Afganistan i Chiny. Szorstka (męska) przyjaźń biznesowa?
Póki co wywiad przechodzi bez większego echa, gdyż z większych wydawców podchwyciła go chyba jedynie Al Jazeera, ale mimo to jest niezwykle interesujący. Wynika z niego, że Talibowie mają prosty plan. Chcieliby podźwignąć gospodarkę kraju przy pomocy chińskich pieniędzy.
Tak przynajmniej twierdzi rzecznik Talibów Zabihullah Mujahid. Wydaje się, że wie, co mówi, a przynajmniej bardzo by chciał ziszczenia się tego, co mówi. Sytuacja w kraju robi się dramatyczna, a jakby mało było problemów, to susza może doprowadzić do głodu.
Państwa zachodnie wstrzymały w znacznej mierze swoją pomoc i toczy się właśnie rozgrywka o to, kto położy łapę na upadłym Afganistanie. Kąsek jest raczej smaczny, gdyż chodzi o produkcję narkotyków i potencjalnie o spore złoża surowców (głównie miedź), a w tym cenne minerały ziem rzadkich.
Mamy więc do czynienia ze swoistymi zalotami. Talibowie próbują się przypodobać Chinom, które włączając Afganistan w projekt Pasa i Szlaku dołożyłyby sobie kolejny klocek do globalnej układanki. Jednocześnie kiedyś radykalni, teraz malujący się na odmienionych Talibowie, szukają cały czas normalizacji z państwami zachodu.
Nawet jeśli nawiążą stosunki i przyjazne relacje tylko z Chinami, to dzięki nim mogą zyskać furtkę na globalny rynek. Praktyka ta jest powszechnie stosowana na świecie. Dzięki niej państwa objęte sankcjami dzięki „proxy trade” są w stanie czerpać ograniczone, ale jednak zyski.
Oczywiście sprawa wcale nie jest taka prosta, gdyż wydobywanie surowców w Afganistanie do łatwych nie należy, a ryzyko niestabilności kraju tylko pogarsza perspektywy. Stąd spodziewać się można podchodów.