Zawody przyszłości. Czym będziemy zajmować się w świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję?

W 2019 roku organizacja Brooking Institute opublikowała raport, z którego wynika, że aż 25% miejsc pracy w USA jest zagrożonych automatyzacją. W „grupie ryzyka” znalazły się zawody, w których 70% lub więcej obowiązków może być wykonywanych przez maszyny. Co więcej, przewiduje się, że wraz z rozwojem sztucznej inteligencji odsetek „zagrożonych” będzie sukcesywnie wzrastać. Ale tam, gdzie jedni widzą zagrożenie, inni dostrzegają szanse na wytyczenie zupełnie nowych ścieżek kariery zawodowej. Pofantazjujmy zatem odrobinę na temat zawodów przyszłości.

Czy androidy śnią o zabraniu nam pracy?

O przyszłości wiemy tak naprawdę tyle, że jest nieunikniona. Cała reszta to co najwyżej biała kartka, którą człowiek zapisuje wytworami własnej fantazji, odkąd tylko nauczył się je snuć. Co prawda w którymś momencie futurystyczna wyobraźnia zaczęła opierać się na fundamentach nauki, jednak cały czas jednak istnieje zbyt wiele niewiadomych, by dało się sformułować równanie, którym obliczylibyśmy precyzyjnie formę i kształt przyszłości.

Nie oznacza to jednak, że zrezygnowaliśmy z prób jej odgadywania, co to, to nie. Już pobieżny rzut oka na kanon literatury sci-fi pokazuje, że lubimy przepowiadać przyszłość. Prawie zawsze jednak maczamy ją w dystopijnym sosie, przyprawionym gorzką krytyką destrukcyjnej natury ludzi, którzy stanowią zagrożenie tak dla siebie, jak i wszystkiego, co ich otacza.

Człowiek robot

Jednym z bardziej eksploatowanych motywów w książkach, komiksach, filmach, serialach czy grach jest galopujący rozwój nowych technologii, który prowadzi do całkowitego unicestwienia homo sapiens… albo chociaż spycha człowieka na dalszy plan w sferze przydatności militarnej i ekonomicznej.

Sam zresztą całkiem niedawno przygotowałem tekst o profesjach, które mogą czuć na plecach cyfrowy oddech sztucznej inteligencji, więc niejako przyłożyłem rękę do rozsiewania dystopijnej paniki. Dlatego teraz, w ramach dążenia do równowagi, przygotowałem zestawienie potencjalnych zawodów przyszłości.

Zawody przyszłości. Jakie profesje mogą pojawić się w następnych dekadach?

Skupiłem się wyłącznie na takich zawodach, których na ten moment albo nie ma, albo są w powijakach, a na szerszą skalę zaistnieć mogą wyłącznie przy założeniu dokonania przełomowych odkryć w wielu dziedzinach nauki i technologii. Część powstała w mojej głowie, inne są owocami analiz specjalistów, którzy już teraz próbują określić trendy na rynku pracy w kontekście następnych dekad.

kula przepowiadająca przyszłość

Architekt wirtualnych światów

Zanurzenie się w wirtualnych światach wszystkimi pięcioma zmysłami wydaje się kwestią czasu. Dla jednych to wizja rodem z najgorszych cyberpunkowych koszmarów. Są też jednak tacy, dla których „virtual” może być szansą na powrót do normalnego życia.

Wyobraźcie sobie ofiarę wypadku samochodowego, sparaliżowaną od stóp do szyi, która po kilku latach na łóżku staje dostaje możliwość stanięcia na nogi i aktywnego spędzania czasu w towarzystwie znajomych i bliskich. Owszem, nie w rzeczywistym świecie, lecz w wirtualnym, ale immersyjność prawdopodobnie będzie tak zaawansowana, że dla nikogo nie będzie to stanowić aż tak znaczącej różnicy.

Mężczyzna w goglach VR

Tutaj pojawia się pole do popisu dla kreatywnych projektantów, których zadaniem byłoby tworzenie wirtualnych światów. Nie tyle nawet od strony kodu, ile na płaszczyźnie zmysłowej. Zaprojektowania wymagało całkiem sporo elementów, począwszy od warstwy wizualnej (modeli awatarów, obiektów, z którymi można wchodzić w interakcje etc.), a kończąc na implementacji konkretnych doznań słuchowych, smakowych, zapachowych, czuciowych etc.

