Huawei Matebook D15 to bardzo ciekawa propozycja laptopa do domu i biura. Za trochę ponad 2 tysiące złotych otrzymujecie całkiem spore możliwości, jeśli chodzi o wydajność, a do tego solidną, wytrzymałą obudowę i kilka naprawdę ciekawych detali uprzyjemniających codzienną pracę. Niestety, dla równowagi, głupotek również nie brakuje. Zapraszam do recenzji konfiguracji z procesorem Intel Core i3-10110U.
Do testów otrzymałem jedną z „najbiedniejszych” konfiguracji dostępnych na rynku. Co zresztą bardzo mnie cieszyło, bo oznaczało szansę na zweryfikowanie użyteczności tego typu sprzętu w warunkach biurowo-bojowych. Specyfikacja recenzowanej jednostki prezentuje się następująco:
Już na papierze uwidaczniają się dwie kwestie, które mogą boleć. Pierwszą jest ledwie 8 GB RAM bez możliwości rozszerzenia nawet do śmiesznych 16 GB.
Szok, niedowierzanie, mnóstwo pytań i żadnych odpowiedzi.
Druga to brak podświetlanej klawiatury. Nie wiem, ile Huawei zaoszczędziło na tym, ale moim zdaniem to dość niefortunna decyzja w kontekście laptopa, który nocami może Was trollować klawiszem otwierającym kamerę (ale o tym za chwilę).
W ostatnich miesiącach w moje ręce trafiały najczęściej laptopy drogie lub bardzo drogie. Dlatego, szczerze mówiąc, ucieszyłem się na wieść o tym, że przyjdzie mi przetestować notebooka dla prawdziwych ludzi. Huawei Matebook D15 to ciekawa, budżetowa propozycja dla tych, którzy szukają sprzętu typowo biurowego – do Excela, Worda, stalkowania ludzi na Facebooku czy wyrażenia na Twitterze swojego stanowiska w sprawie przymusowych szczepień.
I tak też zresztą wygląda.
Zdarza się, że Matebook D15 próbuje udawać kogoś, kim nie jest. Na przykład w okolicach górnej ramki: wąskiej jak w drogich laptopach premium, ale bezwstydnie nagiej. To znaczy bez oczka z kamerą. Ta sprowadzona została do formy przycisku na klawiaturze, ulokowanego między klawiszami F6 i F7. Ktoś powie: „ło panie, ale to kreatywne rozwiązanie”.
Cóż, dla kogoś, kto kamery nie używa, może i tak.
Ja miałem okazję uczestniczyć w jednej wideokonferencji na Matebooku D15. I przyznam, że było to dość ciekawe doświadczenie. Aby rozmówcy mogli patrzyć na moją facjatę, jako ja patrzyłem na ich przyjazne mordki, musiałem wdrożyć jedno z trzech następujących przedsięwzięć:
Sami przyznajcie, że mnogość opcji nie przekłada się w tym przypadku na jakość. Toteż już na starcie Huawei Matebook D15 został ochrzczony przeze mnie laptopem dla introwertyków. Jeśli bowiem rozmówca zażąda od Was videocalla twarzą w twarz, nie zrealizujecie jego żądań nawet przy szczerych chęciach, dzięki czemu szybko wrócicie do pisania na Teamsach. Niektórzy powiedzą, że to ułomność.
Dla mnie to atut.
Czemu zaskakująco? Ano dlatego, że to bądź co bądź budżetowiec. Nie może obyć się więc bez kompromisów. I faktycznie znajdziemy ich tutaj całkiem sporo, ale nie w kwestii jakości wykonania czy doboru materiałów.
Okej, Huawei Matebook D15 nie jest ultracienki. Wręcz przeciwnie, wygląda tak, jakby składał się z dwóch nowych MacBooków. Nie jest też przesadnie wychudzony, choć spasiony też nie jest. Waży trochę ponad 1,5 kg, więc raczej przeciętnie. Wizualnie misterem laptopów nie zostanie; jest na to zbyt siermiężny (szczególnie gdy jest zamknięty) i nudny. Ale prostota połączona ze schludnością też ma swój urok, który z pewnością wielu użytkownikom przypadnie do gustu. Dodatkowo z takim Matebookiem D15 pod pachą nikt nie weźmie Was za hipstera.
