaniowych, społecznych i o tak różnej orientacji. Dobrze, że Naughty Dog nie pokusiło się jeszcze o dodanie historii transwestyty prześladowanego przez wojsko.
Żeby była jasność, nie mam problemu z pojawianiem się takich czy innych wątków w grze. Mam problem z tym, że usilnie TLOU 2 próbuje co chwila przepchnąć ideologię twórców, która co prawda szlachetna, gryzie się z wizerunkiem produkcji. Szkoda, że Naughty Dog poświęciło tyle swojej uwagi na szokowaniu gracza, a nie na dopracowaniu zarysu fabularnego i samej rozgrywki.
Tutaj kompletnie nie dałem się wciągnąć w ten zabieg zwany brutalnością. Dźgania nożem w gardło i wbijania młotków w potylicę jest tak dużo od samego początku, że z czasem po prostu stajemy się na to odporni i nie czujemy już różnicy między krojeniem cytryny w kuchni a zabijaniem Blizn/Serafitów. Gdyby ta brutalność pojawiała się w kluczowych momentach rozgrywki może wzbudzałoby to we mnie emocje, z czasem jednak się uodporniłem. Przychodzi mi jednak do głowy to, że może twórcy chcieli nam pokazać, że jeśli jako gracza przestaje nas szokować brutalność jak jest jej tak dużo, to co mają powiedzieć bohaterowie osadzeni w uniwersum The Last of Us?
Jeżeli chodzi o LGBT i silne kobiety, które zdominowały grę, kompletnie nie myślałem o feminizmie, dopóki mi ktoś nie zwrócił uwagi, że tylko one w sumie w grze są ważne. Absolutnie mnie to nie szokuje, nie budzi kontrowersji, polecam wybrać się do Santa Monica (tam żyją twórcy gry) i zobaczyć, że dziewczyny tam chodzące pod rękę są na porządku dziennym, więc gdyby taka apokalipsa wybuchła w USA to myślę, że relacji typu Dina – Ellie byłyby setki tysięcy. Nie chodzi tu też o żadną poprawność polityczną, tak wygląda świat.
Zdania na ten temat są bardzo podzielone, a patrząc po opiniach graczy utworzyły się 3 obozy. Pierwszy jest za Ellie, drugi za Abby, trzeci natomiast nie lubi ani jednej, ani drugiej bohaterki. Ja należę jednak bardziej do drugiego, niż pierwszego obozu. Moim zdaniem Abby, mimo tak brutalnego zamordowania Joela, jest nieco lepszą bohaterką niż Ellie. Podczas gry widziałem jej przemianę, rozterki życiowe, a nawet próbę odkupienia i pogodzenia się z rzeczywistością. Ellie natomiast niemal do samego końca jest żądną zemsty cholerą, niezważającą niemal na nikogo. Reflektuje się dosłownie pod sam koniec gry w niesamowicie klimatycznym i symbolicznym momencie, nie zmienia to jednak faktu, że przez bite 16 godzin zwyczajnie jej nie lubiłem. Chociaż to zapewne było celowym zagraniem twórców.
Tu walę prosto z mostu. Nie polubiłem Abby. Kompletnie. Nie dlatego że kijem golfowym zatłukła Joela, po prostu mnie drażniła. Nie podobało mi się uwodzenie na statku gościa, który miał partnerkę z dzieckiem w drodze, nie kręciła mnie tak bardzo żądza jej zemsty jak Ellie. Jedyny moment, gdy poczułem do niej sympatię, to przemieszczanie się na wysokościach między drapaczami chmur i pojawienie się u niej lęku przed spadnięciem – wcześniej była Robocopem pełnym złości i nic poza tym. Zdecydowanie jestem w obozie Ellie, może dlatego, że gdzieś wizualnie przypomina mi moją córkę, a Abby raczej gościa z siłowni. Jeżeli chodzi o to, kto jest gorszy, wydaje mi się, że w świecie The Last Of Us każdy jest tak samo zły, a tylko bycie takim daje szansę na przeżycie.