W światach takich nie mogłoby również zabraknąć NPC-ów (bohaterów niezależnych), nieporównywalnie bardziej inteligentnych i elastycznych od tych, których kojarzymy z gier. Interakcje z nimi byłyby czymś więcej niż wyborem dostępnych opcji dialogowych, za co odpowiadały zaawansowane algorytmy sztucznej inteligencji.

Choć równie dobrze obecność NPC-ów w kreowanych światach może sprowadzać się do roli czysto użytkowej, np. obsługi wirtualnych sklepów, salonów mody, kin, pilnowania porządku w obrębie danej przestrzeni itd., a całą resztę stanowić będą użytkownicy połączeni z cyfrową rzeczywistością za pośrednictwem specjalnych interfejsów.

Tak czy inaczej przyszłość zmierza nieuchronnie ku virtualowi. I ktoś ten virtual będzie musiał zaprojektować: od wyglądu i fizyki pieniącego się morza czy miejskich deptaków, po stworzenie odpowiednich warunków do budowania i podtrzymywania relacji międzyludzkich.

Minecraft RTX ON screenshot

Osobisty kustosz pamięci

Gwałtowny rozwój medycyny po II wojnie światowej wydłużył ludziom życie. W samej Polsce, jeśli wziąć pod uwagę lata 1950–2010, kobiety i mężczyźni żyją średnio o 15–20 lat dłużej. Jest jednak pewien problem, z którym medycyna wciąż nie za bardzo sobie radzi.

Za zwiększaniem średniej długości życia ludzi nie nadążają postępy w zakresie opieki zdrowotnej związanej z mózgiem. Innymi słowy, cóż z tego, że nasza egzystencja trwa nie 50, a 80 lat, skoro często okupiona jest problemami z pamięcią, które uniemożliwiają normalne funkcjonowanie.

Dodajmy do tego długą litanię schorzeń wieku podeszłego – odbierających kontrolę nad ciałem, a często także pewność siebie, poczucie godności i przydatności dla świata – a szybko uświadomimy sobie, że starość może być ogromnie frustrująca i stresująca.

technologiczny senior

I tutaj na scenę wchodzą kustosze pamięci. Osoby wąsko wyspecjalizowane w dziedzinie projektowania światów wirtualnych lub ściśle z projektantami współpracujące. Rola kustoszy nie polega jednak na tworzeniu nowych rzeczywistości, ale na cyfrowym rekonstruowaniu czasów minionych w ujęciu spersonalizowanym.

Spróbujmy to zobrazować. Mając osobistego kustosza pamięci, świadomie przekazujemy mu dostęp do naszych zdjęć, filmów, nagrań albo dzienników, jeśli je prowadzimy. Oczywiście musimy uczynić to z odpowiednim wyprzedzeniem, aby baza danych do przetworzenia była wystarczająco zasobna. Na podstawie zebranych informacji i materiałów na nasz temat, kustosz przygotowuje projekty generowanych komputerowych środowisk, a następnie koordynuje tworzenie ich na wszystkich etapach.

Produktem finalnym przedsięwzięcia jest spersonalizowana symulacja, dzięki której, będąc już w podeszłym wieku, odbędziemy wirtualną podróż w przeszłość, z możliwością ponownego przeżywania najlepszych wspomnień.

Warto wspomnieć, że koncepcja odtwarzania przeszłości w virtualu stała się inspiracją dla twórców brytyjskiego serialu „Black Mirror”, którzy w widowiskowy sposób posłużyli się nią w odcinku zatytułowanym „San Junipero”. Tym, którzy nie oglądali, gorąco polecam; w mojej opinii to jeden z najlepszych epizodów „Czarnego Lustra”.

Stary człowiek i gwiazdy

Wirtualny stylista i kreator wizerunku

Już teraz potrafimy wydawać rzeczywiste pieniądze tylko po to, by wyróżnić się wizualnie w grach online. Skórki do broni w CS:GO sprzedawane są często za kilkaset euro, a przecież zdarzają się takie, na które CS-owi zapaleńcy potrafią wydać dużo, dużo więcej. Przykład: w 2016 roku unikatowy nóż Karambit został spieniężony za ponad 100 tysięcy dolarów.