Co najwyżej za przedstawiciela klasy średniej, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.
Aluminiowa obudowa sprawie dobre wrażenie. Raz, że nieźle wygląda, a dwa – ma matową, przyjemną w dotyku strukturę, która nie zbiera odcisków palców tak bardzo, jak 90% innych laptopów, także tych z wyższej półki. Jeśli więc szukacie dla siebie relatywnie taniego notebooka, który po kilku godzinach użytkowania nie będzie wyglądać jak przeciętny fan Dżemu po kąpieli błotnej na Woodstocku, Matebook 15D wydaje się kandydaturą wartą rozważenia.
Najważniejsze jednak jest to, że wszystkie elementy są odpowiednio spasowane, nie trzeszczą i nie śpiewają „Ave Maria” przy mocniejszym dotknięciu. Zewnętrzna strona klapy co prawda ugina się trochę pod naciskiem palców, ale to raczej naturalne. Grunt, że nie dzieje się przy tym nic z wyświetlaczem. Wierzcie lub nie, ale zdarzało mi się widzieć laptopy, które na lekki ucisk pokrywy reagowały artefaktami na ekranie.
Huawei Matebook 15D nie posiada hipernowoczesnej i bardzo potrzebnej całemu światu funkcji otwierania pokrywy jedną ręką. Nie skreślajcie go jednak zbyt szybko, ponieważ brak tego udogodnienia, które każdego roku zmienia życie milionom osób na świecie, Matebook 15D rekompensuje solidnym zawiasem łączącym podstawę z pokrywą. Wprawdzie nie napiszecie haiku prawą ręką podczas otwierania laptopa lewą, ale możecie mieć pewność, że w miarę użytkowania sprzętu pokrywa nie zacznie Wam żyć swoim życiem.
Duże klawisze, niewielkie przerwy, niski profil i odczuwalny, przyjemny skok. Na klawiaturze Huawei MateBook D15 pisze się naprawdę wygodnie. I przyjemnie. Nawet przy dłuższych sesjach. Mówię to jako ktoś, kto pisaniem zajmuje się zawodowo.
Jest jednak kilka dziwactw. O kamerze między F6 i F7 już wspominałem. O braku podświetlenia również; świecą się wyłącznie dwa klawisze: funkcyjny oraz Caps Lock. Dziwny jest również brak klawiszy „end” i „home”. „Page up” i „page down” również zabrakło. Osobliwe to oszczędności, szczególnie przy braku klawiatury numerycznej.
Co się tyczy touchpada, tutaj jest raczej standardowo. Odpowiedniki lewego i prawego przycisku myszy nie są wydzielone osobnymi przyciskami i wymagają kliknięcia całej płytki (z lewej lub prawej strony). Na gładziku jest więc więcej miejsca, aby wygodniej przesuwać kursor po ekranie. Obsługa touchpada nie sprawia problemów, ruchy i gesty odczytywane są z dużą precyzją, a rejestrowanie kliknięć działa niezawodnie.
Dwa małe głośniczki umieszczone są na spodzie podstawy. Wbrew pozorom jednak nie dostajemy dźwięku „spod kołdry”. Ten jest naprawdę niezły. Nie żeby ktoś miał tu poszukiwać melomańskich doznań. Ale głośniki w MateBooku D15 mają to, czego należy oczekiwać po głośnikach w laptopach –czysty, wyraźny dźwięk, który nie przeszkadza przy konsumpcji treści multimedialnych.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do głośności maksymalnej. Po prostu nie jest zbyt „głośna”. W biurze, w którym pracują normalni ludzie, to ujdzie. Na home office, z dziećmi plączącymi się między nogami, raczej nie.
