Recenzja OnePlus 11. Powrót króla?

Marka OnePlus zyskała niegdyś miano „flagship killera”, ucząc gigantów, jak mądrze iść na kompromisy, by kusić ceną i pozostać flagowcem. OnePlus 11, bohater tej recenzji, pragnie powrócić do korzeni. Jeden model zamiast dwóch, bez „Pro” w nazwie, a jednocześnie pod maską wszystko najlepsze, co producent ma do zaoferowania. Sprawdźmy zatem, czy ten smartfon będzie wszystkimi rządzić.

Unboxing OnePlus 11. Hojny standard

OnePlus 11, wbrew panującym obecnie trendom, dociera do nas w dość sporym, charakterystycznym opakowaniu. W środku znajdziemy bowiem nie tylko papierologię i kabel zasilający USB-A do USB-C, ale także 100-watową ładowarkę, służącą do ekspresowego ładowania smartfona. Jakość wykonania akcesoriów stoi na bardzo wysokim poziomie, a czerwone kable OnePlusa od zawsze cieszą moje oko. Punkt dla producenta za dostarczenie wszystkich akcesoriów, których potrzeba do szybkiego ładowania.

Szkoda tylko, że zabrakło jakiegokolwiek etui, nawet prostych silikonowych plecków. Natomiast na start na ekranie naklejona jest folia ochronna. Skutecznie zabezpiecza wyświetlacz przed rysami, sama także nie ulega łatwo przeciwnościom losu i na dodatek nie wpływa negatywnie na obsługę urządzenia.

Wybierz OnePlus 11 w x-komie


Design i jakość wykonania. Brylant wśród diamentów

Śmiały i piękny

OnePlus 11 jest smartfonem pięknym i podkreślam to już na samym początku. Pewne decyzje stylistyczne są oczywiście kwestią gustu, ale moim zdaniem producent spisał się na medal. Front wypełnia 6,7-calowy, zakrzywiony na krawędziach ekran, z niedużymi ramkami na górze i dole. Matowy tylny panel zaś efektownie mieni się w świetle. Nie tylko wygląda świetnie i oryginalnie, ale znacznie poprawia chwyt urządzenia i niemal w ogóle nie zbiera palców. Niewielkie, błyszczące logo producenta na środku to wisienka na tym estetycznym torcie.

Oczywiście najwięcej kontrowersji zwykle wywołują wyspy z aparatami. Dość masywny moduł w OnePlusie 11 został jednak sprytnie wkomponowany w plecki urządzenia.  Otoczony jest błyszczącą, metalową obwódką, „wypływającą” z przedzielającej przedni i tylny panel aluminiowej ramki. Pod taflą szkła znajduje się także warstwa mieniącego się tworzywa, które subtelnie, acz efektownie łapie światło. Dzięki połączeniu tych zabiegów wyspa z aparatami nie jest toporna, a dynamiczna. I po prostu elegancka.

I wśród tych ochów i achów szkoda jedynie, że w smartfonie zabrakło pełnej wodoodporności. IP64 to za mało na flagowca, a zauważalnie tańsze modele oferują przynajmniej IP67. Nie topcie zatem OnePlusa 11 oraz unikajcie wspólnych pryszniców. Jest na to za ładny.

Pewny chwyt

Bryła smartfona pełna jest zagięć i obłości. I znakomicie! Na co dzień korzystam z 6,1-calowego smartfona, ale OnePlus 11 nie męczył mnie ani trochę. Krawędzie boczne są zawinięte, dzięki temu urządzenie bardzo komfortowo leży w dłoni. Zagięcia ponadto optycznie wysmuklają i tak szczupły profil. Smartfon lekki nie jest, ale jego masa rozłożona została w taki sposób, że nie męczy ona nawet przez długi czas.

Rozmieszczenie przycisków na krawędziach jest zaś poprawne. Włącznik i klawisze głośności łatwo wyczuć pod palcami, ponadto reagują dobrze i pewnie. Jedynie suwaczek ustawień dźwięków powiadomień (którego obecność jest na ogromny plus!) mógłby znaleźć się ciut niżej. Wyróżniono go jednak bardziej chropowatą teksturą, ponadto stawia on wyraźny, ale nieprzesadzony opór. Przypadkowe włączenie lub wyłączenie dźwięku raczej więc nie wejdzie w rachubę.