Część z Was być może właśnie popukała się po czole i skwitowała tę informację jakimś mało wyszukanym „latynizmem” wprost z podwórka, ale trudno zaprzeczyć temu, że rynek wirtualnych przedmiotów wykazuje niesamowity potencjał monetyzacyjny.

Wiedźmin 3 cosplay Geralt, Ciri, Triss

Jeśli zgodnie z przewidywaniami coraz głębiej zanurzać się będziemy w wirtualnej rzeczywistości, kwestią czasu stanie się powołanie do życia wirtualnych stylistów i kreatorów wizerunku. Taka już nasza natura, że lubimy być złotą rybką w stawie pełnym takich samych szarych rybek. Skoro już teraz korzystamy z usług doradców, którzy pomagają nam w takim dobieraniu ubrań czy fryzury, by były spójne z naszym wizerunkiem, czemu nie mielibyśmy tego robić w virtualu?

Personalny kurator cyfrowy

To taki specjalista z poprzedniego punktu, tyle że ze znacznie szerszym wachlarzem kompetencji. Personalny kurator cyfrowy ma prowadzić naszą karierę w sieci, poczynając od wpajania zasad komunikacji w social mediach, po angażowanie nas w projekty, które mogą zawodowo nas rozwinąć, a przy okazji otworzyć furtkę do kolejnych, ambitniejszych i lepiej płatnych.

Rozmowa przed komputerem

Chirurg pamięci

W 2017 roku Elon Musk założył startup Neuralink, któremu powierzył misję opracowania efektywnej i mało inwazyjnej technologii połączenia ludzkiego mózgu z komputerem. Urodzony w RPA wizjoner nie był zresztą pierwszy w przechodzeniu od teorii cyborgizacji do praktyki, bo nad tym samym przedsięwzięciem pracuje już od lat m.in. firma Kernel.

Idei przyświecających podobnym projektom jest kilka, niemniej cel pozostaje jeden – zwiększenie możliwości ludzkiego mózgu. Musk wskazywał m.in. na to, że pełna symbioza z komputerami pozwoli nam efektywniej zapamiętywać i utrwalać informacje, choćby dlatego, że do dyspozycji będziemy mieć większą przestrzeń do gromadzenia danych.

Wątpliwości etycznych, ale i technicznych, jest, rzecz jasna, cała masa. Uda nam się pozostać ludźmi, czy jednak bliżej nam będzie do maszyn? Co się wydarzy, gdy komputer, z którym się połączymy, stanie się celem hakerów? Jaką rolę w tym wszystkim odgrywać będą hormony, które przecież mają niebagatelny wpływ na kształt formułowanych myśli?

mężczyzna połączony z urządzeniami

Elon Musk idzie jednak w zaparte, argumentując, że połączenie organicznego człowieka z inteligentną maszyną to jedyny sposób na to, by zapobiec detronizacji homo sapiens ze strony sztucznej inteligencji, której możliwości potencjalnie wykraczają daleko poza nasze.

Wróćmy jednak do meritum. Jeśli kiedyś uda się stworzyć stabilne połączenie na linii mózg – komputer z możliwością ingerowania w zasoby jednego i drugiego, z pewnością pojawi się pomysł terapeutycznych ingerencji w nasze wspomnienia. Już teraz mówi się, że profesja chirurgów myśli spowodowałaby rewolucję w leczeniu depresji, nerwic czy stresu pourazowego. Cena jednak jest wysoka. Są nią konkretne wspomnienia, których musielibyśmy się wyrzec, pozwalając na ich bezpowrotne wymazanie.

Jeśli przyjmujemy, że będzie to możliwe, wypada założyć również sytuację odwrotną. Czy chcielibyśmy nosić w głowie nieswoje wspomnienia? Zdaję sobie sprawę, jak to brzmi, ale warto spojrzeć też na drugą stronę medalu. Jeśli w ten sposób udałoby się chirurgom myśli transferować do mózgów konkretną wiedzę lub umiejętności, na przykład znajomość języka chińskiego, to czy… byłoby to coś złego?

ludzie w okularach vr

Trenerzy robotów

Uczenie maszynowe to bez wątpienia jeden z najważniejszych obszarów rozwoju sztucznej inteligencji. Jeśli roboty bazujące na sztucznej inteligencji mają być naszymi partnerami, musimy je odpowiednio szkolić. Już dzisiaj trenerzy robotów stawiają fundamenty dla profesji, która w kolejnych dekadach przyciągać ma ogrom specjalistów. Tak przynajmniej sądzą analitycy.

