Paulo Coelho postanowił być znanym z innego powodu niż grafomańskie książki. Udało się

Gdy zaczęła się pandemia i ludzie jak hieny rzucili się na ostatnie rolki papieru toaletowego, uzmysłowiłem sobie, że oto wreszcie znalazłem zastosowanie dla „Alchemika” Paulo Coelho, którego wstydliwie ukrywałem na regale z książkami przed widokiem osób trzecich*. Teraz utwierdzam się w przekonaniu, że było warto, choć niekoniecznie komfortowo. Najpopularniejszy grafoman na świecie postanowił bowiem zabrać głos w temacie wojny na Ukrainie i samych Rosjan. Zrobił to na tyle umiejętnie, że niektóre księgarnie już wycofują jego wypociny z oferty.

Paulo Coelho, jeśli gorąco pragniesz coś powiedzieć, to zastanów się dwa razy, zanim to zrobisz

„Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć”, pisał Paulo Coelho w „Alchemiku”. W myśl tych niesamowicie bzdurnych słów Brazylijczyk zapragnął najwidoczniej, aby cały świat usłyszał jego zdanie na temat wojny w Ukrainie.

Niestety, wszechświat, także i tym razem, udzielił mu potajemnej aprobaty.

„Głupiec, który lubi udzielać rad, jak pielęgnować ogród, nigdy nie zadba o własne rośliny”. Cóż, wiele wskazuje na to, że rośliny Paulo Coelho popełniły zbiorowe samobójstwo, rezygnując całkowicie z fotosyntezy po tym, jak ich ogrodnik napisał na Twitterze, że – uwaga, uwaga – „kryzys na Ukrainie jest wymówką dla rusofobii”.

Paulo Coelho twitter rosja

To krótkie zdanie jest jak Rafaello – wyraża więcej niż tysiąc słów, z tym że każde jedno jest bełkotem. Już sam „kryzys na Ukrainie” stanowi obrzydliwy wręcz eufemizm „wojny”. Wojny, którą przecież rozpętali Rosjanie.

Ci sami, którzy od początku zapewniali, że ukraińska ludność cywilna nie ma powodów do obaw, a dziś ostrzeliwują wszystko, co popadnie, łącznie z budynkami mieszkalnymi, szpitalami i konwojami humanitarnymi, mordując przy tym kobiety, dzieci, ale też ostatnie powody, dla których Zachód miałby ich szanować.

Paulo Coelho bierze Rosjan w obronę. Trudno powiedzieć, co za tym stoi. Być może fakt, iż jest ignorantem, co udowodnił wielokrotnie swoją twórczością, a może po prostu przemawiają przez niego sentymenty obudzone wspomnieniami o dłoni Władimira Putina, którą przed laty ściskał z uśmiechem na ustach.

Paulo Coelho Putin
Źródło: Kremlin.ru

Który dzień w naszym życiu nigdy nie nadchodzi?”, pyta Paulo w „Demonie i Pannie Prym”, po czym odpowiada krótko: „Jutro”. Dziś każdy Ukrainiec, który świadomie lub z przymusu pozostał w ojczyźnie lub jeszcze się niej nie wydostał, zadaje sobie podobne pytanie:

Czy „jutro” w ogóle dla niego nadejdzie?

Paulo jeździł pociągami po Rosji, więc my nie możemy zrzucać winy za wojnę na zwykłych Rosjan

Nie to złe, co trafia do ludzkich ust, lecz to, co z nich wychodzi”, dlatego nikogo raczej nie powinno dziwić, że pod tweetem Paulo Coelho rozpętała się gorąca dyskusja, w której udział wzięli użytkownicy z całego świata, w tym także m.in. – uwaga, tu będzie śmiesznie – dziennikarz Samuel Pereira.