Po pierwsze The Last of Us 2 nie zasługuje ani na ocenę 10/10, ani 1/10. Posiada zbyt wiele wad i niedociągnięć, by być arcydziełem. Jednocześnie wystawianie ocen 1/10 przez tysiące graczy, którzy nawet nie ograli gry i wypowiadają się na jej temat tylko na podstawie trailerów i pierwszy kilku godzin rozgrywki jest po prostu absurdalne. Dla mnie TLOU 2 to majstersztyk wizualny i dźwiękowy, pokazujący, że nie technologią a kreatywnym kunsztem konsole stoją. Jednocześnie warstwa fabularna wraz z gameplayem to bajzel, zlepek lepszych i gorszych pomysłów przeplatany czasami absurdalnymi wydarzeniami i niezbyt zrozumiałymi decyzjami bohaterów. Do tego słabo rozplanowana dynamika i wydłużanie rozgrywki na siłę bardzo zaszkodziły temu tytułowi. Gra nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak jej pierwowzór, jednak w moich oczach zasługuje na ocenę 6/10.
Zdecydowanie nie najlepsza ani najgorsza. Last of Us part II jest po prostu grą bardzo dobrą i pięknie zaprojektowaną. Dla mnie gra zasługuje na ocenę 7,5-8/10. Przede wszystkim jest dla mnie za długa, czułem momentami, że tylko lezę gdzieś i strzelam, a potem sobie przypominałem: a tak, do szpitala, no właśnie. Gdyby grę skrócić o około 8-10 godzin to myślę, że poczułbym znacznie więcej, niż w wersji blisko 30-godzinnej.
Z drugiej strony mamy świetną historię, intrygujący świat i genialnie zaprojektowane lokacje. Dodatkowo pamiętajmy, to jest gra single player, teoretycznie liniowa, która jest skończonym produktem, który otrzymujemy w dzień premiery – co dziś jest wyjątkiem. The Last of Us Part II jest po prostu bardzo dobrą grą, którą każdy powinien spróbować, żeby wiedzieć, o co tyle szumu i móc samodzielnie zdecydować jaką ocenę daje, a jestem pewien, że każdy, kto zagrał, nie da tego idiotycznego 1!
.
Troche się z wami zgodzę, trochę nie. Prawda, poziom trudności na normalnym nie jest, aż tak wysoki, ale jak jest za łatwo to się zmienia na wyższy, co nie? Czasami też miałem wrażenie, że za dużo mam surowców, ale non stop się skradałem i wystarczył mi nóż lub łapy. Dla mnie rozgrywka była fenomalna, a fabuła? Istny majstersztyk. Twórcy ukazują ten upadek Ellie, która straciła szansę na wybaczenie Joelowi, przez co nie zważając na konsekwencje tropie Abby. Co do siłaczki… też ją polubiłem. Nie wiem czy zemsta wyparła ją w takim stopniu jak Ellie, ale miała prawo nienawidzić Joela, chociaż ostatecznie zrobiła coś podobnego, czyli za wszelką cenę chciała chronić Leva i Yare. Dlaczego tak było? Najpierw uratowali jej życie, a potem? Ja bym to nazwał po prostu miłością od pierwszego wejrzenia. I tyle. W tym momencie zaczęło się swoiste odkupienie Abby – Joel przeżył coś podobnego w pierwszej części. Poruszyłem wątek Leva, wy też. W zasadzie to takie bycie transeksualnym (nie bijcie jak źle to nazwałem) daje podwaliny pod to, dlaczego kultyści to znienawidzili. Było to dla nich nie pojęte, tak jak dla wielu ludzi w rzeczywistości. Powracając jeszcze do pierwszego spotkania z apostatami, wspomniałem o miłości. Tak jak Druckman kiedyś napisał na Twitterze – miłość jest głównym tematem tej gry. Będąc już praktycznie na końcówce gry (niestety znam wszystko, dzięki koledze) to coraz bardziej zgadzam się z Neilem. Abby dzięki miłości odkupuję się i z tego Robocopa staje się coraz bardziej czującym człowiekiem. Ellie mści się, bo ekipa z Seattle zabrała jej szansę na pogodzenie się z Joelem, ale ostatecznie lituje się nad Abby i załamana uświadamia sobie co uczyniła.
