Ostrożnie z entuzjazmem w sprawie wodnosamolotów na bazie C-130
Koncepcja przebudowy transportowców C-130 na wodnosamoloty nie jest nowa, i co jakiś czas powraca. Tym razem jednak wydaje się, że zostanie doprowadzona do końca, gdyż zmieniła nam się sytuacja geopolityczna, a przepotężna niegdyś Ameryka jest już „tylko” potężna. W związku z tym nawet w USA muszą szukać innowacyjnych rozwiązań pozwalających na jak najefektywniejsze wykorzystania posiadanego sprzętu. Liczenie dolarów trwa na dobre, a liczba projektów, które wyciągają ręce do kieszeni podatnika, będzie rosła.
Stąd cyfrowe projektowanie i szybkie wdrożenia, które mają pozwolić wyrwać się z zaklętego kręgu przedłużających się prac badawczych i niekończących się problemów z aktualizacjami, wersjami, wdrożeniami… no sami rozumiecie (tak F-35, pokazuję w Twoim kierunku paluchem).
Czy wszystko to zakończy się sukcesem? Można przypuszczać, że tak, ale nie warto też przeceniać skali nowych możliwości, jakie da ten pakiet rozbudowujący samolotom C-130. Pozwoli on co prawda lądować na wodzie, ale będą to raczej wody przybrzeżne i morze będzie musiało być odpowiednio „spokojne”, by umożliwić bezpieczne lądowanie i co równie ważne bezpieczny start.
Koniec końców będzie to, jak mawiają za wielką wodą, kolejny „tool in a toolbox”, czyli narzędzie w skrzynce narzędziowej. Czy i jak będzie wykorzystywane, czas pokaże.