Ekran OnePlus 11. Bez kompromisów

OnePlus 11 to pierwsza od lat generacja flagowców tego producenta, która nie ma wariantu „Pro”. W związku z tym jedyny dostępny model ma dostać wszystko, co fabryka dała. I widać to po ekranie, który przypomina panele z kilku poprzednich generacji OnePlusów Pro. I powiem krótko – to znakomity wyświetlacz AMOLED. 6,7 cala w rozdzielczości 3216 × 1440 zapewnia wyśmienitą ostrość na poziomie 525 ppi. W ustawieniach można jednak wybrać dynamiczne zmienianie rozdzielczości na Full HD+. Polecam tę opcję – różnica w ostrości jest minimalna, a pozwala zaoszczędzić trochę baterii.

Ekran OnePlus 11

Ekran OnePlusa 11, jak na AMOLED-a przystało, wyświetla nasycone, ale nie przejaskrawione kolory, ma świetny kontrast, a na dużej przekątnej treści HDR wyglądają ślicznie. Ponadto dobrze radzi sobie w ostrym słońcu, a przynajmniej w bezchmurne, lutowe południe. Do tego oczywiście dostajemy adaptacyjne odświeżanie w zakresie 1-120 Hz. Nie mam do tego panelu żadnych uwag. Jest po prostu godny najlepszych flagowców i kropka.

Nakładka i wydajność OnePlus 11. W olimpijskiej formie

Nakładka systemowa

OxygenOS 13, czyli nakładka na Androida 13, który napędza smartfona, to dobry przykład balansu między lekkością czystego systemu a udogodnieniami i personalizacją oferowaną przez producentów sprzętu. Możemy zmieniać kształt ikon, ich układ, animacje przejścia, tapety, schemat kolorystyczny, animację czytnika linii papilarnych i wiele innych. Mnie bardzo spodobał się inteligentny pasek boczny, wysuwany prostym gestem i dający szybki dostęp do najważniejszych aplikacji i czynności. Nie zabrakło także praktycznych gestów pełnoekranowych.

Sama nakładka jest bardzo dobrze zoptymalizowana. Nie brakuje w niej płynnych, ale szybkich animacji, które podkreślają 120-hercowe odświeżanie ekranu. Jest po prostu ładnie i estetycznie. Smartfon ponadto inteligentnie podrzuca nam co jakiś czas samouczki i wskazówki, które nie są nachalne, a w wielu sytuacjach faktycznie pomocne. Jednocześnie nie ma śmieciowych aplikacji ani natrętnych reklam. Może OxygenOS nie zmienia się znacząco z generacji na generację, ale skoro sprawuje się tak dobrze, to czy jest sens robić rewolucję na siłę?

Jedyne, co by się przydało, to jakiś algorytm przypadkowego dotykania zagiętych krawędzi ekranu. Może to kwestia przyzwyczajenia i z czasem problem by ustąpił, ale kilkukrotnie nieświadomie „macałem” brzegi, przez co ekran nie reagował np. na wciskanie spustu migawki.

Wydajność w benchmarkach oraz kultura pracy

Do testów otrzymałem konfigurację 16 GB RAM / 256 GB pamięci na dane, ale podstawowy wariant z 8 GB RAM bez trudu zadowoli większość użytkowników. A to za sprawą świeżutkiego procesora Qualcomm Snapdragon 8 gen. 2, który napędza OnePlusa 11. Cóż, to obecnie szczyt szczytów, więc nie ma zaskoczenia – rezultaty są wyśmienite.

AnTuTu oraz Geekbench wyrzuciły wyniki wskazujące na solidny wzrost względem poprzedniej generacji, a 3D Mark nie zdążył się nawet przygotować na nowe układy. To jednak liczby, które wielu użytkownikom niewiele powiedzą. W praktyce smartfon działa nieskazitelnie. Ani razu nie zdarzyło mi się spowolnienie, zawieszenie czy przycięcie animacji. Wszystko włącza się błyskawicznie i działa bez zarzutu. Ponadto nawet pod mocnym obciążeniem smartfon nie nagrzewa się na tyle, by sprawiać dyskomfort. Chapeau bas!