Choć gdzieniegdzie pojawiały się słowa wsparcia, w przeważającej części na „pisarza” spadła druzgocąca krytyka. Coelho dostało się za wspomniany już eufemizm, fatalne wyczucie czasu, brak taktu oraz proputinowskie ciągoty. Niektórzy też wykorzystali okazję, aby wypomnieć Brazylijczykowi, jak fatalnym jest twórcą (i ja, jako polonista i niedoszły doktor literaturoznawstwa, to szanuję).

W każdym razie Paulo Coelho postanowił opublikować erratę swojego tweeta. Oto, co w niej napisał:

Byłem we Lwowie, Kijowie, Odessie, Jałcie, Czarnobylu (Ukraina). Przejechałem 10.000 km pociągiem z Moskwy do Władywostoku (Rosja). Tak, jest wojna: ale nie obwiniajcie zwykłych ludzi”.

Paulo Coelho twitter rosja 2

Cóż mogę rzec… trudno mi uwierzyć, aby człowiek, który sprzedaje swoje książki na całym świecie, w nakładach sięgających kilkudziesięciu milionów egzemplarzy, tak bardzo nie rozumiał tego, co aktualnie dzieje się w Europie.

Wojna w Ukrainie nie jest wymówką dla rusofobii. Wspomniana rusofobia, która rzeczywiście obecnie ma miejsce (i słusznie), jest konsekwencją wojny. Wojny, podkreślmy raz jeszcze, rozpoczętej przez Rosję. To nie Zachód spowodował globalną rusofobię. Wywołali ją rosyjscy decydenci na czele z Władimirem Putinem, w chwili, gdy wydali armii rozkaz napadnięcia na Ukrainę.

Sankcje, na których tracą najwięcej zwykli Rosjanie, w połączeniu z globalnym ostracyzmem, z którym przychodzi im się mierzyć, nie powstały w wyniku „akcji” szeroko pojmowanego Zachodu, lecz „reakcji” – kontrofensywy, która ma bardzo konkretne cele. Jednym z nich jest zmuszenie społeczeństwa, a więc tych przeciętnych Rosjan, do wywierania presji na politykach, a w konsekwencji – do destabilizacji sytuacji wewnętrznej w kraju.

Paulo Coelho i Putin
Źródło: Kremlin.ru

Nie chodzi o to, by obwiniać szarego Iwana i jego żony Swietłany o gwałty i mordy dokonywane przez rosyjskich żołnierzy na terenach Ukrainy. Chodzi o to, by Iwan i Swietłana stracili wszelkie wygody, jakie mieli dotychczas, by musieli realnie walczyć o przetrwanie swoje oraz bliskich i pojęli, gdzie szukać prawdziwego winowajcy ich niedoli. Nie ma znaczenia, czy Iwan i Swietłana stoją murem za Putinem, czy najchętniej sami wydłubaliby mu oczy.

Czy jest to moralnie wątpliwe? Jak najbardziej. Czy każdy Rosjanin zasługuje na to, by mieszać go z błotem za rzeczy, na które w zasadzie nie ma wpływu? Oczywiście, że nie. Czy powinniśmy współczuć obywatelom Federacji Rosyjskiej życia „z putinowską pętlą na szyi”? Nie wiem, czy powinniśmy. Ja współczuję.

Sęk w tym, że to, co mnie – i być może Wam – wydaje się właściwe, nijak ma się do aktualnej rzeczywistości. A ta, niestety, maluje się w krwistych kolorach wojny, w której giną dziesiątki tysięcy osób (po obu stronach), a miliony zostają bez dachu nad głową, skazane na łaskę lub niełaskę krajów, do których trafiają z łatką uchodźców.

Skoro przeciętny Rosjanin nie zasługuje na bycie ocenianym przez pryzmat decyzji rosyjskich polityków, to co ma powiedzieć przeciętny Ukrainiec, który przez ambicje tychże zmuszony jest pożegnać się ze swoją żoną i dziećmi przy granicy z Polską, po czym wrócić na plac boju ze świadomością, że może nigdy już ich nie zobaczy?

