Co słychać u producenta, który niemal od zawsze wita nas sympatycznym „Hello, Moto”? Na pewno nie zamierza odstawać od konkurencji. Najlepszym tego przykładem jest Motorola edge 50 ultra, którą miałem okazję przetestować. Czy flagowa Motka da się lubić? Na to i wiele innych pytań odpowiem w recenzji tego smartfona.
Motorola edge 50 ultra 5G to flagowa propozycja marki należącej do Lenovo. Do sprzedaży trafiły jeszcze modele pro i fusion, a więc bardziej budżetowy sprzęt z tej samej serii, ale to właśnie ultra jest tym, co najbardziej ma wyróżniać nowe smartfony Motoroli (obok składanej serii Razr). Na papierze wszystko wydaje się wyglądać (prawie) dobrze i liczę na to, że edge 50 ultra faktycznie stanie się sensowną alternatywą dla innych telefonów z górnej półki. Dlatego nie przedłużajmy i potestujmy.
Kto miał już do czynienia ze smartfonami Motoroli ten wie, że pudełka są perfumowane. Kto o tym nie wiedział, właśnie poznał nową ciekawostkę. Do testów otrzymałem smartfona w kolorze czarnym, a dzięki temu zestaw pachnie… zwykłym męskim żelem pod prysznic. A tak przynajmniej zinterpretowały to moje nozdrza. I tak całkiem szczerze, jest to fajny akcent, który poniekąd wyróżnia zestawy Motki. Przede wszystkim nie ma tu odoru chamskiego plastiku po otwarciu pudełka, jak to często ma miejsce przy chińskim sprzęcie.
Natomiast z pewnością bardziej interesuje Was zawartość pudełka, a nie jego zapach. Akurat w tym wypadku Motorola również wypada dobrze, ponieważ w zestawie, oprócz samego smartfona, znalazłem:
Niczym zdarta płyta powtarzam przy każdej recenzji, że kompletny zestaw ze smartfonem jest dla mnie plusem. Zaś konieczność dokupowania poszczególnych akcesoriów pod pretekstem ekologii nie przekonuje mnie. Zatem w tym wypadku plus dla Motoroli.
Wspomniałem już wyżej, że do testów otrzymałem model w kolorze czarnym, a cechuje on się tym, że tylny panel pokryty jest skórą ekologiczną (w wersji białej jest to drewno, a raczej coś drewnopodobnego). Takie rozwiązanie prezentuje się dobrze, nie brudzi się i dobrze trzyma w dłoni – chwyt jest pewny, a ryzyko wypadnięcia smartfona mniejsze. Wyspa z aparatami prawie nie odstaje od plecków, a dzięki temu Moto Edge 50 Ultra nie kołysze się, kiedy leży. Jest to rzadko spotykane zjawisko w czasach odstających aparatów. Zestaw obiektywów wygląda natomiast jak… zdziwiony minionek.
Po bokach mamy czarną aluminiową ramkę. Wizualnie całość prezentuje się schludnie i zwyczajnie, bo nic tu nie przeszkadza i nic też za specjalnie się nie wyróżnia.
Trzeba też podkreślić, że smartfon ten jest dość lekki i smukły w porównaniu do bezpośredniej konkurencji. Nie ma tego wrażenia, że do ręki łapiemy cegłę, a po prostu smartfona.
A co w środku? W zasadzie jest tu wszystko, co wyróżnia sprzęt z górnej półki – Wi-Fi 7, Bluetooth 5.4, DualSIM (nanoSIM + eSIM), port USB-C (3.1 gen 2) czy NFC. Nie zabrakło też wodoodporności klasy IP68.
Czytnik linii papilarnych bez problemu rozpoznaje odcisk palca i błyskawicznie odblokowuje smartfona. Jest też umieszczony na takiej wysokości, że łatwo trafić w niego kciukiem.