Osiągi w grach

Gry na OnePlus 11 działają wyśmienicie – to nie powinno być zaskoczeniem. Niezniszczalny Asphalt 9 oferuje superpłynną rozgrywkę, ociekającą różnorakimi efektami. Sieciowe strzelanki pokroju PUBG Mobile czy Call of Duty Mobile zapewniają ładną grafikę, przede wszystkim zaś bardzo stabilną i płynną rozgrywkę oraz ekspresowy czas reakcji na komendy. Diablo Immortal zalicza zaś sporadyczne spadki płynności, ale przez 95% czasu działa stabilnie i płynnie, nawet podczas intensywnych potyczek. Ponadto skalowanie rozdzielczości nie rzuca się w oczy, co oznacza, że smartfon dobrze radzi sobie z tym wymagającym (i przeciętnie zoptymalizowanym) tytułem. Warto dodać, że graniu także nie towarzyszy nadmierne nagrzewanie się urządzenia.

Asphalt 9

PUBG Mobile

Call of Duty Mobile

Diablo Immortal

Łączność i biometria

Smartfon obsługuje sieci 5G, Bluetooth 5.3 oraz Wi-Fi 6 i jest gotowy na Wi-Fi 7. Wszelkie połączenia były stabilne, a ich zasięg bardzo duży. Szczególne uznanie należy się modemowi sieci komórkowej – przebywając na wrocławskim Jagodnie (czyt. bardzo daleko od cywilizacji), kiedy większość towarzyszących mi podczas przyjęcia osób desperacko błagała gospodarza o hasło do Wi-Fi, ja cieszyłem się niezłym zasięgiem LTE. Słowem – jest flagowo, tak jak być powinno.

Czytnik linii papilarnych zatopiony jest w ekranie. Działa całkiem szybko, ale przede wszystkim bardzo celnie. Zaledwie 3-4 razy w ciągu półtora tygodnia intensywnych testów zdarzyło się, że musiałem przyłożyć palec raz jeszcze. Proces konfiguracji również przebiegł błyskawicznie, intuicyjnie i przyjemnie. Więcej uwag nie mam, jestem bardzo usatysfakcjonowany.

Bateria w OnePlus 11. Gotowa na tę moc

Ogniwo 5000 mAh w smartfonie to już żadna nowość, aczkolwiek taka pojemność nie odbiła się negatywnie na wymiarach OnePlusa 11 (a producent nie pokusił się, na szczęście, o agresywne odchudzanie kosztem akumulatora). I muszę przyznać, że radzi sobie dobrze ze stawianymi przed smartfonem wyzwaniami.

Przeprowadziłem 24-godzinny test, który rozpocząłem o godzinie 12:20 z poziomem naładowania baterii 100%. Włączyłem 5G, Wi-Fi, Bluetoth i NFC oraz stałą rozdzielczość QHD+ i automatyczne ustawienia jasności. Korzystałem ze smartfona w cyklu mieszanym, kilka godzin pod Wi-Fi, kilka godzin pod siecią komórkową, ot typowy dzień – praca zdalna do popołudnia, potem zakupy i kawa na mieście i wieczór przed konsolą. W międzyczasie pstrykałem trochę fotek i kręciłem filmy, scrollowałem social media, chwilę porozmawiałem przez telefon.

O 12:20 kolejnego dnia poziom naładowania wynosił satysfakcjonujące 39%. Oznacza to, że ładując telefon w bezpiecznym zakresie 20-90%, dostaniemy całą dobę komfortowego korzystania. Łatwo można ją wydłużyć, wybierając dynamiczne skalowanie rozdzielczości ekranu, zmieniając 5G na LTE czy wyłączając Bluetooth oraz NFC. OnePlus 11 oferuje ponadto kilka trybów oszczędzania baterii, które pomogą w sytuacjach naprawdę krytycznych. Możemy być zatem spokojni.

