Xbox One S All-Digital Edition oficjalnie zapowiedziany. Bez napędu i… bez szału

Stało się to, co miało się stać: Microsoft oficjalnie zapowiedział wypuszczenie na rynek odświeżonej wersji Xboksa One S, która ma zadebiutować już 7 maja 2019. Niby fajnie, ale trochę rozczarowuje fakt, że „odświeżenie” jest w tym przypadku synonimem „kastracji”. Xbox One S All-Digital Edition, bo taka jest nazwa konsoli, od swojego pierwowzoru różni się brakiem napędu Blu-Ray… i to w zasadzie wszystko. I gdyby jeszcze fakt ten przekładał się znacząco na cenę urządzenia…

250 dolarów za Xboksa One S bez napędu Blu-Ray

Z jednej strony możemy mówić o premierze na swój sposób wymownej. Oto bowiem pojawił się na horyzoncie jeździec apokalipsy dla nośników fizycznych. Jeździec, którego wszyscy się spodziewali, ale nikt do końca nie wiedział, skąd nadjedzie.

Już w zamierzeniu twórców Xbox One S All-Digital Edition miał nieść ze sobą sztandar rewolucji, całkowicie odrzucając „materię” i stawiając wszystko na kartę cyfrowej dystrybucji. A grunt pod zmiany był naprawdę urodzajny, użyźniony świetnie działającymi usługami pokroju Xbox Game Pass. Nic tylko siać ziarno cyfrowej idei i zbierać obfite plony.

Coś mi jednak podpowiada, że to może się nie udać. Nie z ceną startową 250 dolarów. Cebulowi Rycerze z niżej podpisanym na czele wiedzą doskonale, że w tej lub mniejszej cenie można dziś kupić standardowego Xboksa One S, który – jak by nie patrzeć – jest tym samym urządzeniem, tyle że bogatszym o napęd Blu-Ray.

xbox one s all-digital edition
Źródło: xbox.com

Microsoft stwarza sobie szanse, które sam może zaprzepaścić

Xbox One S All-Digital Edition mógł (i ciągle może) zrobić wiele dobrego. Po pierwsze, obniżyć próg wejścia na konsolowe salony, a jednocześnie powiększyć grono xboksowców o rzesze nowych duszyczek.

Po drugie, jeszcze bardziej spopularyzować usługi abonamentowe typu Xbox Game Pass czy Xbox Live Gold, które już teraz mają się świetnie i przynoszą Microsoftowi olbrzymie zyski.

Po trzecie wreszcie, tani i przystępny Xbox One S mógłby zmienić układ sił na froncie konsolowych batalii między Microsoftem, Sony i Nintendo. A jest to o tyle istotne, że kolejna generacja konsol zbliża się wielkimi krokami. Tak wielkimi, że znamy już nawet specyfikację nowego PlayStation. Gdyby All-Digital Edition wchodził na rynek z ceną 500 lub nawet 600 zł, konsumenci z pewnością by to docenili. Może na tyle nawet, aby w kolejnej odsłonie konsolowej wojny opowiedzieć się za Xboksem.

Niestety na ten moment cenowego tąpnięcia nie ma. Jest raczej lekkie rozczarowanie. Sama idea beznapędowego Xboksa od początku miała olbrzymi potencjał. Czas również wydawał się odpowiedni, bo choć prym PlayStation jest niezaprzeczalny, zmierzch obecnej generacji mógł być świetną okazją, aby skrócić dystans dzielący obie konsole i wyeksponować to, z czego Xbox zasłynął w ostatnim czasie, a więc z doskonale działających usług.

Ale do tego wszystkiego byłoby potrzebne coś więcej niż usunięcie napędu Blu-Ray i 250 dolarów w pre-orderze.