Dziś szkolenie robotów sprowadza się do prac nad oprogramowaniem, na którym pracują. W przyszłości jednak „trening” może być bardziej dosłowny. Szczególnie jeśli zaczniemy odważniej stawiać kroki w kierunku humanizacji AI.

Wszystko wskazuje na to, że nauka robotów bazujących na uczeniu maszynowym przypominać będzie edukację typowo ludzką, tj. sztuczna inteligencja będzie naśladować swoich trenerów, popełniając przy tym błędy i wyciągając z nich wnioski. Tyle tylko, że znacznie szybciej i efektywniej niż ich organiczni nauczyciele.

Przy okazji podobieństw między inteligencją ludzką a robotyczną, odsyłam Was do tekstu o tym, że sztuczna inteligencja także potrzebuje snu, żeby nie zwariować.

Robot i operator

Etyczni hakerzy

„Jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich”. Tak brzmi bodaj najpopularniejsze indiańskie przysłowie. Z podobnego założenia mają wyjść wkrótce nowoczesne korporacje. Do profilaktyki walki z cyberprzestępczością zaprzęgać będą… cyberprzestępców.

Zadaniem etycznych hakerów lub white hackerów, bo tak dyplomatycznie brzmi określenie na tę profesję, będzie włamywanie się do systemów firm na ich własne życzenie, w poszukiwaniu luk i słabych punktów. Wszystko po to, aby zawsze być o krok przed prawdziwymi cyberprzestępcami, a tym samym przygotować linię obrony na wypadek ataków z ich strony.

Haker przy pracy

Manager śmierci cyfrowej

Pomyślcie, jak wiele kont na różnych portalach założyliście, odkąd po raz pierwszy ktoś pokazał Wam, czym jest Internet i jak z niego korzystać? Sporo tego, prawda? Kiedy rozstaniecie się z realnym światem, w wirtualnym pozostanie po Was spory bałagan.

Wypadałoby, aby ktoś go posprzątał, przynajmniej częściowo. Korzyści jest co najmniej kilka. Pierwszą z nich jest Wasza własna wola.

Być może nie chcielibyście, by po Waszej śmierci po social mediach krążyły konta-widmo ze zdjęciami, filmami, informacjami na Wasz temat. Być może nie chciałaby tego również Wasza rodzina i najbliżsi, pogrążeni w żałobie i usiłujący poukładać sobie na nowo życie. Życie bez Was.

Innym argumentem – tym razem bardzo trywialnym, choć jak najbardziej uzasadnionym – jest miejsce na serwerach, które przecież nie jest nieograniczone. Jeśli by spróbować przeliczyć wszystkie Wasze konta w sieci na terabajty, trochę pewnie by się uzbierało. A skoro w zaświatach i tak nie będziecie z nich korzystać…

social media emoji graffiti

Kolejną kwestią jest „osierocenie” kont, które można postrzegać jako aktywa. Przypuśćmy, że macie konto na YouTube, na którym publikujecie filmy z autorskimi kompozycjami na fortepianie. Materiały są monetyzowane, ale zarabiają niewiele, bo żaden łowca talentów jeszcze nie dostrzegł Waszego talentu. Niestety muzyczną karierę (i w ogóle wszystko) przerywa przedwczesna tragiczna śmierć.

Giniecie potrąceni przez rozpędzony samochód podczas próby ratowania dziecka stojącego na pasach. Dzieciak przeżywa, Wy umieracie na miejscu, a media podchwytują bohaterską historię osoby, która poświęciła życie, aby ktoś inny mógł żyć. Robi się o Was głośno, jakiś dziennikarz odkrywa, że publikowaliście w sieci własne utwory, w których odsłanialiście przed światem całą swoją duszę. I nagle filmy, które miały po kilka tysięcy wyświetleń, mają ich dziesięć milionów, generując jakieś sensowne sumy pieniędzy. I teraz pojawia się problem – Wasza druga połówka i dwójka dzieci nie mają dostępu do tego konta. Pieniądze z reklam, które mogłyby trafić na ich konto, zostają zamrożone.