Ekran w Motoroli Edge 50 Ultra to 6,67-calowy pOLED o rozdzielczości 2712 x 1220 px. Obsługuje maksymalnie 144-hercowe odświeżanie, może pochwalić się jasnością szczytową na poziomie 2800 nitów oraz wyświetlać obraz w HDR10+. Wyświetlacz pokryty jest szkłem Corning Gorilla Glass Victus, a jego proporcje to 20:9. Panel jest też lekko zakrzywiony po bokach, co jednym odpowiada, innym nie. To tyle, jeśli chodzi o najważniejsze kwestie związane ze specyfikacją ekranu.
A jak korzysta się z tego panelu? Świetnie! Bardzo dobrze reaguje na dotyk, jest niezwykle płynny (przez większość czasu korzystałem z automatycznego odświeżania), jasny – automat dobrze dostraja jasność, a treści są czytelne nawet w dużym słońcu, a do tego prezentuje naprawdę ładne, żywe kolory.
Niektórym użytkownikom przeszkadzać może natomiast brak funkcji always on display. Włącza się co prawda na kilka sekund po podniesieniu zablokowanego smartfona, ale w żaden sposób nie da się tego skonfigurować. Dla mnie akurat żadna to ujma w funkcjonalności, bo sam z tego na co dzień nie korzystam. Ale uprzedzam, że nie ma.
W ustawieniach znajdziecie za to inne niezbędne opcje: ciemny motyw, kolory, wybór częstotliwości ekranu, światła na krawędziach (podświetlanie krawędzi ekranu np. dla powiadomień), podświetlenie nocne, zapobieganie migotaniu ekranu czy wygaszacz ekranu.
Głośniki umieszczone są na dolnej i górnej krawędzi, ale nie całkowicie symetrycznie. Nie przeszkadza to w tym, by muzyki słuchało się na nich dobrze. Może nie jest to topka smartfonowych brzmień, ale w zupełności wystarczy, by nie drażnić słuchu. Dźwięk jest czysty nawet przy wyższej głośności. Gdyby niskie tony podbić nieco bardziej, byłoby już naprawdę spoko. W tej chwili są to po prostu dobre, ale nie bardzo dobre głośniki, jak na tę klasę smartfonów.
Myślę, że największą zagwozdką przy ocenie tego smartfona jest zamontowany w nim procesor. Mamy tu Snapdragona 8s gen 3. Jest to więc komponent z nieco niższym taktowaniem i słabszym układem graficznym niż Snapdragon 8 gen 3. W benchmarkach widać różnicę pomiędzy tymi procesorami, a podobną wydajnością cechowały się flagowce z 2023 roku. Trzeba też zaznaczyć, że topowe smartfony z 2024 roku w podobnej cenie da się znaleźć z najmocniejszym SoC od Qualcomma. Dlatego słusznie jest to szczegół, na który trzeba zwrócić uwagę.
W praktyce jednak zapasu mocy jest na tyle, że nie spotkałem problemów z działaniem tego smartfona. Wydajność oraz kultura pracy jest po prostu na wysokim poziomie i trudno uraczyć tu przycinki czy throttling. Oczywiście mowa o codziennym użytkowaniu, bo za chwilę przejdziemy do testów syntetycznych. Więc mimo tego odrobinę bardziej budżetowego układu Motorola edge 50 ultra to sprzęt, którego nie trzeba się obawiać pod kątem tego, jak sprawuje się na co dzień.
Z kronikarskiego obowiązku muszę też wspomnieć o tym, że na pokładzie tego urządzenia jest 16 GB RAM-u (LPDDRX5) oraz 1 TB pamięci wewnętrznej (UFS 4.0). Pamięci są więc najszybsze, jakie obecnie stosuje się w smartfonach. Nie grzeszą też pojemnością, a więc tutaj zdecydowany plus.
Wildlife Extreme Stress Test w 3dmarku dał Motce w kość, bo sprzęt dobił do 45° C. Sporo, ale mówimy o obciążeniu, które trudno będzie osiągnąć w codziennym użytkowaniu.