Wytrzymałość baterii w OnePlus 11

A jak baterii ubędzie ciut za dużo, można skorzystać ze 100-watowej ładowarki obsługującej standard SuperVOOC 100W. W ciągu 15 minut był w stanie uzupełnić ok. 60% ogniwa. Smartfon nagrzewał się wówczas dość mocno, ale nigdy do poziomu parzenia. Funkcja ta rzekomo nie ma negatywnego wpływu na kondycję baterii, o tym jednak przekonać się będzie można dopiero po dłuższym czasie. Szkoda natomiast, że zabrakło ładowania bezprzewodowego – to już od dawna standard w tej półce cenowej.

 

Dźwięk na miarę flagowca 

W swoim przekazie marketingowym OnePlusa 11 mocno podkreślane są głośniki, które wspierają standard Dolby Atmos. Stereofoniczne głośniki są niesymetryczne, ale bardzo głośne, a przy tym zachowujące klarowność brzmienia. Ponadto efekt przestrzenny jest wyraźny i bardzo przyjemny. Jedynie bas mógłby być ciut bardziej głęboki. Nie jest to może najlepszy zestaw głośników we współczesnych flagowcach, ale zdecydowanie należy do ścisłej czołówki.

 

Aparaty w OnePlus 11. Z dużymi ambicjami

Specyfikacja aparatów OnePlus 11

Okrągła wyspa na pleckach smartfona skrywa trzy oczka aparatów i dwutonową diodę doświetlającą. We wcięciu w ekranie znalazł się natomiast moduł do robienia selfie. Na papierze zestaw wygląda całkiem przyzwoicie:

  • Obiektyw główny 50 Mpix stabilizowany optycznie, z przysłoną ƒ/1.8 oraz polem widzenia 84°,
  • Obiektyw szerokokątny 48 Mpix z autofocusem, przysłoną ƒ/2.2 oraz polem widzenia 115°,
  • Teleobiektyw 32 Mpix z autofocusem, przysłoną ƒ/2.0, oferujący 2-krotne zbliżenie optyczne,
  • Aparat selfie 16 Mpix ze stałym fokusem i przysłoną ƒ/2.45.

Już na wstępie plus należy się za autofocus w każdym z głównych obiektywów, wysoką rozdzielczość matryc oraz ich niezłą jasność (zwłaszcza w przypadku teleobiektywu). Negatywnie zaskakuje zaś zaledwie 2-krotne przybliżenie optyczne – względem poprzednika to regres (3x), chociaż sama rozdzielczość wzrosła 6-krotnie. Producent tłumaczy to skoncentrowaniem się na zdjęciach portretowych, w których obiektyw główny i tele mają naśladować rezultaty oferowane przez konkretne modele obiektywów Hasselblad. Jak aparaty w OnePlus 11 wypadają w praktyce?

Obiektyw główny

Główny moduł powinien być głównym bohaterem każdego flagowego smartfona. I tak ma się sytuacja w przypadku aparatu w OnePlusie 11. Wyrzuca on 12-megapikselowe fotki i jego działanie oceniłbym na czwórkę z plusem w szkolnej skali.

W pogodny dzień zdjęcia są pełne szczegółów, ostre, z nieco podbitymi kolorami – coś pomiędzy przesadną niekiedy naturalnością iPhone’ów, a dość agresywnym upiększaniem Samsungów. Efekt końcowy podoba mi się bardzo, zwłaszcza że rozpiętość tonalna stoi na wysokim poziomie, zachowując szczegóły w ciemnych i jasnych partiach kadru. HDR doskonale radzi sobie nawet pod słońce, nie gubiąc detali w cieniach i utrzymując naturalną kolorystykę wszystkich planów. Brawo!

W gorszym oświetleniu OnePlus 11 zazwyczaj unika mocnego podbijania cieni, przez co ciemniejsze partie zdjęć potrafią być zbyt ciemne, acz niepozbawione detali. W pochmurny dzień na jednolitych kolorach dostrzec można delikatne ziarno. Widać je jednak wyłącznie na mocnym zbliżeniu, a w zamian nie dostajemy sztucznie wygładzonego nadgorliwym odszumianiem zdjęcia.

