Rosja w zwierciadle Trendów Google: kim jest „prowokatorka z Kanału Pierwszego”? Instagram i WhatsApp „jebut”, największy rosyjski e-sklep też „jebut”, a wojska Rosji zdobyły twierdzę „ukraińskich neonazistów”

Inwazja Rosji na Ukrainę trwa już prawie trzy tygodnie. Informacyjna bańka pompowana przez kremlowską propagandę od początku wojny przesłaniała obywatelom obraz tego, co dzieje się poza granicami państwa. Dane z Google Trends sugerują jednak, że nie wszyscy Rosjanie ufają rządowym mediom. Są tacy, którzy próbują szukać informacji poza dopuszczonym przez Putina mainstreamem. Nie brak też takich, którzy zwyczajnie próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości, gdzie z każdym kolejnym dniem liczba dotychczasowych usług, produktów i udogodnień drastycznie się zmniejsza.

Jeden z największych rosyjskich sklepów internetowych, Wildberries, z globalną awarią

Ponad tydzień temu białoruski (antyrządowy, warto od razu dodać) serwis Nexta donosił, że w rosyjskim e-sklepie Wildberries można kupić odzież z symbolem „Z”. Tym samym, który Rosjanie malują na swoich czołgach i pojazdach wojskowych, służących im obecnie do dewastowania budynków cywilnych w Ukrainie i mordowania tysięcy Ukraińców, w tym dzieci. Na niektórych T-shirtach można było znaleźć też napis „za naszych”.

Nexta t-shirt wildberries
Źródło: Nexta

Oliwa zawsze sprawiedliwa, chciałoby się rzec, bo w tym momencie najpopularniejszym tematem w rosyjskim Google jest globalna awaria Wildberries. Nie wiemy, na ile jest to fuszerka osób stojących za sklepem, a na ile pomoc „życzliwych” hakerów spoza Rosji, niemniej, jak donosi cnews.ru, awaria dotknęła całą Rosję, a rykoszetem dostały też Białoruś oraz Litwa.

Co się popsuło? Nie będzie nadużyciem powiedzenie, że wszystko. Użytkownicy nie mogą złożyć zamówienia ani śledzić już istniejącego. Nie mogą także zastosować kodów rabatowych, a nawet zalogować się do swojego profilu. Wildberries milczy na temat przyczyn awarii i nie składa żadnych obietnic co do tego, kiedy planuje ją naprawić.

W swoim artykule cnews.ru poświęca jeden z akapitów na wyjaśnienie, dlaczego informacja o problemach z działaniem Wildberries jest tak ważna. Możemy przeczytać, że:

„Wildberries to jeden z największych sklepów internetowych w Rosji obok Ozon, Yandex.Market itp. W obliczu antyrosyjskich sankcji wiele dużych firm, w tym zagraniczne sklepy internetowe oraz firmy logistyczne, opuściło Rosję w związku ze specjalną operacją w LPR i DPR. Amazon i eBay odmówiły współpracy z Rosją”.

żołnierze na transporterze

W części Rosji nie działa WhatsApp

Część z Was pewnie kojarzy, kto jest właścicielem WhatsAppa. Tak, tak, to Meta, amerykański konglomerat technologiczny należący do Marka Zuckerberga. Jak wiadomo, Meta ma pod sobą także m.in. Facebooka i Instagrama, czyli serwisy społecznościowe, które wczoraj Putin wyłączył swoim obywatelom. Oficjalnie miała to być reakcja na zmianę standardów społeczności obu portali, które – w dobie agresji Rosji na Ukrainę – zezwalają na agresję słowną wobec rosyjskich żołnierzy, polityków, a nawet – w odpowiednim kontekście – cywilów.