Menedżerowie śmierci cyfrowej mieliby podobne sytuacje rozwiązywać, oczywiście na korzyść rodziny denata, o ile ten nie życzyłby sobie inaczej. Jeśli myślicie, że brzmi to absurdalnie, to wspomnę tylko, że już teraz istnieją firmy, które zatrudniają m.in. prawników, którzy pracują nad tego typu sprawami. Przykład znajdziecie tutaj.

Graffiti All we need is more likes

Projektant nowych gatunków

Genetyczna żonglerka nie jest niczym nowym. Do tej pory jednak leżała w gestii ślepej, bądź co bądź, ewolucji. Wraz z rozwojem inżynierii genetycznej sytuacja może ulec odwróceniu. I pewnie ulegnie.

W 2000 roku pewien brazylijski artysta reprezentujący nurt bio-artu pokazał światu swoje nowe dzieło: fluorescencyjnego królika świecącego na zielono. W dzień Alba, bo takie imię nadano zwierzęciu, wyróżniał się co najwyżej tym, że był albinosem. Po zmroku jednak emanował delikatną zieloną poświatą.

Jak do tego doszło? Wystarczyło wyselekcjonować z genomu meduzy gen odpowiedzialny za fluorescencyjne właściwości i wszczepić go do zarodka zwykłego białego królika. Tylko tyle… i aż tyle, jeśli uświadomimy sobie potencjalne konsekwencje podobnych przedsięwzięć.

biały królik na trawie

Na ten moment, poza sporadycznymi przypadkami, udaje się stopować zapędy naukowców kajdanami etyki, nakładanymi m.in. przez presję opinii publicznej. Biotechnologia jednak stale się rozwija i być może nadejdzie moment, w którym pokusa tworzenia całkowicie nowych gatunków fauny okaże się zbyt silna, by jej nie ulec. Florę przecież już teraz modyfikujemy genetycznie, aby wykarmić jakoś stale rosnącą populację homo sapiens na Ziemi.

Idąc tym tropem i biorąc pod uwagę naszą mięsożerność, wkrótce trzeba będzie „zaprojektować” całkiem nowe podgatunki świń, kur czy indyków. Oczywiście przy założeniu, że te zagwarantują większą efektywność w produkcji mięsa, zmniejszą koszty związane z utrzymywaniem hodowli albo chociaż zredukują generowany przez nie ślad węglowy.

park jurajski

Rekonstruktor wymarłych gatunków zwierząt

Trochę w opozycji do poprzedniej profesji, a trochę nie. O rekonstruowaniu wymarłych gatunków mówi się od dawna, a „Jurassic Park” czytał lub oglądał chyba każdy. Być może teraz wbiję gwóźdź do trumny z marzeniami tych, którzy chcieliby kiedyś ujrzeć żywego Tyranozaura Reksa, ale technologia wskrzeszania prehistorycznych gadów, zaproponowana przez Michaela Crichtona na potrzeby fabuły powieściowej, w rzeczywistości jest nie do zrealizowania.

Przez kilkadziesiąt milionów lat materiał genetyczny dinozaurów uległ rozkładowi tak dalece, że niemożliwym jest odtworzenie pełnego genotypu T-Rexa. Ale już mamuty, wymarłe przed 10 tysiącami lat, mają realną szansę na powrót do świata żywych. Realną na tyle, że od lat trwają ekspedycje i badania, zmierzające do „stworzenia” mamuciego embrionu i umieszczenia go w macicy słonicy.

mamut grafika

Tak czy inaczej wskrzeszanie wymarłych gatunków nie skończy się na doprowadzeniu do szczęśliwych narodzin młodych osobników. Aby zwierzęta przeżyły i rozmnażały się w ekosystemach, do których potencjalnie nie będą przystosowane, zmuszone będą się zaadaptować. Pozostawione same sobie mogą temu zadaniu nie podołać.

Młode populacje potrzebować będą stałego nadzoru. To z kolei wymagać będzie ograniczeń w postaci co najmniej częściowej niewoli, w której trzymane będą do czasu zwiększenia liczby osobników do wartości dających nadzieję na przetrwanie gatunku.