Zaczynamy od USB-C, które służy również za wejście na ładowarkę. Potem już standard: jedna sztuka USB 3.0, dwie sztuki USB 2.0. Miejsce znalazło się również na port HDMI oraz gniazdo słuchawkowe.
Szkoda, że Huawei nie zdecydował się na dodanie slotu na kartę SD. No ale cóż, ciągle mówimy o laptopie, który w tej konfiguracji kupicie w cenie między 2000 a 3000 zł.
Wszystkie konfiguracje laptopa mają ten sam wyświetlacz. Dość przeciętny, należy wspomnieć, choć nie demonizowałbym go aż tak, jak zrobili to niektórzy recenzenci. Subiektywne wrażenia są całkiem niezłe. Obrazowi nie brakuje wyrazistości i czytelności. Także w nasłonecznionym terenie, gdzie ekran MateBooka D15 spisuje się nadzwyczaj dobrze, z maksymalną jasnością na poziomie ok. 260 nitów.
Wyblakłe kolory? Owszem, są, z drugiej strony nie obciążają mojego sfatygowanego wzroku jak soczyste OLED-y.
Jak jednak bym nie bronił panelu tego MateBooka, na papierze rzecz wygląda wręcz druzgocąco. 56% pokrycia palety sRGB i ok. 40% – Adobe RGB… to zdecydowanie nie są wartości przynoszące temu laptopowi chlubę.
Całe szczęście jestem facetem i moje oko nie jest przystosowane do tego, aby je dostrzec.
Wyraźny obraz dostrzeże natomiast nawet kilka osób wpatrujących się w MateBooka D15. Kąty widzenia, jak przystało na IPS, są rewelacyjne.
Oczywiście po raz kolejny przypominam, że do testów otrzymałem jedną z najsłabszych dostępnych konfiguracji, z dwurdzeniowym procesorem Intel Core i3-10110U i 8 GB RAM-u. W Cinebench R23 intelowska jednostka przedstawia się następująco:
Co się tyczy dysku, w tym przypadku 256-gigabajtowego SSD, zapis z CrystalDiskMark8 wygląda następująco:
Myślę, że dużo istotniejsze są w tym przypadku subiektywne odczucia, bo spędziłem z MateBookiem D15 sporo czasu. Moja żona, istota wybitnie „nietechnologiczna”, również. Jej zaangażowanie w powstanie tej recenzji, przypadkowe dość, jest o tyle istotne, że korzystała głównie z Photoshopa oraz Illustratora.
Co ciekawe, Photoshop działał nadzwyczaj dobrze. Zarówno w kontekście obróbki zdjęć o wysokiej rozdzielczości, jak i tworzenia ilustracji przy pomocy tabletu graficznego. Miłe zaskoczenie. Gorzej wyglądało to w przypadku Illustratora, ale już sam fakt, iż przy odrobinie cierpliwości dało się na nim pracować, jest moim zdaniem wart odnotowania.
Co z użytkowaniem typowo biurowym? Jest solidnie, aczkolwiek 8 GB RAM-u z pewnością da się we znaki tym, którzy zamykanie zakładek w przeglądarce traktują jak największe zło. Problemu nie ma za to z najpopularniejszymi aplikacjami Microsoftu: Wordem, Office’em, Power Pointem czy Teamsami. Myślę, że dla typowego korpoludka Huawei MateBook D15 w tej konfiguracji będzie sprzętem w zupełności wystarczającym.
Huawei MateBook D15 jest z natury bardzo cichy. Nawet testy procesora w Cinebench R23 nie skłoniły go do wycia z bólu i wycieńczenia. Twardziel. Nawet gdy cierpi, nie daje tego po sobie poznać.
Z temperaturami też wygląda to obiecująco. Próbując zaprzęgnąć laptopa do jak najcięższej pracy, udało mi się wygenerować maksymalnie 85 stopni Celsjusza. To dobry wynik, szczególnie że MateBook D15 szybko się chłodzi i wystarczy mu kilkadziesiąt sekund, by powrócić do optymalnej temperatury. Ta oscyluje wokół 44 stopni Celsjusza.