Co ciekawe, o ile oficjalnej stronie Roskomnadzor Facebook i Instagram znajdują się na czarnej liście, tak o zablokowaniu WhatsAppa nie ma nawet zmianki. Tymczasem od wczoraj część rosyjskich użytkowników (tamtejsze serwisy informacyjne podkreślają, że nie wszyscy) boryka się z problemami z aplikacją.

sakhalife.ru zwraca uwagę na to, jak wiele zamieszania wprowadza niedziałający WhatsApp. Serwis podkreśla, że dla wielu Rosjan komunikator jest nie tylko kanałem komunikowania się z innymi, ale też narzędziem pracy.

whatsapp

Ten sam news, tyle że o mocno propagandowym wydźwięku, znajdziemy na stronie kurer-sreda.ru. Autor tekstu zamieścił kilka rad, które mają pomóc w „postawieniu komunikatora na nogi” (wyczyszczenie pamięci podręcznej przeglądarki, zmiana IP, weryfikacja działania antywirusów itp.), ale prawdziwe „kwiatki” zostawił na sam koniec. Ostatni akapit artykułu prezentuje się tak:

„Niedawno doszło do prawdziwego skandalu po tym, jak Meta bezkarnie zezwoliła na publikowanie na swoich platformach życzeń śmierci wobec rosyjskich użytkowników lub nawoływania do krwawego odwetu na nich, co – jak wyjaśnili szefowie firmy – ma związek z udziałem rosyjskiego wojska w operacji specjalnej na Ukrainie”.

ikony facebook

Za to Instagram „jebut” już w całej Rosji

Klamka zapadła, a uwiesił się na niej Roskomnadzor, który wydał nawet specjalne oświadczenie (cytat za: plusworld.ru):

„Ponieważ kierownictwo portalu społecznościowego Instagram, wbrew prawu międzynarodowemu, po raz pierwszy w historii zezwoliło na wezwania do przemocy i to tylko wobec Rosjan, Prokuratura Generalna postanowiła zakazać tego portalu społecznościowego w Rosji. Musimy zadbać o zdrowie psychiczne obywateli, zwłaszcza dzieci i młodzieży, aby chronić ich przed nękaniem i znieważaniem w Internecie”.

Radio Swoboda informuje, że wszyscy dostawcy internetu w Rosji mają obowiązek blokowania Instagrama. Jedyną możliwością korzystania z portalu jest VPN lub inne narzędzia do omijania blokady. Najświeższe doniesienia ukraińskiego serwisu Nexta sugerują jednak, że Roskomnadzor ma tego świadomość i rozpoczął już banowanie firm oferujących usługi VPN. Na pierwszy ogień miały pójść: VPN Betternet, Lantern, X-VPN, Cloudflare WARP, Tachyon VPN i PrivateTunnel.

Na stronie hi-tech.mail.ru znajdziemy poradnik pokazujący, jak przenieść wszystkie zdjęcia z Instagrama do sieci społecznościowej VKontakte.

Instagram

Obwód chersoński pod pełną kontrolą wojsk rosyjskich

Doniesienia z wojny w Ukrainie, przepuszczane przez rosyjskie serwisy, są niesamowicie przygnębiające dla zachodniego odbiorcy, znajdującego się daleko poza rosyjską bańką informacyjną, która z dnia na dzień coraz bardziej gęstnieje i utwardza się, odcinając Rosjan od reszty świata.

Dziś dominującym tematem jest rzekoma „pełna kontrola wojsk rosyjskich nad obwodem chersońskim”. Informacja, którą podało m.in. bfm.ru, pochodzi od oficjalnego przedstawiciela Ministerstwa Obrony Narodowej Igora Konashenkova.

Rosyjski MON poinformował też – UWAGA, UWAGA – o „zdobyciu przez rosyjskich spadochroniarzy twierdzy neonazistów w obwodzie kijowskim”. Żeby było jeszcze ciekawiej, wojsko miało zdobyć „próbki broni zachodniej, w tym dziesięć amerykańskich wyrzutni pocisków Javelin”.

Serwis kp.ru co prawda nie pisze o neonazistach, a „ukraińskich nacjonalistach”, ale i tutaj znajdziemy akty barbarzyńskiej wręcz dezinformacji. Weźmy na przykład streszczenie zadań wykonywanych przez rosyjskie lotnictwo podczas „specjalnej operacji wojskowej”:

„Lotnictwo wojskowe (…) wykonuje zadania eskortowania kolumn, niszczenia pojazdów opancerzonych, dostarczania wojsk, ładunków wojskowych, wsparcia powietrznego dla jednostek realizujących zadania w ramach operacji specjalnej”.