Szkoda tylko, że im mniej światła, tym mniej naturalnie wyglądają kolory, tak jakby OnePlus 11 usiłował zrekompensować brak słońca żywymi barwami. Lutowe popołudnie w Polsce niechaj będzie szare i bure. Nie ma co się oszukiwać, że to Saint Tropez.

Warto zauważyć, że zdjęcia z OnePlus 11 można wykonać także w pełnej rozdzielczości 50 Mpix. Przyznam jednak, że różnica jest… znikoma. Detali jest niewiele więcej, a czasem fotki wyglądają jak efekt softowego wyostrzania. Zdecydowanie można zapomnieć o jego istnieniu.

Teleobiektyw

OnePlus podjął z pewnością kontrowersyjną dla wielu decyzję o zmniejszeniu optycznego powiększenia względem OnePlusa 10 Pro. Zamiast 3-krotnego zoomu w rozdzielczości 8 Mpix z przysłoną 2.4 i optyczną stabilizacją mamy teraz 2-krotny, ale 32-megapikselowy moduł, na dodatek całkiem jasny (ƒ/2.0), jednak bez optycznej stabilizacji. Producent motywuje tę decyzję chęcią skupienia się na zdjęciach portretowych. I tak, uwielbiam pstrykać portrety teleobiektywem w swoim prywatnym smartfonie, ale 2-krotny zoom we flagowcu w 2023 roku to jednak trochę wstyd.

Zacznę jednak od pozytywnych stron aparatu. Balans kolorów jest bardzo podobny do tego z obiektywu głównego, w przypadku dobrze oświetlonych partii kadru wręcz identyczny. Ponadto szczegółów jest w bród, praktycznie bez szumów czy artefaktów, wskazujących na kompensowanie niedostatków sztuczną inteligencją.

Ale kiedy kadr robi się kontrastujący, a dobrze oświetlonym planom towarzyszą cienie, to są one naprawdę ciemne. Detali nie ubywa drastycznie i trochę pogmerania w podstawowym edytorze zdjęć trochę wyciągnie efekt końcowy. Surowa fotka wyrzucona przez smartfon potrafi jednak wyglądać nieco sztucznie. Summa summarum teleobiektyw sprawuje się dobrze, chciałoby się jednak trochę więcej „flagowości”. I owszem, można skorzystać z 20-krotnego zoomu cyfrowego, ale nie muszę chyba podkreślać, że to opcja naprawdę ostateczna.

Obiektyw szerokokątny

OnePlus 11 nie skąpi rozdzielczości obiektywu szerokokątnego – 48-megapikselowa jednostka wyrzuca zdjęcia 12-megapikselowe, a na dodatek wspierana jest przez autofocus. Szczegółów jest sporo, kolory są przyjemnie nasycone, choć bledsze względem pozostałych obiektywów. Szeroki kąt jako jedyny ma tendencje do niedużego prześwietlania jasnych partii kadru, ale odniosłem wrażenie, że lepiej podbija cienie względem teleobiektywu. Ponadto trudno o szumy, zniekształcenia czy artefakty. Jest po prostu dobrze.

Zdjęcia nocne

Od razu zacznę od najważniejszego faktu – OnePlus 11 automatycznie włącza tryb nocny, jeżeli robimy zdjęcia po zmierzchu. Nie jest to w żaden sposób komunikowane – smartfon sam wydłuża czas naświetlania i przeprowadza software’owe cuda. Trudno zatem ocenić mi, jak aparat radzi sobie „na surowo”, gdyż nie znalazłem opcji wyłączenia tej funkcji. W rezultacie dedykowany tryb Ultra Night nie przynosi żadnej różnicy.

Rezultaty w trybie nocnym są dość subtelne, ale dzięki temu bardzo naturalne. OnePlus 11 nie stara się na siłę rozjaśniać ciemnych partii kadru, oferując miłe dla oka, kontrastowe fotki. Niezależnie od wybranego obiektywu detali jest sporo, odszumianie zwykle nie działa agresywnie, chyba że do czynienia ma z niebem. Wówczas potrafi prasować detale i drobne obiekty na jego tle, przekłamując także kolory, co szczególnie widać na zdjęciach szerokokątnych. Nigdy jednak do granicy bólu oczu.