Okej, ale jak mają się do tego tweety Paulo Coelho? Moim zdaniem są one odzwierciedleniem „filozofii” uprawianej przez „pisarza” na kartach jego powieści. Mam tu na myśli filozofię upraszczania świata do formy, która pozwala definiować się za pomocą tendencyjnych aforyzmów i ogólników.

Do tej pory wydawało mi się jednak, że Paulo Coelho jako „pisarz” jest wyrachowaną, nastawioną na generowanie zysków, ale mimo wszystko – kreacją. Teraz nie mam wątpliwości, że on naprawdę jest tak głupi Paulo „pisarz” i Paulo „człowiek” to jedna i ta sama persona.

Paulo Coelho portret

BookSale.pl wycofuje z oferty książki Paulo Coelho, a klienci toczą spór o to, czy słusznie

Księgarnia internetowa BookSale.pl za pośrednictwem mediów społecznościowych poinformowała o wycofaniu ze sprzedaży książek brazylijskiego „pisarza”. Nie będę się rozwodzić nad tym, jak wielki jest to krok w kierunku kreowania gustów czytelniczych w Polsce, bo to sprawa oczywista. Natomiast nie jestem do końca przekonany co do motywów tej decyzji.

BookSale Paulo Coelho screen facebook

Oczywiście od razu muszę zaznaczyć, że mamy tu do czynienia z prywatnym przedsiębiorstwem. Jeśli osoba stojąca na szczycie hierarchii firmy BookSale.pl nie chce sprzedawać książek Coelho, niezależnie od powodów tej decyzji ma pełne prawo ją podjąć.

W pełni rozumiem także, że twitterowe przygody Brazylijczyka mogą skłonić człowieka do fantazji na temat stosów palonych „Alchemików” i „Weronik”, które „postanawiają umrzeć”.

Sęk w tym jednak, że te książki, choć niesamowicie głupie, są społecznie zupełnie nieszkodliwe. Paulo Coelho bajdurzy farmazony tak ogólnikowe, że czasem trudno jednoznacznie stwierdzić, o czym jest dana powieść. Zresztą nie da się traktować poważnie „pisarza”, który dzieli się z czytelnikiem mądrościami pokroju: „Wszystko się psuje, a to, co się nie psuje, jest bezużyteczne”.

To po pierwsze. Po drugie natomiast – taka ideologiczna demonstracja, szczególnie jeśli znajdzie naśladowców wśród innych sprzedawców, może wywołać tzw. Efekt Straisand, a więc paradoksalnie przyczynić się do wzrostu popytu na książki Paulo Coelho.

Tym bardziej że już widać oburzenie w komentarzach pod postem BookSale.pl na Facebooku. Sporej części komentujących nie podoba się to, że księgarnia chce karać „pisarza” za to, że ma swoje zdanie i publicznie je wygłasza. Niektórzy nawet zapowiedzieli bojkot BookSale.pl. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że koniec końców przeważają opinie aprobujące decyzję księgarni.

W tym miejscu wypada zakończyć ten tekst. A jak zakończyć pisanie o Paulo Coelho, to tylko cytatem z jego książki. „Człowiek, który nie pragnie niczego, jest człowiekiem szczęśliwym”, pisał Brazylijczyk w powieści „Zwycięzca jest sam”. Nie wiem, jak Wy, ale ja na pewno nie miałbym nic przeciwko, gdyby moje pragnienie niczego, co by miało związek z Paulo Coelho, zostało zaspokojone.

Czego zresztą życzę sobie, Wam i wszystkim, którzy mają choć odrobinę szacunku dla literatury.

* nie, nigdy nie przechodziłem przez okres fascynacji twórczością Brazylijczyka, choć kilka książek przeczytałem, głównie po to, by je potem zrecenzować. „Alchemik” był prezentem, średnio trafionym, a ja teraz tłumaczę się z jego posiadania, jak gdyby to były twarde narkotyki lub płyta Zenka Martyniuka. Ale czuję, że muszę to zrobić, bo autentycznie jest mi wstyd.