W litanii przechwałek o tym, czego w ostatniej dobie nie dokonało rosyjskie wojsko, znajdziemy również „informację” o „zniszczeniu dwóch bojowych wozów piechoty Sił Zbrojnych Ukrainy”. Uwierzytelnieniem doniesień ma być dołączony do artykułu film, rzekomo przedstawiający zneutralizowane „stanowisko ostrzału ukraińskich nacjonalistów, uzbrojonych w 122-mm samobieżne stanowiska artyleryjskie, za których pomocą nacjonaliści ostrzeliwali domy ludności cywilnej”.

Rosja Ukraina sytuacja

Jak wygląda podsumowanie ostatnich posunięć armii Putina według kp.ru?

„Tylko w nocy samoloty operacyjno-taktyczne, wojskowe i bezzałogowe uderzyły w 136 obiektów wojskowych Ukrainy, w tym: siedem stanowisk dowodzenia i centrów łączności, cztery systemy rakiet przeciwlotniczych, trzy wyrzutnie rakiet wielokrotnych, cztery stacje radiolokacyjne i przeciwlotnicze, system rakietowy naprowadzania samolotów S-300, jedną stacja walki elektronicznej, cztery składy amunicji i 72 miejsca gromadzenia sprzętu wojskowego”.

„Na lotnisku wojskowym pod Kramatorskiem zniszczono trzy hangary, w których znajdowały się cztery ukraińskie samoloty szturmowe Su-25, jeden śmigłowiec Mi-24 i pięć śmigłowców Mi-8”.

O ostrzeliwanych obiektach cywilnych, blokach mieszkalnych, konwojach humanitarnych, używaniu na cywilach broni zakazanej konwencją genewską… nie znajdziemy tu ani słowa.

podziurawiona flaga Ukrainy

Kim jest Marina Owsiannikowa?

Podczas wieczornej emisji programu Vremya, nadawanego na żywo przez rosyjski Channel One, stało się coś, czego raczej nikt się nie spodziewał. Za plecami prezenterki Ekateriny Andreeby pojawiła się kobieta, trzymająca w ręku plakat z antywojennymi hasłami, które wykrzykiwała również do kamery. Incydent trwał zaledwie kilka sekund, potem kadr telewizyjnego studia został zastąpiony materiałem na temat sankcji wobec Rosji.

Kobietą, która dokonała tak odważnego czynu, okazała się Marina Owsiannikowa, była redaktorka Channel One, która natychmiast po incydencie została aresztowana. Grozi jej do 15 lat więzienia za złamanie art. 207 ust. 3 Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej o „upowszechnianiu publicznym świadomie fałszywych informacji o użyciu sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej”.

Jak się potem okazało, nie była to akcja spontaniczna. Dziennikarka przygotowała i opublikowała film, w którym wyjaśnia powody, które nią kierowały. Wspomina między innymi o tym, że jej matka jest Rosjanką, ojciec Ukraińcem i oboje „nigdy nie byli dla siebie wrogami”. Według Owsiannikowej to, co dzieje się w Ukrainie, jest przestępstwem ze strony Rosji. Dziennikarka przyznała, że w ostatnich latach sama uprawiała kremlowską propagandę, pracując dla Channel One, i teraz bardzo wstydzi się tego, że jej praca przyczyniła się do „przeobrażania Rosjan w zombie”.

Jeśli wierzyć Google Trends, Rosjanie wręcz rzucili się na wyszukiwarkę Google, chcąc sprawdzić, kim jest Marina Owsiannikowa.

Marianna Owsiannikowa

„Marino, uszczęśliwiłaś miliony ludzi. Dałaś im nadzieję”

Co możemy zauważyć w tym temacie, to oczywiście wysyp newsów ze źródeł antykremlowskich. Radio Swoboda na przykład publikuje posty facebookowe antyputinowskich Rosjan, komentujących całe zajście.

Większość przywołanych komentarzy mówi wprost o bohaterstwie Owsiannikowej, a część sugeruje nawet, że jeśli ktoś jest w stanie uratować Rosję od hańby, to są to rosyjskie kobiety.