Nietrudno się też domyślić, że niezbędne będą ręce do pracy. Ludzkie ręce. Pierwszoplanowa rola przewidziana jest dla zoologów, którzy nadzorowaliby reintegrację nowo odtworzonych gatunków w naturalnych środowiskach wymarłych poprzedników. Ale potrzebni byliby też ludzie od „czarnej roboty” – weterynarze czy opiekunowie populacji i poszczególnych osobników. Miejsce znalazłoby się również na przykład dla ekip filmów dokumentalnych, chcących przyjrzeć się bliżej egzystencji gatunków, szczególnie tych, które wymarły przed setkami czy tysiącami lat.

naukowiec i sprzęt medyczny

Opiekun osób starszych

Hej, czy nie miało być o zawodach przyszłości, a nie o tych, które istnieją od dawna i ciągle mają się dobrze? Niby tak, ale ten przypadek jest na tyle interesujący, że zdecydowałem się o nim wspomnieć.

Generalnie światowa populacja się starzeje. To znak naszych czasów, choć na dobrą sprawę odczujemy go prawdziwie za jakieś 20–30 lat. W 2050 roku bowiem statystycznie jeden na sześciu mieszkańców Ziemi będzie miało więcej niż 65 lat. Dla porównania – dziś jest to jedna na jedenaście osób. Oznacza to mniej więcej tyle, że zapotrzebowanie na opiekunów osób starszych będzie przeogromne.

Spekuluje się, że to również jest dziedzina, w której wkrótce – częściowo lub całkowicie – zastąpić nas mogą roboty. Z jednej strony to dobrze, bo trudno powiedzieć, czy nie braknie rąk do pracy przy opiece nad seniorami, z drugiej natomiast… też dobrze, ponieważ angaż robotów zwiększy prestiż „ludzkich” opiekunów. Dlaczego?

Weźmy pod uwagę potrzeby osób starszych. Poza tymi najbardziej podstawowymi, związanymi z pożywieniem, utrzymaniem higieny i pielęgnacją ciała, jedną z najsilniejszych jest potrzeba bycia zauważanym przez drugiego człowieka.

Człowieka, nie robota.

para ludzi starszych

Czasem wystarczy krótka pogawędka, aby poprawić samopoczucie osobie starszej. Tutaj nawet najbardziej zaawansowana sztuczna inteligencja może nie wystarczyć, nawet jeśli będzie bardziej interesującym interlokutorem niż człowiek. Już sama świadomość gawędzenia z robotem może być przygnębiającym doświadczeniem, niezależnie od przebiegu rozmowy. Dlatego ludzcy opiekunowie, mimo oczywistych ograniczeń względem robotycznych odpowiedników, mogą być luksusem, na który stać będzie nielicznych.

Biały robot android

Jaka przyszłość czeka nas na rynku pracy?

Bez wątpienia ciekawa. Dla niektórych tragiczna, dla innych stwarzająca nowe możliwości, choć może być też tak, że tempo rozwoju technologicznego wcale nie będzie aż tak szalone, jak się dziś przewiduje.

Jakie osoby odnajdą się na rynku pracy, gdy czwarta rewolucja przemysłowa wejdzie w decydującą fazę? Z pewnością te, które stać na szeroko rozumianą elastyczność. Wszystko wskazuje na to, że nadchodzące dekady właśnie tego będą od nas wymagać ­– sprawnego dostosowywania się do nowych okoliczności.

Szkielet siedzący przed komputerem

Chris Tomlinson z Houston Chronicles uważa, że największym problemem w związku z rozwojem technologii nie będzie bezrobocie, ale olbrzymi wzrost dysproporcji płacowych. Według amerykańskiego publicysty świat podzieli się na tych, którzy mają kapitał lub pracę w zaawansowanych technologiach, a wszystkich innych. Czwarta rewolucja przemysłowa nie zdestabilizuje wysoko rozwiniętych krajów per se, ale kurczenie się klasy średniej, do której niechybnie doprowadzi, już tak.

Czy już powinniśmy zacząć się bać? Nie. O ile rozwój technologiczny może zmienić naprawdę dużo, tak podstawowe prawo ewolucji pozostanie niezmienne. Przetrwają najsilniejsi, najsprytniejsi, najbardziej elastyczni. I niech nie wybrzmi to jako groźba, lecz motywacja. Przyszłość zapowiada się ekscytująco, a to, jakie dla ma dla nas miejsce, w dużej mierze zależy od nas samych.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8