Latanie śmigłowcem to nie jest hop, siup, wysi… dziurkę w śniegu
Gdy wokół znajdują się budynki, obiekty terenowe, ludzie, a na dokładkę działają radary przeciwnika, w kokpicie śmigłowca może zrobić się gorąco. Oczywiście teraz piloci mają już do swojej dyspozycji środki pomocowe, ale są to tradycyjne systemy ostrzegawcze. Tu coś zabrzęczy, tam zaświeci, padnie jakiś komunikat o zbliżaniu się do ziemi. Jak pokazują zdobyte doświadczenia, rozwiązania te, dobre w swych założeniach, mogą być ograniczone i przyczyniać się do dodatkowych obciążeń poznawczych dla pilotów. Według dostępnych badań aktualnie dochodzi nawet do świadomego ignorowania (tzw. inattentional blindness) takich sygnałów, co czyni je w gruncie rzeczy nieefektywnymi.
Dzięki zestawowi czujników noszonych przez pilota (tzw. wearable sensors) asystent będzie obserwował to, co użytkownik systemu oraz będzie wiedział to, co wie użytkownik. W krytycznych momentach do gry wejdzie rozszerzona rzeczywistość i pilot otrzyma odpowiednią pomoc, gdy sytuacja będzie tego wymagała.
Wydaje się, że będzie to jeden z pierwszych kroków, który otworzy dostęp do wojska dla sztucznej inteligencji. Należy spodziewać się powolnych i etapowych zmian w tym obszarze, ale przed sztuczną inteligencją w armii nie uciekniemy. Już teraz trzeba nam zatem myśleć gdzie postawić granicę, bo ani się obejrzymy, jak drony same zaczną strzelać. Przecież AI wszystko tak ładnie obmyśli, obliczy, opracuje i wypluje adekwatny do sytuacji schemat działań. Prawda?
R2-D2 przybywa 😉