Zmiana narracji w sprawie F-35
Jeśli nastroje i zapatrywania na F-35 tonuje przewodniczący komisji sił zbrojnych izby niższej Kongresu, to jest to widomy znak zmiany dotychczasowej narracji odnośnie tych samolotów. Jak podaje Air Force Magaizne, Adam Smith z partii demokratycznej F-35 cechują się mniejszą przeżywalnością, niż pierwotnie zakładano. Oczywiście zaraz szybko dodał, że w porównaniu z F-16 nadal jest znacznie lepszy. Kongresmen jest znany z krytykowanie programu JSF (Joint Strike Fighter) przede wszystkim za ogromne koszty całego przedsięwzięcia.
Problem widzą też siły powietrzne. W przypadku konfliktu z równorzędnym przeciwnikiem przewaga, a wręcz dominacja w powietrzu, jaką cieszyli się dotąd Amerykanie nie będzie możliwa. Mówi się jedynie o czasowych oknach dominacji w przypadku operowania w trudnym środowisku antydostępowym. Smith zauważa, że F-35 jest zbyt duży, by się prześliznąć i w związku z tym nawołuje do zakupu mniejszych, bezzałogowych platform.
Głos ten idealnie wpisuje się choćby w realizowany przez AFRL program Skyborg. W szczególności zwraca uwagę na możliwości, jakie oferują roje dronów. Izrael już teraz wprowadza tego typu rozwiązania do walki na granicy z Palestyną. Jeśli cały system byłby dobrze przemyślany i wykorzystywał na przykład rozwiązania paletowe, zrzucane z maszyn transportowych, to pole walki można by nasycić sprzętem do tego stopnia, że przeciwnik nie byłby w stanie sobie poradzić.
Według kongresmena kluczowym aspektem wpływającym na spadek możliwości samolotu jest postęp w dziedzinie pocisków rakietowych, jaki obserwujemy w ciągu ostatnich lat. Trudno się dziwić. Świat idzie do przodu i nikt nie będzie stał z założonymi rękami, przyglądając się amerykańskim latającym cudeńkom. Główni gracze na globalnej szachownicy mają świadomość swoich niedostatków i szukają rozwiązań w zasięgu ręki. Łatwiej zbudować pocisk niż samolot zdolny mierzyć się z F-35, czy F-22. Jak zwykle króluje relacja koszt-efekt.