Świetne jest to, że nawet przy tych +80 stopniach obudowa praktycznie się nie nagrzewa. Jedynym cieplejszym miejscem, które można wyczuć palcami, jest lewa górna część podstawy, nieopodal portu USB-C. To jednak nic w porównaniu z niektórymi gamingowymi notebookami, których w trakcie grania nie sposób dotknąć, bo można się poparzyć.
Generalnie kultura pracy i temperatury na bardzo duży plus.
5,5 godziny to maksimum, jakie udało mi się uzyskać w normalnym dla mnie trybie pracy, tj. Word, Chrome, filmy na YouTube, Netfliksie itp. Do sakramentalnych ośmiu trochę brakuje, ale wierzę, że Wasi pracodawcy są w stanie zapewnić Wam dostęp do gniazdka sieciowego, gdy MateBookowi D15 zabraknie energii.
W tej konfiguracji i w tym przedziale cenowym (między 2000 a 3000 zł) to naprawdę fajna opcja. Kompromisy, owszem, są, ale spodziewałem się, że znajdę ich znacznie więcej w sprzęcie, który ma zachęcać do kupna przede wszystkim niską ceną.
Huawei MateBook D15 ma kilka głupotek, które mogą irytować. Dla mnie największą jest brak możliwości rozszerzenia RAM-u, który w tej konfiguracji oferuje maksymalnie 8 GB. Chcąc dostać 16 GB, które staje się standardem nawet w laptopach z niższej półki, trzeba będzie dołożyć kilka stówek.
Co jeszcze mnie irytuje, to kamera w formie przycisku, a raczej brak możliwości regulowania jej tak, by rozmówcy nas widzieli, a nam pozostałyby choćby strzępki komfortu.
Poza tym to naprawdę niezły solidniak, który z podstawowymi zadaniami radzi sobie znakomicie, a i wielokrotnie też zaskoczy Was tym, że potrafi dać z siebie coś więcej. Nie wiem, jak sprawa ma się z lepszymi i droższymi konfiguracjami, ale tej, którą testowałem, naprawdę warto dać szansę.
Aktualnie posiadam D15 i nie bardzo jestem z niego zadowolony. Przede wszystkim główną wadą jak dla mnie jest brak podświetlenia klawiatury ale z tym można jednak żyć. Kolejna to fakt, że w czasie pisania ugina się obudowa co dla robi niezbyt dobrze wrażenie a mowa tu obudowie z aluminium . Ale jak mówię to są moje odczucia. Jeśli chodzi o RAM to mam wersje 16gb wiec tu jest ok. Miałem wcześniej D14 i jeśli będę miał możliwość to wrócę do D14 i na koniec fajnie by było gdyby producent pomyślał o tym by były dostępne inne wersje kolorystyczne a nie tylko srebrny.
Zagraniczne testy na różnych portalach pokazują pokrycie barw w przedziale sRGB 64-67%.
Tak że coś wam pomiary nie poszły.
Doskonała recenzja. Życzyłbym sobie, aby wszystkie takie były w sieci, a w przypadku nowych notebooków, to takie szczegółowe i obiektywne zdarzają się bardzo, bardzo rzadko. Szkoda tylko, że nie wiem jak z odtwarzaniem filmików, czy filmów na YouTube. Czy daje radę, czy też się zacina i klatkuje. To jednak jest ważne dla przeciętnego użytkownika.
Test przeprowadziliśmy blisko dwa lata temu, na tamtą chwilę nie zanotowaliśmy dla niego problemów. Oczywiście wszystko zależy od wybranej przez Ciebie rozdzielczości — przy jakości 4K i zewnętrznym monitorze YT może wpłynąć nawet na mocniejsze konfiguracje.
Czy można pomimo braku karty sieciowej uruchomić na nim Internet posługując się modem mobilnym na kartę SIM w kształcie pendrive firmy ZTM. Nie używam Wifi.
Nie powinieneś mieć problemów z użyciem modemu podłączonego pod USB po zainstalowaniu jego sterowników — jest on traktowany jako osobne urządzenia.