Motorola Edge 50 Ultra pracuje na Androidzie 14 z nakładką Hello UI. Mam wrażenie, że kiedyś Motka była bliższa czystemu Androidowi, a teraz tych akcentów modyfikujących oprogramowanie jest nieco więcej. Podczas konfiguracji pojawia się pytanie o chęć zainstalowania dodatkowych i zbędnych aplikacji (można to spokojnie odhaczyć), a poza tym jest też kilka preinstalowanych. Nie zmienia to faktu, że w dalszym ciągu jest tu bliżej do standardowego Androida, niż u większości producentów.
Producent oferuje 3 duże aktualizacje systemu (do Androida 17, jeśli takie nazewnictwo się utrzyma) oraz 4 lata aktualizacji zabezpieczeń. Ujmę to tak – długość wsparcia jest akceptowalna. To minimum dla smartfona tej klasy. Natomiast uważam, że ze względu na jego specyfikacje jest w stanie działać dłużej niż czas, w jakim Motorola gwarantuje update’y.
Podobnie, jak w przypadku innych urządzeń Motoroli, tak i w przypadku testowanego sprzętu, główne możliwości personalizacyjne daje aplikacja Moto. Tutaj można bawić się gestami, ustawiać niestandardowe czcionki czy kolory albo edytować ekrany. Oprócz tego znajdziemy Moto Secure – centrum zabezpieczeń i prywatności, Family Space – cyfrowa opieka rodzicielska, Moto Unplugged – równowaga cyfrowa oraz Smart Connect – łączenie się z innymi urządzeniami. Motka stawia bardziej na swoje aplikacje, niż wszywa te funkcje w system.
Bateria w Motoroli Edge 50 Ultra cechuje się pojemnością na poziomie 4500 mAh. No, można spotkać nieco większe ogniwa w smartfonach o podobnych gabarytach, ale i tak jest wystarczająco. Kiedy korzystałem z tego sprzętu, jak z własnego, bateria wystarczała spokojnie na jeden dzień po pełnym ładowaniu. A przyznaję, że sporo czasu poświęcam mediom społecznościowym, więc baterię ma co zjadać. Uważam, że jest to dobry czas, jak na dzisiejsze standardy.
O czas pracy tym bardziej nie trzeba się martwić, jeśli macie pod ręką dołączoną do zestawu ładowarkę. Jest to potężne akcesorium o mocy 125 W i jeśli nie zapomnicie włączyć w ustawieniach opcji przyspieszonego ładowania, czas na „karmienie” od 0 do 100% to zaledwie 21 minut. Pewnie, ciągłe korzystanie z takich prędkości może szybciej wykończyć baterię. Ale od czasu do czasu, kiedy macie mało czasu na ładowanie, może to wiele uratować.
Natomiast na co dzień warto korzystać ze zoptymalizowanego ładowania lub ograniczania go do 80%. Takie możliwości znajdziecie również w ustawieniach baterii i z pewnością wydłuży to jej żywotność. Szczególnie polecam pierwszą opcję, jeśli regularnie ładujecie smartfona w nocy. System zapamięta wzorce ładowania, a następnie ogranicza je do 80%. Dopiero godzinę przed planowanym odłączeniem od prądu doładuje urządzenie do 100%.
Motorola edge 50 ultra obsługuje też ładowanie bezprzewodowe o mocy 50 W oraz zwrotne 10-watowe. To również wartości, które zasługują na to, by je wyróżnić.
Bateria i ładowanie to bardzo mocne strony testowanego sprzętu.
Najpierw przedstawmy, jak aparaty prezentują się „na papierze”. Są to:
Rzucając okiem na specyfikację, można stwierdzić, że zdjęcia powinny być co najmniej dobre. Może nie wybitne, jak na smartfonowe możliwości, ale takie, którymi spokojnie będzie można pochwalić się dalej.
Główny obiektyw bardzo dobrze radzi sobie ze zdjęciami robionymi zarówno za dnia, jak i w nocy. Detali jest bardzo dużo, kolory są dobrze odwzorowane i trudno dostrzec jakikolwiek szum. Koniecznie trzeba wspomnieć, że aplikacja apratu pozwala wybrać zdjęcia naturalne lub takie z autokorektą. Zapisywanie tych drugich trwa dłużej i choć trudno dostrzec jakieś duże różnice, to jednak odnoszę wrażenie, że są one nieco żywsze.
