Dowódcy z USA uspokajają, ale diabeł tkwi w szczegółach
Oczywiście na dzień dobry otrzymaliśmy zapewnienia i uspokojenia, że to w sumie sprzęt z nie najwyższej półki i mało groźny, a tak w ogóle to, jak już się wszystkich wycofa i ewakuuje, to można go zbombardować. Generałowie w świetle kamer coś muszą mówić i tak malować obraz, by administracja nie wyszła na totalnych osiołków. To nie podlega dyskusji. Niestety rzeczywistość może okazać się zgoła inną.
Kluczowe jest jak zaawansowane systemy Afgańczycy dostali i co równie istotne, jak zaawansowane oprogramowanie oraz to, kiedy i jak było ono aktualizowane, oraz czy i za ile da się je złamać. Najistotniejszym zagrożeniem nie są bowiem samoloty i śmigłowce jako takie, choć i niektóre rozwiązania techniczne i tak znalazłaby wielu chętnych do zapoznania się z nimi. Najważniejsze są systemy zabezpieczające montowane na tych maszynach. Chodzi tu o ostrzeganie o o promieniowaniu, zakłócanie i tego typu urządzenia. Jeśli takowe były montowane i były aktualne i jeśli choć w części da się je „rozkręcić” i zbadać, to z marszu można podać, że Chiny i Iran już stoją w kolejce, by się im przyjrzeć. Co gorsza, łupem paść mogą również pociski rakietowe, a to już znacznie poważniejsza sprawa. Na tego typu produkty ZAWSZE znajdzie się klient.