Możecie się ze mną nie zgadzać, ale to jest moim najlepsza gra generacji, świetna pod każdym względem. Dla mnie 10/10
Szczerze mówiąc NIENAWIDZĘ Abby. Nie mogę też zrozumieć jak ktoś ją może lubić. Zacznę od tego, że JOEL nie zabił jej ojca (lekarza) z taką brutalnością jak zrobiła to ABBY w stosunku do niego. Joel praktycznie zafundował łatwą śmierć kulką w głowę, a Abby brutalnie go pobiła na śmierć. Jeśli też Abby spodziewała się, że Ellie nie będzie się mścić, jest najgłupszą bohaterką w historii gier 😳 Więc nie dziwi mnie wściekłość Ellie przez całą grę aż do końca. Jej przyjaciele decydują się jej pomagać wiedzieli też na co się piszą.
Zabiła kobietę w ciąży i wiele innych bliskich ze strony Abby… – w większości Ellie dawała szansę na przeżycie, ale wiedziała że jak da im żyć (a celem była Abby) będą się za nią potem mścić.
To jest takie kółko które się ciągnie…zabiłaś mi ojca, zabije ci Joela, zabiłaś mi joela ja ci zabije przyjaciółkę itd…
Nie rozumiem reakcji Diny na końcu, że odeszła. Popierała decyzję Ellie, wiedziała na czym jej zależy od początku, sama przyznała że gdyby dostała w ręce zabójcę siostry zrobiła by pewnie gorsze rzeczy… A nagle wszyscy się odwracają od Ellie. Nie podoba mi się też to, że kierujemy Abby, nie polubiłam jej ani na trochę ,jeszcze to atakowanie Ellie jej postacią ? Totalny cios w serce. Tyle o fabule,bo gra generalnie ciekawa jeśli chodzi o eksploatacje. Może za dużo przerywników filmowych
Ellie się mściła, Abby się mściła. Ech… W świecie takim jak ten z tlou ciężko, żeby się mścić, bo zemsta to często jedyna rzecz jaka pozostała tym ludziom. Co do Diny to przez dziecko mogła zmienić swoje postępowanie w stosunku do zemsty, ale niekoniecznie opuściła Eliie. Fakt faktem, nie było jej na farmie, ale Eliie nadal miała jej bransoletkę, więc można to interpretować jako ich pogodzenie się za kulisami. Jak było naprawdę możemy się dowiedzieć w ewentualnej 3 części. Myślę że będzie, tylko niech ta społeczność graczy się ogarnie. 3 część raczej będzie imo, bo taka 1 zakończyła się dobrze, rak dobrze że nie musiała mieć kontynuacji, no a 2 zakończyła się tak, że musi mieć kontynuację. Osobiście chciałbym zobaczyć takie pojednanie Eliie i Abby chociaż wiem, że to niemożliwe i że podzieliło by to graczy totalnie.
