Jeśli wszystko widać, to czegoś nie widać
Skoro wszystko zmierza ku wojnie, wszystkie klocki są, lub prawie są na miejscach, wszyscy wszystko wiedzą, a sprawy dalej toczą się, jak się wydaje, zgodnie z planem, to przynajmniej nam zapalają się żaróweczki ostrzegawcze.
Już na pierwszy rzut oka to wszystko jest zbyt oczywiste. Przypomina nam to trochę Wojnę w Iraku. Saddam Husajn wymachiwał szabelką, puszył się, był gotowy, a Amerykanie gromadzili powoli wojska na pozycjach wyjściowych. Niby było wiadome, że uderzą, niby znany był sprzęt, jego możliwości, ale to, co się potem stało, przeszło najśmielsze oczekiwania. Stany Zjednoczone przejechały się po Iraku niczym walec. Nie było czego zbierać.
Schemat w przypadku Ukrainy mamy podobny. Siły gromadzone są w sposób otwarty. Satelity, TikTok, Twitter, komunikatory. Wszyscy, „wszystko” widzą i wiedzą, a sprawy, jak gdyby nigdy nic, toczą się dalej. Tak jakby musiały zakończyć się wojną i anihilacją Ukrainy.
A może wszystko jest już uzgodnione? Gra przecież nie toczy się o Ukrainę, tylko o nowy porządek na świecie. Francja naciska na realizację porozumień z Mińska, a to oznacza dekompozycję Ukrainy. Niemcy jedynie markują pomoc, bo dostawa hełmów to… kabaret, a nie pomoc. Wielka Brytania wysyła pociski NLAW, ale otwarcie mówi, że Ukraina musi sobie radzić sama. Stany Zjednoczone coś tam przebąkują, ale przekaz z Białego Domu to jakiś dramat, który potem się naprędce koryguje oświadczeniami. Bardzo wiele państw robi bardzo dużo, by w rzeczywistości nic nie zrobić. Może Ukraina jest już „oddana”?