Jeden z cytowanych, Andrej Loshak, napisał: „majaczące złe duchy w kadrze przed tobą zostaną zapomniane jak straszny sen, a twój czyn z wdzięcznością zapamiętają twoi potomkowie, tak jak Czesi wciąż pamiętają siedmiu demonstrantów na Placu Czerwonym, którzy wyszli protestować przeciwko sowieckim czołgom w Pradze. Siedem osób przeciwko 240-milionowej cichej biomasie. Jedna odważna dziewczyna na dziesiątki tysięcy propagandystów, którzy wylewają na ludzi strumienie kłamstw i nienawiści. Rosjanie, bądźcie jak Marina. Jest to bardzo ważne, aby cały świat nas teraz zrozumiał”.

Strona 93.ru, powołując się na inne media, pisze, że nocą tego samego dnia pod budynkiem telewizji zaczęli gromadzić się ludzie, którzy chcieli wesprzeć dziennikarkę. Jeden mężczyzna miał nawet przynieść bukiet kwiatów, które chciał osobiście podarować Owsiannikowej.

Co na to prokremlowskie media?

Starhit.ru wprost nazywa Owsiannikową prowokatorką, rozpowszechniającą fałszywe informacje. Przy okazji chwali… Ekaterinę Andreevą, czyli prowadzącą program, podczas którego wszystko się wydarzyło.

Rosyjski serwis zwraca uwagę na to, że Andreeva od początku do końca zachowała zimną krew, jak przystało na profesjonalistkę. Sama dziennikarka przyznaje, że nie było łatwo, ale joga i ziółka zrobiły swoje. Według Starhit z całego kraju nieprzerwanie napływają wyrazy wsparcia i podziwu dla Andreevy.

Najciekawsze jest jednak to, że wokół Owsiannikowej pojawiają się już teorie spiskowe, a sceptyczni mają być także rosyjscy opozycjoniści.

Analityk sieciowy Kirill Poltevsky, cytowany przez newizv.ru (dostępny również po angielsku), mówi o tym, że całe zajście zostało zaimprowizowane w celach propagandowych, konkretnie po to, by pokazać opinii społecznej, że rosyjska telewizja naprawdę nadaje na żywo, nic nie jest z niej wycinane, bo jeśli by tak było, Owsiannikowa nie mogłaby zrobić tego, co zrobiła. Poltevsky nie wierzy również, by dziennikarka, która przez lata pracowała na rzecz kremlowskiej propagandy, nagle doznała katharsis i postanowiła stać się opozycjonistką, wręcz „męczennicą”.

To nie wszystko. Pojawia się też narracja, że Owsiannikowa była w Channel One dziennikarką drugorzędną. Nie mogła się wybić, tańcząc tak, jak Kreml grał, więc postanowiła zrobić coś spektakularnego, co miało jej przynieść sławę. Dlatego opowiedziała się przeciw rosyjskiej propagandzie.

Są też tacy, którzy twierdzą, że Marina z wyrachowaniem i zimną krwią „wyskoczyła z tonącego statku”, aby odzyskać twarz w obliczu nieuniknionych zmian w Rosji.

Jest jeszcze inna teoria sugerująca ustawkę. Według niej akcję z Owsiannikową zaimprowizował… Kreml. Motywem miała tu być dyskredytacja Konstantina Ernsta, redaktora naczelnego Kanału Pierwszego, który słabo sobie radził ze swoimi zadaniami propagandowymi, dlatego musiał „polecieć”. Owsiannikowa wykrzykująca na antenie antyrosyjskie hasła miała być tego potwierdzeniem. Co ciekawe, po wszystkim Ernst rzeczywiście został odwołany ze stanowiska.

Artykuł z newizv.ru stawia bardzo ciekawą tezę. Otóż „bohaterstwo” Owsiannikowej bynajmniej nie zjednoczyło rosyjskich przeciwników wojny na Ukrainie. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ich podzieliło, „co stanowi wymowne świadectwo dziwacznych cech rosyjskiej świadomości”.

Cenzura Rosyjskiego Internetu