Pełna zgoda odnośnie jednak dziwnej fabuły.Natomiast chciałem jeszcze dodac że nie rozumiem czemu Ellie nie zabiła na końcu Abby? Przecież przez całą grę kobitka mordowała chyba więcej ludzi niż samych zarażonych bez kiwnięcia palcem . To dowodzi że ND chciał nam pokazać że Abbey miała się wybronić z tego czemu tak brutalnie zabiła Joela, pomimo że kilka chwil wcześniej paradoksalnie uratował jej tyłek .Ale chłopaki od gry zapomnieli że każdy zabity człowiek miał również swoją dramatyczną porąbaną historię,więc tym bardziej nie rozumiem takich dziwnych decyzji …Do tego jeszcze dochodzi konfliktu Ellie z Joelem????to było najgłupsze przecież chłop w jedynce ratował jej dupę tyle razy i na samym końcu również to uczynił bo tak robi prawdziwy opiekun czy ojciec!!!!..a ona nagle ma pretensje że powinien ją poświęcić żeby ten chory doktor znalazł lekarstwo i pewnie dlatego nie zabiła tej chlopinny Abbey😆 jeżeli tak to teraz w 3ce powinna znaleźć jakiego innego doktorka ,który zabiję ją żeby tylko wyprodukował lek i tak zakończy się trylogia TLOU. Reasumując gra gameplayowo była mega, natomiast fabuła była wciskana na siłę ..ponieważ Ellie i tak nie była by pewna czy faktycznie lek pomoże ocalić świat bo już by nie żyła w sumie…
w końcu ktoś to napisał, ABBY to jakieś nie porozumienie… Joel powinien zginąć w bardziej honorowy sposób i np w późnej fazie gry… by była chociaż trochę pokazana ta więź Joela z Ellie…
Człowieku, cała pierwsza część traktowała o więzi Elie i Joela. Obudź się..
Totalnie mnie zaskoczyła. Liczyłem na przynajmniej taką samą (ale wyższą po upływie lat i się nie zawiodłem) grafikę, ale to co dostałem było odzwierciedleniem fabuły The Walking Dead 🙂 Totalne zaskoczenie w akcji. Czekałem 7 lat , poczekam drugie tyle na III część.
Gorszej recki nie czytałem.Nie bierzcie się panowie za gry.Pozdrawiam
Gra generacji 11/10 !!!
Jedynie zakończenie mnie zasmuciło , ale to okienko do kolejnej części .
Joel zginął przez decyzję która podjął i tyle .
Na miejscu Abby co byście zrobili ?
Pokazanie fabuły od strony dwóch protagonistek to genialny pomysł twórców gry .
Ciekawe w tej grze jest to że nie ma tu antagonisty jak w wielu innych fabularnie płytkich grach. Moja ulubiona postać w tej grze to zdecydowanie Dina , która jest gotowa dla Ellie skoczyć w ogień . Lev i Yara też są ok…..
Ellie jest spoko podobnie jak Abby …
Tylko Tommy z dobrego wujaszka zmienia się w egoistę i to on napędza Ellie by porzuciła rodzinę i po raz kolejny ruszyła za Abby……
Gra wystawiła graczy na próbę której większość nie podołała . Gra opowiada o zemście , ale zemsta nie jest celem gry .
Celem gry jest znalezienie w sobie siły by przebaczyć i odejść gdy się jeszcze nie postradalo zmysłów . Odejść gdy jeszcze mamy do kogo i żyć dalej , ale już bez zemsty w sercu ….. Gra ma w sobie dużo symboliki i treści między wierszami ….. Pamiętacie gdy Abby wróciła ze sprzętem medycznym dla Yary , miała potem sen który już nie był koszmarem . Zobaczyła swego ojca żywego patrzącego na nią …. Ellie też maila wizję Joella gdy chciała zabić Abby , ale wtedy zrozumiala że jeśli to zrobi to jej człowieczeństwo , jej wrażliwość i dobroć przepadnie na zawsze .
Gra jest świetna i żadna inna nie ma do niej startu choćby na gruncie psychologiczno-emocjonalnym . Gra poruszyła mnie bardzo do tego stopnia że kilka razy się wzruszyłem . Inne gry czy filmy nie wywołały u mnie żadnych emocji a tu proszę….. Twórca gry powinien dostać Oscara za to co i jak wyżej grze przedstawił …….