Postawienie na naturalność ma jednak swoją cenę. Ciemne partie kadru zwykle zamieniają się w czarne plamy, które całościowo może dobrze wyglądają na ekranie smartfona, ale powiększone trochę straszą. Ponadto teleobiektyw po zmroku nie włącza się, a zdjęcia z dwukrotnym powiększeniem są przyciętymi fotkami z obiektywu głównego. Detali im nie brakuje, ale jednak są miększe, niż należałoby się spodziewać po flagowym urządzeniu.

Obiektyw główny

Teleobiektyw

Obiektyw szerokokątny

Tryb portretowy

Jak już wspomniałem wcześniej, OnePlus 11 stawia na zdjęcia portretowe, informując nas na dodatek, jaki efekt bokeh którego obiektywu Hasselblad będzie naśladować. I nie jest to marketingowy bełkot – zdjęcia portretowe OnePlusa 11 zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie.

Odcinanie pierwszego planu od tła jest celne, kontrast jest bardzo dobrze zbalansowany, a samo rozmycie wygląda naturalnie, zwłaszcza w przypadku zdjęć z teleobiektywu. OnePlus 11 nie ma problemu z wykrywaniem dosłownie dowolnego obiektu na pierwszym planie. Zazwyczaj jak jeden obiektyw czegoś nie wykrywa, drugi robi to bez zająknięcia.

W przypadku portretów ludzi lub rzeźb, głowa i ramiona potrafią być odcięta od tła z chirurgiczną niemal precyzją. Na niektórych portretach osób i zwierząt smartfon wykrywał nawet pojedyncze włoski. Różnicę między obiektywami widać, a dwukrotne przybliżenie daje bardziej artystyczny efekt z naturalnym rozmyciem i miększym (czasami ciut za bardzo) światłem. Chylę czoła!

Makro

Obiektyw szerokokątny z autofocusem oznacza pełnoprawne, wysokiej jakości makro. I to właśnie dostajemy – całkiem ostre fotki, pełne detali i na dodatek w wysokiej rozdzielczości. Rozpiętość tonalna bywa nieco spłaszczona, trzeba się także czasem nagimnastykować, aby odpowiednio ustawić smartfon. To jednak ogólna przypadłość tego typu trybów. Dodam jednak, że świetne zdjęcia z bliska robi także… główny obiektyw! Dlatego dobrze zaufać automatycznemu włączaniu trybu makro, gdyż niekiedy znacznie lepszy rezultat uzyskamy zwykłym modułem.

Selfie

16-megapikselowy moduł do selfie wygląda najmniej imponująco z całego zestawu. Zdjęcia zrobiły jednak na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Są pełne szczegółów, ostre i nieźle zbalansowane pod względem kontrastu, choć ciut za bardzo nasycone. Na plus zasługuje także naturalne rozmycie tła uzyskiwane sprzętowo. Oczywiście dostępny jest dedykowany tryb portretowy – skuteczny, ładny, a na dodatek z HDR-em. Tylko czemu aż tak bardzo widać mi pierwsze zmarszczki?

Wideo

OnePlus 11 kręci filmy nawet w rozdzielczości 8K i 24 klatkach na sekundę. Zdecydowałem się natomiast skoncentrować na trybach, które mają praktyczne zastosowanie i których efekty można zobaczyć na dostępnych śmiertelnikom ekranach: 4K, Full HD oraz slow-motion.

Klipy nagrywane w rozdzielczości 4K są pełne szczegółów, przyjemnie nasycone, a kontrast daje radę nawet pod słońce, choć prześwietlenia są nieuniknione. Dobrze spisuje się także optyczna stabilizacja obrazu, całkiem nieźle redukując wstrząsy wywołane chodzeniem czy poruszaniem smartfonem. Na pomoc ruszyć może tryb wzmocnionego HDR (max. 4K 30 FPS), który może nie czyni cudów, ale faktycznie poprawia ekspozycję, zmniejszając nieco prześwietlenia i rozjaśniając zacienione partie kadru. W tym trybie gorzej radzi sobie autofokus, co owocuje sporadycznymi, krótkimi utratami ostrości.

