Co kryją rosyjskie desantowce pod pokładem?
Niemal od początku rejsu mówiło się, że Ropuchy nie płyną „na pusto”. Ludzie znający się na rzeczy wskazywali na coś, co można zaobserwować gołym okiem, czyli na linię wodną. Poziom zanurzenia okrętów jednoznacznie wskazuje, że pokłady były wypełnione sprzętem, a być może również i ludźmi. Jeśli przypuszczenia te miałyby okazać się prawdą, a okręty wyładowałyby swój ładunek na przykład na Krymie, to byłby to kolejny kamyczek do teorii o militarnym rozwiązaniu sytuacji na Ukrainie.
Spekuluje się też, że okręty mogą przewozić sprzęt ciężki, a w tym czołgi, ale mówi się też o rosyjskiej piechocie morskiej i stosownych zapasach. Poza sześcioma Ropuchami na Morze Czarne wejść ma też jeden okręt podwodny, który do tej pory operował w spokoju na Morzu Śródziemnym.
Czy flotylla 6 okrętów desantowych może przetransportować spory ładunek? Oczywiście! Szacuje się, że w zależności od typu (dwa rodzaje w płynącej armadzie) na pokład wejść może 10 lub 13 czołgów oraz 340-300 żołnierzy. Jeśli to na szybko przemnożymy, to w dogodnym dla siebie punkcie Rosjanie mogą wyrzucić na brzeg około 60 czołgów i blisko 2000 żołnierzy.
Czy w czeluściach Ropuch rzeczywiście kryje się taka pancerna pięść? Trudno powiedzieć. Raczej jest to bardziej zróżnicowana formacja składająca się z wielu komponentów, a nie samych czołgów. O nich wiele się mówi, bo dobrze się sprzedają. Kluczowe mogą być zapasy, jakie zgromadzono na okrętach. Nie sztuką jest bowiem wyrzucić na brzeg 60 czołgów i 2000 ludzi, ale prawdziwym wyczynem jest utrzymać to całe towarzystwo w ruchu podczas natarcia. Do tego potrzeba całego aparatu logistycznego, o którym mało się mówi. W związku z tym jesteśmy ostrożni co do spekulacji na temat rzeczywistej zawartości, jaką przenoszą rosyjskie okręty desantowe i możliwości wojska, które może znajdować się pod pokładem.