Testowe zdjęcia zestawiłem obok siebie w stylu naturalnym oraz z autokorektą. Zaś fotki nocne robione są w trybie naturalnym, a różni je dedykowany tryb nocny oraz automat nocny.
Teraz przejdźmy do porównania fotek z obiektywu głównego oraz szerokokątnego, co najlepiej pokazuje różnice pomiędzy tymi oczkami. Szeroki kąt na szczęście jakoś mocno nie odstaje możliwościami. Nie widać tu co prawda tylu detali, co w przypadku głównego oczka, ale już kolory czy zakres dynamiczny są dobre.
Teleobiektyw robi dobrą robotę i szczególnie na myśli mam możliwości zoomu optycznego. W dobrych warunkach oświetleniowych jest naprawdę dobrze i warto wykorzystywać to oczko. Interfejs proponuje potem jeszcze 6-krotny zoom, który nie jest już tak dobry, jak 3x, ale mimo wszystko daje radę. W mojej opinii tak do 10-krotnego przybliżenia jest w porządku, a potem już widać spadek jakości zdjęć. Maksymalnie mamy tutaj 100x, ale nie oszukujmy się – w praktyce to się nie sprawdza.
Szczerze mówiąc, nie mam żadnych zastrzeżeń co do zdjęć robionych aparatek przednim. Jest nawet lepiej, niż się spodziewałem. Nie trzeba zbyt wiele kombinować, by wrzucić fajnego selfiaka na Instagrama.
To jeszcze kilka słów o nagrywaniu filmów. Smartfon obsługuje maksymalnie rozdzielczość 4K i 60 klatek na sekundę z adaptacyjną stabilizacją obrazu. Po włączeniu nagrywania w HDR10+ klatkaż spada do 30 fps. Jest też możliwość włączenia nocnego wideo. W zasadzie jest to, co niezbędne pod kątem filmów, ale nie jest to coś wybitnego w świecie mobilnego rejestrowania obrazu. Zostawiam Was zresztą z przykładami.
Na początku recenzji zadałem pytanie, czy Motorola edge 50 ultra da się lubić. Odpowiedź jest twierdząca – tak. Natomiast nie jest tak zerojedynkowo, bo mimo faktu, że jest to dobry sprzęt, to jednak mam pewne wątpliwości do określania go mianem „flagowy”. Cały czas mam wrażenie, że czegoś tu po prostu brakuje. Ale po kolei.
Motorola edge 50 ultra ma świetny ekran, który uzupełniają dobre głośniki. Czas pracy baterii nie pozostawia wiele do życzenia, a możliwości ładowania są świetne. Przyjemnie korzysta się też z lekkiej nakładki Hello UI. Podoba mi się również smukłe wykonanie, co sprawia, że smartfon ten jest poręczny. Aparaty również dają radę, a jakość zdjęć zadowoli większość, nawet tych bardziej wymagających, użytkowników. Pod maską jest też sporo RAM-u i pamięci wewnętrznej, a ponadto są to komponenty najnowszej generacji, ale…
…jest tu też Qualcomm Snapdragon 8s gen 3. Można go określić mianem tańszego flagowca wśród mobilnych procesorów. Mimo wszystko podkreślam, że smartfon śmiga aż miło, więc to nie tak, że jest tu jakoś gorzej z wydajnością. Po prostu jeśli coś ma być flagowe, to nie ma miejsca na kompromisy. Inna sprawa jest też taka, że niektóre smartfony w podobnej cenie mają już najmocniejszego obecnie Snapdragona.
Dlatego też uważam, że cena nowej Motki względem konkurencji jest wysoka. Magicznej czwórki z przodu być nie powinno. Choć częściowo mogą to zrekompensować niezłe słuchawki dorzucane do zestawu na początku sprzedaży. O ile ktoś się załapał.
Podsumowując, Motorola edge 50 ultra to kawał dobrego sprzętu, ale – w nomenklaturze sportowej – to bardziej solidny ligowiec w najwyższej klasie, a nie kandydat na mistrza.