4K 60 FPS

4K 30 FPS

4K 30 FPS ze wzmiocnionym HDR-em

Producent zaoferował także tryb wzmocnionej stabilizacji obrazu (Ultrastabilizacja) w rozdzielczości max. 1080p 60 FPS. I faktycznie, wstrząsy są redukowane dobrze, a smużenie obrazu niewielkie. Sama jakość klipu jest  jednak zauważalnie gorsza – działa silniejsze wyostrzanie, przez co jest ciemniej i widać więcej ziarna, a HDR potrafi nieco się gubić. Do nagrywania dynamicznych ujęć będąc w ruchu polecam, gdyż koniec końców efekt jest dobry.

OnePlus 11 pozwala także na płynne przełączanie się między obiektywami w trakcie nagrywania. Przeskok jest zauważalny, ale nieznacznie i wynika głównie z delikatnie innej kolorystyki każdego z obiektywów. Nie zabrakło także slow-motion 480 FPS (720p) oraz 240 FPS (1080p, które złośliwie ustawiło mi się na 720p). Efekt jest naturalny i uzyskany bez sztuczek oprogramowania, a nagrania 240 FPS wyróżnia znacznie lepszy kontrast i szczegółowość.

Przełączanie obiektywów

Slow motion 480 FPS

Slow motion 240 FPS

Podsumowanie recenzji OnePlus 11

OnePlus 11 to pod wieloma względami smartfon idealny. Jakość wykonania jest wyśmienita, a pomysłowe i eleganckie zabiegi stylistycznie pozwalają mu się wyróżniać i jednocześnie cieszyć oczy. Ultraszybki procesor, przemyślana nakładka systemowa, wyśmienity ekran i dobre głośniki tylko podkreślają flagowość tego urządzenia. Bo i jego premierowa cena jest niezaprzeczalnie flagowa, a wtedy w oczy kłują też cięcia – brak pełnej wodoodporności, brak ładowania indukcyjnego czy zaledwie dwukrotny zoom optyczny, trudny do uzasadnienia w 2023 roku.

Decyzja o wypuszczeniu tylko jednego modelu w epoce dwóch, trzech czy nawet czterech wariantów jednego flagowca jest odważna. Konkurencja nie śpi, a w tym segmencie urządzeń trzeba już dzielić włos na czworo. Dlatego OnePlusa 11 docenią na pewno świadomi konsumenci, jak i wierni fani marki, bo dostaną wszystko to, za co smartfony tego producenta pokochano. O serca reszty smartfon będzie musiał walczyć z azjatyckimi kolosami.

Ale trzymam za niego kciuki, bo chociaż OnePlus 11 nie jest urządzeniem wybitnym, to jest po prostu bardzo dobry. Korzystałem z niego z nieukrywaną przyjemnością i z żalem pakowałem do pudełka po zakończeniu testów. Pomimo sporych rozmiarów – bardzo wygodny, a przy tym śliczny, piekielnie szybki i fotograficznie solidny. To nie moje pierwsze spotkanie z tą marką, ale bez wątpienia najbardziej pamiętne. Dlatego pomimo pewnych wad, z czystym sumieniem OnePlusa 11 polecam.

Minusy

  • krawędzie ekranu czasem reagują na dotyk podczas trzymania smartfona
  • brak pełnej wodoodporności – standard tylko IP64
  • tylko dwukrotny zoom optyczny
  • brak slotu na kartę pamięci
  • brak ładowania indukcyjnego

Plusy

  • mocna ładowarka w zestawie
  • znakomita jakość wykonania
  • idealnie płynna praca
  • dobrze zbalansowana nakładka systemowa
  • porządne głośniki stereo
  • wytrzymała bateria
  • skuteczny HDR w obiektywie głównym
  • znakomity tryb portretowy
  • piękne selfie z naturalnym bokeh

Ocena redakcji

8/10
PL - Rekomendacja